Czy plany MON dot. utworzenia dwóch nowych dywizji są realne? Lekcje płynące z formowania 18 Dywizji Zmechanizowanej. Cz. 1/2

bezpieczenstwoistrategia.com 2 lat temu

W czerwcu tego roku Ministerstwo Obrony Narodowej ogłosiło plany sformowania dwóch nowych dywizji Wojska Polskiego. Sam pomysł nam się podoba. Wierzymy bowiem w to, iż silna armia jest jednym z kluczowych czynników, które nie tylko zwiększają bezpieczeństwo RP, ale predestynują również nasz kraj do odgrywania znacznie szerszej roli w regionie i w ramach NATO.

Rozmawiając z kilkoma znajomymi, zaczęliśmy jednak mieć obawy o to, czy wspomniane zapowiedzi nie są przypadkiem jedynie „wrzutką” PR. Wedle tej wersji, MON rzeczywiście miałby dążyć do zwiększenia liczebności armii, ale na znacznie mniejszą skalę. A to z kolei podoba nam się już w znacznie mniejszym stopniu.

Uważamy bowiem, iż dyskusja na temat bezpieczeństwa wymaga określonego poziomu powagi. Powinniśmy więc dążyć do tego, aby politycy ponosili odpowiedzialność za składane w tym obszarze deklaracje. Dlatego postanowiliśmy zobrazować Wam to, jak przebiegał dotychczas trwający w tej chwili proces formowania czwartej dywizji WP – 18 Dywizji Zmechanizowanej.

Już teraz ujawnił on szereg problemów, które wiążą się z rozbudową armii. Na tym przykładzie zobaczycie, iż tworzenie nowych dywizji jest potężnym wyzwaniem i wymaga czasu, oraz głębszych zmian organizacyjnych. Albo więc podchodzimy do tego na poważnie i przedstawiamy szerszą koncepcję, albo nie składamy deklaracji bez pokrycia.

Skąd się wzięła 18 Dywizja Zmechanizowana?

Dobra, na starcie uporządkujmy trochę dyskusję dotyczącą rozwoju armii. Przed rozpoczęciem procesu formowania 18 Dywizji Zmechanizowanej podstawę polskich wojsk lądowych stanowiły trzy dywizje ogólnowojskowe. Były to:

  • 11 Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej (Żagań).
  • 12 Szczecińska Dywizja Zmechanizowana (Szczecin).
  • 16 Pomorska Dywizja Zmechanizowana (Elbląg, Olsztyn).

Jednostki wchodzące w skład tych związków taktycznych stacjonowały w dużej mierze w północnej i zachodniej części kraju. Na wschodzie Polski istniała więc luka, którą to słusznie zdecydowano się wypełnić przy pomocy utworzenia nowej dywizji – 18 Dywizji Zmechanizowanej (18 DZ). W jej skład weszły następujące komponenty:

  • 1. Warszawska Brygada Pancerna (Warszawa – Wesoła).
  • 19. Lubelska Brygada Zmechanizowana (Lublin).
  • 21. Brygada Strzelców Podhalańskich (Rzeszów).
  • 18. Pułk Logistyczny (Łomża).
  • Sztab, wraz z 18. Batalionem Dowodzenia (Siedlce).

Proces tworzenia nowej dywizji jest z założenia procesem długotrwałym. Rekrutacja ludzi, zakup sprzętu, rozbudowa infrastruktury wojskowej i cywilnej, a także proces szkolenia zajmują po prostu sporo czasu. Opowiemy Wam o tym wszystkim, krok po kroku. Zaczniemy od prześledzenia tego, na ile 18 DZ jest rzeczywiście nową dywizją i jak gromadzono jej zasoby kadrowe.

Na ile 18 Dywizja Zmechanizowana jest rzeczywiście nową dywizją?

Ogłoszenie rozpoczęcia procesu formowania nowej dywizji może kojarzyć się z tworzeniem od podstaw zupełnie nowych jednostek i rozbudową armii. W przypadku 18 DZ nie do końca tak jednak było.

1 BPanc z Wesołej to oddział, który funkcjonuje w strukturach armii od 1994 r. W wyniku formowania 18 DZ w ramach brygady utworzono jedynie dywizjon artylerii samobieżnej i batalion zmechanizowany w Białej Podlaskiej. Zanim zaczęto budować nową dywizję pod warszawską jednostkę podlegały też formacje stacjonujące na wschodzie Polski (Chełm, Zamość i Lublin).

