„Cios prosto w twarz”. Europejska obronność w potrzasku, ale i Donald Trump musi drżeć. Stawka jest wysoka

news.5v.pl 21 godzin temu

Amerykański przemysł od dekad zbija fortunę na sprzedaży swojego sprzętu — czy to myśliwców, czy obrony powietrznej. Teraz kurek z pieniędzmi może zostać zakręcony. Skoro Trump chce narzucać swoją wolę, Europa mówi o „biciu po twarzy” i myśli nad radykalną zmianą — rezygnacją z zamówień z USA na rzecz broni rodzimej produkcji.

To by z pewnością zirytowało Trumpa, który jednak doskonale zdaje sobie sprawę, iż ma asa w rękawie. Może szantażować kraje Starego Kontynentu i wymóc zmianę decyzji. Europa to bagatelizuje, nazywając „mistyfikacją”. Przeciąganie liny jednak trwa, a pierwszy test już wkrótce.

Chociaż nie podjęto żadnych radykalnych decyzji, w stolicach sojuszników zapalają się światła ostrzegawcze. Zarówno Portugalia, jak i Kanada zwlekają z zamówieniem myśliwca Lockheed Martin F-35 Lightning II, podczas gdy Francja ponownie zwiększa swoje tradycyjne naciski na rządy europejskie, by kupowały więcej broni w Paryżu.

W środę Komisja Europejska przedstawiła plan zakupu broni o wartości 150 mld euro (ok. 629 mld zł). W większości wyklucza on Stany Zjednoczone.

— Sprzedaż F-35 lub amerykańskich systemów z pewnością stanie się bardziej skomplikowana dla amerykańskich firm — mówi Gesine Weber, pracownik transatlantyckiego think tanku German Marshall Fund z siedzibą w Paryżu.

— Ważnym czynnikiem przy zakupie F-35 przez europejskie rządy była idea, iż europejska obrona zostanie zbudowana na bazie transatlantyckiej pod względem strategii, instytucji i zdolności — zaznacza, dodając, iż „administracja Trumpa jest w trakcie rozwiązywania połączenia transatlantyckiego, a zatem zakup amerykańskich systemów nie będzie już miał żadnej wartości dodanej dla Europejczyków„.

Powtarzające się groźby Trumpa dotyczące zajęcia Grenlandii i przekształcenia Kanady w 51. stan Ameryki; jego pytanie, czy Stany Zjednoczone wypełnią swoje zobowiązanie NATO do przyjścia z pomocą sojusznikom; nagłe zawieszenie przez jego administrację pomocy wojskowej i wymiany danych wywiadowczych z Ukrainą — wszystko to wzburzyło Europejczyków.

— mówi anonimowo jeden z zachodnioeuropejskich urzędników do spraw obrony.

Stawka jest wysoka również dla amerykańskiego przemysłu, a były ambasador USA Greg Delawie nazwał obawy Portugalii i Kanady dotyczące F-35 „gigantyczną polityczną i gospodarczą czerwoną flagą dla naszego kraju”.

Sprzedaż zagraniczna to nie tylko bonus — jest ona niezbędna do utrzymania amerykańskiego przemysłu obronnego na powierzchni. W 2024 r. łączna zagraniczna sprzedaż wojskowa i bezpośrednia sprzedaż komercyjna osiągnęła 317 mld dol. (1 bln 225 mld zł).

Jeśli sojusznicy Waszyngtonu zaczną zwracać się gdzie indziej — choćby stopniowo — może to ostatecznie osłabić szerszy amerykański ekosystem obronny. F-35 jest montowany w Teksasie, stanie popierającym Trumpa, podczas gdy system obrony powietrznej MIM-104 Patriot jest produkowany na Florydzie, innym czerwonym stanie.

„Zmiana poglądów na temat F-35 i szersze poglądy na wiarygodność Stanów Zjednoczonych jako partnera obronnego i dostawcy broni odzwierciedlają potencjalną zmianę w globalnych wzorcach handlu obronnego” — powiedział w poniedziałek Byron Callan z Capital Alpha Partners w nocie do inwestorów.

— choćby jeżeli wprowadzi wiele niepewności w relacjach, amerykańskie platformy są przez cały czas najlepszym wyborem, a Europejczycy po prostu nie mogą teraz obejść tego faktu — mówi anonimowo starszy dyrektor amerykańskiego przemysłu obronnego w rozmowie z POLITICO.

— Europejczykom nie pomaga kupowanie gorszych systemów — dodaje dyrektor. — To nie jest jak nakładanie ceł na whisky Jack Daniels, to jest dla ich własnego bezpieczeństwa narodowego.

Rzeczywiście, nie ma szybkiego rozwiązania, aby zakończyć zakupy amerykańskiej broni, a niektóre europejskie stolice choćby odrzucają obawy dotyczące kierunku, w którym zmierza Waszyngton. „Chcemy wzmocnić stosunki transatlantyckie” — powiedział w tym miesiącu dziennikarzom w Paryżu minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz.

Pytania o przyszłą sprzedaż

Pierwszym testem gotowości Europy do ograniczenia zamówień z USA będzie Dania — kraj, który co chwilę staje się celem Trumpa, który grozi anekcją Grenlandii, autonomicznej części Królestwa Danii.

Kopenhaga planuje wybrać jeden z dwóch systemów obrony powietrznej — francusko-włoski SAMP/T NG i amerykański Patriot — w ramach umowy, która ma zostać podpisana jeszcze w tym roku.

Rezultat tych rozmów będzie solidnym wskazaniem, czy Europejczycy są gotowi poprzeć nieamerykańskie alternatywy.

W Kanadzie — kraju, któremu Trump regularnie grozi — nowy premier Mark Carney odniósł się do F-35 w Londynie, mówiąc: „Biorąc pod uwagę środowisko geopolityczne … rozważne i w interesie Kanady jest dokonanie przeglądu tych opcji”. Ok. 16 odrzutowców z 88 zamówionych przez Kanadę zostało już opłaconych, ale Ottawa może kupić resztę gdzie indziej, a mianowicie od szwedzkiego Saaba, którego JAS-39 Gripen zajął drugie miejsce po F-35 w krajowym przetargu na myśliwce.

W Europie pole manewru, jakim cieszą się rządy, zależy od tego, czy kontrakty zostały już podpisane, pieniądze wydane, a broń dostarczona.

Stolicom państw członkowskich trudno będzie wycofać się z istniejących umów, zwłaszcza w przypadku F-35. Niektóre kraje europejskie, takie jak Holandia i Czechy, już to wykluczyły.

Tymczasem szukanie innych opcji byłoby bardzo długie i kosztowne, mówi o amerykańskim odrzutowcu odchodzący szef sił powietrznych Szwajcarii Peter Merz. Belgia obawia się kosztów floty z dwoma różnymi samolotami bojowymi, zazmacza minister obrony kraju Theo Francken.

Przyszła sprzedaż jest jednak kwestią otwartą.

Wcześniej w tym miesiącu portugalski minister obrony Nuno Melo, którego kraj rozważa zakup F-35, powiedział: „Nie możemy ignorować środowiska geopolitycznego w naszych wyborach”, kwestionując wiarygodność Waszyngtonu.

Zapytany, czy dodatkowe setki miliardów euro przeznaczone przez Niemcy na obronę zostaną wydane na amerykańską broń, minister obrony Boris Pistorius wezwał do „dobrej równowagi między sprzętem amerykańskim i europejskim”, dodając, iż „uczymy się — przynajmniej na razie — iż powinniśmy bardziej polegać na sobie”.

Złowrogi przycisk Amerykanów

Europejscy urzędnicy i politycy bagatelizowali takie obawy, a belgijski Francken nazwał to „mistyfikacją”.

Jednak rzeczywisty przycisk włączania / wyłączania nie jest potrzebny, aby znacząco utrudnić korzystanie z amerykańskiego sprzętu wojskowego. — Istnieją 24 miliony linii kodu , ciągłe aktualizacje są niezbędne — tłumaczy jeden z europejskich przedstawicieli branży. — W przypadku HIMARS i Patriotów prawdziwym problemem nie jest oprogramowanie, ale amunicja. Kontrolę uzyskuje się poprzez dostarczanie amunicji i części zamiennych — podkreśla.

Istnieją precedensy, w których USA unieważniały umowy sprzedaży broni ze względu na zmiany polityczne — takie jak w Iranie po rewolucji islamskiej, z Pakistanem i kiedy Turcja zdecydowała się na zakup rosyjskiego systemu obrony powietrznej.

— Historycznie tak właśnie działamy, ale czy zrobiliśmy to z sojusznikami? Nie — zaznacza urzędnik amerykańskiego przemysłu obronnego. — Ale jesteśmy w bezprecedensowych czasach, w których nasza wiarygodność jako sojusznika jest kwestionowana. Jest to więc uzasadniona rozmowa — dodaje.

Europa chce konkurować z USA. Jest jedno „ale”

Prywatnie wielu europejskich dyplomatów twierdzi, iż działania Trumpa skłaniają Europejczyków do ponownego rozważenia polityki zamówień. Jednak nie zrezygnowali oni również z tego, iż Stany Zjednoczone pozostaną kluczowym partnerem.

— powiedział dziennikarzom w tym miesiącu holenderski minister obrony Ruben Brekelmans.

Komisja Europejska prowadzi w tej chwili działania mające na celu sfinansowanie i pobudzenie europejskiego przemysłu obronnego, mając na uwadze długoterminowy cel, jakim jest uniezależnienie kontynentu od Stanów Zjednoczonych. Stolice starają się również wypełnić najważniejsze luki w zakresie zdolności, takich jak pociski manewrujące, myśliwce szóstej generacji, obrona powietrzna i czołgi.

Europejscy kontrahenci są przekonani, iż Stary Kontynent produkuje najnowocześniejszą broń i ma „możliwości techniczne” i „mózgi”, aby konkurować z USA, Eric Beranger, dyrektor generalny europejskiego producenta rakiet MBDA, powiedział francuskiemu radiu.

Amerykańskie firmy zbrojeniowe obawiają się posunięć UE, w tym wysiłków na rzecz priorytetowego traktowania europejskich dostawców. Aerospace Industries Association, amerykańska grupa handlowa zrzeszająca 300 firm, zwróciła się w zeszłym tygodniu do władz handlowych w Waszyngtonie z prośbą o wycofanie się z tej strategii — i opowiedzenie się za umowami o współpracy produkcyjnej i silniejszymi więzami transatlantyckimi.

Amerykańskie firmy podkreślają również, iż jakość amerykańskiej broni utrzyma je w grze.

„Europejska baza przemysłowa zapewnia bardzo dobre możliwości” — mówi wiceprezes Aerospace Industries Association ds. międzynarodowych Dak Hardwick. „Ale to Amerykanie zapewniają najlepsze możliwości” — dodaje.

Tymczasem amerykański przemysł obronny ostrzega amerykańskich decydentów, aby byli świadomi ryzyka, jeżeli europejscy sojusznicy spróbują uniezależnić się od amerykańskiej broni.

„Wszyscy musimy pamiętać, iż zagraniczni partnerzy bezpośrednio wspierają amerykańską bazę przemysłu obronnego” — podsumowuje Hardwick.

Idź do oryginalnego materiału