IPN: ELDORADO PASOŻYTÓW

polskawolna.pl 2 miesięcy temu

Gdybym działalność tzw. Instytutu Pamięci Narodowej oceniał wyłącznie przez pryzmat osobistych doświadczeń, wówczas musiałbym operować samymi komplementami. Zgromadzone w tej instytucji dokumenty byłej Służby Bezpieczeństwa PRL wykazują bowiem jednoznacznie, iż byłem jednym z nielicznych dziennikarzy, którzy zdecydowanie odmówili zasilenia szeregów jej donosicieli. Piszę „nielicznych”, choć szczerze mówiąc nie znam ani jednego podobnego przypadku. Owszem, znane mi są nazwiska kilku dziennikarzy z Wybrzeża, w aktach których figuruje notatka o odmowie kontynuowania współpracy ale to przecież nie to samo, co odmowa współpracy od stanu zerowego, bez wcześniejszego „wymięknięcia” i pisania donosów.

Można powiedzieć: było, minęło. Uzbrojony w stosowną decyzję prezesa IPN, dającą dodatkowe prawo ubiegania się o status działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych, skutecznie przeczołgałem medialnych oszczerców – zwłaszcza z TVP Gdańsk – w sądach, udowadniając zarazem, iż dokumenty SB mogą także dawać powód do satysfakcji z dokonanych wyborów życiowych. Zwłaszcza dzisiaj, gdy niemal każdy przedstawiciel mediów głównego ścieku to co najmniej agent wpływu, sterowany przez służby tajne lub jawne ale zawsze wrogie fundamentalnym interesom Polski.

Mimo braku podstaw do osobistej urazy wobec IPN niemal od początku jego istnienia odczytywałem ten skrót jako Instytut Preparowania Nowopolaków. Absolwenci nauk sowieckich (głównie historii) zadają sobie sporo trudu, dodajmy – sowicie opłacanego, aby udowodnić, iż np. banderowscy zbrodniarze to niezłomni bojownicy o wyzwolenie spod okupacji sowieckiej, czyli lepsi i godniejsi uznania niż zwalczający ich żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jedynej formacji tzw. Wojska Polskiego, która nie tylko nie wspierała agresorów z ZSRR (Czechosłowacja) oraz Izraela i USA (Irak, Afganistan) ale także skutecznie obroniła kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Lubelszczyzny i Małopolski przed okrutną śmiercią z rąk band OUN-UPA.

A przecież pozostało kwestia tysięcy życiorysów spreparowanych przez IPN-owskich fałszerzy w taki sposób, aby oczywistych zdrajców Polski i narodu polskiego uczynić bohaterami walki o wolność i demokrację, natomiast ludzi uczciwych i lojalnych wobec swojej Ojczyzny przedstawić jeżeli nie jako sowieckich agentów, to przynajmniej dozgonnych komunistów. W taki właśnie sposób, z użyciem oczywistych kłamstw, dyplomowany dureń z gdańskiego oddziału IPN scharakteryzował świętej pamięci redaktora Szczepana Krydę, naszego wieloletniego współpracownika, który nie doczekał możliwości obrony swojego dobrego imienia. Jedyne, co w tej sytuacji mogłem zrobić, to oddać Mu pośmiertnie cześć i honor, a jednocześnie wykazać tępotę lub świadomie złą wolę IPN-owskiego manipulanta, patrz ŻYCIORYS NA MIARĘ SZYTY, CZYLI CO MOŻE FUNKCJONARIUSZ IPN…

W ostatnich dniach przybył mi nowy, można by rzec koronny, argument podważający sens istnienia IPN w jego dotychczasowej formie. Jest nim ocena wykonania ubiegłorocznego budżetu przez tę instytucję, przedstawiona w obszernym raporcie Naczelnej Izby Kontroli. Wynika z niego, iż co czwarta złotówka z ogromnego, przekraczającego pół miliarda złotych budżetu IPN wydatkowana jest – jak to eufemistycznie określono – niegospodarnie. Za przykład posłużyło wydanie ponad 10 mln zł na najem pomieszczeń w nowym biurowcu w centrum Warszawy, których nie wykorzystywano do bieżącej działalności przez ponad rok. Wspomniano również o kwocie ponad 4 mln zł za wykupienie na 10 lat licencji gry komputerowej o Powstaniu Warszawskim bez przeprowadzenia rzetelnej analizy jej wartości rynkowej.

