David McAllister: Nie ma dla nas ważniejszego kraju niż USA [WYWIAD]

euractiv.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/polityka-zagraniczna-ue/interview/david-mcallister-nie-ma-dla-nas-wazniejszego-kraju-niz-usa-wywiad/


„Tylko jeżeli będziemy zjednoczeni jako Europejczycy, będziemy w stanie negocjować jak równi z globalnymi potęgami, takimi jak Stany Zjednoczone czy Chiny. Wszyscy jesteśmy małymi krajami”, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl niemiecki europoseł David McAllister.

Karolina Zbytniewska, EURACTIV.pl: W Strasburgu przyjęto pana roczny raport dotyczący realizacji Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa za rok 2024. Co może Pan o nim powiedzieć?

David McAllister: Przede wszystkim cieszę się, iż raport w sprawie WPZiB ponownie uzyskał tak szerokie poparcie na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego. Przegląd całej globalnej polityki i zdobycie ponadpartyjnej większości to zawsze ogromne wyzwanie.

Żyjemy w czasach gwałtownych zmian geopolitycznych. Świat przeobraża się w bezprecedensowym tempie, a Europa nie doświadczyła tak fundamentalnego przełomu od lat 1989–1990. Unia Europejska musi się dostosować.

UE wciąż nie jest globalnym graczem. Musimy działać bardziej spójnie, zdecydowanie i asertywnie w naszej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa. To główne przesłanie Parlamentu Europejskiego: nasze 27 państw członkowskich powinno mówić jednym głosem.

Oto główne przesłanie Parlamentu Europejskiego: wzywamy nasze 27 państw członkowskich do działania. Patrząc wstecz na ostatnie lata, jeżeli jest jakiś obszar polityki, w którym Parlament Europejski zawsze wyprzedzał debatę, to jest to bezpieczeństwo i obrona Europy.

Od dawna apelujemy do państw członkowskich o zwiększenie wydatków na bezpieczeństwo i obronę, o podejmowanie większych działań na rzecz bezpieczeństwa Europy i o to, by robić to wspólnie. w tej chwili obserwujemy wzrost tych wydatków, ale musimy zadbać o to, by pieniądze podatników były wydawane skuteczniej. Dla nas oznacza to większą współpracę między Europejczykami oraz priorytetowe traktowanie zakupów w Europie.

A więc jakie były sukcesy i mniej udane inicjatywy?

Jeśli chodzi o trzy pozytywne przykłady, to jest nim po pierwsze nasze zjednoczone wsparcie dla Ukrainy. Nigdy wcześniej nie udzieliliśmy żadnemu krajowi trzeciemu tak kompleksowej pomocy gospodarczej, finansowej, humanitarnej i wojskowej, jak Ukrainie. Odważni Ukraińcy bronią nie tylko swojego kraju i narodu, ale także europejskiej architektury pokoju i bezpieczeństwa.

Po drugie mamy nową dynamikę w polityce rozszerzenia. Przez długi czas rozszerzenie było niedocenianym narzędziem geopolitycznym Unii Europejskiej. Teraz robimy postępy w przybliżaniu sześciu państw Bałkanów Zachodnich, a także Mołdawii i Ukrainy, do członkostwa w europejskiej rodzinie.

Po trzecie mimo turbulencji po brexicie, stosunki między UE a Wielką Brytanią weszły w nową fazę. Choć mieliśmy trudny okres – mówiąc delikatnie – w tej chwili po obu stronach widoczna jest nowa dynamika, zwłaszcza w zakresie współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony. Możemy współpracować ściślej, niż pierwotnie przewidywał poprzedni rząd Wielkiej Brytanii.

Jeśli chodzi o trzy mniej pozytywne przykłady: po pierwsze, choć nie jest to w pełni zależne od nas, pogorszenie relacji transatlantyckich stanowi poważne wyzwanie. Europa pozostaje zaangażowana w silny sojusz transatlantycki, ale obecna administracja Donalda Trumpa w Waszyngtonie ma zupełnie inne priorytety i inne podejście do Unii Europejskiej niż wcześniejsze administracje USA.

