Nie ma chyba w Internecie osoby, która nie miała styczności z trollem. Jest to zjawisko tak powszechne, iż nabrało już choćby własnych podgrup. Wielu prawdopodobnie zadawało sobie również pytanie: jak jest cel trolla?
Jeszcze nie tak dawno, gdy słyszeliśmy hasło „troll internetowy”, to zwykle przed oczyma mieliśmy konto bez historii, zdjęć, imienia i nazwiska, które irytuje wszystkich głupimi komentarzami. Taki obraz dominował jeszcze na początku XXI wieku, kiedy popularne były hasła o tym by „nie karmić trolla”. To wszystko znacząco ewoluowało w drugiej dekadzie bieżącego stulecia.
Współcześnie trolle dalej spełniają swoją rolę „szkodliwości”, jednak w bardziej ukierunkowany sposób. Można powiedzieć, iż wcześniej było to zjawisko o charakterze chaosu. w tej chwili zaś trolle, w wielu przypadkach, są trybikami w machinach propagandowych oraz elementem walki informacyjnej.
Koło tego tematu nie da się przejść bez przypomnienia Jessikki Aro i jej książki „Trolle Putina”. Szczegółowo opisała w niej w jaki sposób rosyjskie służby zagospodarowały tę domenę tworząc, tak zwane, farmy trolli. Ich działania polegały nie tylko na uprzykrzaniu życia autorce groźbami, zasypywaniem wiadomościami, ale też prześladowaniem, upodleniem czy robieniem nagonek. Pokazywała ona też, w jaki sposób rozrasta się prorosyjska agentura, tworząc swoje stowarzyszenia, ugrupowania, think tanki i tak dalej.
Całość działań miała formę śnieżnej kuli. Za anonimowymi kontami szły fejk konta z losowymi danymi. Za nimi już realni ludzie, którzy uwierzyli w ten przekaz i dawali się wciągnąć w tę grę. Dziś to zjawisko jest już na tyle powszechne, iż takie kumulowanie napięcia możemy znaleźć niemal w każdej dziedzinie.
Tu podkowa działa
Jean – Pierre Faye ukuł kiedyś coś takiego jak teoria podkowy. Opierała się ona przede wszystkim na doświadczeniach nazizmu i komunizmu. Zasada w niej była bardzo prosta. Środowiska skrajne, ekstremistyczne, znajdujące się po dwóch stronach ideologicznych mają w rzeczywistości więcej cech wspólnych, niż dzielących. Skrajności często wierzą w teorie spiskowe, są ślepe na argumenty i zamykają się w swoich bańkach. I choć nie jest ta teoria doskonała, to w przypadku trolli jest ona trafna.
Bo jaki jest cel trolla? Przede wszystkim skłócenie ludzi i wprowadzenie chaosu. Radzieckie jak i później rosyjskie służby doprowadziły to do perfekcji. Były one w stanie skłócić środowiska skrajnej lewicy i prawicy w USA, a następnie chwalić się tym osiągnięciem. I teraz należałoby sobie zadać fundamentalne pytanie. Skoro choćby mocarstwo może paść ofiarą takiej wojny psychologicznej to co z mniejszymi i słabszymi państwami?
I tutaj trzeba dać kropkę, bo wojna na Ukrainie całkowicie wywróciła formę trolla. Prorosyjska narracja postawiła na zmieszanie starych metod dezinformacji w stylu Związku Radzieckiego, tylko z wykorzystaniem współczesnej technologii. Częściowo pokrywa się to z wcześniej opisanym „whataboutismem”.
A jeszcze większy problem jednak pojawia się wtedy, gdy osoby z zasięgami łapią się na te manipulacje i podają je dalej.
Nowa generacja wojny w sieci
Idealnym papierkiem lakmusowym okazała się tutaj wojna na Ukrainie i jej eskalacja po 24 lutego 2022 roku. Przykłady można mnożyć. Ofiarami tych nagonek padli nie tylko sami Polacy, ale również Ukraińcy. Wzorcowym przykładem jest tu choćby polsko – ukraińska kawiarnia w Bielsku – Białej, która jeszcze przed otwarciem została zalana falą bluzg, negatywnych komentarzy i haseł „stop ukrainizacji Polski”. Do tego ostatniego jeszcze sobie wrócimy.
Jak już zostało napisane wyżej, rosyjska dezinformacja stara się czerpać z dwóch przeciwstawnych kierunków. W przypadku naszego państwa też mamy z tym do czynienia. Z jednej strony spora część prawicy popierająca otwarcie Rosję lub szerząca fejki. Z drugiej skrajna lewica komunistyczna robiąca dokładnie to samo. Można jedynie zadać pytanie czy jest to celowe wpisywanie się w narrację rosyjską czy po prostu własna niewiedza i ignorancja. Na to pytanie można sobie odpowiedzieć na podstawie poniższych przykładów.
