Od dłuższego czasu prowadzę swoistą krucjatę, której celem jest uświadamianie PT Czytelników jak złożone są dziś łańcuchy dostaw, zwłaszcza w produkcji. Czym bardziej złożony produkt finalny, tym więcej wątków w łańcuchu, który pozwala produkt wyprodukować.
Ostatnio miałem okazję „otrzeć się” o opinię pewnego menadżera polskiej firmy, iż produkty z Chin są gorsze jakościowo od ich europejskich odpowiedników, a różnica w cenach wynika z niskiej jakości chińskich produktów.
I przyznam, iż w moim mózgu doszło do jakiegoś przepięcia. Mamy rok 2024, prawda? Od co najmniej 15 lat korzystamy z chińskich komputerów, laptopów, monitorów. Od 10 lat z chińskich kamer, dronów, telefonów. Od „za chwilę, za momencik” z chińskich samochodów osobowych, autobusów, pojazdów specjalnych, ciężarowych. I wciąż nic?
Dla mnie, osoby związanej przez większość życia zawodowego z różnymi formami produkcji to zatrważające. Jakże niska jest nasza ogólna wiedza na temat sposobu wytwarzania produktów prostych i tych najbardziej złożonych. Z pewnością winna jest edukacja, z której wyrzucono przedmioty nikomu niepotrzebne, jak „Zajęcia Praktyczno-Techniczne”. Ale winne są też nowe technologie, które pozornie przybliżyły nam cały świat, które sprawiły, iż mamy dostęp do informacji niewyobrażalny jeszcze 30 lat temu, a w rzeczywistości zwirtualizowały i spłyciły nam codzienność. Nie zastanawiamy się, bo kiedy w naszych głowach pojawia się pytanie, szukamy odpowiedzi w sieci. I te niezwykle gwałtownie i bez trudu uzyskiwane odpowiedzi traktujemy jako prawdy objawione, pewniki.
Zatem jeżeli media mówią, iż dokonamy jako Europa rozbratu z Chinami, jeżeli postanowimy przenieść produkcje do siebie, jeżeli jesteśmy w te klocki lepsi od Chińczyków to tak jest. Przekonani są o tym politycy i ludzie, którzy tym konkretnym politykom oddają władzę. Przekonani są o tym szefowie, menadżerowie i pracownicy firm, choćby firm produkcyjnych.
Tymczasem…
Pominę milczeniem europejskie telefony i laptopy, bo tu trudno mi znaleźć odpowiedniki chińskich propozycji (słabo szukałem, mea culpa), ale weźmy na przykład jakiś samochód.
Przeciętny samochód to około 30 tysięcy części.
30 lat temu produkowaliśmy w Europie znakomitą większość tych części. Dziś mniej niż 40%. I z roku na rok udział europejskich zakładów w produkcji tychże maleje. Dlaczego? Ponieważ koszty energii zniechęcają producentów do korzystania z lokalnych źródeł. A państwa europejskie nie spieszą się specjalnie, by wspierać finansowo zakłady istotne dla tych państw z przyczyn innych niż finansowe. Większość części do aut produkuje się w Chinach. Tak jakoś się porobiło. I firmy chińskie są w stanie dostarczać te części taniej, niż konkurencja. Dlaczego? Dlatego, iż w Chinach ulokowano całe zaplecze surowcowe.
Auta, to na przykład stal, aluminium i tworzywa sztuczne. We wszystkich tych kategoriach Chiny są światowym potentatem, zajmują pewne pierwsze miejsce. Solidne pierwsze miejsce.
To pierwsze miejsce powoduje, iż chińscy producenci części samochodowych, którzy uczyli się od najlepszych na świecie swego rzemiosła w swoich chińskich fabrykach, maja na wyciągnięcie ręki wszystko to, co im do wytwarzania części jest potrzebne. A do tego mają dostęp do energii elektrycznej o 70% tańszej niż ich europejscy konkurenci.
I dlatego to co automotive produkuje w Chinach jest tańsze i szybciej dostępne. A jakość? No cóż… Gdyby autor komentarza, który wywołał w mojej głowie burzę elektryczną, miał choć odrobinę pojęcia o współczesnych łańcuchach dostaw, wiedziałby, iż europejskie auta w co najmniej 60% powstają na bazie chińskich podzespołów, a takie Volvo to już jest, Panie Dzieju, w ogóle całe chińskie.
Nasz największy sojusznik wciąga nas (Europę i Polskę) w swoją geopolityczną grę, w której ponownie stosuje środki, o których od dawna już wiadomo, iż są przeciwskuteczne. To znaczy, iż w dłuższej perspektywie uderzają w stosujących te środki. Niezakłócony import z Chin jest dla Europy kwestią kluczową, wręcz egzystencjalną. Lista surowców, komponentów, półproduktów i produktów gotowych, których Chiny są najważniejszym dla Europy źródłem, jest prawdopodobnie niezwykle długa. Tyle, iż nikt nigdy takiej na serio nie opracował. Zamiast tego postanowiono wprowadzać kuriozalne prawo, które może działać wstecz. Najnowszy przykład, to postanowienie Unii z 5 marca, by od tego dnia nakładać na importerów aut z Chin kary w postaci ceł zaporowych. Tyle, iż ich wysokość i wszystkie dodatkowe okoliczności ustali się kiedyś w przyszłości.
Ciekawe?
Bez aut z Chin pewnie jakoś sobie poradzimy. Gorzej z maszynami i urządzeniami, półproduktami i komponentami z Chin koniecznymi do prowadzenia działalności produkcyjnej. Być może gdzieś lokalnie znajdzie się jakiś substytut. Tyle, iż chińska oferta będzie tańsza, lepsza, szybciej dostępna w odpowiednich ilościach. Dostępna, choć blokowana, zabraniana. „Rząd tworzy tamy, ludzie, jak woda, znajdują zawsze jakąś szczelinę” – powiedział mi pewien Chińczyk zajmujący się handlem zagranicznym na dużą skalę. I wiedział co mówi.
Import w najbliższych czasach pewnie będzie musiał wejść na poziom Master Level. Ale to już było. Chwała Najwyższemu, żeśmy to już przerabiali. Szkoda tylko, iż zamiast iść do przodu, cofamy się o kilkadziesiąt lat. Szkoda, iż z tego cofania nic nie wyniknie. Nie da się w ten sposób zatrzymać procesów, które sami uruchomiliśmy, gdzieś tam w okolicach 1992 roku, a które Deng Xiaoping skwitował w charakterystyczny dla siebie sposób: „Nie ważne czy kot jest biały, czy czarny. Ważne, żeby łapał myszy”. Wtedy myśleliśmy, iż jesteśmy kotami. Tymczasem…
Leszek B. Ślazyk
e-mail: [email protected]
© www.chiny24.com