Kat krakowskiego getta. W szale mordował kogo popadnie. „Zajeżdżał autem jak furiat i strzelał na prawo i lewo”

news.5v.pl 2 tygodni temu

„Na placu Zgody jak na pobojowisku – tysiące pakunków, porzuconych bagaży, gdzieniegdzie małe dzieci bawiące się na mokrym od krwi asfalcie. Esesmani biorą dzieci na ręce. Czasami Niemiec prowadzi kilkoro trzymających się za rączki na ów koszmarny dziedziniec. Inni jadą z wózkami, w których śpią maleństwa. Po każdym takim odprowadzeniu następuje salwa karabinów. Dla oszczędności rozstrzeliwano kilkoro dzieci jedną kulą, ustawiwszy je rzędem. Niemowlęta wkładano po kilka do wózka i również jednym wystrzałem kładziono je trupem”.

W taki sposób likwidację getta krakowskiego zapamiętał Tadeusz Pankiewicz, właściciel jedynej działającej w tym miejscu apteki – „Pod Orłem”. W równie przejmujący sposób pisał o panujących w nim warunkach. Ciasnota powiększająca się z każdym zmniejszaniem powierzchni getta, katastrofalne warunki sanitarne, ograniczone możliwości aprowizacyjne, przymus pracy – i bezkarność Niemców znęcających się nad mieszkańcami. Czasem z najbardziej błahego powodu, czasem i bez niego – dla zabawy.

Tak właśnie działał Horst Pilarzik – jeden z najkrwawszych oprawców w okupowanym Krakowie.

Za murem getta

„Względy sanitarne, gospodarcze i porządkowe sprawiają, iż konieczne staje się umieszczenie ludności żydowskiej Krakowa w żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej, w wydzielonej części Krakowa”. W taki sposób niemiecka gadzinówka „Krakauer Zeitung” 6 marca 1941 r. uzasadniała konieczność utworzenia getta w stolicy Generalnego Gubernatorstwa. Dokładniej mówiąc – zacytowała treść rozporządzenia wydanego trzy dni wcześniej przez Otto Gustawa von Waechtera, gubernatora dystryktu krakowskiego.

Na przeprowadzkę do żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej w Krakowie – bo tak brzmiała oficjalna nazwa getta – Żydzi z miasta otrzymali koło dwóch tygodni – mieli stawić się w nim 20 marca. Dzień później jego bramy zostały zamknięte. Aby je przekroczyć, trzeba było mieć specjalną przepustkę. Od października 1941 r., na mocy dekretu Hansa Franka, samowolne próby opuszczenia getta – lub przedostania się do niego z „aryjskiej” części miasta – podlegały karze bezwzględnej śmierci. Taki sam los czekał wszystkich, którzy pomagali w tym „nielegalnym” w reżimie Niemców procederze.

Bundesarchiv, Bild 183-L22985 / CC-BY-SA 3.0 / Wiki Commons

Granatowy policjant kontrolujący dokumenty w getcie, 1941 r.

Warunki panujące w getcie były złe, z czasem stawały się coraz bardziej tragiczne. Na jego miejsce Niemcy wybrali nie zamieszkałą przez wielu Żydów dzielnicę Kazimierz, a zaniedbany, słabo zmodernizowany obszar Podgórza. Na powierzchni wynoszącej w przybliżeniu 20 ha zgromadzili ponad 15 tys. Żydów, którzy musieli tłoczyć się w małych, ciasnych pomieszczeniach. Na jedną izbę przypadało średnio pięć – sześć osób, choć zdarzało się, iż liczba ta sięgała dziesięciu. Z biegiem czasu Niemcy systematycznie zmniejszali obszar getta – działo się to po deportacjach części jego mieszkańców do Auschwitz i Bełżca.

Nowa, brutalna normalność

Rzeczywistość w getcie była skrajnie brutalna. Oprócz ogromnego przeludnienia panował w nim wszechobecny głód oraz choroby, które w tak trudnych warunkach szerzyły się w zatrważającym tempie. Do tego dochodziła ciężka przymusowa praca i bezwzględność Niemców, surowo karzących mieszkańców getta za najmniejsze przewinienie.