W obliczu zmieniającej się natury tego sojuszu musimy wzmocnić europejski filar NATO i przejąć większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo. jeżeli chodzi o relacje z administracją Trumpa, Europa będzie w znacznie lepszej pozycji, jeżeli pozostaniemy zjednoczeni, pewni siebie i jasno określimy strategię zaangażowania.

Po drugie nie zawsze jesteśmy jednomyślni w sprawach polityki zagranicznej. Zasada jednomyślności w UE stanowi wyzwanie. W pełni rozumiem, iż państwa członkowskie, w tym Polska, mają silne obawy dotyczące suwerenności w tej kwestii.

Ale rzeczywistość jest taka, iż w sprawie sankcji często 25 lub 26 państw jest za, a jedno – Węgry – blokuje decyzję. Musimy znaleźć sposób, aby większość mogła działać bez możliwości zablokowania jej przez pojedynczy kraj.

Po trzecie skomplikowanym zagadnieniem pozostaje rozszerzenie UE. Dyskutujemy o nim od wielu lat, a teraz pojawiły się nowe kraje w tej debacie. najważniejsze pytanie brzmi jednak: kiedy faktycznie do niego dojdzie i czy nastąpi to w formie „wielkiego rozszerzenia”, czy raczej stopniowego przyjmowania nowych członków – kraj po kraju lub region po regionie.

Ostatnim państwem, które dołączyło do UE, była Chorwacja w 2013 roku. Mamy teraz rok 2025 i minęło już 12 lat od ostatniego rozszerzenia, co czyni ten okres drugim najdłuższym bez nowego członka w historii UE. Najdłuższy okres przypadał na lata 1957–1973, zanim do Wspólnoty Europejskiej dołączyły Wielka Brytania, Irlandia i Dania.

Rozszerzenie to proces oparty na zasługach – każdy kraj musi być oceniany indywidualnie. Nie jest to konwój, ale regaty, w których państwa płyną ku członkostwu w różnym tempie. Nie mogę podać dokładnej daty, ale w tej chwili liderem jest Czarnogóra, której rząd chce stać się 28. członkiem UE w 2028 roku. To ambitny cel, ale jeżeli jesteś rządem kraju kandydującego, dlaczego nie stawiać ambitnych celów? Głęboko wierzę, iż w nadchodzących latach do UE dołączą nowi członkowie, ale stanie się to dopiero wtedy, gdy będą na to gotowi.

W międzyczasie UE musi przygotować się do rozszerzenia. Powinniśmy wykorzystać ten czas na reformę naszych instytucji i usprawnienie sposobu prowadzenia polityki, aby zapewnić efektywne funkcjonowanie Unii, gdy dołączą nowe państwa.

W raporcie podkreślono znaczenie ochrony wschodniej flanki UE, która przyczynia się do bezpieczeństwa całej Unii. Zwracacie również uwagę na to, iż Tarcza Wschód i Bałtycka Linia Obrony powinny stać się sztandarowymi projektami Unii Europejskiej. Jak te ambicje przekładają się na konkretne zobowiązania?

Oczywiście wschodnie państwa członkowskie UE stoją przed innymi wyzwaniami niż na przykład Portugalia czy Hiszpania – wynika to po prostu z geografii. Polska graniczy z Białorusią, a Władimir Putin ma imperialne ambicje, jest skłonny do dalszej agresji i dąży do długoterminowej destabilizacji Europy. Dlatego przede wszystkim musimy zapewnić Ukrainie pokój z gwarancjami bezpieczeństwa.

To jedyne trwałe rozwiązanie, jakie widzę. Musimy skutecznie przygotować się na rosyjską agresję, i właśnie dlatego wschodnia flanka NATO i Unii Europejskiej ma tak najważniejsze znaczenie. Jesteśmy w tym razem. Jak zawsze powtarzam, artykuł 5 NATO jest święty dla wszystkich członków NATO, a jego odpowiednikiem w Unii Europejskiej jest artykuł 42 Traktatu o Unii Europejskiej.

Jesteśmy gotowi wspierać Polskę, państwa bałtyckie, Rumunię, Słowację i inne kraje. Ale to też wsparcie dla całej Unii Europejskiej i całego sojuszu NATO. Atak na jednego z nas jest atakiem na wszystkich. Mam nadzieję, iż inni – zwłaszcza po drugiej stronie Atlantyku, w USA – również podzielają tę perspektywę.

