Algorytm podsunął mi kanał 1420 na Youtube, gdy dla rozrywki oglądałem fragmenty serialu 1670. Utknąłem na dwie godziny, a później wracałem przez kilka kolejnych dni.
Na kanale znajdziemy amatorskie sondy uliczne, prowadzone wśród mieszkańców i mieszkanek Moskwy. Jest też kilka odcinków z rosyjskiej prowincji. Pytania zadaje Daniil Orain, który wygląda, jakby ukrywał swój wizerunek pod peruką i za wielkimi, ciemnymi okularami. To dodatkowo zachęciło mnie do oglądania, bo pomyślałem, iż skoro autor nie chce, by go rozpoznano, pytania nie będą tendencyjne.
Okazało się, iż Daniil z niczym się nie kryje – po prostu taki ma look, a pytania i tak są śmiałe.
Daniil pyta napotkanych na ulicy ludzi o rosyjską politykę. Przykładowe pytania to: „W naszym kraju można pójść do więzienia za udział w sondzie ulicznej. Co o tym myślisz?”, „Elon Musk twierdzi, iż Władimir Putin jest najbogatszym człowiekiem na świecie. Jak się z tym czujesz?”, „Cała Rosja ma wskaźnik PKB jak sam Nowy Jork. Co ty na to?” czy „Podobno nasze wojsko to druga najlepsza armia w Ukrainie. Słyszałeś coś o tym?”. Czasem sformułowane są jeszcze bardziej bezpośrednio: „Czy powinniśmy czasem zmieniać prezydentów?”, „Czy będziesz głosować na Putina?”.
Autor ma na szyi wymalowaną wielką pacyfkę i jest nader oczywiste, iż nie podoba mu się kierunek, w którym zmierza jego ojczyzna. Jednak nie cenzuruje swoich respondentów, a w filmikach możemy usłyszeć miłośników Putina i rosyjskiego imperializmu. Albo radzieckiego, bo niektórzy sypią formułki jak z kronik filmowych czasów zimnej wojny – o tym, jak Rosja miłuje pokój, a Zachód na nią dybie. O tych pogrobowcach ZSRR pisze w wydanej niedawno nakładem Krytyki Politycznej książce Aleksandr Etkind.
Podglądanie kufajek zza żaluzji
Odcinków i pytań jest bardzo dużo. Są one sformułowane tak, iż niemal nie sposób nie odnieść ich do bieżących wydarzeń, czyli wojny i opresji putinowskiego reżimu. zwykle zaczepieni przechodnie od razu orientują się, co jest grane, i uśmiechają się pod nosem, ale wcale nie zbija ich to z tropu i chcą jakoś szczerze odpowiedzieć. Sposób, w jaki to robią, oraz wola i odwaga zabrania głosu momentalnie chwyciły mnie za serce.
Odpalając kolejne nagrania, zauważyłem, iż ulegam założeniu, iż w Rosji panuje już taki zamordyzm, iż nikt nie ośmieli się kwestionować przywództwa Putina czy krytykować inwazji na Ukrainę, wiedząc, iż będzie można to później zobaczyć w internecie. Chcę podejrzeć, jak przez rozchylone żaluzje, jak to jest możliwe. Jak oni tam wyglądają? Czy są już znowu sowietami w kufajkach i futrzanych czapach? Czy raczej schludnie umundurowanymi rzeszami salutującymi wodzowi na defiladzie? To takie podglądanie, żeby poczuć się lepszym.
Tymczasem przechodnie jak przechodnie: młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni, ubrani stylowo i nowocześnie albo niedbale i staroświecko, zadziwiają mnie swoją elokwencją, dojrzałością i świadomością. Nie to, iż łatwo się ekscytuję. Nie jestem też rusofilem. Nie lubię choćby Dostojewskiego. Po prostu raz na jakiś czas ktoś stawia diagnozę i manifestuje swoją niezgodę z opresyjnym systemem w sposób, który wyrywa z butów.
