Drony nad Polską. Koalicja kupuje systemy antydronowe od Niemców ? – strach znów stał się biznesem
Wstęp – drony jako nowy straszak polityczny
Od kilku tygodni polską opinię publiczną elektryzują doniesienia o rzekomych „rosyjskich dronach” nad Polską. Media prześcigają się w relacjach: jeden dron miał zniszczyć pół domu, inny wylądował spokojnie na polu bez śladu zniszczeń, a kolejny spadł na kurnik, nie uszkadzając go choćby w najmniejszym stopniu. Chaos informacyjny zamiast rozwiewać wątpliwości, tylko pogłębia obawy obywateli.
Na tym tle pojawia się błyskawiczne rozwiązanie. Koalicja Obywatelska ogłasza, iż Polska „najprawdopodobniej” zakupi systemy antydronowe. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż dostawcą ma być… niemiecka firma. Czyli znów to samo – problem przedstawiony w mediach, błyskawiczna decyzja polityczna i wielomilionowe kontrakty trafiające za granicę.
Strach – kontrakt – pieniądze
Ten schemat znamy aż za dobrze. Najpierw społeczeństwo zostaje postraszone zagrożeniem, które przedstawiane jest w dramatycznych obrazach i skrajnie różnych wersjach wydarzeń. Następnie wchodzi polityk z „rozwiązaniem” – które oczywiście kosztuje miliony, a czasem miliardy. Biznes na strachu działa gwałtownie i skutecznie, a obywatel pozostaje w roli widza, który nie ma nic do powiedzenia.
Drony to dziś nowy symbol zagrożenia. Tak jak kilka lat temu straszono rakietami, epidemią czy blackoutami, tak teraz przyszedł czas na „niezidentyfikowane bezzałogowce”. I to właśnie na ich tle rodzi się kolejny wielki kontrakt – tym razem z Niemcami.
Dlaczego Niemcy, a nie Polska?
To pytanie zadaje sobie wielu ekspertów i zwykłych obywateli. Polska posiada firmy zbrojeniowe i technologiczne, które od lat pracują nad systemami antydronowymi. Istnieją już w kraju rozwiązania radarowe, systemy zakłócające sygnał GPS, a także mobilne zestawy montowane na pojazdach. Niektóre z nich testowano choćby podczas ćwiczeń wojskowych.
Dlaczego więc politycy wolą sięgnąć po niemiecki produkt? Czy chodzi o czas, czy o naciski polityczne? A może – jak sugerują komentatorzy – o „wdzięczność” wobec Berlina i chęć pokazania, iż Polska kupuje bezpieczeństwo od zachodniego sąsiada?
Polskie firmy gotowe do działania
To nie jest tak, iż w Polsce nie ma kompetencji. Wręcz przeciwnie. Wystarczy spojrzeć na działania polskich start-upów, firm obronnych czy instytutów badawczych. Wielu ekspertów twierdzi, iż w ciągu kilkunastu miesięcy można byłoby stworzyć krajowy system antydronowy, który spełniałby wszystkie standardy NATO.
Problem w tym, iż politycy wolą iść na skróty. Zamiast wspierać polską gospodarkę i rozwijać rodzimą technologię, wybierają „gotowca” od niemieckiego producenta. A to oznacza, iż miliardy złotych zamiast zostać w kraju, zasilą niemiecką gospodarkę.
Chaos informacyjny wokół dronów
Warto zatrzymać się na chwilę przy samej narracji. Jeden dron miał zniszczyć pół domu, drugi wylądował na polu jak papierowa zabawka, trzeci spadł na kurnik i nic się nie stało. Jak w takiej sytuacji społeczeństwo ma ufać przekazom medialnym? Czy rzeczywiście drony stanowią tak ogromne zagrożenie, czy raczej mamy do czynienia z kampanią strachu, która przygotowuje grunt pod wielki zakup?
Ten chaos działa na emocje obywateli. Ludzie boją się o bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin. A w atmosferze strachu łatwiej przeforsować każdy kontrakt, choćby jeżeli jego wartość jest astronomiczna.
Ekonomia strachu – kto zarobi?
Na końcu zawsze pozostaje pytanie: kto zarobi? I tu odpowiedź wydaje się jasna – niemiecki przemysł zbrojeniowy. To właśnie tam trafią polskie miliardy. Tymczasem polskie firmy pozostaną z boku, bez zamówień, bez wsparcia, bez możliwości rozwoju.
Dla Berlina to doskonały interes. Zyskuje ogromne kontrakty, buduje sobie pozycję dostawcy bezpieczeństwa w regionie, a jednocześnie uzależnia Polskę od własnych technologii.
Geopolityczny kontekst
Zakup systemów antydronowych od Niemców to nie tylko kwestia biznesu, ale także geopolityki. Każdy taki kontrakt sprawia, iż Polska staje się bardziej zależna od zachodniego sąsiada. W sytuacji kryzysowej to właśnie Berlin będzie decydował, jak i kiedy dostarczyć części zamienne, jak aktualizować oprogramowanie czy jakie wsparcie techniczne udzielić.
Czy naprawdę chcemy, by nasze bezpieczeństwo zależało od decyzji polityków w Berlinie?
Polska potrzebuje własnej strategii
Cała ta sytuacja pokazuje, iż Polska wciąż działa reaktywnie, zamiast strategicznie. Zamiast wzmacniać własny przemysł i budować niezależność technologiczną, woli sięgać po „łatwe” rozwiązania z zagranicy. A przecież w dłuższej perspektywie to właśnie inwestycje w polskie firmy i technologie dają prawdziwe bezpieczeństwo.
Potrzebujemy nie kolejnych kontraktów z Niemcami, ale spójnej strategii obronnej, w której polski przemysł zbrojeniowy odgrywa kluczową rolę.
Zakończenie – kto płaci za strach?
Historia z dronami nad Polską i planowanym zakupem systemów antydronowych od Niemców to kolejny przykład, jak łatwo strach można przekuć w wielomilionowy biznes. Zamiast spokojnej analizy i wsparcia krajowych rozwiązań, mamy błyskawiczne decyzje polityków i gigantyczne kontrakty dla Berlina.
Polacy znów mają zapłacić za własny strach – i to nie w złotówkach, ale w miliardach.