Widać już zmęczenie i znużenie. Nasze i ich. Pod opolską Nike przyszła zaledwie garstka Opolan solidaryzujących się z walczącą Ukrainą, choć i Ukraińców było dużo mniej niż przed rokiem. A to 3 lata wojny.
3 lata wojny. Ruskie trolle wciąż aktywne
– Można to tłumaczyć złą pogodą, ale bardziej trendem w polityce, takim, iż lepiej się nie ujawniać z tymi ukraińskimi sympatiami, tak myślą niektórzy Polacy – komentuje uczestniczka wiecu z Opola. – W internecie atakują ruskie trolle, chcą skłócić Polaków z Ukraińcami, wmawiają im, iż Polska sięgnie po Lwów za świadczoną pomoc. Nie brakuje też pożytecznych idiotów, którzy za darmochę robią Putinowi propagandę.
– Nie oceniajcie nas źle – prosi Polaków Sniżana, mama 8-letniej córeczki. – Nie oceniajcie wszystkich Ukraińców po działaniach naszego jednego, czy drugiego nieuczciwego rodaka. W każdej nacji jest dobry i zły człowiek. A na te największe starania tych porządnych, uczciwych, zły Ukrainiec rzuci cień na długie lata.
Na froncie wszystko się przyda
Podczas wiecu Ola Czarnecka mówi do zebranych o tym, czego nieustannie potrzeba na froncie.
– Chłopcom potrzeba męskich, ciepłych ubrań, swetrów i termicznej bielizny – wylicza Ola, opolanka i liderka „Pajęczyc”, wyplatających siatki maskujące i kikimory dla Ukraińców walczących z Rosjanami. Nazwę tej nieformalnej grupy zawdzięczają żołnierzom z Limania, którym podarowali swoją pierwsze zimowe siatki. – Zbieramy też wosk, stare materace, kołdry do szpitala, puste butle gazowe…
– Nie oddawajcie auta na złom, tylko przekażcie na front, bo chłopcy jeszcze je naprawią – apeluje. Prosi też o stare e-papierosy, chodzi o elektronikę, z której żołnierze zrobią użytek.
Los matki żołnierza
Już poza mikrofonem Ola przyznaje, iż zdarzają się przypadki, kiedy na mrozie żołnierze zasypiają na amen. – Bo na froncie dzieją się rzeczy, o których my tutaj nie mamy pojęcia – mówi z przejęciem.
To nie bogata armia USA, mówią matki i żony żołnierzy, więc sami wiele rzeczy muszą kupić.
– Syn poszedł na ochotnika, ale buty musiał sobie kupić – żali się Alina, matka 24-letniego żołnierza, która do Opola trafiła jeszcze przed najazdem Rosji na Ukrainę. – A jak coś zgubi, o co na froncie łatwo, musi sam uzupełnić.
Synowi kupiła kamizelkę na wkłady balistyczne. Podczas rozmowy co jakiś czas sobie wyrzuca, iż jest złą matką.
– Został ranny w nogę i kiedy trafił do szpitala, to się ucieszyłam, bo mi syna teraz nie zabiją – mówi Alina. – Matka żołnierza tak ma, nie prześpi już spokojnie ani jednej nocy.
Zabrała skrzypce, nuty i psa
Na placu pod opolską Nike, po kolejnych przemówieniach, rozlega się hymn ukraiński, a potem wspomnienia, jak to było, kiedy trzy lata temu przyjechali do Opola.
Zofija swój dom zostawiła w Charkowie 2 marca 2022 roku, w tej chwili to uczennica Państwowej Szkoły Muzycznej w Opolu.
– Zdążyłam zabrać skrzypce, nuty i psa, tak, jak stałyśmy z mamą opuściłyśmy dom – wspomina Zofija. – Potem dwa dni siedziałyśmy w piwnicy i tak jak stałyśmy, ze skrzypcami i psem ruszyłyśmy na dworzec w Charkowie, a stamtąd do Lwowa.
Teraz mama Zofii pracuje w jednym z opolskich hoteli, a Zofia w przyszłym roku będzie zdawać do Akademii Muzycznej. Mama z zachwytem patrzy na córkę, iż tak gwałtownie i dobrze opanowała polski. Obie mówią, iż w Opolu odnalazły dom.