Filmiki Daniila mają moc transmutacji perwersyjnej przyjemności podglądania w akt zdobycia faktycznej wiedzy zza nowej, żelaznej kurtyny. A raczej w akt przypominania, iż Rosjanie zostawiający setki tysięcy złotych w Zakopanem ubierali się może i mało gustownie (tzw. faszyn from Raszyn), ale na pewno nie w kufajki. Może mieli je przyjeżdżający na zakupy z Kaliningradu, ale handlujący z nimi Polacy też. Co prawda, fakt posiadania stosunków ekonomicznych z Rosją nie świadczy o zażyłości ani choćby sympatii, ale wciąż jest relacją opartą na porozumieniu podobnych z podobnymi.
Czy powinniśmy słuchać Rosjan?
Na 1420 bywa też tragikomicznie. Moja ulubiona sonda ma miejsce w okolicach gmachu Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Daniil przytacza wypowiedź szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella, iż rosyjska gospodarka to nic więcej niż tylko stacja benzynowa, której właściciel posiada bombę atomową, i prosi o komentarz napotkanych studentów instytutu.
Młodzi adepci ekonomii i stosunków międzynarodowych dwoją się i troją, żeby jakoś wybrnąć z tarapatów – a jest to trudne, bo teza poparta jest konkretnymi wskaźnikami. Ich nieudolna wierność propagandowemu przekazowi jest rozkoszna i smutna zarazem.
Ale Daniil nie bawi się ich kosztem. Powagi tej sondzie nadają już dwaj pierwsi respondenci. Są to czarnoskórzy mężczyźni, dla których studia w Moskwie ewidentnie są bardzo ważne. Są to prawdopodobnie stypendyści pochodzący z któregoś z państw Afryki. Bliskie relacje z globalnym Południem są istotnym elementem zakotwiczenia putinowskiego reżimu i to o tym powinniśmy myśleć, słuchając, jak ci chłopcy rozwodzą się nad wspaniałością rosyjskiej cywilizacji.
Na jednym z nagrań Daniil chowa nagle mikrofon i odwraca się. Robi to na widok przejeżdżającego ulicą czarnego mercedesa G klasy z ciemnymi szybami. Takich aut używa rosyjska służba bezpieczeństwa FSB. Widzowie kanału pytali autora niejednokrotnie, jakim cudem jeszcze nie siedzi w więzieniu albo nie wypadł z jakiegoś okna. Daniil odpowiada, iż dotychczas miał chyba szczęście.
Tylko tyle i aż tyle. Perspektywę trafienia do aresztu uważa za jak najbardziej realną i wie, iż ryzykuje. Tłumaczy, iż dla niego kara za zadawanie ludziom pytań na ulicy będzie ostateczną granicą. Nie dopowiada czego, tylko uśmiecha się porozumiewawczo.
Oglądając kanał, zdałem sobie sprawę, iż twierdzenie, iż społeczeństwo rosyjskie stoi za Putinem i dlatego zasługuje na wykluczenie ze wspólnoty komunikacyjnej, to pójście na intelektualną łatwiznę.
Nie jest to oczywiście problem nowy. Dyskusja na ten temat toczy się w rozmaitych mediach ogólnopolskich, a także na łamach Krytyki Politycznej. Doskonałe rozeznanie i zaangażowaną perspektywę mają tu Paulina i Wojciech Siegieniowie. Polecam ostatni odcinek ich podcastu.
Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:
Pierwszymi ofiarami nazistów byli Niemcy. Radzieccy zbrodniarze mordowali najpierw własnych rodaków. Społeczeństwo rosyjskie cierpi i jesteśmy mu winni współczucie. Dużo współczucia okazujemy, ze wszech miar słusznie, Ukraińcom. jeżeli nie starcza nam go jeszcze dla Rosjan, to powstrzymajmy się chociaż od pochopnej pogardy.
