Globalny rynek ropy przeżywa prawdziwy rollercoaster. Notowania czarnego złota spadają w zawrotnym tempie, ignorując polityczne naciski i geopolityczne groźby. Na giełdzie w Nowym Jorku baryłka West Texas Intermediate kosztuje już tylko 63,55 USD, a Brent na ICE potaniała do 67,48 USD.

Fot. Pixabay
USA kontra Indie – naciski bez efektu
Waszyngton próbował zablokować miliardowe transfery do Moskwy, wywierając presję na Indie, by ograniczyły zakupy rosyjskiej ropy. Amerykanie grozili wyższymi cłami na indyjskie towary i ostrzegali przed konsekwencjami politycznymi. Doradca Białego Domu ds. handlu Peter Navarro posunął się choćby do nazwania wojny w Ukrainie „wojną Modiego”, uderzając bezpośrednio w premiera Indii.
Mimo tego Indie pozostały niewzruszone i kontynuują import rosyjskiego surowca, korzystając z preferencyjnych cen. Podobnie zachowuje się cała Azja, która ignoruje restrykcje Zachodu i zwiększa udział w handlu z Rosją.
Nadpodaż dobija rynek
Na spadki cen wpływa także prognozowana nadwyżka podaży. Globalna produkcja przewyższa popyt, a rafinerie i inwestorzy przygotowują się na miesiące dalszych spadków. Eksperci z ING i Citigroup przewidują, iż w czwartym kwartale Brent może kosztować już tylko 63 USD. Rynek paliw szykuje się na największą miesięczną stratę od kwietnia.
Chaos i brutalna gra mocarstw
Sytuacja naftowa pokazuje, jak brutalna i nieprzewidywalna jest w tej chwili gra na rynku surowców. Polityczne ataki, naciski i zakulisowe układy zderzają się z twardą logiką rynku, który wybiera własny kierunek. Taniejąca ropa może wstrząsnąć nie tylko globalną energetyką, ale i budżetami państw uzależnionych od eksportu surowca.
Świat wchodzi w nowy etap – rynek energii staje się polem bitwy wielkich mocarstw, a dramatyczne zmiany cen mogą okazać się początkiem gospodarczej katastrofy.
Źródło: forsal.pl/warszawawpigulce.pl