To nie jedyne „kwiatki” z folwarku kierowanego przez obecnego prezesa IPN, Karola Nawrockiego, historyka po Uniwersytecie Gdańskim, uczelni o poziomie – dawnych Wojewódzkich Uniwersytetów Marksizmu-Leninizmu. Oto kilka innych przykładów, jak można doić budżet państwa:

1) W grudniu 2023 roku IPN zapłacił blisko 2 mln zł za dostawę sprzętu elektronicznego i mebli do nowo tworzonego Centralnego Przystanku Historia. Okazało się, jednak, iż część tego sprzętu i wyposażenia w wysokości ponad 1 mln zł nie została dostarczona albo nie została zamontowana do końca roku. Nie stanowiło to jednak przeszkody w dokonaniu ich odbioru. Co więcej, pracownik IPN potwierdził bezusterkowy odbiór kapsuł multimedialnych za kwotę ponad 370 tys. zł (na tej podstawie wypłacono dostawcy wynagrodzenie), gdy sprzęt ten dopiero płynął do Polski i w połowie marca 2024 roku znajdował się… w okolicach Madagaskaru na Oceanie Indyjskim.

Sam prezes Nawrocki prezentując wyjątkowy kundlizm wobec – nie tylko ideowych – pomiotów po OUN-UPA, co wykazaliśmy choćby w publikacji FUNKCJONARIUSZE IPN JUŻ NIE KLĘCZĄ PRZED BANDEROWCAMI; WYBRALI PEŁZANIE… miał podstawy, aby czuć się zagrożony ze strony Rosjan bądź ich sympatyków. Wystarczyło w takiej sytuacji skorzystać z przepisów ustawy o Służbie Ochrony Państwa i wystąpić o opiekę funkcjonariuszy tej formacji. Wybrał jednak wariant a’la Kaczyński, zatrudniając i opłacając dwóch „goryli” z budżetu IPN. Jakby tego było mało, żaden z nich nie miał koncesji na świadczenie tego rodzaju usługi…

Wprawdzie raport NIK stanowi wystarczająco mocną podstawę do zawiadomienia Prokuratury o działaniu na szkodę interesu publicznego oraz podrabianiu dokumentów i poświadczaniu nieprawdy (co już zresztą uczyniono) ale dla niżej podpisanego jeszcze bardziej porażająca jest uważna analiza zamieszczonej na początku materiału ikonografiki.

Pokazuje ona jednoznacznie, jak dzielone są pieniądze na wydatki rzeczowe i majątkowe tak zwanych biur merytorycznych. Otóż z kwoty łącznej w wysokości 61,7 miliona złotych na działalność Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu oraz lustracyjną, które z definicji stanowiły główny powód powołania do życia IPN przeznaczono – uwaga! – 600 tysięcy złotych (odpowiednio 500 i 100 tysięcy), czyli niespełna jeden procent całości. Absolutnym priorytetem dla obecnych zarządców IPN z okazała się „działalność edukacyjna i kulturalna” na którą przeznaczono 36 milionów złotych czyli blisko 60 procent całości. Można powiedzieć: wyjątkowo atrakcyjne żerowisko dla różnej maści animatorów, gawędziarzy, organizatorów instalacji i eventów oraz tym podobnych pasożytów.

Podobnie można ocenić wydanie 8,5 milionów złotych (14 procent całości) na „działalność badań naukowych i wydawniczą”, gdzie prym wiodą pseudonaukowcy, grafomani oraz hagadziści preparujący naszą historię pod preferencje POPiS-owych zarządców naszej umęczonej Ojczyzny.

