„In God we trust”. W jakiego Boga wierzą masoni?

pch24.pl 3 tygodni temu

Jako katolicy dobrze wiemy, iż rozmowy o wolnomularstwie nie należą do najłatwiejszych. Kto ośmieli się skrytykować masonerię lub zechce sprawdzić, czy jej zamiary są rzeczywiście zgodne z licznymi jej publicznymi deklaracjami, spotyka się z brutalną kontrą postępowych środowisk: „Pomagają biednym, zbierają fundusze na chore dzieci, a do tego odwołują się do symboli chrześcijańskich. Zachęcają do samodoskonalenia i zdobywania wiedzy. Są wykształceni, ambitni, przedsiębiorczy, a przy tym pełni empatii. A wy, fanatyczni katotalibowie widzicie wszędzie spiski i doszukujecie się zła tam, gdzie go nie ma. Wasze irracjonalne i zacofane podejście jest po prostu śmieszne! To nie średniowiecze, już czas wyrzucić wasz szkodliwy zabobon na śmietnik historii!”. Uważam, iż wypada nam dowodzić niesłuszności tych oskarżeń. W tym celu powinno się, w oparciu o fakty i rzetelne źródła, krok po kroku rozpracować złożony problem masonerii. Aby lepiej poznać jej filozofię, założenia i cele, poszukajmy odpowiedzi na pytanie o naturę wolnomularskiego Absolutu. Czy Stwórca, w którego wiarę deklarują masoni, jest tożsamy z Bogiem chrześcijan? A może przyjmuje zgoła odmienne imię?

Wielki Architekt Wszechświata

Studiując literaturę wolnomularską czytelnik z pewnością dostrzeże częste odwołania do Absolutu, Stworzyciela. Pierwszym, naturalnym skojarzeniem jest w tym wypadku Jahwe, Bóg Izraelitów, a później chrześcijan – teksty te powstawały bowiem najczęściej w Europie bądź Stanach Zjednoczonych, w których dominowała wiara w Jezusa Chrystusa. Autorzy tych pism posługują się terminem „Bóg”, unikając jednak nadania mu konkretnego imienia. Wybitny historyk literatury, prof. Tomasz Chachulski w swojej pracy „Poezja religijna masonów polskich epoki oświecenia – rekonesans” podaje najczęstsze określenia owego bóstwa:

[…] najczęściej przywoływanym określeniem jest „Budownik”: Wielki Budownik […], Budownik Światów […], Budownik natury, Budowniczy […], Wielki Architekt, Boska Istota, Istność, Przedwieczna Istność […], Najwyższa Istność, Wieczna Istność, Twórca natury […], Sprawca natury, Wielki Ojciec przyrodzenia […], Najwyższy […], Władca świata […] i podobne. […] Niebo bądź Niebiosa […] Opatrzność.

Imię Jezusa Chrystusa w tym kontekście, jest w twórczości masońskiej starannie omijane. W optyce ars regiae Chrystus pojawia się zwykle jako mądry człowiek, nauczyciel, mistrz tajemnej wiedzy. Nierzadko zrównywany jest On z Buddą lub Mahometem. Wziąwszy pod uwagę, iż masoni w wielu swoich publikacjach na przestrzeni wieków potępiali ateizm, a wolnomularze romańscy są w jawnej opozycji do Kościoła katolickiego, należy postawić pytanie: kim lub czym jest owa „Wieczna Istność”?

Masońska „sztuka królewska” zdradza światu zewnętrznemu tendencje dualistyczne. Bez trudu odnajdujemy je w bogatej symbolice: przeciwieństwo dobra i zła, światła i ciemności, ducha i materii reprezentowane jest m.in. przez znak cyrkla i węgielnicy, dwóch kolumn, a także mozaikową, czarno-białą posadzkę znajdującą się w lożach. Na stronie wolnomularstwo.pl można znaleźć rozwinięcie znaczenia owej metafory:

Symbol ten [mozaikowa podłoga] niejednokrotnie bywa również źle interpretowany przez młodych Wolnomularzy jako zwycięstwo dobra nad złem, albo przynajmniej takie jego pojednanie, w którym zło zostaje przezwyciężone przez dobro. Tymczasem Katechizmy i Rytuały jasno mówią o „pojednaniu przeciwności” lub „połączeniu przeciwieństw” niczym w Nietzscheańskim wzniesieniu się „poza dobro i zło”. S∴ Irène Mainguy odwołuje się wprost do tego pojęcia, kiedy pisze: „Gdy Wolnomularz poczyni wystarczające postępy, wzniesie się ponad dobro i zło, a zatem osiągnie wystarczające umiejętności poznawcze, aby móc udać się tam, gdzie wzywa go obowiązek”. Mozaikowy Bruk daje Uczniowi lub Uczennicy do zrozumienia, iż logiczne myślenie nie wystarczy; iż znalazł się on u jego kresu; iż aby pojąć Prawdę, Absolut lub Transcendencję, aby odszyfrować Hieroglif, jakim jest Stworzenie i Stwórca; żeby z Profana przeistoczyć się w prawdziwie Inicjowanego – musi on pojąć moc i prawdę tkwiącą w paradoksie.