Opole to dobre miejsce
Olena z Humania jest mamą czwórki dzieci, najmłodsze przyszło na świat już w Opolu. Pół roku zwlekała z wyjazdem, myślała, iż wojna zaraz się skończy. Długi czas z trójką dzieci przesiedziała w zimnej i wilgotnej piwnicy. Budynek, w którym mieszkała sąsiadował z magazynem wojskowym, nad nim ciągle latały drony i samoloty.
– Zaczęliśmy w tej piwnicy chorować – opowiada Olena. – Kiedy były alarmy i naloty, 7-letnia córeczka pytała mnie, za co oni chcą nas zabić. To spakowałam dzieci i ruszyłam do Polski, do Opola, bo tutaj była już moja przyjaciółka. Teraz starsze dzieci chodzą do szkoły, młodsze do przedszkola.
Pojawiały się jakieś zatargi w szkole, ktoś nie życzył sobie, żeby jego dziecko z Ukrainką się bawiło. Olena macha na to ręką, mówi, iż to nieważne.
– Ale kiedy nad Opolem leci śmigłowiec, ten medyczny, dzieci się kurczą, pytają, czy tutaj też będzie wojna – przyznaje Olena.
3 lata wojny. Oni są nam potrzebni
Czy zostaną w Polsce po wojnie?
– Do Opola uciekłam przed wojną, a nie do pracy, więc chciałabym wrócić, ale dzieci mówią całkowicie po polsku i dobrze im tutaj – kontynuje Olena. – Tylko pytają, czy po wojnie będziemy do Humania jeździć na wakacje. Bo one chcą tutaj na zawsze.
Takich osób jak Olena, w Opolu jest więcej. W samym mieście przebywa nieco ponad pięć tysięcy uchodźców, wielu z nich się zadomowiło i zamierzają zostać na stałe.
– Uważam, iż uchodźcy w Opolu odnaleźli się całkiem nieźle – podkreśla prezydent Arkadiusz Wiśniewski. – Zdecydowana większość z nich pracuje, w usługach lub przemyśle, inni zakładają własne biznesy. Uczą się języka polskiego, co ułatwia im funkcjonowanie. Bywają przypadki osób, które nie potrafiły, albo nie chciały zaadaptować się do opolskiej rzeczywistości. I to niestety rzuca cień na pozostałą mniejszość ukraińską w Opolu. Co dodatkowo podbijane jest w internecie, szczególnie przez anonimowe konta trolli mediów społecznościowych.
Prezydent Wiśniewski wielokrotnie podkreślał, iż chciałby, żeby ci Ukraińcy w Opolu zostali. I wielu widzi u nas swoją przyszłość, są energiczni, znają języki obce.
– Chciałbym, żeby osoby pracujące zostały w naszym mieście, one mogą przyczynić się do zwiększania mocy naszych przedsiębiorstw – kontynuuje prezydent Opola. – Przecież mamy jeden z najniższych poziomów bezrobocia w Polsce, a nowe zakłady potrzebujące pracowników wciąż powstają.
Dobre słowo dla żołnierza
Olena, ta matka czwórki dzieci z Humania, niemal codziennie pakuje dziecko do wózka, pod wózek paczkę i pędzi do kierowców, którzy jeżdżą do Lwowa. We Lwowie jest odbiorca i paczki przekazuje dalej frontowcom. W pakunku zawsze są robione na drutach skarpety, a w każdej fiszka z kilkoma ciepłymi słowami, na przykład „Jesteś niesamowity”. I batonik.
– Taka prosta rzecz, a w okopie daje tyle euforii – kontynuuje Olena. – Mam codziennie przekaz od chłopaków z frontu. Jarek, kolega ze szkoły, napisał mi, iż kiedy na mrozie wyjął ze skarpetki taki przekaz, od razu cieplej się zrobiło.
Mąż Oleny od lat pracuje za granicą, teraz w Holandii. Cały czas wspierają walczącą Ukrainę.
– Pieniędzy nie odłożę, ani nad morze z dziećmi nie pojadę, bo wysyłam naszym chłopakom na front, tam trudna sytuacja – tłumaczy Olena. – Jak skończy się wojna, to pojedziemy całą rodziną nad morze.
