Kijów i Moskwa regularnie negocjują w sprawie wymian jeńców. Te kontakty cechuje wyraźna asymetria – Ukrainie bardziej zależy na odzyskaniu „swoich chłopców” niż rosji na powrocie własnych. Dlaczego? Z tych samych powodów, dla których żołnierze obu stron unikają podnoszenia rąk i często wybierają walkę do końca. To znamienne, iż w tak wielkiej wojnie mamy raptem kilkanaście tysięcy pojmanych, z których część została już wymieniona.
Oleha Pilipienkę, wójta gromady Szewczenkowe w regionie mikołajowskim, poznałem w marcu 2023 roku. Pełnoskalowa wojna trwała ponad rok, ale mój rozmówca – jak sam przyznał – postarzał się w tym czasie o dziesięć lat. Skąd to poczucie zużycia? W drugim dniu inwazji Oleh – oficer rezerwy armii ukraińskiej – skrzyknął wokół siebie sąsiadów. Najpierw zamierzali zbierać informacje o ruchach wrogich wojsk, ale gwałtownie zabrali się za rozrzucanie „jeżyków”, kolców, które przebijały opony rosyjskich ciężarówek. Sabotażyści dali się rosjanom we znaki na tyle mocno, iż ci zaczęli polowanie. Pilipienko wpadł w połowie marca 2022 roku, po trzech tygodniach tej „małej partyzantki”. Kolejne trzy miesiące spędził w obozie, razem z wziętymi do niewoli żołnierzami. Wyszedł po wymianie jeńców – jednej z pierwszych w tym konflikcie. Wycieńczony, nie miał szansy na służbę w wojsku, wrócił więc do działalności samorządowej.
– Żałujesz? – spytałem go, gdy pokazał zdjęcie, na którym wyglądał niczym żywy szkielet. – Akcji z jeżykami i jej zdrowotnych konsekwencji?
– A skąd! – Oleh pokręcił głową. – Grunt, iż napsuliśmy im krwi.
—–
O tym, iż rosjanie wobec jeńców i więźniów potrafią być barbarzyńscy, wiemy nie od dziś. Choćby w Syrii mieliśmy do czynienia z potworną przemocą, z której zasłynęli najemnicy z Grupy Wagnera. Wydobywanie zeznań przy pomocy młota kowalskiego czy spalenie spętanej osoby, to jedne z wielu wizualnych dowodów tych zbrodni.
Wiele lat temu zanurzyłem się w świat darknetu. Zawodowo, mając w planach materiał na temat snuffów i mondo movies – filmów dokumentujących prawdziwe sceny śmierci i tortur, bądź ich realistyczne inscenizacje. Są ludzie, którzy takie rzeczy oglądają – i nie jest ich mało. W każdym razie wówczas, w początkach lat 2000., gors prawdziwych materiałów stanowiły filmy wideo kręcone w Czeczenii. Zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny. Czego tam nie było; ucinanie dłoni, na żywca, czeczeńskiemu jeńcowi może uchodzić za stosunkowo delikatny zapis. Co istotne, zwyrodnialcy w mundurach rosyjskiej armii mogli liczyć na niemal całkowitą bezkarność – na palcach jednej ręki da się policzyć procesy wytoczone wojskowym za ekscesy z czeczeńskimi jeńcami i cywilami (wobec których masowo stosowano gwałty).
Powody demoralizacji rosyjskiej armii zasługują na oddzielne opracowanie, w tym tekście dość stwierdzić, iż w najnowszej, ukraińskiej odsłonie, bestialstwo rosjan jest też efektem rasistowskiej indoktrynacji. Wedle niej Ukraińcy to ludzie gorszego sortu, a ukraińskość to ideologiczna aberracja, którą należy wytrzebić. Więc się trzebi. W lipcu 2022 roku do sieci wyciekł film zarejestrowany przez rosyjskich żołdaków – materiał przedstawiał kastrację żywego ukraińskiego jeńca. Śledztwo przeprowadzone przez portal Bellingcat pozwoliło namierzyć sprawcę zbrodni. Zwyrodnialec nie unikał kontaktu z kamerą i z pasją dokumentował swoje wcześniejsze wojenne wyczyny. Był nim mieszkaniec republiki Tuwa, regionu w dalekowschodniej części federacji rosyjskiej.
—–
Obejrzałem mnóstwo filmów dokumentujących wymiany jeńców pomiędzy Ukrainą a rosją, do których doszło po 24 lutego 2022 roku. W miażdżącej większości to materiały ukraińskie, bo rosjanie rzadko publikują takie treści. Jeńcy to dla nich kłopotliwy temat, najogólniej rzecz ujmując.
W tych kadrach powtarza się jeden element. Nie twierdzę, iż zwracani do ojczyzny rosjanie wyglądają kwitnąco – bo zwykle tak nie jest. Nie są jednak straszliwie wychudzeni, obdarci, nie kuleją, nie snują się. jeżeli mają kontuzje, widać, iż są zabezpieczeni. Tymczasem Ukraińcy – jakkolwiek zwykle radośni z powodu końca niewoli – przypominają duchy.
– Czułem się jak duch – wyznał mi wspomniany Oleh Pilipienko. – Jakbym nie miał ciała. Musiałem się od niego „oddzielić”, bo dawało mi tylko ból.
—–
A teraz do sedna – Kijów i Moskwa regularnie negocjują w sprawie wymian jeńców. Te kontakty cechuje wyraźna asymetria – Ukrainie bardziej zależy na odzyskaniu „swoich chłopców” niż rosji na powrocie własnych. I nie chodzi o potrzebę pilnego odzyskania jak największej liczby żołnierzy. Skala pojmań nie wpływa na możliwości mobilizacyjne armii ukraińskiej. Nadrzędnym powodem jest rosyjskie bestialstwo wobec jeńców – to ono motywuje Ukraińców do ratowania swoich. Stąd stała gotowość do wymiany, najlepiej w formacie „wszyscy za wszystkich”. Strona ukraińska regularnie wychodzi z taką propozycją, ale rosyjska – mimo obietnic – słowa nie dotrzymuje.
Moskwa o własnych jeńcach nie mówi nic. O ukraińskich również milczy i nie współpracuje z ONZ w tej sprawie.
Kijów przyznaje się do ośmiu tysięcy zaginionych żołnierzy, z których połowę mają stanowić wzięci do niewoli (reszta to polegli, których ciał nie znaleziono oraz dezerterzy). Ukraińcy nie podają jednak konkretnych danych na temat wziętych do niewoli rosjan. W oparciu o anonimowe deklaracje ukraińskich urzędników zakładam, iż w Ukrainie przebywa w tej chwili około trzech tysięcy schwytanych moskali.
W dotychczasowych wymianach Ukraińcy odzyskali około trzech tysięcy ludzi – w większości był to personel sił zbrojnych. Do domu wróciło też ponad dwa tysiące rosyjskich żołnierzy. W sumie daje to kilkanaście tysięcy pojmanych, z których część została już wymieniona. Jak na skalę tej wojny niewiele. Jak to wyjaśnić?
Odpowiedź znajdziecie w dalszej części tekstu, który opublikowałem w portalu Polska Zbrojna – oto link.
Nz. Oleh Pilipienko, wyleczony, wykarmiony, nie przypomina człowieka, którego widziałem na zdjęciach wykonanych tuż po wyjściu z obozu/fot. własne