„CYWILIZACYJNA” MASKA POPIS-OWYCH KACYKÓW

polskawolna.pl 1 dzień temu
Już słyszę wycie politycznej „elity” III/ IV RP raz wtórujących jej mediów głównego ścieku gdyby do podobnego stanu Rosjanie doprowadzili np. pomniki na cmentarzu w Katyniu.

W pierwszym odruchu na widok uwieczniony powyżej pomyślałem o katolickich zasadach nakazujących władzom państwowym poszanowanie miejsc pochówku osób zmarłych, bez względu na to kim byli w życiu doczesnym. gwałtownie jednak zorientowałem się, iż to nie ten adres. Co ma bowiem wspólnego z chrześcijaństwem naczelnik PiS, Jarosław Kaczyński – potomek żydochazarów (inaczej: mongołów talmudycznych) z Odessy? Jak przypisać katolicką wiarę wodzowi PO, Donaldowi Tuskowi, skoro tenże na ślub kościelny zdecydował się dopiero w 2005 roku, akurat wówczas, gdy kandydował na prezydenta RP? Wybrałem zatem wariant ostrożniejszy – odwołanie się do zasad cywilizacji zachodniej, tak chętnie podkreślanej przez obydwu polityków.

Weryfikacja powyższego założenia nastąpiła w niedzielę, 18 maja 2025. Wracając z Sanktuarium Maryjnego w Gietrzwałdzie wraz z bratem, postanowiłem odwiedzić Braniewo, pierwszą stolicę Świętej Warmii. Powodów tej wizyty było kilka ale dwa najważniejsze. Pierwszy to chęć wstąpienia do Muzeum Ziemi Braniewskiej zlokalizowanym w dawnym Hosianum – uczelni założonej przez Sługę Bożego kardynała Stanisława Hozjusza (1504 – 1579), niezłomnego i skutecznego obrońcy katolicyzmu przed protestancką nawałą otaczającą Warmię z każdej strony. Powód drugi, bardziej osobisty to odświeżenie wspomnień z lat 1953 – 1966, gdy Braniewo było miejscem, gdzie wraz z bratem spędziliśmy swoje dzieciństwo i wczesną młodość. Muzeum wprawdzie nie udało się odwiedzić (było zamknięte z powodu wyborów prezydenckich) ale pozostałe punkty naszego „programu” zostały zrealizowane z nawiązką.

W drodze z Braniewa do Fromborka zaintrygowała nas zniszczona brama wjazdowa na Cmentarz Żołnierzy Radzieckich. Inaczej pamiętaliśmy to miejsce z czasów, gdy wraz z innymi uczniami braniewskich szkół musieliśmy uczestniczyć w uroczystych obchodach kolejnych rocznic zwycięstwa nad Niemcami. Nie zatrzymywani przez kogokolwiek wjechaliśmy samochodem aż pod okazały pomnik, a raczej to, co po nim zostało. Powiem krótko – tak zdewastowanego cmentarza nie widziałem od dawna, począwszy od powyrywanych tablic na wspomnianym pomniku, poprzez porozbijane płyty nagrobne aż do skutecznie zasłaniającej je trawy.

W 2021 roku strona rosyjska zaproponowała wyłożenie prawie 8 mln zł z własnych środków na remont największej nekropolii żołnierzy radzieckich w Europie. Do dzisiaj nie doczekała ani zgody, ani odpowiedzi.

Co warto podkreślić; mówimy o miejscu pochówku 31.000 (słownie: trzydziestu jeden tysięcy!) żołnierzy Armii Czerwonej zabitych lub zmarłych z powodu odniesionych ran w walce z hitlerowskim okupantem na terenach, które przypadły Polsce po II wojnie światowej. To dwukrotnie więcej niż liczba mieszkańców pobliskiego Braniewa. I jeszcze jedno – na obcej dla nich, polskiej ziemi zginęło łącznie około 600.000 (słownie: sześćset tysięcy!) czerwonoarmistów. Należałoby zatem okazywać „cokolwiek” więcej szacunku niż ten, z jakim w społeczeństwach uchodzących za cywilizowane traktuje się groby zmarłych. Zwłaszcza ze strony setek tysięcy tzw. repatriantów z kresów II RP, którzy trafili na cywilizowane gospodarczo i kulturowo Ziemie Odzyskane akurat dzięki krwi przelanej przez żołnierzy zaganianych na pierwszą linię frontu „naganami” (jakże adekwatne określenie rosyjskiego rewolweru) przez politruków i funkcjonariuszy NKWD, głównie żydochazarskiego pochodzenia.

