Witam ucienikierów z ruin bloksa – proszę się zapisywać na kartki z UNRRA. Na razie nie przewiduję komentarzy bez rejestracji.
Przenosiny z natury rzeczy oznaczają ogólną amnestię dla zabanowanych. Nie zamierzam tego zwalczać, ale proponuję tego nie nadużywać.
Tak jak to wielokrotnie pisałem pod starym adresem, zależy mi na dyskusji przebiegającej według schematu argument/kotrargument. Personalne przytyki proszę sobie zachować na inne fora.
Blogować zacząłem latem 2006. Przez ten czas świat przeszedł kawał drogi – a ja razem z nim.
Podsumowując te 13 lat powiedziałbym, iż w moim osobistym życiu adekwatnie wszystko wypadło znacznie lepiej, niż tego oczekiwałem. Inna sprawa, iż z natury jestem pesymistą, więc kilka to oznacza.
A jak jest z wami? Nie chodzi mi oczywiście o jakieś intymne zwierzenia, po prostu o określenie swojej pozycji między „totalna katastrofa” a „500% planu”.
Mnie w tym wszystkim trochę zaskoczyło tempo upadku prasy papierowej (choć jeszcze w czasach śp. blipa wylansowałem takiego hasztaga). Choć z drugiej strony, choćby gdybym sobie przesłał przez Infundybułę Chronosynklastyczną dokładny harmonogram, to nie wiem, co bym z nim zrobił.
W 2006 jeszcze trwała złota era mediów. Co chwila w Warszawie ktoś uruchamiał jakiś nowy projekt i szukał do niego autorów i redaktorów.
Odrzucałem wszystkie zaproszenia, w tym te najpiękniejsze, „proszę samemu określić ile pan chce zarabiać”. No więc miałbym rok albo dwa bonanzy, a potem sru.
Największym zaskoczeniem dla „mnie z 2006” byłaby wiadomość, iż większość tych lat (2011-2019) spędzę jako działacz związkowy. Ten z 2006 by się nakrył nogami ze śmiechu. To mi zresztą podsuwa pomysł na notkę, podsumowującą te doświadczenia.
Rozczarował mnie natomiast ni mniej ni więcej, tylko Cały Świat. W 2006 byłem optymistą co do Ogólnego Kierunku W Jakim Idą Sprawy.
Wyznawałem wtedy chyba światopogląd, który dzisiaj ironicznie nazywam cyberoptymizmem. Miałem mnóstwo zastrzeżeń co do korporacji internetowych (ogólnie nie ufam korporacjom), ale chyba wierzyłem w, sou tu spik, emancypacyjny potencjał technologii. Teraz nie wierzę już choćby w to.
Zresztą naprawdę mam wrażenie, iż postęp techniczny choćby już nie to, iż poszedł w złym kierunku – tylko iż się zatrzymał. Widzę to choćby porównując sukcesję kolejnych laptopów, na których pisałem te blogonotki.
Pierwsze pisałem na Powerbooku G4. Procesor, naturalnie jednordzeniowy, miał zawrotny 1 GHz. Na codzień pracował praktycznie bezgłośnie, ale jak zaczynałem grać w Dooma, wentylator pracował jakby to wszystko miało odfrunąć.
Kolejne laptopy przynosiły nowe ficzery, więc zmian dokonywałem z radością. MagSafe! Podświetlana klawiatura! Dwa razy szybszy procesor! HDMI!
Od pewnego czasu kolejne modele są już tylko coraz gorsze. Zmiany w szybkości są niezauważalne (jeśli w ogóle są), za nagle pojawia się nowe gniazdko, do którego trzeba będzie dokupić nowy komplet przejściówek (śmiejącysięmeksykanin.mp4).
I to nie jest tylko kwestia Apple. Po prostu laptopy i telefony przestały przyśpieszać. Prawo Moore’a już nie działa.
Rozczarowuje mnie też globalna sytuacja polityczna. Wejście Polski do Unii uważałem za najwspanialsze wydarzenie polityczne mojego życia, lepsze choćby od upadku komunizmu.
Generalnie uważałem, iż euroatlantycki wzorzec społeczno-gospodarczy jest Najlepszy Na Świecie (TM) i nikt dobrowolnie by nie wybrał dyktatury. Jako taki więc po prostu zatriumfuje w miarę rozwoju wspomnianego potencjału emancypacyjnego.
Nadal uważam, iż jest NNŚ. Ale teraz się martwię jego kruchością i bezbronnością wobec przebiegłych dyktatur.
A jak u was? Czy szeroko rozumiany Ogólny Bieg Rzeczy z okresu 2006-2019 Was raczej rozczarował czy tu też 500% planu?
No i: jak wam się podoba w nowym miejscu?