Cały naród broni swojej granicy, nie brakuje mu strzelb ani gnojowicy

krytykapolityczna.pl 3 miesięcy temu

Rok 2024 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Naprzód zima ustąpiła tuż po Nowym Roku i kolejne miesiące, z natury zimne, były ciepłe. Potem na niebie pojawiły się łuny, widoczne choćby z dalekich Bieszczadów, choć zwykle cieszyły oczy tylko mitycznych Lapończyków. Wreszcie spłonęło centrum handlowe Marywilska, inne hale, płonęły wysypiska z toksycznymi odpadami w różnych miejscach kraju, Polska Agencja Prasowa została zhakowana i nadała jakąś kompletną bzdurę, a sędzia okazał się szpiegiem i zbiegł do wrażego państwa.

W ludziach duch opadł, a trwoga zdjęła ich serca. Wielu zaczęło kupować domy w dalekiej Hiszpanii, ale najwięcej było tych, którzy pospieszyli bronić granicy. Zgodnie z zasadą cioci z wiersza Edwarda Leara, która zakładała Okruszkowi szalik, choć właśnie odmrażał sobie palce u stóp: „Okruszka paluszków bezpieczny jest los, dopóki? Dopóki ciepło mu w nos”. Tak więc wobec niekonwencjonalnych ataków w głębi kraju ci, którzy nie wyjechali do Hiszpanii albo na wakacje, ruszyli bronić granicy w sposób całkowicie konwencjonalny, czyli odgradzając się kolejnymi przeszkodami.

Lud z lasów i lud z pól dołączył do zastępów dzielnych żołnierzy. Już nie tylko ciężkimi rosomakami, zastępami straży, wojsk i WOT-u, nie tylko drutem i wysokim na pięć metrów płotem, ale i rzeką gówna chroniła Polska swoją granicę. I to gówna nie byle jakiego, ale świńskiego. Nie wiem dlaczego akurat w tym momencie, ale przychodzi mi na myśl akcja kościelna z 2017 roku „różaniec do granic”, gdzie modlący się niby nawoływali do pokoju, ale przecież chodziło o to, żeby pokazać, iż Polska to kraj katolicki, a modlitwa odbyła się w święto Matki Bożej Różańcowej, ustanowione na cześć zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad muzułmańską w bitwie pod Lepanto, co miało postawić tamę islamizacji Europy.

Świńskie grówno również ma chronić przed islamizacją. Tak podobno jakiś czas temu wymyślili greccy rolnicy, a polscy postanowili wykorzystać tę światłą myśl. Przez rzekę świńskiej gnojówki przedostaną się tylko chrześcijanie, a muzułmanie, którzy nie tylko grówna, ale i samych świń nie chcą tknąć, zostaną.

Gnojówki nie zabraknie, bo mimo tego, co rolnicy opowiadali na protestach pod Sejmem, hodowla trzody chlewnej się opłaca. Kilogram wieprzowiny kosztuje powyżej 7 złotych, zboże tanie, jest więc czym karmić. A w dodatku teraz, kiedy okazuje się, iż trzoda chlewna z powodów patriotycznych powinna robić więcej kupy, rolnicy mają kolejny argument, żeby ubiegać się o rządowe dotacje na wzmocnienie swojego biznesu. To chyba dobry czas, bo rząd Donalda Tuska jest wyjątkowo czuły na potrzeby tych grup, które go najbardziej nie lubią.

Tych zaś, co by jednak przeszli te śmierdzące odmęty, może ochronić już tylko święta Opatrzność i ręka boska, bo za rzeką gnojówki będą czekać myśliwi, którzy jak wiadomo, wszędzie widzą dziki i do dzików strzelają. Nie potrzebna im choćby specustawa uniewinniająca zaocznie niewłaściwe użycie broni. Teraz nie tylko dzika zobaczą, ale i wyniuchają. Dzik to dzika świnia, prawdopodobnie jego kupa też jest dzika, ale czy nosy myśliwych odróżnią swąd dziki od domowego tak dobrze jak śliwowicę od bimbru? Czy też wszystko, co się po lesie rusza, jednak okaże się dzikiem?

A ci aktywiści? Którym podoba się, w przeciwieństwie do Marcina Kierwińskiego, który nie klaskał, Zielona Granica Agnieszki Holland? Przecież to też świnie, każdy patriota od podstawówki wie, iż tylko świnie siedzą w kinie. A w lesie świnie to przecież dziki.

Jednej władzy przeszkadzała Tokarczuk, drugiej Holland. Co za pech!

