Elon Musk w Auschwitz. Fotobudka dla prorosyjskiego antysemity

krytykapolityczna.pl 7 miesięcy temu

W książce Prywatyzując Polskę Elizabeth Dunn przywołuje słowa Kate Brown: „O ile nie ulegnie się pustosłowiu wyprodukowanemu w czasach zimnej wojny, łatwo dostrzec, iż Związek Radziecki i Stany Zjednoczone miały ze sobą wiele wspólnego”. Co do zasady niewielu badaczy i badaczek zdaje sobie sprawę z roli Henry’ego Forda, pioniera współczesnego kapitalizmu, w budowaniu „intelektualnego” zaplecza Związku Radzieckiego, Trzeciej Rzeszy i USA. Dunn zwraca uwagę, iż jego wspomnienia miały w latach 20. w ZSRR osiem wydań, a Lenin i Stalin byli wielkimi admiratorami fordowskiej fabryki w Michigan.

Ford, jeden z najbardziej wpływowych i zatwardziałych antysemitów swoich czasów, przyjaźnił się również z Hitlerem, którego zachwyciła m.in. napisana przez przedsiębiorcę broszura Międzynarodowy Żyd, największy problem świata. Producent samochodów stał się symbolem porozumienia ponad podziałami – tak samo kochali go naziści, faszyści, bolszewicy, imperialiści i kapitaliści.

Nowy Ford rusza w wizerunkową trasę

Dzisiejszym odpowiednikiem Forda jest Elon Musk, uwielbiany tak samo przez Donalda Trumpa (tyle iż pod przykrywką „szorstkiej przyjaźni”), Xi Jinpinga i Putina.

Porównania nie kończą się na produkowaniu samochodów – o swoim antysemityzmie Musk przekonywał w ubiegłym roku tak uparcie, iż z należącego do niego serwisu swoje reklamy usunęły takie firmy jak Disney, Apple czy IBM. Skądinąd problem nie ogranicza się do wypowiedzi samego CEO – co przeanalizował Elad Nehorai.

W związku z tym Musk ze swoim obwoźnym cyrkiem rozpoczął długofalową akcję ocieplania wizerunku, podobnie jak jego równie rozgarnięty kolega Kanye West. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że raper nagrał 40-minutowe wideo, w którym przeprasza za setki antysemickich bluzgów z ostatnich lat. Kiedy pokaże je światu? Najprawdopodobniej w okolicy premiery albumu Vultures, nagranego z drugoligowym śpiewakiem i nieinteresującego już praktycznie nikogo poza kolekcjonerami butów. Gdy oglądam walkę Westa o zachowanie twarzy, przypomina mi się fragment South Parku, w którym sparodiowano przeprosiny Tony’ego Haywarda, paliwowego bandyty z BP, który po serii wycieków ropy w Zatoce Meksykańskiej, prowadzących do uwolnienia z dna oceanu Cthulhu, mówi widzom „przepraszam”, jednocześnie głaszcząc słodką foczkę.

Musk ma czas i pieniądze na nieco bardziej spektakularną akcję promocyjną. Może też liczyć na bezgraniczne uwielbienie polskich gołodupców, którym roi się, iż jeszcze momencik i sami będą takimi majętnymi ekscentrykami. Dlatego poniedziałkowa pijarowa wizyta miliardera przebiegła bez zakłóceń – wizytę najbogatszego człowieka świata posłusznie zrelacjonowały największe media, ludzie pokroju Przemysława Czarnka zabiegali o wstawiennictwo wielmożnego pana w bieżących kwestiach politycznych, a Lech Wałęsa niestety nie dotarł na spotkanie z szefem X z powodu powikłań pocovidowych.

Samo wykorzystywanie Auschwitz w celach biznesowo-wizerunkowych można uznać za wystarczająco odrażające, ale nie dzieje się to bez wsparcia usłużnych komentatorów. Co więcej, także w szerszej perspektywie pod względem degeneracji kilka różni Muska od Henry’ego Forda – właściciel X do nakręcania skrajnie prawicowych nastrojów nie musi choćby otwierać ust ani wyciągać telefonu z kieszeni.

Przy zachowaniu odrobiny rozsądku już same wypowiedzi o tym, iż „gdyby istniały media społecznościowe, do Holokaustu by nie doszło” czy iż Musk „aspiruje do bycia Żydem” wystarczyłyby, żeby spuścić zasłonę milczenia na to idiotyczne widowisko. Tymczasem czytelniczki i czytelnicy rozmaitych mediów mogą dowiedzieć się, gdzie spał Musk, jakim samolotem przyleciał i co jadł.

Co więcej, w podróży, oprócz 4-letniego syna X AE A-XII, towarzyszył Muskowi Ben Shapiro, doceniający Vladimira Putina m.in. za walkę z „kulturą woke”. Zresztą stanowisko samego Muska wobec wojny w Ukrainie trudno uznać za jakkolwiek korespondujące z potrzebami, oczekiwaniami i interesami Polski. Widocznie przyzwyczailiśmy się już do tego, iż ukraińskie życia uzależnione są od łaski i niełaski technofeudała. Jak zauważył w swoim ubiegłorocznym tekście Ronan Farrow, Musk ma dziś zasoby przynależące bardziej państwom niż jednostce, i może robić z nimi, co chce, dopóki znajduje ślepo zapatrzonych w niego klakierów.

Chyba wolałbym pianistę

Trudno nie skrzywić się na myśl o tym, iż dwóch prorosyjskich, konserwatywnych radykałów strzela sobie pamiątkowe fotki przed bramą Auschwitz przy akompaniamencie oklasków zamroczonych dziennikarzy i komentatorów, domagających się od klasy politycznej „wykorzystania tej szansy”. Zwłaszcza iż jeszcze dwa dni temu toczyła się zażarta dyskusja na temat tego, czy w przededniu rocznicy pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę godzi się przyjmować urodzonego w Rosji (a od lat mieszkającego w Szwajcarii) pianistę na koncert chopinowski w Polsce.

Za sprawą genetycznego polskiego antysemityzmu i bałwochwalczego stosunku do bogactwa, bezmyślnie akceptując pijarowy spin miliardera, otwieramy furtkę dla tysięcy bezmyślnych postów o „żydowskim układzie”, które od poniedziałku zalewają serwis Muska i sekcję komentarzy w dużych mediach.

Dlatego uważam reakcje na „prywatną wizytę” w Auschwitz za przymykanie oczu na wykorzystywanie największej tragedii historii współczesnej do wybielania wizerunku szemranego biznesmena. Wbrew temu, co przy okazji zbrodniczych działań współczesnego Izraela w Strefie Gazy mówi się o wiedzy Europejczyków na temat Holokaustu, wydaje się, iż jego zrozumienie jest dziś na żenująco niskim poziomie – w przeciwnym razie takich przykładów hiperkapitalistycznego żerowania na Zagładzie nie akceptowalibyśmy bez mrugnięcia okiem.

Idź do oryginalnego materiału