25 października o godzinie 3:00 w nocy wskazówki zegarów cofną się do godziny 2:00. Polacy zyskają dodatkową godzinę snu, ale też wcześniejsze zachody słońca. To może być jedna z ostatnich takich zmian w historii naszego kraju – choć droga do pozbycia się tego anachronizmu pozostało długa.

Fot. Warszawa w Pigułce
Polska od dekad walczy o zniesienie dwukrotnego przestawiania zegarków w roku. Teraz, podczas sprawowania prezydencji w Unii Europejskiej, ma szansę na przeforsowanie tej zmiany. Problem w tym, iż Europa wciąż nie może się dogadać, który czas wybrać na stałe.
Za nieco ponad miesiąc czeka nas kolejny rytuał znany milionom Europejczyków. telefony i komputery przełączą się automatycznie, ale klasyczne zegarki, piece gazowe i systemy alarmowe trzeba będzie przestawić manualnie. To może brzmieć jak drobnostka, ale dla całej gospodarki oznacza milionowe koszty.
Europa się nie dogaduje
Unia Europejska od 2018 roku próbuje załatwić sprawę raz na zawsze. Parlament Europejski już w 2019 roku zagłosował za zniesieniem zmian czasu. Problem w tym, iż kraje członkowskie nie potrafią się dogadać, który czas wybrać na stałe.
Północne kraje preferują czas letni przez cały rok. Oznaczałoby to jaśniejsze wieczory zimą, ale też ciemne poranki – w grudniu słońce wschodziłoby dopiero po godzinie 8:00. Południowe kraje wolą czas zimowy, argumentując, iż stały czas letni oznaczałby zbyt późne wschody słońca.
Kompromisem mogłyby być różne strefy czasowe w Europie. Północ zostałaby przy czasie letnim, południe przy zimowym. To jednak skomplikowałoby handel, transport i komunikację w obrębie UE.
Szansa podczas polskiej prezydencji
Polska objęła prezydencję w UE 1 stycznia 2025 roku, miała ją do końca czerwca i wykorzystała ten czas. Minister Krzysztof Paszyk z resortu rozwoju nie ukrywa ambicji. Już rozmawiał z unijnym komisarzem odpowiedzialnym za transport i uzyskał zapewnienie o wsparciu. Problem w tym, iż Komisja Europejska wycofała się ze swojego projektu z 2018 roku, uznając, iż krajom potrzeba więcej czasu w osiągnięcie porozumienia.
Polska ma przewagę w postaci opinii publicznej. Badania pokazują, iż 84 procent Europejczyków popiera zniesienie zmiany czasu. W Polsce poparcie sięga choćby 95 procent. To jeden z niewielu tematów, w którym obywatele wszystkich państw UE są tak jednomyślni.
Co by się zmieniło przy stałym czasie letnim
Gdyby Europa zdecydowała się na stały czas letni, Polacy zyskaliby jaśniejsze popołudnia i wieczory przez całą zimę. W grudniu słońce zachodziłoby dopiero około godziny 16:30 zamiast 15:30. To oznaczałoby więcej światła po pracy, lepszy nastrój, więcej czasu w aktywność na świeżym powietrzu.
Druga strona medalu to ciemniejsze poranki. W najkrótsze dni słońce wschodziłoby dopiero około 8:00, a na północy Polski choćby później. Dzieci szłyby do szkoły po ciemku, co budzi sprzeciw niektórych rodziców i pedagogów.
Eksperci są jednak zgodni – korzyści przeważają nad wadami. Większość ludzi woli ciemne poranki niż ciemne popołudnia. Dodatkowa godzina światła po pracy ma pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne, szczególnie zimą.
Kiedy nastąpią ostatnie zmiany
Nawet przy najlepszych scenariuszach zmiana czasu nie zniknie od razu. Zgodnie z polskim rozporządzeniem, przestawianie zegarków będzie obowiązywać co najmniej do końca 2026 roku. Co ważne, zbiega się to z czasem, jaki UE dała sobie na dogadanie się w tej sprawie. Dyskusja i decyzje mają zapaść do końca 2026 roku. To oznacza jeszcze kilka zmian:
Październik 2025 – przejście na czas zimowy Marzec 2026 – przejście na czas letni
Październik 2026 – prawdopodobnie ostatnie przejście na czas zimowy
Jeśli negocjacje w UE pójdą po myśli Polski, wiosna 2027 roku może być pierwszą bez przestawiania zegarków. To jednak wymaga osiągnięcia porozumienia między 27 krajami, co w praktyce oznacza cud dyplomatyczny.