Były one niegdyś częścią rozformowanej w 2011 roku 3. Brygady Zmechanizowanej Legionów. Od 2019 roku zaczęto ponownie zmieniać ich podporządkowanie – jednostki z Chełma, Zamościa i Lublina stanowiły podstawę formowania 19 BZ. Nowo utworzonymi strukturami tego oddziału były zaś jedynie sztab, pułk przeciwlotniczy i pułk artylerii.

21. Brygada Strzelców Podhalańskich także jest komponentem funkcjonującym od lat, który został następnie włączony w struktury 18 DZ. Od podstaw powstał za to 18. Pułk Logistyczny, mający swoją siedzibę w Łomży. niedługo nowo utworzony 18. Batalion Dowodzenia zostanie prawdopodobnie przemianowany na pułk, a w jego ramach będzie budowana kompania chemiczna.

Formowanie 18 DZ wiązało się więc w dużej mierze z utworzeniem rozległych struktur sztabowych, które przejęły dowodzenie nad już istniejącymi jednostkami. Poza 18. Pułkiem Logistycznym powstało kilka mniejszych struktur, mających stanowić uzupełnienie poszczególnych brygad. Ich budowa znajduje się jednak dopiero na wczesnym etapie zaawansowania.

Pomimo tego, iż lektura doniesień medialnych może sprawiać wrażenie jakoby proces tworzenia 18 DZ był już zakończony, to datę graniczną tego procesu wyznaczono dopiero na 2026 r. Mówimy więc o okresie ośmiu lat. I to przy założeniu, iż większość jednostek mających wejść w skład nowej dywizji już istniała.

Wyobraźcie sobie więc ile czasu zajęłoby sformowanie całej dywizji od zera?

Kręgosłupem nowej dywizji są z reguły doświadczeni żołnierze

Podstawą tworzenia nowej jednostki są ludzie. I nie chodzi tutaj bynajmniej o „łapankę” z ulicy. Zdrowy? Zdrowy. Pięć koła chce? No chce. A to zapraszamy w szeregi Wojska Polskiego. Nie. Ciężko jest nam sobie wyobrazić tworzenie zupełnie nowej dywizji bez pomocy doświadczonych żołnierzy. I tak też było w przypadku 18 DZ.

Najpierw grupa oficerów odpowiedzialnych za tworzenie nowej dywizji zorganizowała podwaliny sztabu. Poszukiwani byli zwłaszcza oficerowie i podoficerowie starsi, gdyż tylko oni mogą zgodnie z przepisami zajmować etaty szefów sekcji, pionów, czy też pełnić stanowiska dowódców i szefów kompanii.

Kiedy utworzono już zalążek sztabu, stacjonujące w nim osoby miały pełne ręce roboty. Należało wypełnić etaty osobowe, a w dalszej kolejności zadbać o to, aby żołnierze mieli się jak szkolić, gdzie mieszkać, w co się ubrać i posiadali odpowiednie wyposażenie. Niezbędne były również zakupy olbrzymich ilości sprzętu, oraz dopilnowanie, aby został on w należyty sposób wdrożony.

W dużym uproszczeniu, w wojsku wygląda to tak, iż oficerowie odpowiadają za określenie zapotrzebowania na uzbrojenie, oraz organizację zaplecza logistycznego i infrastrukturalnego. Podoficerowie muszą zaś potem „ogarnąć” transport wszystkich tych rzeczy. Z kolei szeregowi będą na końcu nosić przybyłe do jednostki szafki, biurka i komputery.

No i wyobraźcie sobie teraz, iż mielibyście „rozruszać” tą machinę przy pomocy osób, które nie mają zielonego pojęcia o wojsku? Da się, ale zajmie to prawdopodobnie znacznie więcej czasu. Jak macie do dyspozycji doświadczonego szeregowego to on od razu „ogarnia” elementy, które stanowią fundament ciągłości funkcjonowania jednostki: pełnienie służb, ochrona, logistyka.

A dodatkowo wie skąd i dokąd dźwigać wspomniane szafki jeżeli macie z kolei do czynienia ze „świeżakiem” to będzie on potrzebował czasu w wdrożenie się w wojskowe „tryby”. Za jego proces szkolenia będą z kolei odpowiedzialni podoficerowie i oficerowie. I znowu, lepiej aby mieli oni już doświadczenie w zakresie dowodzenia, obsługi sprzętu i towarzyszącej temu biurokracji.

Skąd pochodzą ludzie zasilający szeregi nowej dywizji?

