- Trochę się naśmiewamy z rosyjskiej armii, ale część ekspertów uważa, iż niesłusznie. Twierdzą, iż armia Putina nie tylko podczas wojny nic nie straciła, ale jeszcze się powiększyła o 15 proc. Ostrzega przed tym także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i litewscy politycy. Czy rzeczywiście stanowi ona dla nas zagrożenie? - z takim pytaniem Paweł Pawłowski, prowadzący program "Newsroom" w WP, zwrócił się do swojego gościa, gen. Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych. - Ten czas, kiedy mogliśmy się śmiać, minął bezpowrotnie. Dwa lata temu, gdy załamała się ofensywa ukraińska w obwodzie zaporoskim w czerwcu 2023 roku - ocenił gość programu. - Rosjanie systematycznie odtwarzają swoją armię, zawdzięczają to temu, iż Putin przestawił przemysł na produkcję wojenną. Mogą również liczyć na wsparcie Chin, które bardzo pomagają materiałowo i technologicznie armii rosyjskiej - dodał. Jego zdaniem w ciągu ostatnich kilku miesięcy Rosjanie utworzyli od trzech do pięciu nowych dywizji, z których tylko część wysłano na front w Ukrainie. Przypomniał, iż Rosjanie odtwarzają dwa korpusy armii w nowo powstałym Leningradzkim Okręgu Wojskowym. - Są to siły skierowane w stronę państw nadbałtyckich i Finlandii. Nie należy wykluczać działań armii rosyjskiej, poza wojną hybrydową, bo należy pamiętać, iż my jesteśmy w trakcie takiej wojny z Rosją wzdłuż naszej wschodniej granicy i państw bałtyckich. Wszystko, co się dzieje w rejonie Bałtyku jest również wojną hybrydową. Rosjanie przygotowują się moim zdaniem do tego, żeby ten potencjał, który odtwarzają, wykorzystać do destabilizacji sytuacji w regionie państw bałtyckich. Najsłabszym państwem w strukturze NATO w tym regionie jest Łotwa - stwierdził gen. Waldemar Skrzypczak.