Ktoś zapyta: a jakie są to preferencje? Wymownie oddaje je wiszący w gdańskim oddziale IPN (właśnie tutaj zaczynał swoją karierę polityczną obecny prezes IPN) obraz niejakiego Józefa Piłsudskiego, osobiście podającego się za Litwina (”Ja chytra Litwina jestem”), choć nie lekceważyłbym wersji według której mamy do czynienia z tzw. litwakiem czyli litewskim żydochazarem. Niestety, w całkowicie opanowanej przez żydokomunę III/IV RP Piłsudski robi za „Ojca Niepodległości Polski” choć zgodnie z niepodważalnymi faktami to największy antypolski zbrodniarz z polskim obywatelstwem mający na swoim sumieniu (jeśli takowe w ogóle miał) nie tylko zamach majowy 1926 roku, który według nowo powołanego, sanacyjnego rządu – równie wiarygodnego jak rządy Morawieckiego czy Tuska – kosztował życie 379 osób, w tym 164 cywilów broniących legalnej, wybranej w demokratycznych wyborach, władzy. Do tych liczb, kilkakrotnie wyższych niż te jakie można przypisać sowieckiemu agentowi Wojciechowi Jaruzelskiemu trzeba dodać co najmniej 200 tysięcy polskich żołnierzy, którzy stracili życie podczas zakończonej całkowitą klęską tzw. wyprawy kijowskiej w 1920 roku oraz około 600 tysięcy polskich obywateli na kresach Rzeczypospolitej, pozostawionych sowietom do wymordowania w konsekwencji Traktu Ryskiego z marca 1921 roku, ochoczo ratyfikowanego przez Piłsudskiego, cichego wielbiciela Lenina.

Jakby tego było mało, bożyszcze POPiS-owej hołoty oraz kierownictwa IPN to także:
agent wrogich mocarstw (Prusy i Austro-Węgry) o pseudonimie „Ziuk”,
– dezerter przed Bitwą Warszawską 1920 (na ręce prezydenta Wincentego Witosa złożył dymisję z funkcji Naczelnego Wodza, po czym czmychnął do swojej żydowskiej kochanki),
– PPS-owski bandyta napadający m.in. na polskich przedsiębiorców przewożących wypłaty dla swoich pracowników,
– przechrzta i wiarołomca (bez rozwodu z pierwszą żoną przeszedł na protestantyzm, by zawrzeć drugi związek z ww. żydówką),
– samozwańczy marszałek o kompetencjach ocenionych przez Austriaków co najwyżej na brygadiera (coś między majorem, a podpułkownikiem),
– u schyłku życia psychopata z zaawansowaną chorobą weneryczną (tzw. kiła trzeciorzędowa) ganiający wokół dworku w Sulejówku swoich podwładnych z naganem i szablą.

I jeszcze jeden, jakże istotny wątek dotyczący funkcjonowania IPN, nad którym kontrolerzy NIK nie zastanowili się głębiej. Otóż, przedstawione wcześniej 61,7 miliona złotych na wydatki rzeczowe i majątkowe biur merytorycznych to ledwie 11 (słownie: jedenaście!) procent ubiegłorocznego budżetu IPN wynoszącego 539 milionów złotych. Pozostałe ponad 477 milionów złotych zostało przeznaczone na wynagrodzenia, pochodne od wynagrodzeń oraz inne świadczenia dla ponad 2400 zatrudnionych w tej instytucji.

Instytucji, która – podkreślmy to dosadnie – powołana została do lustracji PRL-owskiej agentury ale dysponuje tylko około 15 procentami zasobów Służby Bezpieczeństwa (pozostałe 85 procent kapusiów, zgodziło się na przewerbowanie do powstałego w 1990 roku Urzędu Ochrony Państwa i nie podlega lustracji) oraz praktycznie zerowymi zasobami Wojskowych Służb Informacyjnych, które kompromitują zbyt wielu przedstawicieli z najwyższych szczebli obecnej władzy, aby można było ujawnić ich bez szkody dla interesów internacjonalistycznego kahału.

Odpowiedź na pytanie co do sensu wydawania dalszych miliardów złotych na utrzymywanie IPN nasuwa się sama. Mimo wszystko, nie jestem za jego likwidacją ale za całkowitym wyzerowaniem i budową od podstaw. Choćby po to, aby usunąć kłamstwa i manipulacje spreparowane przez funkcjonariuszy tej instytucji przez 25 lat jej istnienia. Problem tylko w tym, jak zastąpić sympatyków banderyzmu, hitleryzmu, stalinizmu i innych odmian żydokomuny lojalnymi naukowcami i urzędnikami państwa polskiego, skoro praktycznie na wszystkich szczeblach jego kierownictwa rządzi agentura o podobnym, jeżeli nie identycznym składzie?

Henryk Jezierski
(13.07.2024)

Idź do oryginalnego materiału