Przy okazji tworzenia sztabu nowej dywizji, szczególnie istotne znaczenie ma utworzenie sekcji personalnej, która mogłaby następnie zająć się „ściąganiem” kolejnych ludzi do poszczególnych jednostek. W przypadku „18-nastki” odbywało się to zwykle na trzy sposoby.

Po pierwsze, dystrybuowane były ogłoszenia mówiące o tym, iż żołnierze zainteresowani służbą w ramach 18 DZ mogą wnioskować o przeniesienie z innych formacji. Był temu z reguły nadawany określony priorytet. A więc dowódcy jednostek, których personel chciałby zasilić szeregi nowej dywizji mieli bardzo ograniczone możliwości blokowania tych ruchów.

W Wojsku Polskim był to raczej wyjątek niż reguła, gdyż w normalnych okolicznościach uzyskanie zgody na przeniesienie może czasem graniczyć z cudem Drugą metodą rekrutacji było wyznaczanie na stanowisko, które jest często stosowane w przypadku oficerów. Otrzymujecie wtedy informację, iż potrzebują Was w 18 DZ i tyle. Nie ma wyjścia, trzeba się tam stawić.

Dopiero trzecią drogą pozyskiwania ludzi do nowej dywizji był nabór z cywila lub pośród żołnierzy rezerwy. Jest on bowiem bardziej czasochłonny. Osoby takie nie znają na ogół procedur, ani nie zostały przez armię przeszkolone. Potrzebują więc co najmniej kilkunastu miesięcy na „odnalezienie się” w realiach wojska.

Oparcie nowej dywizji na zupełnie nowych kadrach miałoby jednak swoje plusy. Być może pozwoliłoby to skruszyć panujący w MON „beton”? Niemniej jednak wymagałoby to drastycznych zmian organizacyjnych i mentalnych. No bo jak np. pozyskać do służby na etacie, który jest zarezerwowany wyłącznie dla oficera w stopniu majora, żołnierza „nieskażonego systemem”?

Takie osoby i tak musiałyby ponadto zostać przeszkolone. W teorii jest to możliwe. Jednak w praktyce, ciężko jest nam wyobrazić sobie sytuację, w której w WP doszłoby do nagłej i głębokiej reformy organizacyjnej. Kierując się tym założeniem, osoby potrafiące się już poruszać w ramach wojskowej „machiny” będą przy okazji tworzenia nowej dywizji „towarem” na wagę złota.

Drenaż kadr z innych jednostek

Jedna z żelaznych reguł funkcjonowania Wojska Polskiego mówi o tym, iż działa się „zrywami”. jeżeli jest np. ciśnienie na utworzenie 18 DZ to wszystkie inne związki taktyczne schodzą na dalszy plan. I tak przez kilka lat, aż do momentu ogłoszenia „sukcesu”. Skoro więc nowa dywizja potrzebowała doświadczonych ludzi to skąd ich pozyskano?

Z innych jednostek. Formowanie nowej dywizji osłabiło więc zdolności bojowe innych formacji, które utraciły część doświadczonych kadr. A iż generalnie stany etatowe wśród podoficerów i oficerów nie są najwyższe, to wyobrażacie sobie jaka byłaby skala drenażu kadr w przypadku utworzenia dwóch nowych dywizji?

Zwłaszcza jeżeli miałoby to oznaczać formowanie nowych jednostek, a nie oparcie się na tych już istniejących, tak jak to miało miejsce w przypadku „18nastki”. Weźcie też pod uwagę jeszcze jedną rzecz – poziom ukompletowania poszczególnych formacji w Wojsku Polskim nie należy do najwyższych.

Konsekwencją tej sytuacji było m.in. obserwowane w ostatnich latach przeciążenie żołnierzy ilością zadań. Wyobraźcie sobie, iż służycie w 17 Brygadzie Zmechanizowanej, w której to stany etatowe nie są najwyższe. Zdarzają się też takie „kwiatki” jak to, iż ten sam człowiek zajmuje etat strzelca w kompanii A i jest jednocześnie oddelegowany do kompanii C na etat kierowcy.

Na papierze mamy wtedy dwóch ludzi, ale w realu przez cały czas jest to ten sam chłop Jednocześnie 17 BZ jest jednostką „eksportowa” polskiej armii. To oznacza, iż w danym roku musi np. „obskoczyć” misję w Rumunii, wystawić kontyngent na granicę i zrealizować normalny proces szkoleniowy w jednostce (poligony). A do tego może jeszcze „walnąć” COVID.