Mimo tego Żydzi próbowali zaadoptować się do nowej sytuacji i stworzyć choć małą namiastkę normalności. Dlatego też w getcie zaczęły pojawiać się instytucje nawiązujące do okresu sprzed jego utworzenia – sklepy, szpitale, kawiarnie. Działały też zakłady pracy, ale i poczta czy apteka – prowadził ją Tadeusz Pankiewicz, Polak mieszkający w granicach getta.

United States Holocaust Memorial Museum / Wiki Commons

Deportacja Żydów z krakowskiego getta, dzisiejsza ul. Lwowska (ówcześnie ul. Salinarna), marzec 1943 r.

Szybko ze zwykłej placówki farmaceutycznej przekształciła się ona w punkt nielegalnych kontaktów mieszkańców getta z „aryjską” stroną miasta, ale i swoiste centrum kulturalne – bo i o ten aspekt zadbali Żydzi. W żydowskiej dzielnicy odbywały się koncerty, występy tancerzy, recytatorów. Wiele z nich, poza podtrzymaniem ducha mieszkańców, miało na celu pozyskać środki finansowe na rzecz instytucji charytatywnych działających w getcie czy najbardziej potrzebujących.

W pewnym momencie wydawało się, iż żydowska społeczność Krakowa – na ile to możliwe – przywykła do nowej rzeczywistości. Do czasu. Jednym z ważnych wydarzeń w historii getta była pierwsze deportacja jego mieszkańców do Bełżca przeprowadzona w czerwcu 1942 r. Żydzi brutalnie uświadomili sobie wówczas, jaki jest prawdziwy cel Niemców i stracili nadzieję na to, iż przetrwają w getcie do zakończenia wojny. Drugim bolesnym dlań ciosem było pojawienie się w Krakowie Horsta Pilarzika.

Bezwzględny morderca i szaleniec

Stało się to w połowie 1942 r. Podoficer SS w randze Unterscharfuhrera i były członek jednostki Leibstandarte SS Adolf Hitler (najbardziej elitarna spośród dywizji Waffen-SS, uczestniczyła m.in. w agresji na Polskę) w Krakowie został referentem do spraw żydowskich w Gestapo. Objął też funkcję nadzorcy warsztatów rzemieślniczych w budynku byłej fabryki czekolady Optima w getcie. To nie tą działalnością zapisał się jednak w jego historii.

Pilarzik – czy jak niektórzy pisali: Pilarczyk bądź Pilarzyk – był wyjątkowo sadystycznym i okrutnym esesmanem. Podczas pobytu w żydowskiej dzielnicy dawał upust najniższym, prymitywnym żądzom. Ci nieliczni mieszkańcy getta, którym udało się przeżyć okupację, wspominali go z przerażeniem – jako bezwzględnego, porywczego i nieobliczalnego mordercę, który w każdej chwili mógł wpaść w szał zabijania. I nie potrzebował do tego większego powodu.

Tomasz Owoc i Wojciech Szymański w swoim reportażu „Postrach krakowskiego getta” przywołują słowa Mieczysława Pempera, członka Judenratu (inaczej Rada Starszych, powołana przez Niemców do administrowania żydowskimi społecznościami). Przyznał on, iż był świadkiem, jak pewnego dnia Pilarzik otworzył ogień do grupy Żydów wracających z pracy. Wydarzenie to miało zaskoczyć samych Niemców strzegących obozu. Gdy zapytali go, dlaczego to zrobił, stwierdził, iż dopiero co wrócił ze szkolenia dla esesmanów, pierwszy raz widział tylu Żydów na raz – i impuls wziął górę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Inny anonimowy świadek, na którego powołują się Owoc i Szymański, w następujący sposób opisał zachowanie Pilarzika: „Wpadał, a raczej zajeżdżał autem do getta, jak furiat i strzelał na prawo i lewo. W ogóle czym było życie drugich dla ludzi tego pokroju?”.

