
Szczątki rosyjskich dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną, zostały znalezione nie tylko w pobliżu wschodniej granicy, ale również w województwach centralnych i północnych. Ekspert ds. dronów, kpt. rez. Maciej Lisowski, w rozmowie z Onetem zaznacza, iż ich rozmieszczenie nie jest przypadkowe. – To test kluczowych kierunków strategicznych – podkreśla.
W nocy z wtorku na środę na terytorium Polski wleciało 19 rosyjskich dronów. Część z nich została zestrzelona przez polskie siły zbrojne, a pozostałe spadły na ziemię. W wyniku zdarzenia nikt nie ucierpiał, choć w miejscowości Wyryki (woj. lubelskie) zniszczeniu uległ budynek mieszkalny. Szczątki dronów odnaleziono w kilku lokalizacjach: od województwa lubelskiego przy granicy z Białorusią, po bardziej oddalone regiony, takie jak Elbląg, Mniszków w woj. łódzkim, Nowe Miasto nad Pilicą w woj. mazowieckim czy Smyków i Czyżów w woj. świętokrzyskim. Ekspert wskazuje, iż te miejsca nie są przypadkowe – wszystkie mają strategiczne znaczenie.
– Patrząc na mapę, widać, iż drony poruszały się wzdłuż linii granicy między Białorusią a Ukrainą. To główny kierunek ich przelotów – mówi Onetowi Lisowski. Jednak szczególne zainteresowanie budzą miejsca bardziej na zachód.

Co wynika z lokalizacji miejsc, w których spadły drony?
– Po pierwsze, znajdują się one mniej więcej na przedłużeniu linii granicy między Białorusią a Ukrainą. Patrząc na mapy przelotów dronów z ostatnich 48 godzin, pokrywa się to z ich głównym kierunkiem przemieszczania się między Kijowem a granicą ukraińsko-białoruską – mówi Lisowski.
Według eksperta rosyjskie drony nie były wyposażone w ładunki wybuchowe, co ograniczyło skalę zniszczeń. Zamiast tego miały dodatkowe zbiorniki paliwa, co zwiększyło ich zasięg.
– Mogły dolecieć do nas z terenów kontrolowanych przez Rosję, ale patrząc na postawę Białorusi, nie można wykluczyć także, iż startowały z jej terytorium – mówi Lisowski.
Według eksperta głównym celem operacji miało być przetestowanie polskich procedur obronnych oraz reakcji sojuszników z NATO.
– Rosjanie chcieli sprawdzić, jak gwałtownie wykryjemy drony, ile czasu zajmie reakcja i czy zdecydujemy się na działania kinetyczne, czyli na zwalczanie. To także test dla naszych sojuszników – czy zachowają się jak prawdziwi partnerzy, czy usłyszymy hasło „nie chcemy umierać za Gdańsk” – podsumowuje ekspert.