Zasadę dwoistości w odniesieniu do Boga przedstawia w książce „Morals and Dogma” Albert Pike (Wielki Mistrz masoński, reformator rytu szkockiego, autor idei „rządu światowego”): Absolut, którego bezskutecznie poszukują ludzie nieświadomi, a który odnajdują Mędrcy, jest PRAWDĄ, RZECZYWISTOŚCIĄ i ROZUMEM uniwersalnej równowagi! Równowaga to harmonia, która wynika z analogii Przeciwieństw.

Religia bez dogmatów

Joseph Fort Newton, amerykański pastor i jednocześnie wybitny mason, w swej książce pt. „The Builders” zarysowuje interesujący obraz duchowości wolnomularskiej:

Masoneria nakazuje nam wyzbyć się ograniczonych i bigoteryjnych poglądów i uczy nas, iż ludzkość jest duszą religii. Nigdy nie toczymy żadnych sporów religijnych w naszych lożach, a jako masoni wyznajemy jedynie religię powszechną, religię natury. Jako czciciele Boga Miłosierdzia wierzymy, iż w każdym narodzie ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie, jest przez Niego akceptowany. Dlatego wszystkich masonów, czy to chrześcijan, żydów, czy mahometan, którzy nie naruszają zasad prawa zapisanych przez Wszechmogącego na tablicach serca, którzy się Go boją i postępują sprawiedliwie, uznajemy za braci; i chociaż podążamy różnymi drogami, nie powinniśmy się gniewać ani prześladować z tego powodu. Zmierzamy do tego samego miejsca; wiemy, iż koniec naszej podróży jest ten sam; i mamy serdeczną nadzieję, iż spotkamy się w Loży doskonałego szczęścia. Jakże piękna jest instytucja pełna takich uczuć! Jak przyjemna musi być dla Tego, który zasiada na tronie wiecznego miłosierdzia, dla Boga, który nie ma względu na osoby!

Według tej narracji rdzeń wszystkich religii jest ten sam, gdyż w istocie czczą one tę samą „Boską Istność”. Nadają jej jedynie własne imiona i różnią się powierzchowną obrzędowością. Problem w tym, że, jak pisze Newton: Nie wszystko musi być powiedziane każdemu. Prawda jest mocą, a trzymana w niepowołanych rękach może stać się plagą. Wedle powyższej optyki, to właśnie w loży człowiek przyjmie „światło”, które dopełni dzieło jego duchowego rozwoju. Profani wszelkich wiar, bez względu na to, jak mocno zaangażowali się w wewnętrzną pracę nad sobą, nie posiądą tego, co może im zaoferować „ukryta wiedza” mistrzów w fartuszkach.

W 1723 roku Jakub Anderson ułożył „Konstytucje wolnych masonów”. Ustawy te powtarzały idee i legendarną historię powstania bractwa. Zarysowuje się tam całe spektrum kultywowanych przez wolnomularzy wątków, jak choćby nawiązanie do zawodu budowlanego, hierarchii cechowej, wybitnej wiedzy mistrza, zagadkowego „Słowa” znanego tylko mistrzom, tajemniczej symboliki (np. kolumn, akacji, stron świata) i wreszcie Świątyni Salomona, który powszechnie kojarzony jest z mądrością ludzką. Warto zaznaczyć, iż wraz z przyjęciem konstytucji Andersona ostatecznie zatracił się chrześcijański charakter, który mógł charakteryzować dawne, zwykłe cechy zrzeszające zawody budowlane. Konstytucje wprowadzały bowiem nowy religijny twór dla farmazonii. Historyk Norbert Wójtowicz w artykule „Co to jest masoneria?” (legitymizm.org) podkreśla:

Ponieważ masoneria za cel nadrzędny stawiała sobie doprowadzenie do zbratania między narodami i wyznawcami różnych kościołów, głoszone przez wolnomularzy równouprawnienie religii sprowadzało się w istocie do ich zrównania. Uznanie przez organizację „religii powszechnej” było zwrotem w stronę równoznacznej z deizmem, adogmatycznej religii naturalnej i stawiało członków poza wszelkimi Kościołami. Zwalczano więc dogmaty, nie przyjęto też jednego podstawowego systemu aksjologicznego, kwestionowano za to te wartości i tradycje, które cieszyły się odwiecznym szacunkiem. Osiągnięto w ten sposób spadek zainteresowania wiarą i postępującą laicyzację społeczeństw.