Tylko przez cały czas jeszcze nie wiadomo, przed kim te kordony, rzeki gnojówki i zastępy myśliwych ustawiają się na granicy. Czy Rosjanie to muzułmanie? A Białorusini? Bo przecież to ich się najbardziej obawiamy. To Rosjanie najechali Ukrainę, mordują, palą, gwałcą, niszczą miasta, co noc wysyłają rakiety. To rosyjski prezydent co jakiś czas przekonuje, iż nic mu do Polski, ani choćby do polskiego Lwowa. Czy zatem zbiera się jakaś hiperborejska armia? Jacyś Moskale szykują się do skoku na Puszczę Białowieską?

Trudno przecież uwierzyć, iż ten cały cyrk na granicy to z powodu migrantów, nieuzbrojonych cywili, którzy idą od trzech lat przez Podlasie i nikt ich się nie boi, bo i nie ma powodów. Nóż na wyposażeniu miał jeden i to współpracujący z białoruskimi służbami człowiek. Wiem, zginął młody żołnierz. To tragedia. Nie pierwsza na granicy niestety, gdzie zginęło z rozmaitych powodów kilku żołnierzy i z wiadomych powodów – polskiego rasizmu – kilkudziesięciu migrantów.

W tym czasie z rąk polscy obywatele giną z rąk polskich przestępców i policjantów. Od grudnia 2018 do grudnia 2023 z rąk policji zmarło co najmniej 111 osób. Co roku w Polsce zakładanych jest przynajmniej 90 tysięcy niebieskich kart. Te niebezpieczne osoby żyją pośród nas. Czemu nie ruszamy w związku z tym na którąś granicę, powiedzmy południową, byle nie nad morze, bo za morzem Norwegia, a oni tam mają fioła na punkcie bezpieczeństwa w rodzinie i Barnevernet dzieci odbiera?

Ministrowie rządu wiedzą, iż te działania graniczne są nieco na wyrost, nieproporcjonalne wobec osadzonego na kijku noża. Może choćby żenujące. Próbują więc naprawić obraz interpretacją. A przy okazji szykują własne zasieki – stworzone z manipulacji, nieprawd, propagandy i rasizmu, powielanych przez media w przestrzeni publicznej.

O młodych byczkach, mężczyznach napakowanych testosteronem, którzy szturmują granicę opowiada publicznie nie tylko Radosław Sikorski, ale i Maciej Duszczyk, w tej chwili wiceminister, wcześniej ekspert do spraw migracji. „Na granicy nie ma już scenariusza migracyjnego” – mówi w wywiadzie dla portalu money.pl. „Ja osobiście znam się na migracjach, kanałach migracyjnych oraz jak temu przeciwdziałać. Dziś mamy jednak sytuację, w której po drugiej stronie płotu są osoby, które mogą być szkolone przez Białorusinów i których celem nie jest przekroczenie granicy, tylko atakowanie polskich strażników” – tłumaczy w money.pl Duszczyk.

Niestety, żaden z dziennikarzy prowadzących wywiad, a było ich dwóch, nie upomniał się o nieścisłość. Otóż przed tym zdaniem, wiceminister wypowiedział inne: „Jednego dnia mieliśmy do czynienia z kobietą, która przyszła pod zaporę z dzieckiem, drugiego dnia przyszły już cztery kobiety w ciąży. Gdy przyjęliśmy grupę dzieci, z których zresztą część miała sfałszowane dokumenty, za chwilę na granicy pojawiła się dwukrotnie większa grupa”.

Zatem szlak migracyjny jednak jest! Gdyby był bezpieczniejszy, szłoby nim jeszcze więcej kobiet i dzieci, więcej urzędników, a mniej żołnierzy. Ale bardziej opłaca się widzieć tylko szkolonych przez Łukaszenkę agresorów.

Żaden z dziennikarzy nie dopytał o te domniemane szkolenia. „Są osoby, które mogą być szkolone przez Białorusinów” – powiedział Duszczyk. Nie wie na pewno? Przecież wystarczy zapytać. Najlepiej kogoś, kto był i widział migrantów z bliska. Nikomu nie przyszło to do głowy?

Tymczasem rasizm, którego według Macieja Duszczyka w polskiej tradycji nie było i dlatego niepokoją go wpisy „na granicy lub przekraczające granice rasizmu”, przeszkadza, bo „może pojawić się problem, by te negatywne tendencje odwrócić”. Interesująca refleksja. Czegoś nie rozumiecie? Pewnie tak, ale to, jak już pisałam, dziwny rok.

Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Idź do oryginalnego materiału