Powyższe płyty nagrobne, akurat znacznie odbiegające swoim stanem na korzyść od setek innych, to wyłączenie efekt osobistych starań rodzin pochowanych żołnierzy. Zmarli skazani na dobrą wolę powiatowych, wojewódzkich i centralnych kacyków w realizowaniu obustronnej umowy Polski i Rosji, takiej dbałości nie doświadczają.

Dałbym sobie jednak spokój z nawracaniem polskojęzycznej hołoty na postawę godną cywilizowanego człowieka, gdyby nie klangor podniesiony trzy dni po naszym powrocie z Braniewa przez niejakiego Radosława Sikorskiego, POPiS-owego aparatczika (szef resortu obrony pod Kaczyńskim, szef MSZ pod Tuskiem). Dokładnie w środę, 21 maja br. „Radek – Zdradek” ostro i pryncypialnie zaprotestował przeciwko usunięciu płaskorzeźb dwóch odznaczeń wojskowych na terenie Polskiego Cmentarza Wojennego w Miednoje. Według rosyjskiej prokuratury ich obecność była niezgodna z prawem, a symbole uznano za antyrosyjskie.

Komentując to zdarzenie POPiS-owy minister raczył stwierdzić: „Przypomnę, iż w Polsce na cmentarzach tolerujemy symbole państwa sowieckiego, tolerujemy czerwone gwiazdy. A tu zdjęto symbole państwa polskiego na polskim cmentarzu wojskowym. To jest nie do przyjęcia”. Nie wypadało zatem nic innego, jak sprawdzić, czy skandaliczny stan rosyjskiego cmentarza wojskowego w Braniewie nie jest tylko odosobnionym przypadkiem braku tolerancji na poziomie lokalnym.

Trudno uwierzyć w wersję braniewskiego urzędnika o comiesięcznym koszeniu trawy na cmentarzu.

Zacząłem od Urzędu Miasta w Braniewie, któremu podlega 6,5-hektarowa nekropolia żołnierzy radzieckich, największa w Europie. Kierownik Wydziału Ochrony Środowiska zastrzegł wprawdzie swoje personalia tylko do wiadomości dziennikarza ale na pytania odpowiadał konkretnie. W obecnym, rekordowym roku miasto otrzymało z Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego dokładnie… 22.800 zł z przeznaczeniem na comiesięczne koszenie trawy. Ta kwota, jakkolwiek znacznie wyższa od dotychczasowych nie wystarcza i jest uzupełniana ze środków miasta.

Uznałem za wskazane zapoznać się także ze stanowiskiem drugiej strony, gdyż widoczne na powyższym zdjęciu wiązanki kwiatów oraz dwa wieńce pod pomnikiem (złożone prawdopodobnie 9 maja br., w rosyjski Dzień Zwycięstwa) trudno uznać za przejaw szczególnej troski o mogiły rodaków. Stąd telefon do najbliższego Konsulatu Rosji, mieszczącego się akurat w Gdańsku. Tu, owszem, przyznali się do złożenia wieńców ale w celu kompleksowego wyjaśnienia przedstawionych wątpliwości odesłali do Ambasady Rosji w Warszawie.