Antykościół

Lożom masońskim dość często patronują imiona pogańskich bożków (Abraxas, Izyda, Zeus). Jednocześnie historia pokazała, iż ataki środowisk masońskich były wymierzone w Watykan, który reprezentuje Boga chrześcijańskiego. Przywódcy Rewolucji Francuskiej, w tym La Fayette, Danton, Marat, Robespierre, byli członkami lóż. Ponad 300 (a według innych źródeł, aż 477) masonów zasiadało w rewolucyjnym Zgromadzeniu Narodowym. Francuscy wolnomularze przyczynili się do prześladowań duchowieństwa i zacięcie zwalczali katolicką wiarę. W ramach rebelii nie tylko obalono odwieczny ustrój monarchiczny, ale przede wszystkim zmieniono podejście społeczeństwa do kwestii obyczajowo-religijnych. Usunięto obrządek katolicki z przestrzeni publicznej, zastępując Go bałwochwalczym „kultem rozumu”, a następnie „kultem istoty najwyższej”. Smutną atmosferę tejże „walki z zabobonem” przedstawia obraz Charlesa Mullera pt. „Święto Rozumu w Notre-Dame de Paris”, gdzie na pierwszym planie ujrzymy kobietę (boginię rozumu) depczącą Krucyfiks.

Równie dobitnym przykładem antykatolickiej działalności masonerii jest Komuna Paryska, rozpoczęta 18 marca 1871 roku. Dr Kamil Eckhardt w artykule „Komuna Paryska. III Republika – kontrrewolucja w dobie laicyzacji państwowej” (wszystkoconajważniejsze.pl) pisze:

Cele rewolucji 1871 roku wyjaśnił jeden z przywódców Komuny Raoul Rigault: „Nie ma Boga, nasza rewolucja jest robiona przeciw twemu Bogu, twojej religii, twoim księżom. Nic już z tego nie powinno dłużej zostać”. Rzeczony Rigault był też pilnym uczniem markiza de Sade i tym, który wskazał drogę bolszewikom, kiedy pisali dekrety dotyczące nacjonalizacji kobiet. Organ prasowy Komuny, „La Montagne” (czyli właśnie „Góra”), potwierdzał jej antyteistyczny charakter: „Nie wierzymy w Boga; rewolucja 1871 roku jest ateistyczna, nasze żony i córki nie będą już dłużej klęczeć, mamrocząc w cieniu waszych konfesjonałów”. Chęć wyzwolenia kobiet spod wpływu Kościoła, których ogół był we Francji bardzo religijny, dziwnie wyglądała z jednoczesną próbą ich „nacjonalizacji”. Komunardzi twierdzili, iż „księża są bandytami, a kościoły ich kryjówkami, w których moralnie mordowali masy”. By zrealizować swe antykatolickie prawodawstwo, komunardzi wzorowali się na jakobińskich metodach zwalczania Kościoła, a często ulepszali je i doskonalili w ich okrucieństwie. Aresztowano ponad 200 księży, z czego większość później zabito, w tym arcybiskupa Paryża. Na polecenie Komitetu Centralnego bezczeszczono miejsca kultu, szczególne upodobanie znajdując w profanacji Najświętszego Sakramentu, nie oszczędzano też, podobnie jak w latach 1789–94, szczątków zmarłych. Zlaicyzowano szkoły i szpitale, co w praktyce oznaczało szybki upadek tych drugich, gdyż jedynie duchowieństwo dysponowało kadrą zdolną prowadzić placówki zdrowotne. W swych projektach laicyzacyjnych Komuna otrzymała znaczące wsparcie ze strony lóż masońskich. Destrukcja przybierała coraz bardziej radykalne i absurdalne formy – na jednym z zebrań Komitetu zaproponowano, by zaminować i wysadzić katedrę Notre Dame oraz użyć 60 000 ciał paryskich księży zamiast worków z piaskiem do uszczelnienia barykad. Jednym z ostatnich poleceń Komuny był nakaz strzelania do Kościołów.

Stopień zbydlęcenia i antykatolickiej obsesji komunardów oddaje też list z 16 maja 1871 r. ks. Leona Postawki opiekującego się w czasie tej rewolucji kościołem Świętej Trójcy (tekst korespondencji opublikowany został w artykule w czasopiśmie „Przegląd Lwowski”, a następnie na portalu ultramontes.pl):