Żołnierze zaczynają być wtedy przeciążeni zadaniami, rzadko kiedy przebywają w domu, a ich morale spada. Pojawiają się więc odejścia. Sytuacja byłaby inna, gdyby poziom ukompletowania jednostek był wyższy. Dowódca miałby wtedy więcej osób do dyspozycji, a goście wracający np. z Rumunii, nie musieliby od razu „grzać” na granicę.

Konieczne jest wcześniejsze przygotowanie zasobów ludzkich

Należy więc przemyśleć to, czy nie powinno się najpierw uzupełnić obecnych stanów etatowych, a dopiero potem rozpocząć proces formowania kolejnych dywizji. jeżeli MON podchodzi do swoich nowych pomysłów na poważnie, to już teraz powinien ponadto rozpocząć proces przygotowywania kadr na rozbudowę armii.

Co to oznacza w praktyce? Punktem wyjścia powinno być zmniejszenie skali odejść z wojska lub też przechodzenia na emeryturę tuż po osiągnięciu przez żołnierzy progu 15-lat służby. jeżeli to nie zostanie naprawione, to wojsko nigdy nie będzie w stanie pozyskać wystarczającej liczby nowych rekrutów.

Sam proces naboru będzie też mało efektywny i kosztowny. Wojskowi będą przedwcześnie rezygnować ze służby, a środki potrzebne do pozyskania i wyszkolenia nowych żołnierzy będą coraz bardziej wzrastać. Nie od dziś wiadomo bowiem, iż taniej jest zapobiegać odejściom niż organizować kampanie marketingowe, nowe „fale” wcieleń do armii i kusić ludzi podwyżkami.

Koszty szkolenia żołnierza służącego w wojsku przez 25 lat są znacznie niższe i rozkładają się na dłuższy czas, niż miałoby to miejsce w przypadku, gdyba osoba obsadzająca dany etat zdecydowała się na odejście ze służby po pięciu latach. Trzeba wtedy szukać, a następnie wyszkolić kolejnego człowieka. A za pięć lat znów to samo…

Główną przyczyną odejść z armii jest zaś ogólne rozczarowanie sposobem jej funkcjonowania. Albo więc rozpoczniemy reformy organizacyjne, albo będziemy wieczne cierpieć na „braki kadrowe”. Zwłaszcza w przypadku podejmowania prób rozbudowy armii.

Niezbędne są głębokie zmiany w systemie szkolenia w wojsku

Oprócz zabiegów na rzecz ograniczenia liczby odejść z wojska, z doświadczeń związanych z formowaniem 18 DZ wynika, iż należałoby zawczasu przygotować „nadkomplet” podoficerów, oficerów i specjalistów. Mogliby oni stanowić potem trzon tworzących się, nowych dywizji bez szkody dla funkcjonowania pozostałych.

I tutaj pojawia się zasadniczy problem. Obecny system szkolenia jest co najmniej dziurawy. Od lat zapotrzebowanie na rozmaite kursy w wojsku jest duże, a ilość miejsc bardzo ograniczona. Istnieje więc potrzeba zwiększenia liczby ośrodków szkoleniowych lub też rozbudowy tych już istniejących obecnie.

Inaczej armia nie będzie w stanie wykształcić wystarczającej liczby osób, potrzebnych do obsadzenia istniejących etatów. Alternatywnie, odbędzie się to ze stratą dla jakości kształcenia, co do której i tak można mieć szereg wątpliwości. Rezultaty takich działań widoczne były m.in. podczas pełnienia przez wojsko służby na granicy z Białorusią.

W ostatnich latach systematycznie skracano okres służby przygotowawczej aż do momentu, w którym obejmowała ona praktycznie tylko naukę musztry do przysięgi, oraz szkolenie z zakresu utrzymywania czystości w pokojach. Takie osoby trafiały następnie do zawodowej służby wojskowej, po czym już na jej starcie „rzucani” byli do realizacji wyczerpujących zadań na granicy.

W przypadku części z tych żołnierzy, ich nieodpowiednie przygotowanie do służby i braki w wyszkoleniu są jednym z powodów przedwczesnych odejść za armii. Dobrze, iż MON dostrzegł ten problem i zdecydował się na zastąpienie służby przygotowawczej dobrowolną służbą zasadniczą.

Problemy demograficzne przeszkodą w zakresie rozbudowy armii

Ogromnym wyzwaniem w zakresie rekrutacji kandydatów do dobrowolnej służby zasadniczej będzie jednak demografia. Wskazują na to już pierwsze informacje dotyczące relatywnie niskiej liczby osób składających w tym roku przysięgę wojskową. A długofalowe trendy każą domniemywać, iż będzie tylko gorzej.

