Gadzinówki – historia i współczesność

gazetatrybunalska.info 1 tydzień temu

Rzeczownik „gadzinówka” ma w polszczyźnie ciężar gatunkowy większy niż niejeden tom historii. W czasie okupacji hitlerowskiej oznaczał on gazetę wydawaną przez Niemców dla ludności polskiej – z pozorami informacji, ale z gigantyczną propagandą. Dziś, osiemdziesiąt lat później, termin ten jest przez cały czas aktualny. W innym kostiumie, ale z tą samą intencją: otumanić, rozbroić krytyczne myślenie i uczynić z czytelnika posłusznego odbiorcę.

Podczas okupacji Generalne Gubernatorstwo miało swoje „media”: „Nowy Kurier Warszawski”, „Goniec Krakowski”, „Kurier Częstochowski”, „Dziennik Radomski”. Tytuły brzmiały swojsko, druk był schludny, papier coraz gorszy, ale przesłanie zawsze to samo: Niemcy zwyciężają, Polacy powinni siedzieć cicho, a życie toczy się „normalnie”.

Między ogłoszeniem o sprzedaży kartofli a artykułem o „spokojnej sytuacji na froncie wschodnim” sączyła się propaganda mająca oswoić niewolę. Stąd właśnie wzięło się określenie „gadzinówka” – od jadu, pełzania i moralnego brudu.

Po 1945 roku mechanizm pozostał ten sam. Zmieniono tylko flagi i hasła. Prasa komunistyczna, od „Trybuny Ludu” po „Głos Robotniczy”, stała się narzędziem władzy ludowej. Cenzura dbała, by w gazetach nie pojawiło się żadne słowo, które nie pasowało do obrazu kraju szczęśliwego ludu miast i wsi. Publikowano pochwały kolektywów, a błędy tłumaczono „brakiem świadomości klasowej”. Kto myślał i usiłował pisać inaczej, ten gwałtownie tracił pracę, a nierzadko i wolność.

Po 1989 roku wielu uwierzyło, iż gadzinówki przeszły do historii. Tymczasem zmienił się tylko nośnik i technika przekazu. Internet, telewizja, portale… Wprowadzono nowe narzędzia i udoskonalono stare mechanizmy. Współczesne gadzinówki nie muszą być drukowane na szorstkim papierze. Zamiast tego powstały tysiące, a może dziesiątki tysięcy witryn i profili w mediach społecznościowych, gdzie pod pozorem opinii publicznej działa sztab płatnych komentatorów. w tej chwili to nie tylko żywe istoty sprzedają zatrute informacje, ale robią to w dużej mierze algorytmy i gwałtownie rozwijające się modele językowe. To one generują chwytliwe tytuły i puste emocje.

Szczególnym miejscem rozwoju gadzinówek jest Polska zaściankowa. Zamiast krytycznego opisu realiów, dociekliwości i profesjonalizmu rozprzestrzenia się język szyderstwa, anonimowe insynuacje i polityczne kalkulacje. W publikowanych materiałach przemilcza się fakty niewygodne dla lokalnych środowisk władzy i biznesu, a atakuje tych, którzy działają pod prąd i nie godzą się na lepką, obrzydliwą rzeczywistość. Każdy, kto myśli inaczej, staje się wrogiem, „agenturą”, „pożytecznym idiotą” albo „hejterem”. Uderza się zawsze w to samo: w krytyczne myślenie, zaufanie społeczne i elementarną kulturę dyskusji.

Tak działa ten od lat niezmienny mechanizm: odwracanie znaczeń, piętnowanie ludzi aktywnych, nagradzanie biernych oraz wynoszenie prostactwa i intelektualnej mizerii do rangi wzorca. I to właśnie czyni takie media niebezpiecznymi, bo podszywają się pod lokalną wspólnotę, podczas gdy w rzeczywistości służą wyłącznie tym, którzy chcą ją kontrolować.

Współczesną gadzinówkę bardzo łatwo rozpoznać: zamiast faktów dominują emocje i oburzenie, zamiast analizy są oskarżenia i memy, zamiast niezależności – powiązania finansowe i polityczne, zamiast języka debaty – pogarda. Gdy czegoś nie da się stwierdzić oficjalnie, bez namysłu uruchamiane są komentarze pisane z fejkowych kont.

Osoby o niższym poziomie świadomości informacyjnej przez cały czas wierzą przekazowi tworzonym przez gadzinówki i ich „dziennikarzy”, ponieważ propaganda działa na emocje, nie na rozum. Karmi lęk i poczucie krzywdy, daje prostą narrację: my jesteśmy dobrzy, oni są źli i szkodliwi. W epoce przesytu informacyjnego to towar, który sprzedaje się najlepiej. Wystarczy kilka chwytliwych zdań, by stworzyć wrażenie ogromnego znaczenia opisywanego problemu i jego wpływu na społeczność.

Kto znajduje pracę w tego typu mediach? Często osoby niedouczone, prymitywne, rozżalone, ale też ludzie o chorobliwych, niespełnionych ambicjach. Mentalnie, to ci sami, którzy w dzieciństwie wyrywali skrzydła i odnóża złapanym owadom – internetowi zombie. Jak można określić pulchnego młodzieńca, któremu przyjemność sprawia fotografowanie i pisanie o wypadkach i nieszczęściach – inaczej niż mianem sadysty?

Nie można zgadzać się na zakrzywianie rzeczywistości, brak odpowiedzialności za słowo, lizusostwo, manipulację i intelektualny brud. Tam, gdzie gadzinówki mają się dobrze, społeczeństwo zaczyna pełzać razem z nimi.

→ red.

16.11.2025

• foto: pixabay.com

Idź do oryginalnego materiału