W porównaniu do arsenałów Rosji i USA nie jest szczególnie imponujący rozmiarami czy możliwościami. Francuzi nigdy nie próbowali angażować się w nuklearny wyścig zbrojeń, bo było ewidentne, iż nie mają możliwości ścigać się ze swoim najbardziej prawdopodobnym przeciwnikiem - ZSRR/Rosją. W zamian deklarują utrzymywanie siły "wystarczającej".
REKLAMA
- Będziemy mieli środki wystarczające do zabicia 80 milionów Rosjan. Jestem szczerze przekonany, iż nikt nie podejmie łatwo decyzji o atakowaniu ludzi, którzy mogą zabić 80 milionów Rosjan - miał powiedzieć w latach 50. Charles de Gaulle, najważniejszy zwolennik niezależnego francuskiego arsenału jądrowego. - Przyjmując najbardziej pesymistyczne założenia, francuska broń jądrowa zniszczy 10 rosyjskich miast. Francja nie jest zdobyczą wartą 10 rosyjskich miast - powiedział natomiast generał Pierre Marie Gallois, uznawany za kluczowego twórcę francuskiej doktryny użycia broni masowego rażenia.
Zobacz wideo
Francja musi mieć swoje
Francuzi bazują na założeniu, iż słabszy może odstraszyć silniejszego, jeżeli zagrozi mu odpowiednio bolesnym i nieuniknionym odwetem. To jeden z dwóch podstawowych filarów ich arsenału jądrowego. Drugim jest wspomniana niezależność. De Gaulle, choć w czasie II wojny światowej współpracował z USA jak przywódca Wolnych Francuzów, nigdy szczególnie nie ufał Amerykanom, ani nie pałał do nich sympatią. Z wzajemnością. Nie był więc przekonany, iż Waszyngton zaryzykuje swoje istnienie w celu obrony Europy przed inwazją ZSRR. Uważał też, iż uzależnianie się w kwestii bezpieczeństwa od USA i zdominowanego przez nich NATO, to coś niedopuszczalnego. Co więcej, zawsze był przekonany o szczególnej wielkości i splendorze Francji, który jak najbardziej wymagał swojej broni jądrowej. Całkowicie swojej. Bez żadnej współpracy i zależności od USA czy kogokolwiek innego.
Prace nad bronią jądrową zaczęto we Francji w połowie lat 50., jeszcze w ramach IV Republiki. Po jej upadku i przekształceniu przez de Gaulle oraz jego zwolenników w V Republikę (główna zmiana to zastąpienie rządów parlamentarnych rządami prezydenckimi) w 1958 roku, program stworzenia broni masowego rażenia stał się publiczny i zyskał całkowite poparcie władz. 13 lutego 1960 roku na pustyni w Algierii zdetonowano pierwszy francuski ładunek jądrowy. Później jeszcze 13 kolejnych w powietrzu i pod ziemią, zanim w 1966 testy przeniesiono na atole Francuskiej Polinezji. W 1968 roku zdetonowano tam pierwszą francuską bombę termojądrową. Ogólnie do zaprzestania prób w 1996 roku Francuzi przeprowadzili ich 210, z czego 50 w atmosferze, a resztę pod ziemią. Dla porównania współpracujący blisko z USA Brytyjczycy przeprowadzili tylko 45 prób, z czego 25 na poligonie w amerykańskim stanie Nevada.
Galeria zdjęć francuskich testów jądrowych
Równocześnie od drugiej połowy lat 50. prowadzono prace nad tak zwanymi środkami przenoszenia (głowic jądrowych do ich celów). Pierwszym narzędziem był bombowiec Mirage IV. Niewielki w porównaniu do bombowców strategicznych innych mocarstw, ale w ocenie Francuzów wystarczający do zrzucenia bomb na miasta w europejskiej części ZSRR. Pierwszy trafił do służby w 1964 roku, w połączeniu z pierwszą atomową bombą lotniczą AN-11 dając początek francuskiemu arsenałowi jądrowemu. W 1971 roku Francuzi ustanowili dwie pozostałe "nogi" swojej triady jądrowej, atomowe okręty podwodne Le Redoutable z pociskami M1 i umieszczone w silosach lądowych rakiety balistyczne S2. Tak samo jak w przypadku bombowców, też mniejsze niż odpowiedniki w USA czy ZSRR, ale wystarczające do zaatakowania europejskiej części tego ostatniego. Pozwalało to utrzymać koszty nowo utworzonych Force de dissuasion (fr. siły odstraszania) na poziomie do udźwignięcia przez francuską gospodarkę.
Do końca zimnej wojny arsenał jądrowy Francji rozrósł się do około 520-540 głowic i przez długi czas był trzecim na świecie. Później zaczęły się jednak redukcje. Jeszcze w latach 90. skasowano rakiety taktyczne krótkiego zasięgu Pluton (wraz z gotowym do produkcji następcą Hades), oraz S3 w silosach na płaskowyżu d'Albion na południowym wschodzie Francji. Utrzymano jednak powietrzne i morskie nogi triady, kontynuując ich modernizację.
Ograniczony, ale skrojony na miarę
Dokładne dane na temat ilości i możliwości francuskiej broni jądrowej są oczywiście tajne. Dodatkowo nigdy nie była ona przedmiotem żadnych traktatów rozbrojeniowych i związanych z nią weryfikacji, więc informacje są jeszcze bardziej skąpe niż w przypadku USA czy Rosji. Większość szacunków mówi jednak o posiadaniu współcześnie przez Francję 290 głowic termojądrowych.