W kilku słowach powiem ci, co się tutaj dzieje; głowę mam tak zmordowaną bezsennością, pracą i tysiącznymi kłopotami, iż mi darujesz za nieład w myślach, które ci rzucam w tym liście; primum żyję, a to dzięki Bogu najważniejsze, wszystko inne drobnostka, dzisiaj nie mamy czasu myśleć o sobie, coś więcej cięży ustawicznie na duszy i sercu. Oczy moje widzą a uszy słyszą abominacje i brzydkość spustoszenia na miejscu świętym wedle słów proroka. W piątek zeszły, tj. 12 maja, dwie a później trzy publicznice z włosami rozczochranymi ze sztyletem i pistoletami w ręku, wpadły do mego mieszkania, wręczając mi rozkaz klubu niewieściego, abym im kościół Świętej Trójcy otworzyć polecił. Robiłem co mogłem, wreszcie gwardziści towarzyszący z bronią w ręku owym wysłanniczkom klubu, zabrali mi klucze. Kazano mnie następnie aresztować, za chwilę puszczono, na wstawienie się prezydentki, o co wcale nie prosiłem. Pyszny nasz kościół od 7 wieczorem do 10½, był świadkiem najsprośniejszych bluźnierstw. Citoyenki jedna za drugą wchodziły na ambonę wyziewając najokropniejsze przeciwko Bogu Samemu wyrazy. S’ily a un Dieu c’est un Dieu lâche, wrzeszczała z nich jedna, – druga celując pistoletem w Chrystusa Pana na krzyżu, wołała – o ile jesteś Bogiem, zstąp z krzyża itd. – I takim bluźnierstwom przyklaskiwało całe zgromadzenie. Serce się kraje na widok tego upadku. Chwała jednak Bogu, iż na tym się tylko skończyło; dziś kościół napełnił się ludem Bożym, z którego piersi jeden jęk boleści wyrwał się w czasie nabożeństwa. Inaczej ma się z kościołem Notre Dame de Lorette; przez miesiąc był zamknięty, przed 10 dniami otworzono go wreszcie, a w sobotę zeszłą 13 maja, tłuszcza zbrodnicza wpadła do niego. Dwóch księży, którzy tam byli ukryci uciekło, nie było komu wynieść Najświętszego Sakramentu. Dziś ten piękny kościół w największym spustoszeniu. Ołtarze zgruchotane, krzyże, obrazy, i krzesła połamane i zniszczone, jedna statua Matki Najświętszej pozostała cała, ręka bezbożników oszczędziła ją przynajmniej. Byłem tam, patrzyłem własnymi oczyma na ten naród rozbestwiony bez Boga, wiary i uczciwości; śmiało powiedzieć Ci mogę, iż prawie cudem stamtąd uszedłem, zbezcześcili mnie. Darli na mnie sutannę, znów chwilę dali mi pokój – wypchnęli za drzwi i na nowo ciągnęli do wnętrza kościoła, kazali mi krzyczeć vive la commune! krzyczeć – iż nie ma Boga. – W tej chwili nie wiem co się ze mną zrobiło, ale jakaś odwaga wstąpiła we mnie, zacząłem na cały głos wyrzucać Francuzom ich zbrodnie – delegat porwał wonczas za pistolet i mierzył do mnie – rozerwałem sutannę, odkryłem pierś gołą i zawołałem: „strzelaj obywatelu w samo serce, jeżeli ci się podoba, ja Boga, wiary i mych przekonań nigdy nie zmienię – je sui Polonais”. Bóg mnie wybawił – nie mogłem więcej nic uczynić, nie dali mi zbrodniarze wynieść Najświętszego Sakramentu – rozsypali go po ziemi i deptali świętokradzcy nogami. Zbrodniarze – i zbrodnia ma być wolnością. Módl się za mnie. Twój ks. Leon Postawka.

Po upadku tej rewolucji loże Wielkiego Wschodu Francji oficjalnie wyparły się uczestniczenia w niej, „spadły na cztery łapy” i zaczęły odgrywać wiodącą rolę w III Republice Francuskiej. Wielu zaś „komunardów” wstąpiło do wolnomularstwa, np. anarchistka, feministka i lewicowa nauczycielka Louise Michel, której imieniem nazwano lożę we Francji, batalion walczący przeciwko generałowi Franco, a niedawno także łódź patrolową przechwytującą imigrantów na Morzu Śródziemnym…

Maciej Stępień w książce „Poszukiwacze prawdy: wolnomularstwo i jego tradycja” opisując charakter lóż typu „Wielki Wschód”, podaje:

Drugą grupę tworzą obediencje zwane nieregularnymi, ponieważ zerwały z pewnymi normami głoszonymi przez UGLE (United Great Lodge of England). Najsilniejszą z nich jest Grand Orient de France (Wielki Wschód Francji – GOF lub GOdF), głoszący antyklerykalne, agnostyczne (nie: ateistyczne) i liberalne hasła. Grupa obediencji nieregularnych często bywa nazywana wolnomularstwem francuskim lub frankońskim. Zaangażowanie polityczne grupy obediencji nieregularnych jest o wiele większe i bardziej bezpośrednie niż w przypadku obediencji regularnych. Mają one tendencję do zrastania się z instytucjami władzy w państwie, w którym działają. Do GOF od dawna należy większość przedstawicieli elity politycznej Francji, czyniąc go de facto nieformalną instytucją władzy, czymś w rodzaju „Kościoła Republiki”, stojącego na straży zasad państwa laickiego.

Po niedawnej ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu można dojść do wniosku, iż we Francji pod względem stosunku do Kościoła katolickiego kilka się zmieniło przez ponad 150 lat – rządzą te same siły, które podczas obu brzemiennych w skutki dla całego świata rewolucji chciały mordować księży, topić zakonnice i strzelać do kościołów. Nie bez powodu masoneria romańska zwana jest polityczną. To właśnie ryty typu „Wielki Wschód Francji” stały się najzacieklejszym wrogiem katolicyzmu i zwalczają go, promując sekularyzację, liberalizację i antyklerykalizm dzięki różnych organizacji i stowarzyszeń głoszących takie zapatrywania. Jasnym jest, iż nie podzielają one wierzeń katolików i, choć deklarują tolerancję, robią wszystko, aby katolicyzm w swoim otoczeniu zniszczyć i ośmieszyć.

