Jak tu nie kochać amerykańskiej demokracji? – felieton Krzysztofa Bielejewskiego

opowiecie.info 3 dni temu

Przyznam szczerze – czasem aż mi żal Putina. Taki wielki, groźny, a teraz siedzi i myśli, jak tu się wykaraskać z sytuacji, którą Ukraińcy rozegrali jak mistrzowie szachów. Niby to on jest, w swoim mniemaniu, Kasparowem polityki światowej, ale tym razem ktoś mu właśnie zrobił klasyczny gambit. I to taki, iż aż mu się na Kremlu gorąco zrobiło.

Ukraina mówi „TAK” – Rosja musi powiedzieć „NIE”.

Ukraińska delegacja pojechała na rozmowy do Dżuddy, będąc w sytuacji nie do pozazdroszczenia – z perspektywą amerykańskiej pomocy bardziej zawieszonej niż klocki LEGO nad głową dwulatka. Ale, proszę Państwa, co oni tam odstawili! Trump oczekiwał uległości? Dostał jej więcej, niż mógł sobie wymarzyć. „Tak, panie prezydencie, zawieszenie broni? Oczywiście! Rozmowy pokojowe? Jak najbardziej! Pomożemy wam sprzedać tę wersję sukcesu Amerykanom? A jakże!”

I tak oto Ukraina z ofiary wojenno-dyplomatycznych przepychanek stała się stroną, która uśmiecha się do kamer i pokazuje światu: „Zrobiliśmy wszystko, co się dało, teraz ruch należy do Rosji.” A Putin? Ma problem. I to duży.
Kłopot Putina: jak powiedzieć „nie” Trumpowi i nie dostać po głowie?
Rosja, rzecz jasna, nie ma najmniejszego zamiaru przerywać swojej wojennej zabawy, bo przecież właśnie zdobywa kolejne tereny, a ukraińskie pozycje obronne zaczynają się chwiać. Problem w tym, iż teraz to Moskwa musi powiedzieć „nie” – i to nie byle komu, ale Trumpowi. A jak wiadomo, Trump to nie typ człowieka, który znosi odmowę z dobrą miną.

Moskwa, jak na starego lisa przystało, zaczęła swoją ulubioną grę – przeciąganie liny. „My się zastanowimy”, „Nie wykluczamy rozmów”, „Może za kilka dni” – ot, klasyczny Putin. Problem w tym, iż amerykańska administracja już wysłała sygnał: albo Rosja zaakceptuje warunki, albo dostanie po łapkach. Sankcje, wzmożone wsparcie dla Ukrainy, a może i inne atrakcje, które nieprzewidywalny Trump ma w zanadrzu.

Sankcje? Pogłaskanie? A może obuchem w łeb?

Nie oszukujmy się – Putin w tej sytuacji jest jak kot, który wpakował się do pralki i nie wie, czy to coś zaraz się nie włączy. Trump, który nie cierpi łatki prorosyjskiego polityka, może w pewnym momencie stwierdzić: „Dość!” i odkręcić kurek z pomocą dla Ukrainy tak, iż Kremlowi zmiękną kolana. W końcu Amerykanie nie po to mają monopol na wojnę i pokój, żeby ktoś im w tych sprawach fikał.

A na Kremlu robi się nerwowo. Bo co teraz? Przyjąć warunki USA – to oznacza przyznać, iż wojna nie idzie tak gładko, jakby chcieli. Odrzucić? Znaczy, iż Trump może wyciągnąć cięższe działa, a wtedy nie będzie co zbierać z iluzji o nowym imperium rosyjskim.

Czekamy na ruch Rosji… albo na focha Trumpa

Ukraińcy rozegrali to po mistrzowsku. Amerykanie stoją z kijem i marchewką, patrząc, którą opcję wybrać. A Rosja? Kombinuje, jak tu powiedzieć „nie” i nie oberwać. A może ktoś na Kremlu już zaczął przeglądać katalog ofert daczy w Wenezueli? Bo wiecie, jak to jest – jak Trump się zdenerwuje, to Putin może się przekonać, iż nie tylko Rosja potrafi straszyć świat…

Fot. CMZJMZ

Idź do oryginalnego materiału