Kolejni ocalali Żydzi w swoich wspomnieniach pisali o tym, jak bezwzględny esesman mordował pacjentów szpitali, nie mając baczenia na ich wiek, oraz jak swoją porywczością i nieobliczalnością zmienił życie mieszkańców getta w prawdziwy horror.

„Był to jeden z najkrwawszych oprawców. Widziałam sama, jak strzelał on z dwóch rewolwerów, które stale nosił gotowe do strzału w rękach” – stwierdziła jedna z ocalałych Żydówek.

Niepokorny esesman

Oprócz aktywnego udziału w deportacjach mieszkańców getta do obozów zagłady –Auschwitz lub Bełżca – Pilarzik dostał dodatkową funkcję. Miał nadzorować budowę obozu pracy przymusowej Plaszow (Płaszów), przekształconego później w obóz koncentracyjny. W swoim cynizmie i wyrachowaniu Niemcy powierzyli to zadanie Żydom. Grupa tych nadających się do pracy codziennie opuszczała mury getta, by budować obóz, do którego mieli trafić później oni lub ich bliscy.

Co więcej, praca ta polegała m.in. na usuwaniu nagrobków ich rodaków – na miejsce powstania nowego obozu Niemcy wybrali bowiem nowy cmentarz żydowski w Płaszowie. Tym samym Plaszow stał się jednym wielkim cmentarzem – symbolicznie i w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niemcy uczynili bowiem z niego miejsce masowych egzekucji więźniów przywożonych m.in. z podległego Gestapo więzienia Montelupich.

Wiki Commons

Widok obozu Plaszow, 1942 r.

Pilarzik najwyraźniej nie sprawdził się jednak w nowej roli. Funkcję budowniczego obozu oraz jego komendanta sprawował zaledwie kilka tygodni, po tym czasie niemieckie dowództwo zastąpiło go SS-Oberscharfuehrer Franzem Josefem Mueller. Pilarzik było nie tylko nieskuteczny, ale i problematyczny. Przełożeni nie zawsze przymykali oczy na jego zachowanie. Owoc i Szymański wspominają, iż miał choćby dostać naganę za spoliczkowanie – bez żadnego powodu – Symche Spiry, komendanta Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie. Do tego dochodziły problemy z alkoholem potęgujące jego impulsywność.

Horst Pilarzik został więc odsunięty od budowy obozu w Płaszowie, ale nie zniknął z Krakowa ani z getta – na nieszczęście jego mieszkańców. Wziął udział w jego likwidacji, do której doszło na przełomie 13 i 14 marca 1943 r. Przebiegała ona niezwykle brutalnie. Tadeusz Pankiewicz w swojej książce „Apteka w getcie krakowskim” opisuje dantejskie sceny.

„Wypędzane z domów, biegną coraz to nowe grupy ludzi. Niemcy wyciągają ich z najrozmaitszych ukryć, z piwnic, strychów. Nie wszyscy policjanci niemieccy rozstrzeliwują znalezionych na miejscu, niejedna ofiara musi się jeszcze dobrze namęczyć, nim podzieli los pomordowanych. Na placu Niemcy strzelają, biją i znęcają się już z pewnym planem” – pisze.

Wiki Commons

Tadeusz Pankiewicz na zapleczu swojej apteki „Pod Orłem”, ok. 1941 r.

Dalej dodaje:

„Getto wymarło i mogło się zdawać, iż to już ostatni akt tego dramatu. A jednak Niemcy potrafili wymyślić jeszcze coś bardziej obrzydliwego (…). Po opuszczeniu przez ostatnie oddziały niemieckie getta, zatrzymani Żydzi otrzymali rozkaz rozbierania pomordowanych do naga i składania ich w bramach domów, a potem ładowania na platformy i wywożenia. Widziałem, jak rozbierano starych i młodych, kobiety i mężczyzn. Ściągano ubranka z niemowląt. Bezładnie układano jedne ciała na drugich. Ileż to było wypadków, iż synowie wśród zabitych poznawali swych rodziców, rodzice musieli rozbierać własnymi rękami dzieci!”.