Dobroczynność w imię „rogatego”?

Dualistyczne wierzenia i antykościelne oblicze masonerii jest tym, czego sami członkowie lóż się nie wypierają. Często natomiast protestują, gdy oskarża się ich o czczenie sił nieczystych, choć niewątpliwie dają ku temu asumpt własnym postępowaniem – choćby symboliką i charakterem niektórych rytów.

Niejednokrotnie zarzucano masonerii kult diabła, w szczególności Lucyfera. Wolnomularze oczywiście odcinali się od tych oskarżeń i podkreślali swoje oddanie na rzecz dzieł charytatywnych, rozwoju oświaty, walki o prawa człowieka, wolności religijnej itd. Jednakże istnieje kilka pośrednich przesłanek sugerujących, iż „sztuka królewska” rzeczywiście uważa się za instytucję postawioną „ponad podziałem na dobro i zło” i wykorzystuje motywy jawnie diaboliczne. Ciekawie opisuje spotkanie z masonami w Kansas City Zygmunt Nagórski jr w reportażu „Pochód masonów” z 1950 r. (retropress.pl):

Zbliża się ku mnie kolorowa orkiestra. Fezy tureckie, jedwabne niebieskie tuniki; spodnie, wyrzucone nad kolanami – czerwone. Postaci rosłe, poprzetykane chuderlawymi staruszkami, z zapałem bijącymi w bębny. Przed orkiestrą idzie dyrygent z pałeczką. Idzie? Nie, tańczy. Ma długie białe pończochy na obnażonych nogach, pantofelki taneczne, i lekkim krokiem przebiega jezdnię z jednego brzegu do drugiego. Trącam stojącego obok przechodnia:
– Czy to cyrk jaki tu zjechał?
Patrzy na mnie z pogardą i trochę z gniewem. Cyrk? Toż to doroczny pochód członków najwyższego obrządku masonerii. Nabywa się „Świątynia Arabska”, dostęp do niej mają tylko ci, co w masonerii doszli do najwyższych szczebli. Członkowie tego „Shrine” zajmują się głównie pomocą dla dzieci – kalek. Pobudowali szpitale, sierocińce, szkoły dla niewidomych, rokrocznie składają duże sumy na ten cel. Z kolei ja patrzę na niego szeroko otwartymi oczami:
– To do tego potrzebne jest im to? – wskazuję głową na cudaczny pochód.
Mój rozmówca wzrusza ramionami i pyta, skąd pochodzę. Gdy dowiaduje się, iż z Polski, iż z Europy, pojmuje wszystko!
– No naturalnie, przecież wy tego tam nie macie! Przecież wy czas i pieniądze trwonicie na kłótnie! A my umiemy połączyć cele dobroczynne z zabawą. We want simply to have fun! Niech pan tylko popatrzy!
Patrzę. Mija mnie pochód następnego kolorowego oddziału, i z daleka dobiegać zaczyna przeraźliwy płacz dzieci i gromki śmiech ich rodziców. Rozstawieni szeroko po jezdni, idą lekarze, adwokaci, zacni obywatele miasta, poprzebierani za diabłów. Mają na sobie obcisłe czarne kostiumy, w rękach buławy-maczugi, na twarzach maski z otworami na oczy i usta na głowach wielkie, pokręcone rogi. Co chwila któryś wpada w tłum i goni jakąś przystojną dziewczynę. Za nimi znowu orkiestra, potem kilkudziesięciu wytwornych panów w smokingach, z napisami na fezach: „Greeters” – zadaniem ich jest wznosić toast na bankietach i witać gości. Jeszcze oddział Arabów z przyprawionymi małymi bródkami.

Przebieranie się szanowanych, znanych ze swej dobroczynności obywateli za rogate diabły i paradowanie w takim stroju przed całą lokalną społecznością jest, moim zdaniem, co najmniej dziwne, choćby z perspektywy dzisiejszych, postępowych i rozluźnionych obyczajowo czasów. To tym bardziej zaskakujące w kontekście zapewniania przez niektóre loże regularne rytu szkockiego (popularne w krajach anglosaskich), iż warunkiem koniecznym do wstąpienia do tego bractwa jest wiara. Znów narzuca się pytanie: wiara w co?

