Zgromadzona przez antropologów i socjologów wiedza na temat ludzkich wspólnot mówi nam o nieodzowności instytucjonalnego rozdziału sfery sacrum od profanum w każdym znanym społeczeństwie, zaś historyczne doświadczenie dodaje, iż gdy w imię jakiejś postępowej ideologii próbuje się obalić Świętość jako taką – na jej miejsce nieubłaganym prawem wyrasta kolejna, tyle iż infantylna, nieszczera i przypominającą ponurą karykaturę poprzedniej. Prawidłowość ta została potwierdzona podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich, w której postchrześcijański Zachód podjął próbę symbolicznej wymiany niosącego zbawienie krzyża na inkluzywno-dewiacyjną tęczę.
Nie powinno nas to dziwić. choćby w krajach programowo ateistycznych polityczni przywódcy i realizowane przez nich rewolucyjne idee zyskiwały w oczach wielu ludzi cechy nadprzyrodzone, które legitymizowały władzę uzurpatorów w wymiarze metafizycznym. W trakcie ludobójstwa 1789 roku we Francji wznoszono modlitwy do „świętego serca Marata”,
transmisje wieców politycznych w rozwożonych przez bolszewików radioodbiornikach zacofani rosyjscy wieśniacy uważali za głosy dobiegające z zaświatów, zaś o „bohaterach rewolucji komunistycznej” krążyły legendy, jakoby na ich poduszkach magicznie zakwitały pachnące fiołki. Podobne, nieco tylko uwspółcześnione procesy możemy obserwować w przypadku ruchu LGBT, którego atrybuty próbuje się wynieść do rangi sacrum – tak, by wypełniły powiększającą się lukę po odchodzącym świecie, w którym dominowała wiara chrześcijańska
Subwersja ostatniej wieczerzy
Głosy krytyki skierowane w stronę wywrotowej inscenizacji „Ostatniej wieczerzy” Leonarda Da Vinciego często operowały słowami: „parodia” i „prowokacja”. Po głębszym zastanowieniu wydaje się jednak, iż takie potraktowanie sprawy to zaledwie muśnięcie istoty problemu. Ludzie znajdujący się we władzy zła (w tym przypadku – reżyser bluźnierczego przedstawienia) chętnie szerzyć będą zgorszenie i demoralizację, ale niekoniecznie trzeba odmawiać ich działaniu inteligencji i przebiegłości. Chrześcijański sens biblijnej ostatniej wieczerzy należy rozumieć m.in. jako ustanowienie Eucharystii, zapowiedź nadchodzącej męki Zbawiciela, związanego z nią odkupienia grzechów, ale także podkreślenie wagi wspólnoty i jedności wiernych. W paryskiej subwersji opisanej w Nowym Testamencie historii zasiadających przy stole biesiadników nie łączyła jednak wiara i służba Chrystusowi, a tożsamość opierająca się na grzesznych skłonnościach i odejściu od porządku jaki Bóg przewidział dla człowieka w swym planie stworzenia. Możemy zatem mówić o symbolicznym ustanowienie wspólnoty bezwarunkowej, której zaistnienie jest możliwe tylko po odejściu od chrześcijańskiej koncepcji grzechu. Wedle niej nieskrępowana pojęciem grzechu ludzka różnorodność staje się wartością samą w sobie, i obwieszczeniem takiej właśnie nowej transcendentnej inkluzywności ma być omawiana inscenizacja. Inaczej rzecz ujmując – w imię realizacji inkluzywnego projektu społecznego porzucona zostaje chrześcijańska droga do zbawienia ludzkiej duszy.
Mieszanie świętości i metafizyki z emblematami i zachowaniami, charakterystycznymi dla zorganizowanej aktywności dewiacyjnej możemy zaobserwować w przestrzeni publicznej już od dawna. Podczas manifestacji i parad ruchu LGBT w różnych częściach świata stylizowanie się uczestników na Chrystusa, Maryję czy innych postaci biblijne jest dosyć częstą praktyką, podobnie jak prowadzenie tęczowych para-nabożeństw i udzielania tęczowych para-sakramentów; znane jest również kontaminowanie symboli katolickich z homopolitycznymi (np. słynna „tęczowa Matka Boża Częstochowska”). I znów – możemy uznać to za rodzaj oswajania czy świadomej prowokacji, mającej doprowadzić do wściekłości „homofobicznych chrześcijan”, by później ukazać ich nieestetyczne emocje w środkach masowego przekazu. Istnienie tych wrogich intencji jest oczywiste, ale należy je uzupełnić o jeszcze jedną – tego typu działania to również rodzaj świętokradczej osmozy, próba opromienienia świętością chrześcijańską tęczowego profanum
i symboliczna próba zawłaszczenia nadprzyrodzonych mocy. Przy dużej częstotliwości tego typu aktów te dwa porządki mogą zacząć się mieszać również w świadomości społecznej. I taki właśnie jest przemilczany cel tęczowych „prowokacji” i „performansów” – zmierzają one do zwieńczenia procesu sakralizacji tęczowej dewiacyjnej inkluzywności w świecie Zachodu poprzez nadanie jej (skradzionego) komponentu metafizycznego. Używamy tu określenia „zwieńczenie”, ponieważ pozostałe atrybuty charakterystyczne dla sfery sacrum zostały w ruchach tęczowych zamanifestowane już wcześniej.