Już przekazała kupione przez siebie dwie przechodzone osobówki na front, a sama korzysta z komunikacji miejskiej Opola.
– Chłopaki na froncie mówią, iż to pierwsze to takie szczęśliwe auto, bo przez dwa lata ani razu nie było ostrzeliwane – dodaje.
3 lata wojny. Trump podcina im skrzydła
To drugie auto od Oleny do Kijowa kilka dni temu wiozła Ola Czarnecka i Światosław Rojewski, wolontariusz z Opola. W Kijowie raz rozległ się alarm przeciwlotniczy, ale w Żytomierzu już wiele razy. Bo tej nocy w Żytomierzu był straszny nalot dronów rosyjskich.
– Rosjanie wysłali 176 szacheedów, z czego sześć trafiło w budynki, pozostałe Ukraińcy przechwycili – opowiada Światosław Rojewski. – A samochód wieźliśmy do Kijowa, bo żołnierze z Humania mieli tam szkolenie ze standardów NATO.
Auto odbierał od nich starszy lejtnant.
– Jarosław, żołnierz poeta łamiący wszelkie stereotypy twardziela, a na wojnie nieprzerwanie od trzech lat – mówi dalej Światosław. – Razem z nim walczył jego ojciec i brat. Na żołnierzach odbiły się wypowiedzi prezydenta Trumpa. Oni się nie poddadzą, ale to im podcina skrzydła.
– W Żytomierzu spotkaliśmy szwedzkich wolontariuszy – dodaje Ola Czarnecka. – Stamtąd, ich autobusem, jechaliśmy do Lwowa. Magnus, szwedzki przyjaciel, zaprosił nas do opery lwowskiej.
Bo we Lwowie i innych miastach Ukrainy wszystko działa normalnie. – Tylko przed budynkiem opery wszystkie monumenty są zabezpieczone przed bombardowaniem – mówi Światosław.
3 lata wojny. Ukrainie brakuje żołnierzy
Rosja jest kilkakrotnie liczniejsza, Putin nie ma problemów i oporów, żeby pchać kolejne tysiące na front. A Ukraina wyczerpuje swoje możliwości i desperacko szuka ludzi do walki.
– Ostatniej nocy we Lwowie, na ulicy Zofii Jabłońskiej, tuż przed domem Szwedów, który sobie kupili, podjechała do mnie furgonetka na szwajcarskich „blachach” – opowiada Światosław. – Wyskoczył z niego żołnierz TCK (Territorial Center of Recruitment – red.). Żandarmeria, oni łowią wprost na ulicy mężczyzn, żeby na siłę wcielić do armii. Myśleli, iż jestem Ukraińcem, więc chcieli mnie wciągnąć do auta. Ale byłem z byłym ukraińskim żołnierzem, który służył w desancie…
Światosław mówi, iż rozumie w tej sytuacji desperację państwa prowadzącego wojnę. Rozumie też młodych ludzi, którzy nie chcą iść na wojnę.
– Ale we Lwowie spotkaliśmy obcokrajowców, którzy przyjechali, żeby zaciągnąć się do armii ukraińskiej – dodaje Ola Czarnecka. – Jednym z nich był Rafael, Peruwiańczyk.
– Tam trafia też wielu byłych wojskowych, którzy wojnę traktują tak samo, jak stolarz traktuje robienie stołów – komentuje Światosław.
Demograficzny zastrzyk dla regionu
W Polsce jest w tej chwili około 900 tys. uchodźców z Ukrainy, z czego na Opolszczyźnie przebywa 41 tysięcy. To jednak dane szacunkowe, gdyż część z nich przemieszcza się po Polsce, a niektórzy wyjechali na zachód wrócili na Ukrainę.
W opinii Moniki Jurek, wojewody opolskiej, przyjazd uchodźców to pozytyw dla Opolszczyzny.
– Za wyjątkiem nielicznych przypadków, osoby z ośrodków dla uchodźców prowadzonych przez wojewodę opolskiego usamodzielniły się – podkreśla wojewoda opolska. – Na początku w tych ośrodkach zdarzały się czasem trudne sytuacje, będące wynikiem rywalizacji między samymi uchodźcami, tymi rosyjskojęzycznymi ze wschodniej Ukrainy i tymi z zachodniej Ukrainy. Ci drudzy byli zbulwersowani tym, iż chroniąc się przed Putinem w Polsce używają języka Putina.