Polityczna dezinformacja
W przypadku Polski szeregi skrajnych komunistów są stosunkowo mniejsze, więc ich zasięg jest zdecydowanie węższy. Przykład Michała Nowickiego, który nadaje niekiedy z własnej łazienki jest tutaj aż nazbyt wymowny. Co nie zmienia faktu, iż w przypadku Ukrainy mówił on jednym głosem z Korwin – Mikkem na temat Ukrainy i Rosji. Rzecz jasna, cała narracja była taka, iż Rosja nie odpowiada za różne zbrodnie, tylko Ukraińcy je sobie sami robili.
Ale lećmy dalej, bo tu się to dopiero rozkręca. W szczególności aktywne w szerzeniu fake newsów okazały się tutaj osoby z otoczenia Korony Grzegorza Brauna. I tak mamy tutaj kolejne przykłady. Piotr Panasiuk, osoba, która jest pudłem rezonansowym rosyjskiej propagandy w Polsce, startował w wyborach z ramienia partii Brauna.
A pamiętacie akcję „stop ukrainizacji Polski”? W zasadzie do teraz żyje ona sobie gdzieś w odmętach Internetu. Praktycznie każde wydarzenie negatywne jest w nim przypisywane Ukraińcom. Facet z siekierą na ulicy? Pewnie Ukrainiec. Węgiel wywożą? Pewnie do Ukraińców. Roszczenia terytorialne? No tylko Ukraińcy je mają. I tak dalej. Nie jest zaskoczeniem, iż znowu tutaj najbardziej aktywne były środowiska wokół Brauna.
Co więcej, akcję zainicjowało zaledwie kilka kont, które wręcz spamowały hasztagami na Tweeterze. Mamy wśród nich również takie perełki jak Skalskiego.
Mało? Lecimy dalej. Mamy jeszcze głośny niedawno przykład Leszka Sykulskiego. Jeszcze rok temu, gdy pisałem, iż jego przekaz jest spójny z rosyjską narracją i nie klei się z faktami, to byłem atakowany przez jego fanów. W końcu to był „jedyny prawdziwy geopolityk!”. Każdy kto się z tym nie zgadzał był zmanipulowany przez zachodnią narrację.
Minął rok i dostaliśmy Leszka, który chwali Armię Czerwoną, trzyma sztamę z prorosyjskimi Kamratami i domaga się ścisłej współpracy z Rosją. No któż by się spodziewał.
A no i warto również dodać, iż Leszek Sykulski miał mieć pewne miejsce w Częstochowie z ramienia partii Brauna, a sam jest też mentorem… Piotra Panasiuka. Ponadto tworzył „Ruch Antywojenny”, który za głównego winnego wojny uważał USA i Zachód, a nie Rosję. No pewnie to zwykła koincydencja. Prawda?
Dalej mało? No to jeszcze mamy wcześniej wywołanych Kamratów i Olszańskiego. Mamy eMisję TV i Korczakowskiego, mówiącego o „Niebiańskiej Jerozolimie” i o tym, iż popiera Rosję. Mamy Góralskie Veto i Pitonia, który też w Ukraińcach widzi wroga, a nie w Rosji. Tę wyliczankę można ciągnąć naprawdę bardzo długo, a w zasadzie 3/4 ich przekazu to są powielane fejki, które pojawiły się wcześniej na kanałach telegramowych, lub zwykłe teorie spiskowe.
Lekarstwo? Jest i nie ma
Choć wróć. Zdecydowanie lepszym była by tu nazwa „odtrutka”. Nagroda Złotego Goebbelsa zawał to hasztagiem „stop rusyfikacji prawicy”. Niewątpliwie to zjawisko nastąpiło. O ile lewica postkomunistyczna zawsze miała ciągoty prorosyjskie, o tyle na prawicy to był margines, może poza Korwinem. Teraz spora liczba umownie prawicowych mediów albo stała się prorosyjska, albo poddała się rosyjskiej dezinformacji.
Można z tym walczyć jedynie odkłamując fejki, ale tu znowu wraca ten przeklęty „whataboutism” i negowanie wszelkich argumentów. Statystyki coś mówią? To nie dowód. Zdjęcia satelitarne? Pewnie fejki. Świadkowie? Na pewno agenci. Zdjęcie? Pewnie przerobione, pokaż nagranie. Jest nagranie? To jeszcze nie żaden dowód. Zawsze będzie jakaś wymówka. Tak jak u lewicy z „to nie był prawdziwy socjalizm!”
Zainteresowani widzieli dokładnie co podziało się z tymi, którzy przez ostatni rok trzymali stronę Leszka Sykulskiego. Gdy tylko powiedział o jedno słowo za dużo to nagle cało środowisko krzyknęło w niebogłosy. Co prawda odcięli się od jego osoby, ale nie odcięli się od jego narracji.
Dlatego tutaj wraca teza, którą podobnie jak w przypadku Sykulskiego postawiłem w zeszłym roku. jeżeli ktoś przez cały 2022 nie wyleczył się z tej narracji prorosyjskiej i nie zauważył jej przekłamań, to już dla takiej osoby raczej ratunku nie ma.