Przechodząc do tematu Tarczy Wschód: PiS wstrzymało się od poparcia pańskiej rezolucji. Europosłowie tej partii wskazują na rosnącą federalizację Unii Europejskiej. Jeden z nich stwierdził, iż Komisją Europejską kieruje jedna z najsłabszych byłych ministrów obrony Niemiec, która pozostawiła Bundeswehrę w ruinie. Według PiS właśnie dlatego nie można zgodzić się na przekazanie nadzoru nad naszym wspólnym potencjałem militarnym niekompetentnym biurokratom. Jakie jest pańskie stanowisko w tej sprawie?

To standardowa propaganda PiS. Nic innego bym się po nich nie spodziewał. Zresztą co roku powtarzają te same tezy. Może dla odmiany mogliby dodać coś nowego do swojego standardowego repertuaru argumentów?

Obrona pozostaje kompetencją państw członkowskich. To Niemcy, Francja, Polska i inne kraje są odpowiedzialne za finansowanie swoich sił zbrojnych i zapewnienie im najlepszego możliwego wyposażenia. Unia Europejska nie ma w tym zakresie żadnych kompetencji – i nikt nigdy nie twierdził inaczej.

W kwestii współpracy w zakresie obrony i bezpieczeństwa Unia Europejska może jednak odegrać kluczową rolę, zwłaszcza w zakresie lepszej koordynacji naszego przemysłu zbrojeniowego. W nadchodzących miesiącach i latach musimy bardzo poważnie traktować raporty wywiadowcze.

Niektóre z nich wskazują, iż Federacja Rosyjska może być zdolna do ataku na europejskie państwo członkowskie NATO do 2029 lub 2030 roku. Oznacza to, iż musimy masowo gromadzić amunicję i znacząco inwestować w nasze armie, siły powietrzne i marynarki wojenne.

Ponadto uzyskamy znacznie lepsze ceny – i zapewnimy bardziej efektywne wykorzystanie pieniędzy podatników – jeżeli będziemy wspólnie kupować sprzęt wojskowy, a nie działać indywidualnie. Wspólne badania i wspólne zamówienia na sprzęt wojskowy to klucz do sukcesu.

Po raz pierwszy Komisja Europejska powołała komisarza ds. obrony – Andriusa Kubiliusa, byłego premiera Litwy. Jest on odpowiedzialny za koordynację europejskiego przemysłu obronnego. w tej chwili problem polega na tym, iż 80 proc. sprzętu wojskowego kupowanego przez państwa członkowskie UE pochodzi spoza Unii.

Rozumiem, iż tego nie da się zmienić z dnia na dzień ani choćby w ciągu roku. Musimy jednak znacznie więcej inwestować w nasze europejskie przemysły obronne. Dzięki temu te ogromne dodatkowe inwestycje będą również bodźcem dla naszej gospodarki, a jednocześnie zwiększą naszą strategiczną autonomię i suwerenność.

Na tym właśnie to wszystko polega. Parlament Europejski od dawna wyprzedzał debatę na te tematy. Już lata temu wzywaliśmy do powołania komisarza ds. europejskiej obronności. Teraz, dzięki Białej Księdze, przedstawionej przez pana Kubiliusa dwa tygodnie temu wraz z szefową unijnej dyplomacji Kają Kallas, mamy mapę drogową na kolejne dwa, trzy, cztery lata w kierunku Europejskiej Unii Obrony.

Na koniec chciałbym zaapelować do wszystkich państw członkowskich, w tym mojego kraju, Niemiec, który w ciągu najbliższych dziesięciu lat planuje przeznaczyć na sprzęt wojskowy 500 miliardów euro: myślmy jak najbardziej w kategoriach europejskich. Potrzebujemy dużych europejskich projektów, takich jak europejska tarcza powietrzna, europejska armia dronów i inne wielkie przedsięwzięcia, które możemy realizować znacznie skuteczniej razem niż w pojedynkę.

Na polskiej prawicy i skrajnej prawicy istnieje silny sprzeciw wobec zaciągania dalszego wspólnego długu. Podnoszą argument, iż w ramach Funduszu Odbudowy i Zwiększania Odporności środki były przydzielane poszczególnym krajom w ramach narodowych kopert. Natomiast w przypadku nowego planu zadłużenia taki mechanizm nie został przewidziany. Oczekują oni jasnych zasad – środków na budowę bunkrów, wzmocnienia systemu Deep Dragon itd.