Z danych, które zebrał nasz ziomek – Ariel Drabiński wynika, iż obywateli RP płci męskiej, w wieku 20 – 49 lat (również tych przebywających za granicą) jest: 8 milionów 134 tysiące. Natomiast kobiet: 7 milionów 931 tysięcy. Poniżej możecie zobaczyć podział demograficzny w rozbiciu na pięcioletnie kohorty (w tysiącach):

Wiek Liczba osób Liczba Mężczyzn Liczba kobiet
20–24 1 928,5 983,4 945,1
25–29 2 353,5 1 196,3 1 157,2
30–34 2 786,3 1 415,1 1 371,2
35–39 3 214,6 1 628,8 1 585,8
40–44 3 070,8 1 549,5 1 521,3
45–49 2 711,9 1 361,0 1 350,9
Podział demograficzny obywateli RP na pięcioletnie kohorty

Nie każda osoba nadaje się jednak do służby wojskowej. Dyskwalifikujące mogą być zwłaszcza kwestie zdrowotne. Na podstawie ogólnodostępnych danych, Ariel ustalił iż około 90% obywateli RP otrzymuje wojskową kategorię A. Od puli dostępnych rekrutów należy również odjąć osoby figurujące w rejestrze karnym i te przebywające na emigracji.

Stąd, możemy ostrożnie założyć, iż realna liczba osób w wieku 20-49 lat, które przebywają w Polsce jest o ok. 10% niższa niż liczba obywateli ogółem. W 2022 r. MON dysponował więc liczbą 6 milionów 391 tysięcy mężczyzn i 6 milionów 401 tysięcy kobiet, którzy mogliby potencjalnie zasilić szeregi armii.

Trendy demograficzne działają na niekorzyść MON

Populacja Polaków ulega starzeniu. Przy założeniu, iż odsetek osób niezdolnych do służby wojskowej nie ulegnie zmianie, liczba potencjalnych kandydatów na żołnierzy za niespełna piętnaście lat ulegnie więc redukcji o ponad dwa miliony! W 2035 r. wojsko będzie miało do dyspozycji już jedynie 5 milionów 121 tysięcy mężczyzn i 5 milionów 76 tysięcy kobiet.

Demografia rok 2035
Wiek Liczba osób Liczba Mężczyzn Liczba kobiet
20–24 1 965,0 1 009,2 955,8
25–29 2 066,4 1 059,9 1 006,5
30–34 1 762,0 902,9 859,1
35–39 1 928,5 983,4 945,1
40–44 2 353,5 1 196,3 1 157,2
45–49 2 786,3 1 415,1 1 371,2
Łącznie: 12 861,7 6 566,8 6 294,9
Prognozowana liczba Polaków w danych grupach wiekowych w roku 2035

Pośród w tej chwili służących żołnierzy 91,7% stanowią mężczyźni, a tylko 8,3% kobiety. Przy zachowaniu obecnych proporcji płci, zapotrzebowanie Sił Zbrojnych, w przypadku ich rozbudowy do poziomu 300 tysięcy będzie wynosiło 273 tysiące mężczyzn. Oznacza to, iż powyżej 5% wszystkich mężczyzn musiałoby znaleźć zatrudnienie w WP, Policji lub Straży Granicznej.

Jeśli MON planowałby zaś rozbudowę armii do poziomu 400 tys. żołnierzy, oznaczałoby to, iż w 2035 r. aż 9,8% mężczyzn w wymienionym wcześniej przedziale wiekowym musiałoby pracować w jednej z trzech wspomnianych wcześniej formacji mundurowych. Hardcore. Gdzie nie rzucicie kamieniem tam wyskakiwałby mundurowy

A nie uwzględniliśmy przecież w tych kalkulacjach innego problemu – spadającego poziomu atrakcyjności wojska jako potencjalnego pracodawcy. Poza tym… co z innymi gałęziami gospodarki?

Dlatego planom utworzenia nowych dywizji powinien również towarzyszyć plan zwiększenia populacji Polaków do poziomu 50-60 mln. Wtedy poczulibyśmy, iż nasz kraj chce na serio wejść do poważnej gry na arenie międzynarodowej. A przecież do wojska trzeba ściągnąć nie tylko kandydatów do służby w korpusie szeregowych…

Braki w korpusie podoficerów starszych i oficerów

Poprawy wymaga również system kształcenia podoficerów i oficerów. W armii brakuje zwłaszcza podoficerów starszych, którzy to mają z założenia obsadzać istotne stanowiska, takie jak dowódca plutonu, czy technik, zabezpieczający sprzęt. Doświadczeni podoficerowie to także fundament, na którym opiera się szkolenie szeregowych.

W Polsce brak jest jednak szkół chorążackich. Istnieją tylko szkoły podoficerskie. Typowa ścieżka kariery wiodąca do uzyskania stopnia podoficera starszego zakłada więc wstąpienie do wojska w stopniu szeregowego, odsłużenie kilku lat, a następnie uzyskanie zgody na naukę w szkole podoficerskiej, zakończonej promocją na stopień kaprala.

Aby zostać młodszym chorążym należy przejść jeszcze cztery kolejne „szczeble” kariery. Czas potrzebny żołnierzowi na dołączenie do grona podoficerów starszych wynosi więc około 10 lat.

Problemy kadrowe istnieją również w korpusie oficerów. I to pomimo tego, iż w ostatnich latach liczba osób przyjmowanych na studia na AWL ulega systematycznemu zwiększaniu. Jeszcze 10 lat temu roczniki liczyły tam ok. 100 słuchaczy. Teraz, liczba ta wzrosła do prawie 400.

Niedobory wynikają częściowo z zaniedbań w przeszłości. Nie można jednak ignorować tego, o czym pisaliśmy wcześniej – wzrasta liczba odejść z wojska i dotyczy to także kandydatów na oficerów i oficerów. Wynika to z rozczarowania jakością kształcenia i realiami WP, które to przeżywają młodzi podchorążowie.

Problemem jest również to, iż uczelnia kształcąca największą liczbę oficerów, czyli WAT jest tak naprawdę uczelnią quasi-wojskową. Osoby kończące najliczniejsze kierunki, takie jak elektronika, cyberbezpieczeństwo, informatyka, czy mechatronika, często dosyć gwałtownie odchodzą z armii i trafiają do pracy w „cywilu”.

Niedobory kadrowe próbowano rozwiązać dzięki rekrutacji oficerów i podoficerów z WOT lub też za pośrednictwem tzw. Legii Akademickiej. Zwłaszcza korzystanie z tej ostatniej opcji zbyt często kończyło się jednak obniżką jakości kadr.

Albo więc armia zmieni system szkolenia i/lub zaszeregowanie poszczególnych stanowisk, albo utworzenie nowych dywizji będzie musiało oznaczać pogłębienie braków kadrowych w korpusach podoficerów starszych i oficerów.

Tworzenie 18 DZ pokazuje, iż rozbudowa armii to duże wyzwanie

W pierwszej części tekstu przedstawiliśmy Wam skalę wyzwań kadrowych związanych z utworzeniem nowych dywizji. W drugiej części zajmiemy się zaś kwestiami sprzętu i rozbudowy infrastruktury w 18 DZ. Postaramy się również wyciągnąć z tych doświadczeń wnioski.

Już teraz widzicie jednak, iż rozbudowa armii jest sporym wyzwaniem. Nie jest to zadanie niemożliwe do zrealizowania. Wymaga jednak czasu, przeprowadzenia w wojsku reform organizacyjnych, a także rozwiązania problemów demograficznych. Stać nas na to. Ale musimy przejść od fazy deklaracji do etapu przedstawiania konkretnych i długofalowych propozycji.

A potem dołożyć do tego jeszcze ciężką pracę i wolę polityczną do naruszenia interesów określonych grup. No bo wiecie, co by się stało, gdybyście nagle zaczęli np. budować w Polsce prawdziwy, a nie malowany odpowiednik West Point? Podniosłyby się krzyki sprzeciwu wszystkich tych osób, które niestety zadomowiły się w obecnym, wadliwym „systemie”…

PS: dziękujemy serdecznie Arielowi Drabińskiemu za pomoc w tworzeniu podrozdziałów dotyczących demografii.

Spodobał Ci się artykuł? Wierzysz w to, co robimy? Jeśli tak, to rozważ udzielenie nam wsparcia, przeznaczonego na rozwój BiS. Odwdzięczymy Ci się dostępem do felietonów, w których to komentujemy wydarzenia bieżące, a także zniżkami na organizowane przez nas eventy.

To dzięki pomocy subskrybentów możemy też tworzyć więcej artykułów, podcastów i newsletterów, a także myśleć o tworzeniu kolejnych, ciekawych projektów.

Idź do oryginalnego materiału