W roku 1917 przypadała rocznica 400-lecia wystąpienia Lutra; wystąpienia, które przyczyniło się do schizmy i wojen religijnych w Europie. W tym samym roku upłynęło też 200 lat od powstania masonerii zapoczątkowanej zjednoczeniem 4 lóż Londynu. Wojna światowa ułatwiała pracę antykościelnym siłom. O. Stanisław Piętka pisał o tym w „Rycerzu Niepokalanej” (artykuł „Kościół wobec masonerii”, cytowany przez portal Adonai.pl):

Masoneria coraz śmielej występowała publicznie. Dochodziło do świętokradzkich manifestacji, choćby w Rzymie, tuż przy siedzibie papiestwa. choćby w Wiecznym Mieście, gdzie wielkim mistrzem masońskim był wówczas Ernest Nathan, dawny burmistrz Rzymu, masoneria zaczęła ukazywać prawdziwe oblicze i nienawiść do Kościoła. Dnia 17 lutego 1917 r., dla upamiętnienia rocznicy śmierci Giordana Bruna, zorganizowała wielką manifestację. Pochód masoński, zdążający do pomnika Giordana Bruna, przeszedł ulicami miasta i zatrzymał się przy placu św. Piotra, powiewając czarną chorągwią z wizerunkiem św. Michała Archanioła pod nogami Lucyfera. Transparenty wychwalały szatana. Masoni byli pewni rychłego zwycięstwa swoich idei. Obserwował to student teologii – Maksymilian Kolbe. Jako świadek tych wydarzeń tak je po latach wspomina: »W stolicy chrześcijaństwa, w Rzymie, mafia masońska, wielokrotnie piętnowana przez papieży panoszyła się w latach przedwojennych coraz bezczelniej. Nie cofnięto się przed obnoszeniem w obchodach Giordana Bruna czarnej chorągwi z wizerunkiem Michała Archanioła pod nogami Lucyfera, ani przed wywieszeniem oznak masońskich naprzeciw okien Watykanu. Nieprzytomna ręka nie wzdrygała się choćby pisać: „szatan będzie rządził w Watykanie, a papież będzie mu służył za szwajcara” itp. W tak aż opłakanym stanie znajdowały się niektóre dusze oddalone od Boga… Dusze takie, nie czując sił do otrząśnięcia się spod podlącego je jarzma, omijają Kościół, albo choćby powstają przeciwko niemu«.

Święty Maksymilian w reakcji na to wydarzenie założył ruch maryjny zwany Rycerstwem Niepokalanej, określony przez Piusa XII jako „instytucję opatrznościową”. Jak pisze O. Piętka: czuł potrzebę uczynienia czegoś w obronie Kościoła. Planował założenie stowarzyszenia maryjnego służącego nawracaniu grzeszników, szczególnie masonów. Ojciec Kolbe uważał struktury masońskie za złe, a przynależność do nich za przejaw głupoty, o czym wspomniał Dr Norbert Wójtowicz w artykule „Ojciec Kolbe nie demonizował” (legitymizm.org), w którym cytował świętego: Głową piekielnego węża, to bez wątpienia obecna masoneria. Nie mówię masoni, bo to ludzie nieszczęśliwi, ale ich dążność, ich organizacja skierowana przeciw Bogu i szczęściu dusz.

Warto przypomnieć, iż pierwotny tekst Aktu Strzelistego ułożonego przez św. Maksymiliana brzmiał: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy, i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie. (Zmiany „masonów” na „nieprzyjaciół Kościoła Świętego” dokonano w 1948 r.)

Światło ze Wschodu

Lucyfer, nosiciel światła! Dziwne i tajemnicze imię dla Ducha Ciemności! Lucyfer, Syn Poranka! Czy to on niesie Światło, i swoim splendorem nie do wytrzymania oślepia, słabe, zmysłowe i samolubne Dusze? Nie wątpcie w to! – czytamy w „Morals and Dogma”. W jakim celu wspomniany wcześniej Albert Pike zawarł w swej pracy tego rodzaju „niejednoznaczne” odniesienie do Lucyfera jako bytu osobowego, i to w kontekście „Światła”, które jest przecież jednym z najważniejszych motywów masońskich, symbolizuje bowiem upragnioną wiedzę?

Prof. Tadeusz Cegielski, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego i w tej chwili najbardziej „medialny” mason w Polsce, opisuje fragment ceremonii inicjacji: Uczeń odprowadzony zostaje na zachód pomiędzy obu Dozorców. Wówczas „wszyscy Bracia szpady swe dobywają i wymierzonymi ku nowo przyjętemu trzymają je końcami… Najprzewielebniejszy pyta się: Czego żądasz, Mospanie? Odpowiedź: Światła! Najprzewielebniejszy: Najpoważniejsi Bracia Dozorcy! Udzielcie nowo przyjętemu wielkie Światło! […]”.