Sakralizacja tęczy
Niezależnie od tego w której epoce, a także na jakiej szerokości geograficznej się znajdziemy sposoby postrzegania sfery sacrum zawierają co najmniej kilka wspólnych mianowników. Pierwszym jest odmienność: niepowtarzalny i unikatowy charakter, wynoszący ją ponad doświadczaną codzienność. Homoseksualizm czy tzw. transpłciowość niewątpliwie spełniają ten warunek – zwracamy na nie uwagę, gdyż jaskrawo odróżniają się na tle obserwowanej przez nas normy, zaś obudowana wokół nich subkultura LGBT dodatkowo podkreśla te odmienności – czy to ekscentrycznym strojem, jaskrawym makijażem, egzotycznymi rekwizytami czy teatralnym zachowaniem; pojawienie się tego typu osób w otoczeniu zawsze zwraca uwagę swoją nietypowością, zaś wystrój miejsc przeznaczonych do spotkań członków queerowych subkultur (bary, dyskoteki, kluby, koncerty etc.) również łatwo odróżnić od tych standardowych, podobnie jak goszczącą w nich sztukę, słownictwo i rozrywki, zgoła niepodobne do niczego innego
w normalnym świecie.
Prócz poczucia odmienności, sferze sacrum zwykle przypisuje się potęgę, nadzwyczajne moce, czasami w postaci adekwatności magicznych. Element magiczny ruchu LGBT zawiera się choćby w przekonaniu, iż to nasza wola czy samopoczucie, a nie obiektywne biologiczne uwarunkowanie czyni z nas tego kim jesteśmy (w analogii do niematerialnej duszy, mamy w tym przypadu do czynienia z niematerialną i efemeryczną „płcią odczuwaną”); musimy zaprzeczyć własnym zmysłom, a choćby ściśle sparametryzowanym danym genetycznym, by uwierzyć, iż mężczyzna wyglądający jak mężczyzna tak „naprawdę” jest kobietą lub odwrotnie (nie mówiąc o jeszcze bardziej egzotycznych wariantach w rodzaju tzw. „niebinarności”, płynnej płci etc.). Komponent magiczny zawiera również przekonanie, iż dwóch mężczyzn czy dwie kobiety mogą posiadać ze sobą dzieci, choć oczywistym jest fakt, iż dziecko zostaje zawsze poczęte przez kobietę i mężczyznę (choćby kobieta była „tylko” surogatką, a mężczyzna „tylko” dawcą nasienia – ani ona nigdy nie przestaje być prawdziwą matką, ani on – prawdziwym ojcem!); wymaga się jednak od nas zawieszenia tego racjonalnego przekonania na rzecz wiary, iż dziecko to „rodzi się w związku” przedstawicieli tej samej płci i to oni (obaj lub obie) są jego prawdziwymi rodzicami. Tęczowe sacrum uzurpuje więc sobie moce życiodajne, zarezerwowane jedynie dla par heteroseksualnych, okładając osoby stwierdzające głośno przeczące mu fakty naukowe swoistą anatemą (cancelling, prześladowania, wyrzucenie z pracy, pozew, dyfamacja).