Powtarzam te argumenty, ponieważ często się z nimi spotykamy – i to nie tylko ze strony prawicy w Polsce. Przedstawiono dwa plany: plan „Rearm Europe”, w tej chwili przemianowany na „Readiness 2030” przez Ursulę von der Leyen, oraz wspomniana Biała Księga na temat gotowości obronnej Europy.

Teraz państwa członkowskie muszą przeanalizować te dokumenty i zdecydować, jak wdrożyć przedstawione propozycje, w tym ich finansowanie. Nie jesteśmy jeszcze na końcowym etapie debaty. Musimy dokładnie przeanalizować, co mogą zrobić państwa członkowskie, a co może zrobić dodatkowo Unia Europejska.

Plan „Readiness 2030” Ursuli von der Leyen może ostatecznie zmobilizować choćby 800 miliardów euro, ale oczywiście większość tych środków będzie musiała zostać zainwestowana i sfinansowana na poziomie krajowym. Komisja Europejska jest gotowa złagodzić ograniczenia w tym zakresie.

Niektóre państwa członkowskie twierdzą jednak, iż to im nie pomaga, ponieważ nie są w uprzywilejowanej sytuacji gospodarczej. Wolałyby, aby to Unia Europejska sama zaciągała pożyczki i następnie przekazywała środki państwom członkowskim. Po prostu nie mieliśmy jeszcze czasu, aby przedyskutować tę kwestię na poziomie przywódców narodowych. Jednak gdy tylko nowy niemiecki rząd zostanie sformowany, ta debata z pewnością odbędzie się w Radzie Europejskiej.

Kolejnym problemem jest to, iż niektóre rozwiązania obronne i sprzęt wojskowy mogą być priorytetowo zamawiane w krajach zachodnich zamiast u dostawców krajowych. Na przykład pojawiają się obawy, iż w ramach inicjatywy East Shield kontrakty wojskowe nie trafią do polskich producentów, ale do firm z USA, Francji czy Niemiec – co nie przyniesie korzyści lokalnym zdolnościom obronnym.

Rzeczywistość jest jednak taka, iż stoimy w obliczu ważnego momentu dla zbiorowego bezpieczeństwa w Europie. Sytuacja jest bardzo poważna – i myślę, iż Polacy rozumieją to najlepiej. Potrzebujemy mniej dyskusji, a więcej działania.

Z mojego punktu widzenia Europa musi zająć się trzema kluczowymi kwestiami, aby wzmocnić swoje zdolności obronne. Po pierwsze, musimy jak najszybciej zmniejszyć lukę w wydatkach na obronność i uzgodnić ambitne cele. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż konieczny poziom wydatków będzie znacznie wyższy niż 2 proc. PKB.

Kwestia ta musi zostać omówiona na szczeblu NATO, a spodziewam się, iż na nadchodzącym szczycie NATO wyznaczy kierunek na przyszłość. Jak wskazał sekretarz generalny Mark Rutte, wydatki na obronność prawdopodobnie będą musiały sięgnąć 3 proc. PKB. Polska—i mogę jedynie pochwalić polski rząd za odważne decyzje—już stała się liderem w Europie, przeznaczając na obronność ponad 4 proc. PKB.

Ponadto musimy rozwiązać problem fragmentacji krajowego planowania i zamówień obronnych. Odpowiednie regulacje, transfery wewnątrz Unii Europejskiej i procesy zatwierdzania powinny zostać ujednolicone na poziomie europejskim. w tej chwili tracimy zbyt wiele czasu i zbyt dużo pieniędzy z powodu nieefektywności.

Musimy też znacznie inteligentniej alokować nasze zasoby poprzez lepszą interoperacyjność, wspólne standardy oraz kompleksowe wsparcie dla europejskiego przemysłu obronnego. Niestety europejski przemysł obronny przez cały czas jest rozdrobniony. Dlatego tak istotne jest, aby jak najszybciej przyjąć Europejski Program Rozwoju Przemysłu Obronnego (EDIDP) i poczynić postępy w kluczowych wspólnych projektach wojskowych, takich jak Air Shield, rozpoznanie satelitarne oraz system obrony CIDER.

