Brytyjczycy o Polsce. Co myślą o naszym narodzie? Część II

angora24.pl 2 miesięcy temu

***

– Polacy pomogli nam ogromnie i odważnie w drugiej wojnie światowej. Osiedlili się w Wielkiej Brytanii, wnieśli ogromny wkład w rozwój naszego kraju – Mark Eagleton

***

– Mój znajomy głosował za brexitem. „Nie lubię słyszeć obcych języków na mojej głównej ulicy” – mówił. Zapominamy, iż chętnie przyjęliśmy wielu Polaków w 1939 roku, gdy najechały nas hordy nazistowskie. Zdaje się, iż zapominamy również, iż polscy piloci myśliwców pomagali nam bronić Wielkiej Brytanii podczas Bitwy o Anglię – Anders Wahlberg

***

– Mamy wobec polskich lotników ogromny dług wdzięczności. Powinniśmy być również bardziej świadomi zasług polskich kryptografów, którzy złamali kod Enigmy, kładąc podwaliny pod komputeryzację procesu przez Turinga i innych – Jim Broughton

***

– Lubię Polaków. Latali naszymi samolotami podczas drugiej wojny światowej, pływali na naszych statkach, walczyli na naszych polach bitew (jeśli dobrze pamiętam, Polacy byli w D-Day). Uwielbiam rozmawiać z nimi o historii Polski, szczególnie o husarii, bitwie pod Wizną czy innych ich wielkich czynach, np. pod Wiedniem – Quigglebert

***

– Dorastałem w latach 50. na południe od Manchesteru. W czasie drugiej wojny światowej Manchester był bazą dla polskich spadochroniarzy i po wojnie wielu z nich tam pozostało. Wszyscy, których spotkałem (głównie ludzie prowadzący wówczas lokalne sklepy) byli porządni, mili, troskliwi. W latach 70. poszedłem do college’u. Poznałem niektórych Polaków, zostałem zaproszony na przyjęcie do lokalnego Domu Kombatanta. O północy wydawało się, iż wszyscy byli generałami. Opowiadali historie, często smutne, i uważam, iż prawdziwe. Podczas zimnej wojny wyruszyłem w morze. Pewnego razu na Boże Narodzenie staliśmy na kotwicy w niezbyt przyjemnym miejscu, więc kapitan kazał wciągnąć choinkę na przedni maszt (międzynarodowy nieoficjalny sygnał oznaczający „organizujemy przyjęcie, wszyscy mile widziani”). Niedługo potem dopłynęła do nas w szalupie ekipa z pobliskiego polskiego statku, nastąpił naprawdę rozrywkowy wieczór – Mike Smith

***

– Pewnego dnia w 1999 roku wróciłem do domu i zastałem nieznajomego całkowicie u mnie zadomowionego. Żona i córka rozpieszczały go, a syn wymieniał się z nim infantylnymi żartami. Tydzień później nieznajomy z rodziną wprowadził się do sąsiedniego domu. Był synem polskiego uchodźcy z czasów drugiej wojny światowej, superinteligentnym, absolutnie moralnym i pod każdym względem niezwykłym człowiekiem, który został ojcem chrzestnym mojej córki – David Wilson

***

– Znałem jednego [Polaka], był moim teściem. W 1939 roku, kiedy miał 16 lat, jego wieś została najechana przez niemieckich żołnierzy. Uciekł przez Europę i ostatecznie dołączył do armii pod dowództwem generała Andersa. Walczył pod Monte Cassino we Włoszech, w jednej z najkrwawszych bitew drugiej wojny światowej. Po wojnie osiedlił się w Wielkiej Brytanii, ponieważ powrót do Polski będącej pod rządami nowego komunistycznego reżimu był niebezpieczny dla wszystkich kombatanta. Ożenił się z miejscową dziewczyną, dostał pracę na kolei. Utrzymywał rodzinę składającą się z 2 dziewczynek i 2 chłopców. Niestety, jego żona zmarła na gruźlicę. Sam wychowywał czworo dzieci. Nauczył mnie wielu praktycznych umiejętności – robienia betonu, murowania, hydrauliki i wielu innych rzeczy. Zmarł na raka w wieku 79 lat. Jestem dumny i czuję się uprzywilejowany, iż go znałem. Moje dzieci również są dumne ze swojego częściowo polskiego dziedzictwa. Spoczywaj w pokoju, Janie Brunonie Gałuszko. Wznoszę za ciebie toast kieliszkiem najlepszej polskiej wódki: Za zdrowie ojca! – Ian Leyland

***

– Dorastałem na wsi w północno- -wschodnim Perthshire. Zacząłem naukę w szkole podstawowej Rattray w 1951 roku. W naszej klasie liczącej 42 uczniów było dwóch o polskich nazwiskach – dzieci polskich żołnierzy zakwaterowanych w Wielkiej Brytanii, którzy po wojnie zdecydowali się tu pozostać. Przesuwamy się o 70 lat do przodu i okazuje się, iż mój sąsiad Peter również jest Polakiem. Przyjechał do Wielkiej Brytanii w 2004 r., zdobył kilka dyplomów, w tej chwili jest starszym urzędnikiem w departamencie prawnym szkockiego rządu. Łączy nas miłość do whisky słodowej, cieszyliśmy się wieloma sesjami degustacyjnymi przy płocie ogrodu. W zeszłym roku na swoim polskim ślubie nosił kilt. No więc tak – cholerni Polacy, jesteście wszędzie. I witajcie! – Wallace Traill

Idź do oryginalnego materiału