„Fronty Wojny”. USA negocjują z Rosją. Gen. Gromadziński: Trump postawił Putina pod ścianą

news.5v.pl 5 godzin temu

W pierwszej kolejności Marcin Wyrwał pyta gen. Gromadzińskiego, czy wierzy w trwały pokój pomiędzy Rosją i Ukrainą. — Patrząc na historię Rosji, trudno wierzyć w jakikolwiek pokój z jej sąsiadami. Rosja zawsze oddziałuje na sąsiednie państwa. Dzisiaj między Rosją a Ukrainą są symptomy budowania rozejmu. Czy będzie trwały? Pokażą finalne negocjacje. Sytuacja się zmienia. Od skrajnego pesymizmu po rozmowach w Gabinecie Owalnym, teraz powiało optymizmem. Stany Zjednoczone przywróciły wsparcie wojskowe i wywiadowcze dla Ukrainy. Ale nie zapominajmy o najważniejszym graczu w tej układance, o Rosji — zauważa generał.

Prowadzący podcast Marcin Wyrwał, przypomina, iż Jurij Uszakow, doradca Władimira Putina, powiedział, iż proponowane tymczasowe zawieszenie broni w Ukrainie, ma dać tylko wytchnienie dla ukraińskiego wojska. W domyśle: „my jako Rosja nie chcemy tego Ukrainie umożliwić”. Dlatego, zdaniem Wyrwała, Putin nie zgodzi się na propozycje Amerykanów.

Gen. Gromadziński podkreśla, iż negocjacje mogą nas jeszcze zaskoczyć. Dlaczego?

Ponieważ Trump zmieniał styl podsadzenia polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. — Byliśmy przyzwyczajeni do negocjacji politycznych, które toczyły się zakulisowo. W przestrzeni publicznej pojawiły się tylko oświadczenia, iż stanowiska stroną są zbieżne, iż wyrażają one wolę współpracy, i tak dalej. Trump prowadzi je inaczej, działa ostro tak jak w biznesie. Dzięki temu osiągnął to, co chciał w stosunku do Ukrainy, czyli dostęp do złóż ziem rzadkich — uważa gen. Gromadziński.

— Zapominamy, iż Rosja ma własne zasoby ziem rzadkich. Chiny również mają dostęp do własnych złóż, dodatkowo kontrolują też złoża w Afryce. Natomiast Stany Zjednoczone, jako globalne mocarstwo, ma na tym polu problem. Stąd determinacja Trumpa w negocjacjach z Ukrainą, ale też w sprawie Grenlandii, która ma jeszcze większe zasoby tych pierwiastków – dodaje.

Zdaniem twórcy „Żelaznej Dywizji”, Putin nie zgodzi się jednak na żołnierzy NATO w Ukrainie. Najwyżej pozwoli, by na linii rozgraniczenia pojawili się wojskowi z Chin, Indii lub Brazylii. — Tak Putin zaczyna budować pole dla negocjacji, które przeniosło się z Ukrainy na Rosję. Powiem szczerze, Trump bardzo ładnie postawił Putina pod ścianą. Przywódca Rosji ma teraz bardzo trudną sytuację. Jak się nie zgodzi na rozejm, to poniesie konsekwencje. Widzi też, iż Trump o ile coś zapowiada, to następnie to robi. W moim przekonaniu najbliższe parę dni przyniesie bardzo interesujące rozstrzygnięcia — podkreśla gen. Gromadziński.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Jak przeprowadzić szkolenia wojskowe? Gen. Gromadziński: diabeł tkwi w szczegółach

Zapytany o propozycję premiera Donalda Tuska dotyczącą masowych szkoleń wojskowych polskich obywateli, stwierdził natomiast, iż „dorośliśmy już do rozmowy o tym, iż czasy spokoju minęły, dlatego musimy adekwatnie do tego przygotować nasz system obronny”. – Jestem zwolennikiem powszechnego obowiązku służby krajowi, ale nie w taki znaczeniu, jaki znamy z czasów, kiedy obwiązywała zasadnicza służba wojskowa — mówi gen. Gromadziński.

Jak zatem system ten powinien zostać zorganizowany? Na początek — jego zdaniem — młodzi ludzie powinni stawiać się na komisjach wojskowych, gdzie zostaną zewidencjonowani. Tam dostają nakaz odbycia w ciągu trzech, czterech lat obowiązkowego, kilkumiesięcznego szkolenia.

— Mówimy tutaj o służbie państwu. Dlatego młodzi ludzie powinni sami wybrać rodzaj wojsk, do jakich chcą trafić. Uważam też, iż ze względu na przekonania religijne, światopogląd albo postawę mogą odbyć szkolenie w szpitalu, straży pożarnej, albo w policji. To ważne, ponieważ musimy mówić o służbie państwu, a nie tylko wojsku. Popatrzmy na Ukrainę, tam walczy cały kraj. Potrzebny jest elektryk, by miasta po ataku rakietowym miały zasilania. Inżynier, który potrafi zająć się odbudową zniszczonej infrastruktury, służba zdrowia itd. Wszyscy ci ludzie muszą być przygotowani do działania zarówno w warunkach pokoju, jak i wojny — podkreśla generał.

Dodaje, iż istotną rolę odegrają tu samorządy. — Wójt, starosta czy wojewoda będą wskazywać ludzi, którzy w systemie obrony cywilnej są niezbędni, dlatego nie powinni być objęci obowiązkowym przeszkoleniem wojskowych, ale wypełnić ten obowiązek w inny sposób — twierdzi gen. Gromadziński. — o ile mamy jednego elektryka w gminie, a on zostanie powołany do wojska na kucharza, to efekt dla naszego bezpieczeństwa będzie mizerny. Ale dla struktury gminy ten człowiek będzie istotny. Zbudujmy więc taki system, żebyśmy mogli te wszystkie zasoby rozdzielać po wszystkich obszarach, które są ważne dla budowania odporności państwa — wyjaśnia generał.