Jednym z najbardziej charakterystycznych cech sfery sacrum jest kwestia tabu oraz ochrona jej ścisłej rozdzielności od sfery profanum. Karanie bluźnierców, którzy tę zasadę postanowili złamać to charakterystyczny sposób ochrony granicy przebiegającej między tymi dwoma światami. Wprowadzanie przez ustawodawców procedury ścigania z urzędu za krytykę LGBT (czyli nowoczesnego „bluźnierstwa”) pod hasłem walki z tzw. mową nienawiści (nowoczesne „łamanie tabu”) do złudzenia przypomina ochronę nienaruszalności sfery sacrum. Metody egzekwowania tej zasady nie ograniczają się jednak tylko do prokuratora i policyjnej pałki; posiada również bardziej miękkie odmiany, jak np. ostracyzm towarzyski związany z posądzeniem o „homofobię” czy „transfobię”- wystarczy opowiedzieć niewinny żart lub choćby użyć sformułowania, którego tęczowy ruch sobie nie życzy, aby zostać wyrzuconym poza nawias tzw. przyzwoitego towarzystwa. Osoby identyfikujące się ze środowiskiem LGBT ze względu na niepisaną przynależność do sfery sacrum stają się tym samym odpowiednikiem „kasty nietykalnej” jak np. hinduscy bramini czy celtyccy druidzi; nie dotyczą ich zwyczaje i zasady, jakich przestrzega się wobec innych członków społeczności, których np. można skrytykować bez narażenie się na przemoc; należy się wręcz nimi zachwycać i okazywać entuzjazm, bo ich brak może zostać zinterpretowany jako obraza. O ile żart czy pejoratywne określenie skierowane w stronę osób spoza grupy mniejszości seksualnych może spotkać się z nieprzychylnością, mieszcząc się jednak w dozwolonych granicach wolności wypowiedzi, w przypadku LGBT musi zostać natychmiast ukarane, jak każde naruszenie tabu, by odżegnać urojone śmiercionośne niebezpieczeństwo („kontinuum przemocy”, „pogromy homoseksualistów” etc.).
Ze sferą sacrum ściśle związana jest również sfera moralności. I w tym przypadku wykształciła się określona dewiacyjna aksjologia, wedle której równość, różnorodność, inkluzja, „niewykluczająca miłość” im podobne pojęcia tworzą pewien nowy system wartości, jakim ludzie powinni się kierować, i który powinien być wpajany człowiekowi już od najmłodszych lat. Ich przekroczenie powoduje zmazę, której można się jednak pozbyć przez praktykowanie „świeckiej spowiedzi” – za czasów realnego socjalizmu jej odpowiednikiem była instytucja publicznej samokrytyki, która w niemal niezmienionej formie przetrwała do dziś, i której chętnie poddają się znane postaci życia publicznego, choćby z kręgów celebryckich, politycznych czy dziennikarskich.
Wreszcie – sacrum w każdej kulturze pełni wspomnianą już funkcję integrującą i wspólnototwórczą, co znakomicie ukazuje omawiane już znaczenie „Ostatniej wieczerzy”. Kraje Zachodu, zdaniem rewolucjonistów nie powinny jednak jednoczyć się już wokół krzyża, ale właśnie symbolu tęczy (ew. „Matki Ziemi”), która zdaje się przekazywać „radosną nowinę”, iż nikt nie będzie wykluczony, a prawdziwa siła tkwi w nieograniczonej ludzkiej różnorodności. Pozostaje jednak pytanie – czy gdy przyjdzie zginąć za taką wspólnotę, ktokolwiek będzie zaryzykowaniem swojego życia w imię tęczy zainteresowany, czy może raczej odda się bezwolnie w ręce nadciągającego najeźdźcy, by zostać jego kolaborantem lub niewolnikiem? Obecność sacrum takiego jak krzyż jest źródłem siły, sprawia, iż wspólnota gotowa jest się bronić i poświęcać, manifestować odstraszającą moc i gotowość do największych wyrzeczeń. Jednak za wspólnotę „jednoczoną” przez wszędobylską tęczę nikt ginąć nie będzie; po prawdzie nie dojdzie choćby do walki, gdyż narażanie życia w obronie tak wydumanych i lichych wartości jak „inkluzywność” wydaje się niedorzeczne.
Obowiązek obrony naszego sacrum
Domknięcie procesu zastąpienia sacrum chrześcijańskiego przez „sacrum tęczowe” jest równoznaczne z zapomnieniem o istnieniu grzechu, zbawienia i odkupienia; jest równoznaczne ze zgodą na legitymizację zafałszowanej instrukcji życia, która będzie prowadzić ku zgubie kolejne pokolenia; wreszcie – jest równoznaczne z pogrzebaniem życiodajnego porządku naszej kultury, gdyż oznacza ostateczny już odwrót w stronę antyprokreacyjnej, niczym nieograniczonej przyjemności zmysłowej, egoizmu i obojętności na los drugiego człowieka. Przejrzenie trwającego procesu podmiany sfer sacrum jest pierwszym warunkiem opracowania jakichkolwiek działań zaradczych. Dla odegnania pokusy defetyzmu, warto na koniec wspomnieć, iż dająca się zaobserwować powszechność i temperatura oburzenia świętokradczym spektaklem otwarcia igrzysk jest znakiem, iż proces ten nie uległ jeszcze dopełnieniu, więc podjęcie walki w celu jego przerwania wciąż rokuje pewne szanse powodzenia.
Ludwik Pęzioł