Na niższym, dosłownym poziomie rozważań, wolnomularski motyw „światła”, „światła ze wschodu” lub „jutrzenki”, czy też „gwiazdy porannej”, zdaje się odnosić do planety Wenus, która ukazuje się nad ranem na wschodzie. Ma ona w języku łacińskim dwa odpowiedniki – „Stella matutina” i właśnie „Lucifer”. Z kolei w warstwie metafor i symboli, gwiazdą, która „niesie światło” jest pierwszy zbuntowany anioł. Językoznawczyni prof. Krystyna Długosz-Kurczabowa z Uniwersytetu Warszawskiego twierdzi, iż To imię własne [Lucyfer] zostało utworzone na podstawie tekstu Księgi Izajasza 14,12. Izajasz porównuje tu upadek tyrana z upadkiem Gwiazdy Porannej, spadającej z niebios, gdy nadchodzi wieczór. Por. też u Łukasza 10,18: „Widziałem, jak szatan spadał z nieba na kształt błyskawicy”. Piękny przed swoim upadkiem anioł stał się duchem ciemności, czyli diabłem. Znane są też słowa św. Pawła: Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości. Nic przeto wielkiego, iż i jego słudzy podszywają się pod sprawiedliwość (2 Kor 11, 14-15).

Prof. Kurczabowa podaje przykłady wykorzystania motywu upadłego „świetlistego” anioła w literaturze i dowodzi, iż nie przez każdego autora jest on jednoznacznie zakwalifikowany do kategorii zła. Niekiedy budzi bowiem fascynację i ciekawość: Motyw Lucyfera jest częsty w literaturze, por. np. „Historyję o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka, „Zaczarowane koło” Lucjana Rydla, „Doktora Faustusa” Marlowe’a, „Piekło” Dantego. Na uwagę zasługuje zwłaszcza oryginalna interpretacja zawarta w niedokończonym poemacie Wiktora Hugo „La fin de Satan”: Szatan, po odpokutowaniu, staje się ponownie aniołem światła, czyli Lucyferem właśnie. Nie można zapomnieć o tym, iż Hugo należał do bractwa wolnomularzy.

Dr Norbert Wójtowicz w artykule „Szatan w loży” (legitymizm.org) pisze:

Wolnomularz włoski Giosue Carducci we wrześniu 1863 roku napisał składający się z 50 zwrotek „Hymn do Szatana”. Końcowe słowa tego utworu brzmiały: „Bądź pozdrowiony, o szatanie, / O rebelio, o mściwa potęgo rozumu! / Niech uroczyście wznoszą się ku tobie kadzidło i śluby! / Ty zwyciężyłeś Jehowę kapłanów”. Manfred Adler podaje, iż kilka zwrotek tego hymnu posłużyło w późniejszym okresie za podstawę do ułożenia uroczystej pieśni wolnomularskiej. Zaczerpnięte z tego tekstu określenia Szatana czasem pojawiały się również na kartach publikacji masońskich. W roczniku włoskich wolnomularzy można więc przeczytać wydany przez jednego z nich okrzyk: „Szatan, rebelia, mściwa potęga rozumu zwyciężyła per omnis saecula saeculorum, na wieki wieków”. Nie były to wprawdzie wypowiedzi zbyt częste, ale pojawiając się tu i ówdzie utożsamiane były z organizacją i dawały doskonałą pożywkę do rozmaitych podejrzeń o zakusy satanistyczne.

Dr Wójtowicz przytacza także interesującą wypowiedź Tadeusza Gliwica (który pełnił funkcję wielkiego mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski) dla „Polityki”: Lucy fer – znaczy niosący światło, i tak mówimy o sobie my, wolnomularze.

W literaturze antymasońskiej można odszukać informację, iż Albert Pike przygotował też „podręcznik” dla masonów najwyższego, 33. stopnia wtajemniczenia, w którym miał podobno napisać:

Tłumom musimy powiedzieć: Czcimy jednego Boga, ale Boga naszego adorujemy bez zabobonu. Wam jednak, suwerennym wielkim instruktorom generalnym, mówimy to, co macie powtarzać braciom 32, 31 i 30 stopnia: Religia wolnomularska powinna być dla nas wszystkich, którzy jesteśmy wtajemniczonymi najwyższych stopni, utrzymywana w całej czystości swej doktryny lucyferycznej… Tak, Lucyfer jest Bogiem: na nieszczęście Adonai (tj. Jehovah, czyli Bóg żydowski) jest także Bogiem. Albowiem według odwiecznego prawa nie istnieje światło bez cienia ani piękno bez brzydoty, ani biel bez czerni. Absolut może istnieć jedynie pod postacią dwóch bóstw. Czystą i prawdziwą religią filozoficzną jest wiara w Lucyfera.

Odpowiedź na pytanie, czy słowa te rzeczywiście zostały napisane bądź powiedziane, pozostaje w sferze domysłów, podręcznik ten nie jest bowiem dostępny dla „światowych”. Nie wiemy nawet, czy naprawdę istniał, zatem weryfikacja problemu przez osoby spoza masonerii jest praktycznie niemożliwa. „Synowie wdowy” stanowczo odcinają się od oskarżeń o krypto-satanizm, jednak nie potępiają satanistów i w imię tolerancji przyjmują ich do swych szeregów. Odnalezienie prawdy dodatkowo utrudniają oszuści próbujący zyskać na sensacyjnej wymowie konfliktu między Kościołem a masonerią. Ich działania jeszcze bardziej „zamętniają” kwestię wiary oraz ostatecznych celów masonów – kwestię i tak otoczoną mgłą już przez nich samych.