Wojewoda Jurek podkreśla, iż teraz wielu z nich chce u nas zostać, bo w naszym kompaktowym województwie znaleźli swoje miejsce.
– W sytuacji naszego województwa ulegającego depopulacji jest jakaś nadzieja, iż młodzi będą zakładać tutaj rodziny – dodaje. – A rodzina z dziećmi, czy samodzielna osoba pracująca zawsze będzie pozytywnie odbierana w otoczeniu.
Zarabiają na siebie
Uchodźcy z Ukrainy w 2023 roku podnieśli nam PKB o jeden procent. Z tytułu świadczeń socjalnych otrzymali w 2024 roku 2,5 mld zł, ale za to sześć razy więcej, bo około 15 mld zł, zapłacili podatków. Bezrobocie wśród uchodźców wynosi 1,5 proc., cztery razy mniej, niż wśród Polaków.
Polska na nich korzysta, jednak w mediach społecznościowych widać agresywną, fałszywą narrację, będącej skutkiem rosyjskiej manipulacji, iż uchodźcy żerują na Polakach. To podsycające nienawiść posty typu: „Panoszą się tu, nie przeprosili za Wołyń, zabierają nam socjal i pracę”. Czy uchodźcy rzeczywiście zabierają nam pracę?
– Legalnie przebywający na Opolszczyźnie cudzoziemcy znjadują pracę w branżach, w których brakuje pracowników – wyjaśnia Małgorzata Kozioł, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu. – To na przykład pielęgniarki, kierowcy, pracownicy różnych firm produkcyjnych. W ostatnich latach nasz rynek pracy odnotował odpływ dużej grupy pracowników na emerytury, więc fachowcy, którzy przyjechali z Ukrainy, wypełniają powstałą lukę. Mówienie, iż zabierają naszym pracę jest nieuzasadnione.
Centrum Integracji Cudzoziemców, działające w WUP w Opolu, pomaga cudzoziemców w znalezieniu pracy, organizując m.in. branżowe kursy językowe dostosowane do potrzeb opolskiego rynku. Wciąż przeważają kursy medycznego języka polskiego. Istnieje też możliwość refundacji kosztów kursów zawodowych, np. kierowcy.
Jak podkreśla Małgorzata Kozioł, wśród Ukraińców jest też wiele osób zakładających własną działalność, w dużej mierze dotyczy to kobiet: fryzjerek, kosmetyczek, czy stylistek paznokci. Choć i panowie zakładają swoje firmy, np. w branży stolarskiej i wielu innych.
Jesteśmy niesprawiedliwi
Na wiec na placu Wolności przyszła też Mirosława Olszewska, opolska psycholog i traumatolog. Co się dzieje z człowiekiem po trzech latach wojny?
– Tym, którzy chcą się adaptować u nas, jest łatwiej, jednak historia ich życia jest trudna – mówi Mirosława Olszewska. – Oni tym żyją. To są takie dylematy, które słyszę od studentów „Czy to jest w porządku, iż ja się tutaj uczę, kiedy mój brat jest na wojnie?”. Martwi mnie, iż jest nas Polaków w takim dniu, jak dzisiaj, tak mało. I nasze myślenie o Ukraińcach jest takie niesprawiedliwe, stereotypowe i bardzo krzywdzące.
Często w miejscu pracy denerwuje wielu piękny makijaż u Ukrainki, jej porządne ubranie, chociaż zarabia grosze. I uśmiech, chociaż po dłużej chwili widać na tej twarzy smutek.
– W depresji też człowiek się śmieje, bo uczucia cały czas się zmieniają – tłumaczy psycholożka. – Nie można płakać przez trzy lata. Można cieszyć się z takich zwykłych, codziennych rzeczy. Nie zmienia to faktu, iż ten ciężar jest zawsze, bo ta sprawa jest ciągle niezałatwiona. Ukraińcy podkreślają, iż Kijów miał się poddać po trzech dniach, a to trwa już trzy lata. To jest strasznie długo, to się musi odciskać na psychice tych ludzi.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania