Żeby zwalić mur, trzeba wyjąć z niego cegłę. Jedną cegłę. A potem kolejne. Taka myśl, mam wrażenie, przyświecała Marcinowi Giełzakowi, gdy pisał książkę „Wieczna lewica. Myśli i aforyzmy”. Choć równie dobrze pasowałoby do niej określenie, którego autor używa: „Zbiór ćwiczeń duchowych”. Z dopiskiem: „i politycznych”. Te ćwiczenia, które proponuje, to właśnie wyjęta z muru cegła.
Dlaczego piszę o murze? Z prostego powodu – Polska jest dziś zabetonowana, jeżeli chodzi o politykę, o myśl polityczną. Ta myśl jest niesłychanie uboga, swoim prostactwem wręcz odpychająca. Jest to raczej myśl partyjna lub choćby partyjnych agitatorów, czyli żadna.
Ale ma siłę – bo miliony ludzi powtarzają partyjne formuły jak pacierz. W efekcie w Polsce albo myśli się jak zwolennik PO, albo jak pisowiec i nic innego nie jest uznawane za godne uwagi. Widzieliśmy to zresztą podczas wyborów, gdy głównym motywem było to, czy jesteś przeciwko Kaczyńskiemu, czy przeciwko Tuskowi.
Jak przez to się przebić?
Jak może przez to się przebić człowiek, który sam się określa jako „bezpartyjny pepeesowiec”? Ma celebrować swoją wyjątkowość i samotność? Nic z tych rzeczy! Giełzak nie chce być sam i robi wiele, by znaleźć podobnych sobie.
Zaczyna szeroko. Bo może nie ma PPS, nie ma przedwojennej lewicy – mówi – ale przetrwała ona na poziomie metapolityki. Na poziomie Judymów, Siłaczek, wierzących w triadę „Wolność, Równość, Niepodległość”.
Punkt wyjścia jest więc prosty – istnieje w Polsce solidna grupa ludzi politycznie bezdomnych, „socjalistów bez partii, chrześcijan bez Kościoła, patriotów bez ojczyzny”, którym trzeba uświadomić, kim są. Bo ta przedwojenna PPS – w to Giełzak wierzy – miała to wszystko.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 46/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym
Marcin Giełzak, Wieczna lewica. Myśli i aforyzmy, Theatrum Illuminatum 2023