Nowa tożsamość, stare demony

W wyniku likwidacji getta Niemcy wywieźli do obozu pracy blisko osiem tysięcy Żydów, dwa tysiące zamordowali – głównie osoby chore, starsze oraz dzieci. Stwierdzili, iż nie będą mieli z nich już żadnego pożytku. Łącznie z liczącej blisko 70 tys. osób społeczności żydowskiej mieszkającej przed wojną w Krakowie (mniej więcej jedna czwarta populacji miasta), przeżyło około tysiąca osób.

Co stało się z Horstem Pilarzikiem? W połowie 1943 r. został adiutantem SS-Hauptsturmfuhrera Amona Gotha – trzeciego i najbardziej brutalnego komendanta obozu w Płaszowie – oraz oficerem inspekcyjnym. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa i zeznań świadków odpowiadał tam za mordowanie więźniów Gestapo przywożonych z więzienia Montelupich oraz aresztu przy ulicy Pomorskiej. I na tym „stanowisku” nie przetrwał jednak długo – ze względu na jego pijackie ekscesy dowództwo przeniosło go dyscyplinarnie do Rygi.

Wiki Commons

Mienie porzucone przez deportowanych Żydów, dzisiejsza ul. Lwowska (ówcześnie ul. Salinarna) w tle brama III getta, marzec 1943 r.

Koniec II wojny światowej okazał się dla Pilarzika początkiem nowego życia – a adekwatnie dla Burkharta, bo takie nazwisko przyjął, by zatrzeć ślady zbrodniczej przestępczości. Wrócił do Niemiec, gdzie rozwinął karierę – i zbił majątek. Mimo braku wykształcenia znalazł pracę menedżera hotelowego i dorobił się fortuny – na tyle, iż mógł pozwalać sobie na obnoszenie się swoim sportowym mercedesem, zabieranie kobiet, których roiło się obok niego wiele, na rejsy jachtami i na udział w zakrapianych imprezach. Bo mimo zmiany tożsamości z alkoholem zerwać nie potrafił.

Christiane Falge, profesor antropologii społecznej na Uniwersytecie w Bochum oraz bratanica Horsta, powiedziała po latach, iż dużo pił i często zmieniał miejsce zamieszkania – tak jakby chciał uciec od przeszłości. Choć tego nie zdołał zrobić, udało mu się uciec od odpowiedzialności.

Zbrodnia bez kary

Od 1945 r. był poszukiwany przez instytucje ścigające zbrodniarzy wojennych. Z dokumentów zgromadzonych przez Centralę Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu wynika ponadto, iż ktoś zgłosił policji w Szlezwiku-Holsztynie prawdziwą tożsamość Burkharta i iż postanowiła ona zająć się tą sprawą.

Było już jednak za późno – w 1965 r. nagle zmarł. Doszło do tego w tajemniczych okolicznościach – po zastrzyku, który dostał w gabinecie dentystycznym. Niektórzy są przekonani, iż było to dzieło izraelskiego wywiadu. Nie udało się tego jednak udowodnić.

Choć Horst oszukał wszystkich co do swojej tożsamości, zdekonspirowała go jego własna bratanica. Christiane Falge przyznała, iż choć od dziecka wyczuwała, iż skrywa on jakiś sekret i iż rodzina wie, iż chowa się pod nieprawdziwym nazwiskiem, nikt nie chciał drążyć tematu. Sprawa drgnęła w 1982 r., po ukazaniu się książki „Lista Schindlera”, w której Thomas Keneally opisał postać oficera SS Horsta Pilarzika katującego Żydów w krakowskim getcie. Poznawszy prawdę, Falge postanowiła nagłośnić sprawę i obnażyć sekret swojego krewnego.

Stało się to jednak po jego śmierci. Kat krakowskiego getta zabrał swój sekret do grobu. Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za swoje czyny.

Idź do oryginalnego materiału