W piątek, 23 maja br. pod ww. adres wysłałem maila o poniższej treści:

Dzień dobry,

W ostatnią niedzielę, 18 maja br. odwiedziłem przejazdem Cmentarz Żołnierzy Radzieckich w Braniewie. Tak zdewastowanego miejsca pochówku nie widziałem od dawna. Według uzyskanej informacji Urząd Miasta w Braniewie otrzymuje od Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego ok. 20 tys. zł rocznie (na ten rok przewidziano dokładnie 22.800 zł), co nie wystarcza choćby na comiesięczne koszenie trawy.

Moje pytanie:
Na czym polega Państwa opieka nad ww. cmentarzem i jakie przepisy regulują polsko-rosyjską współpracę w tej kwestii?

Będę zobowiązany za możliwie szybką odpowiedź, zwłaszcza w kontekście niedawnej, gwałtownej reakcji polskiego MSZ na usunięcie tablic z cmentarza w Miednoje.

Z poważaniem –
Henryk Jezierski”.

Uwzględniając okres weekendowy, na odpowiedź z Ambasady Rosji nie czekałem długo, gdyż tylko do wtorku, 27 maja br. Oto jej treść, z podkreśleniem tych fragmentów, które uznałem za najistotniejsze:

Szanowny Panie,

Dziękujemy za Pana list z dnia 23 maja br. oraz nieobojętność.

W nawiązaniu do Pana pytań odnośnie opłakanego stanu Cmentarza Żołnierzy Radzieckich w Braniewie (woj. warmińsko-mazurskie), kompetencji Ambasady w dziedzinie opieki nad tym obiektem oraz przepisach które regulują stosunki rosyjsko-polskie w tej sferze uprzejmie informujemy co następuje:

Stosunki rosyjsko-polskie w dziedzinie opieki nad miejscami pamięci – rosyjskimi w Polsce i polskimi w Rosji, reguluje Umowa między Rządem Federacji Rosyjskiej a Rządem Rzeczypospolitej Polskiej o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji z dnia 22 lutego 1994 roku.

Na podstawie wspomnianej Umowy Strona Polska zobowiązała się zachowywać w należytym porządku rosyjskie miejsca pamięci i pochówku na swoim terytorium państwowym.

Strona Rosyjska zaś do roku 2021 finansowała gruntowne remonty wojskowych cmentarzy radzieckich na terenie Polski jako gest dobrej woli, przeznaczając na te cele corocznie około 1 mln dolarów.

W 2021 roku władze polskie zaprzestały wydawania zgody na przeprowadzenie remontów kosztem budżetu rosyjskiego, bez otrzymania której Ambasada nie może organizować prac remontowych.

Planując remont całego Cmentarza Żołnierzy Radzieckich w Braniewie na rok 2022 i przeznaczając na ten cel prawie 7,7 mln PLN Ambasada w okresie październik – grudzień 2021 roku zwracała się o zgodę do polskich władz samorządowych oraz ówczesnego Wojewody Warmińsko-Mazurskiego. Ani odpowiedzi, ani zgody Strona Rosyjska dotychczas nie otrzymała.

Korzystając z okazji sugerujemy, aby Pan zajrzał na stronę internetową Ambasady Rosji w Warszawie (www.poland.mid.ru), gdzie można zapoznać się z wykazem miejscowości w Polsce, w których w ostatnich latach na podstawie decyzji władz polskich zdemontowano pomniki żołnierzy radzieckich, ustanowione zarówno na grobach jak i poza cmentarzami, albo usunięto elementy tych obiektów.

Łączymy wyrazy szacunku,

Ambasada Rosji w Polsce”

Następnego dnia, tj. w środę. 28 maja br. wysłałem prośbę do polskiego MSZ o wyjaśnienie na czym polega dbałość naszego państwa o groby oraz miejsca pamięci ofiar wojen i represji, zawarowana w obustronnej umowie z 22 lutego 1994 roku. Odpowiedź nadeszła błyskawicznie, gdyż już w czwartek, 29 maja br.:

Szanowny Panie,

Uprzejmie informujemy, iż sprawowanie opieki nad cmentarzami wojennymi na terytorium RP znajduje się poza kompetencją Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Sugerujemy kontakt z adekwatnym wojewodą oraz Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Z poważaniem –
Departament Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą
Ministerstwo Spraw Zagranicznych”
.