Po nitce do kłębka

W drodze do prawdy powinniśmy kierować się prostymi zasadami: „Po owocach ich poznacie”, „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła”, „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. Jaki obraz masońskiej wiary wyłania się dzięki zastosowaniu takich kryteriów? Próba stwierdzenia, w jakiego Boga wierzą masoni, to „proces poszlakowy”, dający jednak liczne podstawy do wyciągnięcia wniosków.

Połączmy motyw lucyferyczny z dualizmem. Spójrzcie Państwo na fragment „Morals and Dogma” pochodzący z rozdziału poświęconego nauce adekwatnej dla przedostatniego 32. stopnia wtajemniczenia. Albert Pike opisuje tu szczegóły tzw. „tajemnicy królewskiej”, którą jest dualistyczna „Równowaga między Dobrem i Złem oraz Światłem i Ciemnością”:

wszystko jest dziełem Nieskończonej Mądrości i Nieskończonej Miłości […] nie ma buntowniczego demona Zła lub Zasady Ciemności współistniejącej i pozostającej w wiecznej niezgodzie z Bogiem lub Zasadą Światła i Dobra: osiągając wiedzę o takiej równowadze, możemy poprzez Wiarę poznać, iż istnienie Zła, Grzechu, Cierpienia i Smutku na świecie jest zgodne z Nieskończoną Dobrocią, jak również z Nieskończoną Mądrością Wszechmogącego. Sympatia i antypatia, przyciąganie i odpychanie, każda Siła natury, są przeciwieństwami w duszach ludzi i we Wszechświecie […] a z działania i przeciwstawiania się nawzajem wynika Harmonia i ów ruch, który jest Życiem zarówno Wszechświata, jak i Duszy. […] Siła, która odpycha planetę od Słońca, nie jest bardziej złowrogą siłą niż ta, która przyciąga planetę do centralnej Gwiazdy; ponieważ każda z nich jest stworzona i wywierana przez Bóstwo, a rezultatem jest harmonijny bieg posłusznych planet po ich eliptycznych orbitach oraz matematyczna dokładność i niezmienna regularność ich cykli. Z kolei w innym fragmencie rozdziału czytamy: Ogień nie ogrzałby ludzkiego ciała, gdyby nie mógł go również spalić. Najbardziej zjadliwe trucizny są najsilniejszymi lekarstwami, gdy są podawane w odpowiednich proporcjach. Zło jest cieniem Dobra i jest z nim nierozerwalnie związane.

Moim zdaniem w powyższych słowach znajdziemy odpowiedź na pytanie, dlaczego masoni – „oświeceni dobrodzieje” – potrafią nazywać swoje loże imionami pogańskich bożków, przebierać się za rogate diabły lub dumnie maszerować ulicami Rzymu ogłaszając rzekomy triumf Lucyfera nad świętym Michałem, a jednocześnie przysięgają na Biblię, przyjmują wybranych świętych katolickich za swoich patronów i nieskrępowanie wykorzystują symbole świata chrześcijańskiego (np. pelikan, baranek, arka Noego).

Absolut czczony w lożach to duchowa potęga skupiająca w sobie równie silne pokłady dobra, co i zła. Abstrahując od dylematu, czy siły transcendentne są przez masonów postrzegane jako osoby, czy też „bezosobowa siła”, zło, a więc i jego uosobienie – zbuntowany anioł, jest dla nich tak samo „boskie”, potężne i użyteczne dla człowieka, jak dobro. Permanentna obecność obu tych sił jest według wolnomularzy konieczna, by zaistniało harmonijne życie.

Dualizm, w którym zło jest tolerowane, a choćby niezbędne, to również wyjaśnienie zagadki przyciągania do masonerii satanistów i okultystów, dla których tworzy się szeroką przestrzeń do działania. Wszystko to przyczynia się do wykreowania zupełnie nowej teologii, myśli i postaw, funkcjonujących w skrajnej opozycji wobec nauk chrześcijańskich. Dualizm w wersji masońskiej współgra z kabałą, co potwierdza całkowicie sprzeczny z myślą katolicką sposób postrzegania świata.

Analiza zaledwie trzech pierwszych stopni wtajemniczenia pozwoliła Kościołowi wskazać na ewidentną niezgodność między wiarą katolicką a założeniami masonerii, co znalazło odzwierciedlenie w zakazie wstępowania w szeregi tajnych bractw tego typu. W oczach wielu papieży loże masońskie były po prostu postrzegane jako sekty. Nie ma więc pola do dialogu pomiędzy lożą a Watykanem. Doktrynę masońską trzeba obalać, wykazywać jej wewnętrzne sprzeczności i niezgodność z wiarą katolicką, a przede wszystkim dbać, by jedyna opoka – Kościół – nie była przez nią podstępnie podtruwana.

Zofia Michałowicz

Idź do oryginalnego materiału