Dlaczego to takie trudne
Zniesienie zmiany czasu brzmi jak prosta sprawa, ale diabeł tkwi w szczegółach. Europa musi działać wspólnie – różne czasy w różnych krajach oznaczałyby chaos w transporcie, handlu i komunikacji.
Dodatkowo każdy kraj ma swoje preferencje. Hiszpania od lat używa czasu środkowoeuropejskiego, choć geograficznie leży w strefie Wielkiej Brytanii. Francja chce ujednolicenia, ale Włochy obawiają się zbyt późnych wschodów słońca. Niemcy popierają zmiany, ale Grecja waha się.
Procedury unijne też nie pomagają. Każda zmiana traktatów wymaga jednomyślności wszystkich krajów. Jeden sprzeciw może zablokować reformę na lata.
Koniec epoki przestawiania zegarków
Zmiana czasu to relikt minionej epoki, gdy światło elektryczne było drogie, a rytm życia bardziej podporządkowany naturze. Dziś, w erze LED-ów i całodobowej gospodarki, przestawianie zegarków jest anachronizmem powodującym więcej szkód niż korzyści.
Polska ma szansę zapisać się w historii jako kraj, który zakończył ten absurd. Wymaga to jednak politycznej determinacji i umiejętności przekonania europejskich partnerów. Czas pokaże, czy polscy dyplomaci staną na wysokości zadania. Kluczowa informacja jest taka, iż UE chce się dogadać do końca 2026 roku.
Tymczasem przygotujcie się na kolejne przestawienie zegarków. 25 października o 3:00 w nocy cofniemy czas do 2:00. Zyskamy godzinę snu, ale straci całą godzinę światła po południu. Może po raz ostatni w historii.
Dlaczego w ogóle przestawiamy zegarki
Historia zmiany czasu sięga początku XX wieku, ale popularność zyskała dopiero podczas I wojny światowej. Niemcy jako pierwsi wprowadzili „czas wojenny” w 1916 roku, licząc na oszczędności energii potrzebnej do produkcji wojennej. Pomysł gwałtownie rozprzestrzenił się po Europie.
Polska po raz pierwszy zastosowała zmianę czasu w 1916 roku, osiem lat po pierwszych eksperymentach w Kanadzie. System wielokrotnie modyfikowano – zawieszano go podczas II wojny światowej, przywracano, znów likwidowano. Obecne przepisy obowiązują od 1977 roku i przez niemal pół wieku nie uległy większym zmianom.
Pierwotnie chodziło o dostosowanie aktywności ludzkiej do naturalnego rytmu światła dziennego. Teoretycznie miało to oszczędzać energię – mniej sztucznego oświetlenia wieczorem, gdy ludzie i tak już śpią. Dziś wiemy, iż to mit.
Koszt przestawiania zegarków
Współczesne badania bezlitośnie obalają argumenty o oszczędnościach. Amerykańscy ekonomiści wyliczyli, iż przestawianie zegarków kosztuje Stany Zjednoczone ponad 400 milionów dolarów rocznie. To efekt spadku produktywności, większej liczby wypadków, problemów zdrowotnych i kosztów technicznych.
W Polsce skala jest mniejsza, ale proporcjonalnie podobna. Banki muszą przestawiać systemy płatnicze, koleje – rozkłady jazdy, szpitale – harmonogramy leków. Każda zmiana to ryzyko błędu i dodatkowe koszty.
Najgorzej znoszą to dzieci i osoby starsze. Organizm potrzebuje kilku dni, żeby przystosować się do nowego rytmu. Przez ten czas ludzie śpią gorzej, są mniej koncentrowani, częściej chorują. Statystyki pokazują wzrost wypadków samochodowych w pierwszych dniach po zmianie czasu.
Co możemy zrobić już teraz
Niezależnie od unijnych uzgodnień, Polacy mogą się przygotować na ewentualne zniesienie zmiany czasu. Firmy powinny analizować, jak stały czas wpłynie na ich działalność. Szczególnie ważne to dla branż zależnych od światła dziennego – budowlanej, rolniczej, turystycznej.
Warto też pomyśleć o zdrowiu. Stały czas letni oznacza jaśniejsze wieczory, ale też ciemniejsze poranki. Osoby z problemami ze snem powinny przygotować się na ewentualne trudności adaptacyjne.
Rodzice dzieci w wieku szkolnym mogą rozważyć inwestycje w lepsze oświetlenie porannej drogi do szkoły. Samorządy powinny pomyśleć o dodatkowym oświetleniu ulic w godzinach szczytu.