Kto ukradł nam pacyfizm
21 września obchodzimy kolejny Międzynarodowy Dzień Pokoju, ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Wzmocnienie myśli pacyfistycznej jest dzisiaj bardzo potrzebne. Tymczasem w Polsce orędownictwo na rzecz pokoju zostało przechwycone i wypaczone przez nacjonalistyczne środowiska antyukraińskie. Ich wpływ na opinie publiczną jest minimalny, ale szkodliwy dla bardzo ważnej idei.
Pacyfizm traktowany jest po macoszemu jako postawa naiwna. Moim zdaniem naiwnym jest myśleć, iż Rosja zostanie tak po prostu pokonana przez wojsko ukraińskie, jej klasa rządząca poniesie konsekwencje agresji, straci wpływy, społeczeństwo się ukorzy i na tym gruncie zbudowany zostanie jakiś obiecujący porządek w tej części Europy i świata. Tak się nigdy nie dzieje. Kończący pierwszą wojnę światową rozejm w Compiègne był próbą takiego rozstrzygnięcia. Upokorzenie społeczeństwa niemieckiego wyniosło później Adolfa Hitlera do władzy absolutnej – z wiadomym finałem.
Ukraina powinna odzyskać wszystkie zagrabione ziemie i swobodę samostanowienia. Ale nie wydarzy się to poprzez podpisanie aktu kapitulacji Rosji, tylko poprzez negocjacje pokojowe. Należy przypominać i pielęgnować myśl pacyfistyczną, by przetrwała do tego momentu i mogła jak najszybciej zmaterializować się w formie trwałego porozumienia.
Jak odnaleźć w sobie pacyfizm? Obejrzenie kilku filmów z kanału 1420 to dobry początek. Następnie można spróbować zdystansować się do historii i zaprzestać używania rzekomych argumentów z dziejów do uzasadniania swoich bieżących sądów i postaw. Pisałem o tym już w trzech ostatnich publikacjach na łamach Krytyki Politycznej.
Wiem, iż ukierunkowanie na pokój, oparte na uważnej i szczerej komunikacji, to wielki wysiłek. Wyrwanie się z matni militarystyczno-konfrontacyjnej propagandy, podtrzymywanej przez liderów wszystkich, trudnych już do zliczenia stron konfliktu w Ukrainie, musi na razie odbywać się na poziomie indywidualnego samokształcenia każdego i każdej z nas.
To tym trudniejsze, iż złole dobrze o tym wiedzą. Reżim rosyjski skutecznie blokuje obywatelom dostęp do platformy YouTube.
To, co Rosjankom i Rosjanom odbierane jest przemocą – możliwość bezpośredniej komunikacji – my tracimy przez zaniechanie. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego liderzy zachodnich demokracji, przy całym natężeniu wysyłanych gróźb, próśb i ultimatów, nigdy nie apelują do rosyjskiego społeczeństwa, z marszu kwestionując jego podmiotowość. Mogliby to robić, dopóki jeszcze się jakoś da, zanim obywatele Rosji zostaną całkiem odcięci od otwartego internetu.
Być może jest to jakaś żelazna zasada dyplomacji i ma swoje uzasadnienie. Może zawsze mamy być gotowi na przemoc.
Nie wiem, czy słusznie poddajemy się inicjatywie oficjalnych instytucji. Po raz pierwszy ta wątpliwość nurtowała mnie podczas kampanii brexitowej w Wielkiej Brytanii. Przez kilka miesięcy niemal cały kontynent gapił się tępo na wyspę i czekał. Dopiero w przeddzień referendum na warszawskim Pałacu Kultury pojawiła się solidarnościowa iluminacja. Rozwinięte i zamożne społeczeństwa Unii Europejskiej nie potrafiły samodzielnie przekazać skutecznego komunikatu: zaczekajcie, zostańcie, dogadamy się.
Tymczasem na Rosję choćby się nie gapimy, tylko podglądamy przez coraz cięższe żaluzje. A tam ludzie tracą siły, jak dziewczyna z poniższego nagrania: