Spotykając się z Kim Dzong Unem, Władimir Putin osiągnął prawdziwe dno polityczne. Wszyscy bowiem wiedzą, iż do pozyskania amunicji do starych rosyjskich armat i wyrzutni rakietowych wcale nie była potrzebna obecność prezydenta atomowego "mocarstwa". Chodziło więc po prostu, by z kimś się spotkać. Tu Putin mógł wybierać tylko pomiędzy Łukaszenką, Kimem i... Erdoğanem.