Nie mogłem odmówić sobie wyrażenia zaskoczenia, wzmocnionego pewną złośliwością. Tego samego dnia odpowiedziałem:

„To dlaczego dubeltowy minister R. Sikorski (teraz z ramienia PO, poprzednio PiS) zabiera głos w sprawie tablic z cmentarza w Miednoje? Pomyliły mu się kompetencje, czy chciał wykazać swoją „bezkompromisowość” w ramach prezydenckiej kampanii R. Trzaskowskiego?„ Jak łatwo domyślić się na tę korespondencję reakcji nie było.

Pozostała jeszcze do wyjaśnienia sprawa stanowiska Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego, jakby nie patrzeć gospodarza rosyjskiej nekropolii. Zacząłem od rozmowy przeprowadzonej w środę, 28 maja br. z Emilią Orzoł, reprezentującą Wydział Społeczny w ww. urzędzie. Odmówiła odpowiedzi na zadane pytania i odesłała do Szymona Tarasewicza, rzecznika prasowego Wojewody. Ten poprosił o pytania na piśmie i obiecał odpowiedź najpóźniej do piątku, 30 maja br. Zatem niezwłocznie napisałem:

Dzień dobry,

W nawiązaniu do niedawnej rozmowy telefonicznej proszę o informacje dotyczące Cmentarza Żołnierzy Radzieckich w Braniewie (31 tysięcy pochowanych) z akcentem na poniższe kwestie:

1. Skąd wynika kwota 22.800 zł przyznana na ten rok przez W-MUW Urzędowi Miejskiemu w Braniewie na utrzymanie, a konkretnie na comiesięczne koszenie trawy na ww. cmentarzu. Według mojego rozmówcy jest to kwota niewystarczająca i uzupełniana ze środków własnych braniewskiego Urzędu.

2. Ambasada Rosji pod koniec 2021 roku zwróciła się do W-MUW o wyrażenie zgody na remont cmentarza braniewskiego, przeznaczając na ten cel prawie 7,7 mln zł ze swoich środków. Niestety, do dzisiaj nie otrzymała od Państwa ani zgody, ani jakiejkolwiek odpowiedzi. Pytanie – z jakich powodów?

Będę zobowiązany za możliwe szybkie i wyczerpujące wyjaśnienie powyższych kwestii”.

Do dzisiaj, tj. do środy, 11 czerwca br. żadnej – choćby odmownej – odpowiedzi nie doczekałem.

A wydawało mi się, iż po ubiegłorocznym zgonie szarej eminencji województwa warmińsko-mazurskiego, niejakiego Mirona Sycza, wicemarszałka z ramienia PO, antyrosyjskie nastawienie w tym regionie nieco osłabło. Gwoli wyjaśnienia – Miron to banderowski pomiot po Ołeksandrze, który za aktywną działalność (czytaj: zbrodnie na Polakach) w OUN i UPA został skazany w 1947 roku na karę śmierci. W tym samym roku tę karę zamieniono na 15 lat więzienia, co pozwoliło spłodzić bandycie przyszłego działacza Związku Ukraińców w Polsce i posła na Sejm RP nigdy nie kryjącego swoich probanderowskich sympatii. Po skali dewastacji rosyjskiej nekropolii w Braniewie widać, iż Ołeksandr i Miron Syczowie ciągle mają równych sobie następców.

Co gorsze, mogą oni liczyć także na wsparcie prezydenta-elekta Karola Nawrockiego, który swój stosunek do przestrzegania umowy międzynarodowej o wzajemnym poszanowaniu grobów oraz miejsc pamięci polskich i rosyjskich ofiar wojen oraz represji pokazał jednoznacznie jako prezes IPN. Tak jednoznacznie, iż uznał za konieczne obciążenie budżetu państwa kosztami ochrony osobistej przed ewentualną zemstą Rosjan. Tej rusofobii na pewno nie osłabia służalczość Nawrockiego wobec Ukraińców. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do mojej publikacji sprzed dwóch lat pod wymownym tytułem „FUNKCJONARIUSZE IPN JUŻ NIE KLĘCZĄ PRZED BANDEROWCAMI: WYBRALI PEŁZANIE…”

Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(11.06.2025)

P.S.