Natomiast ludzie, którzy przejdą obowiązkowe przeszkolenie wojskowe — w jego ocenie — do 35. roku życia, powinni pozostawać w rezerwie. Oznacza to, iż będą co roku przez kilka tygodni, odbywać szkolenia wojskowe ze swojej specjalizacji na stanowisku jako szeregowy. — jeżeli człowiek wiąże się wojskiem, to pokazujemy mu drogę. Żeby to zrobić, musi mieć zbudowany system rezerw. Tu znowu musimy myśleć szeroko. Chodzi o zbudowanie rezerw dla wojska, ale też dla policji, straży pożarnej i dla służby zdrowia — wymienia generał.

Edyta Żemła przypomina, iż na wojnę zaczynają żołnierze zawodowi, a kończą rezerwiści i podaje w wątpliwość, to czy nasza armia ma wystarczającą liczbę przeszkolonych rezerwistów, by wypełnili luki na wypadek wojny. Generał, przyznaje, iż z tym nie jest dobrze. Proponuje jednak rozwiązanie.

— o ile założymy, iż nasze wojska od wschodniej granicy do Wisły są w najwyższej gotowości, ukompletowane na poziomie 90 proc., to pozostałe 10 proc., to aktywna rezerwa, która na komendę, w ciągu doby stawia się w jednostkach. Natomiast jednostki od Wisły do Odry muszą być ukompletowane na poziomie 50-60 proc. Powinny mieć rezerwę drugiej kategorii, która ma trzy dni na stawiennictwo. Na to powinniśmy nałożyć jednostki rezerwowe i zbudować korpus rezerwowy. Chodzi o to, by redaktor Wyrwał, po odbyciu przeszkolenia wojskowego, wiedział, iż służy w pierwszej kompanii, trzeciego batalionu, szesnastej brygady, oraz iż ma tam przydział na 15 lat, jako szeregowy — wyjaśnia generał.

Dodaje, iż jeżeli wojsko w redaktorze Wyrwale dostrzegłoby potencjał, to mógłby on dostać propozycję ukończenia szkoły podoficerów rezerwy. Wówczas przejdzie w swojej jednostce na etat podoficera rezerwy i cyklicznie będzie stawiać się na szkolenie.

Gen. Gromadziński przyznaje, iż projekt rządu dotyczący szkoleń ludności to krok w dobrym kierunku. — Nie będę go krytykował, ponieważ uważam, iż to jest dzisiaj pilna potrzeba, ale diabeł tkwi w szczegółach. Nie wyobrażam sobie, żeby jednostki pierwszoliniowe na ścianie wschodniej przestały zajmować się tym, do czego są stworzone, czyli do obrony, a zajęły się szkoleniem rezerwistów. Takie szkolenia powinny być realizowane na ścianie zachodniej. Tam musimy stworzyć bazę szkoleniową — podkreśla.

Gen. Gromadziński odnosi się też do pomysłu przeszkolenia parlamentarzystów. — Wszystko, co jest związane z bezpieczeństwem, przyjmuję pozytywnie, ale zamiast na poligon, ja bym im zorganizował obowiązkowo wyższy kurs obronny w Akademii Sztuki Wojennej. Niech poznają tajniki planowania, organizacji wojska. To im da zupełnie inną perspektywę i świadomość tego, jak to działa — uważa wojskowy.

Gen. Gromadziński o propozycji prezydenta Dudy. Padła sceptyczna odpowiedź

Generał komentuje też propozycję prezydenta Andrzeja Dudy skierowaną do Stanów Zjednoczonych, a dotyczącą przeniesienia do Polski broni atomowej. — Nam niepotrzebna jest broń atomowa, ponieważ nie mamy środków do jej przenoszenia. Chodzi o zbudowanie parasola atomowego, jako gwarancji bezpieczeństwa dla Polski. Do tego nie jest jednak konieczne przenoszenie żadnych elementów uzbrojenia — powiedział.

Na koniec Marcin Wyrwał, zapytał generała, co sądzi o opisywanej przez Onet historii związanej z zagubieniem mini przeciwpancernych, które transportem kolejowym wyjechały ze składu w Hajnówce i zamiast do składu w Mostach, po ponad tygodniu znalazły się znowu na Podlasiu w fabryce Ikei. Dodatkowo w toku śledztwa dziennikarskiego okazało się, iż miejsce składowania materiałów wybuchowych jest bardzo słabo strzeżone i nie ma systemów antydronowych. Prowadzący podcast chcieli wiedzieć, czy ulokowanie składu materiałów wybuchowych tuż przy granicy z Białorusią, nie jest zbyt ryzykownym pomysłem.

— To jest problem, którego armia od lat nie może rozwiązać. Po rozpadzie Układu Warszawskiego zastaliśmy infrastrukturę po poprzednim systemie. Składy były wtedy po adekwatnej stronie. Wojska operacyjne były na ścianie zachodniej, bo miały jechać na zachód. Historia zmieniła jednak bieg. Teraz wojska operacyjne są na wschodzie, a składów nie zdążyliśmy stamtąd zabrać przez 30 lat i przenieść na zachód. To musi jednak nastąpić. Zresztą postulował to już kilka lat temu gen. Krzysztof Radomski, dlatego zaczęto przewozić amunicję na zachód. A w jaki sposób, to już państwo opisali — powiedział gen. Gromadziński.

Idź do oryginalnego materiału