To jest droga, którą Europa musi podążać. Choć indywidualne decyzje dotyczące konkretnych czołgów, okrętów wojennych czy programów cyberbezpieczeństwa pozostaną na poziomie krajowym, musimy myśleć w szerszej perspektywie.

Jesteśmy w tym razem i głęboko wierzę, iż w dłuższej perspektywie doprowadzi to do utworzenia wspólnych, zintegrowanych europejskich sił zbrojnych. Są to jednak decyzje na przyszłe lata. Pierwszym krokiem musi być wspólne gromadzenie i dzielenie zasobów oraz zapewnienie interoperacyjności sprzętu obronnego—jest to dla nas największe wyzwanie.

Pamiętam, iż po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę wielu komentowało, iż NATO w końcu odzyskało swoje poczucie celu—że był to moment przebudzenia. Kanclerz Olaf Scholz ogłosił choćby Zeitenwende, a jednocześnie wysłał Ukrainie hełmy, co prawicowi politycy wyśmiewają przy każdej możliwej okazji.

Teraz, gdy Trump powrócił do Białego Domu, widzę, iż sygnały alarmowe budzą tylko tych, którzy kiedykolwiek spali. Tymczasem Europa Wschodnia zawsze była znacznie bardziej czujna niż Zachód. Powinniśmy byli słuchać was znacznie wcześniej—po nielegalnej aneksji Krymu przez Rosję w 2014 roku wielokrotnie ostrzegaliście nas przed zagrożeniem, jakie stwarza dyktator na Kremlu. Wielu polityków w Europie Zachodniej zbagatelizowało niebezpieczeństwo.

Polska sprawuje w tej chwili prezydencję w Radzie Unii Europejskiej i uważam, iż ma idealną pozycję do forsowania priorytetów, o których mówiłem—ściślejszej współpracy w polityce zagranicznej, bezpieczeństwie i obronności, tak gwałtownie jak to możliwe. Chciałbym ponownie pochwalić przywództwo polskiego rządu.

Brałem udział w kilku spotkaniach w trakcie polskiej prezydencji i byłem pod wrażeniem jej skuteczności, doświadczenia jej przedstawicieli oraz umiejętności polskich dyplomatów. To bardzo pozytywne, zwłaszcza iż w ostatnich latach niektóre inne prezydencje—mówiąc dyplomatycznie—nie były tak efektywne.

Jestem gorącym zwolennikiem sojuszu transatlantyckiego. Nie ma dla nas w Europie ważniejszego kraju niż Stany Zjednoczone—politycznie, militarnie i gospodarczo. Jesteśmy dla siebie nawzajem najważniejszymi partnerami handlowymi, i to z dużą przewagą.

Niestety obecna administracja USA ma wyraźnie inne podejście do Europy. A jeżeli nie zareagujemy, to powiem to wprost: powinniśmy starać się pozostać transatlantyccy, ale jednocześnie musimy stać się znacznie bardziej europejscy.

To właśnie jest prawdziwe wyzwanie dla przywódców państwowych. Czy chcemy przez cały czas funkcjonować jako zbiór państw członkowskich, tonąc w zbędnych biurokratycznych szczegółach, czy też uświadamiamy sobie, iż geopolityczna zmiana, której doświadczamy, to ostateczne wezwanie dla Europy, by się otrząsnęła i zaczęła działać?

Tylko jeżeli będziemy zjednoczeni jako Europejczycy, będziemy w stanie negocjować jak równi z globalnymi potęgami, takimi jak Stany Zjednoczone czy Chiny. jeżeli uważamy, iż możemy to osiągnąć skuteczniej w pojedynkę, to przywódcy narodowi muszą zdać sobie sprawę z prostej prawdy: wszyscy jesteśmy małymi krajami.

Nie ma znaczenia, czy mówimy o Malcie—bardzo małym państwie—czy o kraju średniej wielkości, jak Austria, czy o dużym państwie, takim jak Francja, Niemcy czy Polska. W porównaniu z największymi światowymi mocarstwami wszyscy jesteśmy małymi krajami. Tylko razem jesteśmy silni.

Idź do oryginalnego materiału