Zdecydowana większość jest przenoszona przez rakiety balistyczne M51 odpalane z atomowych okrętów podwodnych typu Triomphant. Francuzi mają ich 4. Jeden zawsze jest na patrolu, ukrywając się gdzieś w Atlantyku, będąc w gotowości do przeprowadzenia uderzenia jądrowego. Każdy ma 16 wyrzutni rakiet M51. Każda z nich może przenosić 6-10 głowic TNO o mocy od 100 do 300 kiloton. Rakiety M51 mają zasięg szacowany na do około 10 tysięcy kilometrów, co wystarcza do sięgnięcia praktycznie całej Rosji ze środkowego Atlantyku.
Testowe odpalenie rakiety M51 ze stanowiska lądowego
Drugim elementem francuskiego arsenału są samoloty Rafale i rakiety ASMP. Tych pierwszych przystosowanych do przenoszenia broni jądrowej Francuzi mają 50. 40 w wersji lądowej i 10 w wersji morskiej mogących działać z pokładu lotniskowca Charles de Gaulle. Każdy może zabrać po jednej ASMP. Samych rakiet w ich aktualnej wersji ASMP-A dotarczono wojsku 54. Aktualnie trwa proces ich modernizacji. Każda rakieta zawiera jedną głowicę TNA o mocy do 300 kiloton. W najnowszej wersji pociski mają być zdolne do przelecenia około 500-600 kilometrów ze znaczną prędkością około 3,7 tysiąca km/h.
Lądowych środków przenoszenie nie ma i nie ma planów ich wskrzeszenia. Jednocześnie trwa ciągła modernizacja dwóch pozostałych elementów triady. realizowane są w tej chwili prace nad nowymi atomowymi okrętami podwodnymi na razie określanymi SNLG 3G, co jest akronimem od "atomowy okręt podwodny z rakietami balistycznymi 3 generacji". Budowa pierwszego trwa od 2024 roku. Wejście do służby jest planowane na około 2035 roku. Głównym uzbrojeniem ma być znów 16 rakiet M51 w ich najnowszej wersji. Też są planowane 4 okręty. W zakresie broni lotniczej realizowane są prace nad nową rakietą ASN4G, co jest podobnie jak w przypadku okrętów akronimem od "powietrze-ziemia jądrowa 4 generacji". Też ma być gotowa około 2035 roku. Ma to być pocisk o znacznie większym zasięgu rzędu 1000 kilometrów i prędkości hipersonicznej, czyli ponad około 6 tysięcy km/h. Głowicą ma pozostać TNA o tej samej mocy.
Poruszanie się w niepewności
Francuski arsenał jądrowy nie jest więc szczególnie duży. Teraz czwarty na świecie, po zajęciu miejsca trzeciego przez Chiny. Ma jednak dwie niezaprzeczalne zalety. Po pierwsze jest w nieprzerwany sposób od początku swojego istnienia systematycznie modernizowany i środki jego przenoszenia ciągle reprezentują bardzo przyzwoity poziom. jeżeli chodzi o głowice, Francuzi mają spore doświadczenia ze swojego dużego programu próbnych eksplozji, a do tego zainwestowali znaczne środki w narzędzia do badań nad nimi bez wybuchów. Między innymi w superkomputer Tera-1000, który w momencie swojego ukończenia w 2018 roku był 17 najmocniejszym na świecie. Symuluje eksplozje jądrowe w rządowym centrum badawczym DAM w pobliżu Paryża.
Druga zaleta, zwłaszcza dla Francuzów, ale może być też dla Europy, to jego całkowita niezależność od USA. Francja ma pełną kontrolę nad całym procesem powstawania swojej broni jądrowej. Od produkcji materiałów rozszczepialnych, po głowice i środki przenoszenia. Jak pisaliśmy w oddzielnym tekście, nie jest tak w przypadku Wielkiej Brytanii, która postawiła na znaczną kooperację z Amerykanami, kupując od nich między innymi całe rakiety balistyczne dla swoich okrętów podwodnych.
Co do zasady ten potencjał ma służyć ochronie "strategicznych interesów Francji". Decyzję o użyciu broni jądrowej podejmuje wyłącznie i samodzielnie prezydent. Nigdzie nie jest jednoznacznie i szczegółowo określone, w jakiej sytuacji i jak francuski arsenał może zostać użyty. Celowo, aby zachować jak największą elastyczność. Choć w 1974 roku w tak zwanej Deklaracji Ottawskiej Francja i Wielka Brytania zadeklarowały, iż ich zdolności odstraszania "wzmacniają ogólne zdolności odstraszania NATO". Dodatkowo kolejni prezydenci twierdzą, iż owe "strategiczne interesy" ich kraju mają "europejski wymiar". W marcu tego roku Emmanuel Macron w oświadczeniu na ten temat stwierdził, iż "otworzył strategiczną debatę na temat rozciągnięcia naszego potencjału odstraszania na naszych europejskich sojuszników". Towarzyszyły temu zastrzeżenia, iż arsenał i decyzja o jego użyciu pozostanie wyłącznie francuską sprawą. Nie ma co się spodziewać jednoznaczności w tych sprawach. Wszystkie mocarstwa jądrowe trzymają swoje doktryny w tajemnicy i poruszają się w sferze ogólników. Po pierwsze, aby mieć swobodę manewru, a po drugie nie dać przeciwnikom luksusu pewności co do tego, gdzie jest granica, do której mogą się posunąć bez ryzyka odpowiedzi jądrowej.