Co prawda było sporo naiwności w nadziei, iż jeżeli nie polskie władze, to chociaż polskie społeczeństwo wyciągnie najważniejsze wnioski z błędów, jakie popełniono w czasie najmodniejszej pandemii jeszcze modniejszego wirusa, ale nadzieja właśnie umarła. Skala histerii, niedorzecznych opinii i proponowanych rozwiązań po „nalocie” styropianowych dronów, jako żywo przypomina lata 2020-2022, gdy większość społeczeństwa po prostu straciła rozum. Populistyczne i podparte szantażem emocjonalnym bzdury, iż trzeba zamknąć gospodarkę, lasy i stadiony, aby uratować chociaż jedną babcię albo dziadka wróciły niczym bumerang. Pocieszające jest tylko to, iż skala była znacznie mniejsza, jednak to niewielkie pocieszenie.
10 września 2025 roku po całej Polsce poniosło się, iż dla obrony naszych granic i bezpieczeństwa kraju trzeba strzelać czym się da i nie patrzeć na koszta. W tym galopującym amoku nie docierały najbardziej podstawowe argumenty, mianowicie takie, iż po to się produkuje za grosze drony wabiące, żeby oszukać i sprowokować przeciwnika do użycia ciężkiej artylerii i tym samym oczyścić arsenał. Tymczasem tysiące domorosłych generałów lotnictwa i co grosza paru prawdziwych generałów zaczęło opowieść o babci i wirusie, czyli jak to ujął gen. Władysław Kukuła:
Nie liczy się wartość tej rakiety. Liczy się wartość tego, co ten dron może zniszczyć. jeżeli to ma być życie Polaka, to ono nie ma ceny.
Brzmi to bardzo wzniośle, ale niestety nie ma nic wspólnego z realiami, bo brutalna prawda jest taka, iż wszystko ma swoją cenę, ludzkie życie również, a odpowiedzialny dowódca nigdy nie będzie narażał milionów, żeby uratować jednego człowieka. jeżeli byle prowokacja rosyjska, o ile to była prowokacja, bo nikt nie przedstawił żadnych dowodów, wywołuje w Polsce tak histeryczne działania, iż używamy najdroższego sprzętu zakupionego na wypadek wojny, aby strzelać do styropianowych wabików, to strach pomyśleć, co się stanie w godzinie „W”, o której rzecz jasna nikt nie chce słyszeć. Gdyby dowódcy w czasie II Wojny Światowej używali bomb lotniczych nie do niszczenia obiektów strategicznych, ale do eliminowania pojedynczych żołnierzy piechoty, to dziś mówilibyśmy po niemiecku i legitymowali się kenkartami.
Każdy wojskowy, choćby szeregowy, powinien wiedzieć, kiedy użyć pistoletu, kiedy karabinu, a kiedy granatu, moździerza, czy armaty. W ciągu jednego dnia w Polsce zbudowaliśmy najnowszą doktrynę wojenną, w której samoloty za setki milionów złotych, strzelały do styropianowych atrap wartych kilkanaście tysięcy złotych i temu militarnemu absurdowi przyklasnęło pół Polski. Problem w tym, iż takiej wymiany ognia na dłuższą metę nie wytrzymałby Katar, ani żaden inny kraj ropą i miodem płynący, a jak wiemy Polska właśnie bije rekord w zadłużeniu. Co do zasady bezpieczeństwo nie ma ceny, ale bezmyślne i histeryczne opróżnianie arsenału, to nie jest bezpieczeństwo, tylko autodestrukcja. jeżeli się popełni błąd i dobierze całkowicie nieadekwatne środki ostrożności do realnego zagrożenia, to trzeba z tego wynieść naukę zamiast trwać w błędzie i jeszcze ze wszystkich sił nazywać to sukcesem. Rosjanie są mistrzami prowokacji, dlatego jest mało prawdopodobne, żeby przygotowali tak fatalną operację, w której ich białoruski sojusznik ostrzega kraj objęty prowokacją, co potwierdził Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła i uznał to za kluczową informację.
Opieranie całej analizy polityczno-wojskowej na dyżurnym wariancie „rosyjska prowokacja” w najmniejszym stopniu nie podnosi naszego bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, iż polskie służby nie mają pojęcia, co tak naprawdę się stało, która strona rosyjsko-ukraińskiego konfliktu odpowiada ze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej i jak postępować w takich przypadkach. Nie mamy ani adekwatnych systemów kontroli, ani odpowiedniego sprzętu do rozsądnego i ekonomicznego zwalczania dronów, dlatego strzelamy z armat do wróbli. Wygląda to beznadziejnie i stąd te wszystkie „patriotyczne” uniesienia podpierane „moralnymi” dogmatami. Kolejna brutalna lekcja życie, z której z jednej strony wyciągnięto fatalne wnioski, a z drugiej nie wyciągnięto żadnych.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!