Potomkowie tzw. repatriantów (w znaczącej części o żydochazarskich, ukraińskich, litewskich lub białoruskich korzeniach) mogą uznać również mnie za beneficjenta – tyle, iż mniej niewdzięcznego – zwycięskiej wojny Armii Czerwonej z Wehrmachtem.

Spieszę zatem poinformować, iż jestem synem lekarza weterynarii, który w 1953 roku dostał nakaz pracy na terenie Warmii i musiał opuścić rodzinną Lubelszczyznę. Nam (rodzice oraz ja i mój młodszy brat) zaoferowano w Braniewie jeden pokój z przechodnią kuchnią i wspólną toaletą na korytarzu w zrujnowanym pałacu, naprędce poszatkowanym na kilkadziesiąt mieszkań-klitek.

„Repatrianci”, głównie pochodzenia żydowskiego (Wilno) oraz ukraińskiego (wiadomo skąd) takich problemów nie mieli. Na pierwszych czekały luksusowe wille po gestapowcach i obszerne mieszkania po hitlerowskich funkcjonariuszach niższej rangi, drugim przypadły głównie w udziale nie mniej niż kilkunastohektarowe gospodarstwa z kompletną zabudową i wyposażeniem. Byłem zbyt mały, by wszystko widzieć i wiedzieć.

Z późniejszych relacji matki wyłaniał się obraz bardzo ponury i – co gorsze – z tragicznym epilogiem dla naszej rodziny. Ojciec po każdy powrocie z pracy pomstował na „rolników”, którzy nie potrafili zaspokoić elementarnych potrzeb posiadanych krów, świń czy owiec. Jako syn wielopokoleniowej rodziny chłopskiej nie mógł spokojnie patrzeć na stan zwierząt w „repatrianckich” gospodarstwach oraz PGR-ach. Miał do dyspozycji pojazd służbowy w postaci odkrytej, dwukołowej bryczki zaprzęgniętej do konia. Wyjeżdżał nią na weterynaryjne interwencje o każdej porze dnia i nocy, bez względu na pogodę, choćby w najgorszą śnieżycę.

Musiał kiedyś przypłacić to zdrowiem. Szkoda, iż aż tak szybko. Najpierw zapalenie płuc, potem powikłania i fatalne leczenie w elbląskim szpitalu, skąd został wypisany na kilka tygodni przed śmiercią. Matka zdążyła jeszcze przetransportować go do rodzinnej wsi. Zmarł i został pochowany na cmentarzu parafialnym w nadwiślańskim Piotrawinie na kilka miesięcy przed swoimi 33 urodzinami. Matka została sama, ze mną jako trzylatkiem i młodszym o dwa lata bratem.

Mimo wszystko, nie mam specjalnych uprzedzeń choćby do tej części „repatriantów”, którą z pełnym przekonaniem można określić kresową dziczą. Więcej, ich współczesnym potomkom szczerze życzę udanego powrotu do krainy swoich przodków lub podboju prawdziwych ziem zachodnich, tych na lewo od Odry, z Berlinem w roli stolicy. Niech przez cały czas realizują cel wszystkich koczowników („Tam ojczyzna, gdzie korzyść”) i pomnażają majątek, który ich rodzice przejęli po Niemcach. Warunek jest tylko jeden – aby już nigdy nie wracali do Polski, zwłaszcza w charakterze „repatriantów”, którym znowu coś się należy albo – co jeszcze gorsze – w charakterze V kolumny narzucającej nam nowe standardy. Takie choćby, jak sposób realizacji międzynarodowych umów, zwłaszcza w kwestii tak kluczowej jako wzajemne poszanowanie miejsc pochówku ofiar wojen i represji.

H. Jez.

Idź do oryginalnego materiału