Konspiracja na gruzach Warszawy

polska-zbrojna.pl 1 miesiąc temu

Warszawa walczyła jeszcze ostatkiem sił, kiedy wśród jej obrońców zawiązywała się Służba Zwycięstwu Polski – organizacja, która miała dać początek największej konspiracyjnej strukturze w okupowanej Europie. Na jej czele stanął gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz. Nie zjednał sobie jednak przychylności emigracyjnych władz.

Gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz w Afryce Płn. 1944 r.

„Całe miasto płonie. Setki ludzi zagrzebanych w piwnicach pod gruzami zawalonych domów mieszkalnych daremnie oczekuje pomocy. Zapasy żywności i medykamentów, środków opatrunkowych leżą pod gruzami. Nie ma wody choćby dla rannych, bo nieliczne czynne studnie nie mogą dostarczyć odpowiedniej jej ilości. Pożarów już nikt nie gasi. Żołnierze na pozycjach w wielu wypadkach nie jedli od trzech dni gorącej strawy. Na niektórych placówkach w pierwszej linii obrony miasta nie został przy życiu ani jeden żołnierz. Na innych pozycjach brak amunicji” – relacjonował 26 września 1939 roku Władysław Bartoszewski, który podczas oblężenia Warszawy pracował w jednym ze szpitali polowych jako noszowy. Niemcy wściekle atakowali z lądu i powietrza. Los milionowej metropolii był przesądzony. Po południu w gmachu Pocztowej Kasy Oszczędności dowodzący Armią „Warszawa” gen. Juliusz Rómmel zwołał posiedzenie rady wojennej. Po krótkiej dyskusji zapada decyzja o kapitulacji. Byli jednak tacy, którzy chcieli walczyć przez cały czas – nie u boku Francji czy Wielkiej Brytanii, ale na miejscu, w kraju. Taki plan miał chociażby gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz.

REKLAMA

Misja Suma

Tokarzewski-Karaszewicz był oficerem niezwykle doświadczonym, piłsudczykiem, z przeszłością w Legionach Polskich. We wrześniu 1939 roku dowodził grupą operacyjną swojego imienia, która wchodziła w skład Armii „Pomorze”. Walczył nad Bzurą, a następnie przedarł się do Warszawy. Zanim jeszcze zapadła decyzja o poddaniu miasta, zameldował się u gen. Rómmla z propozycją. Chciał, aby ten zezwolił mu na budowanie konspiracyjnych struktur na wzór Polskiej Organizacji Wojskowej z czasów poprzedniej wojny. „Po krótkiej dyskusji […] otrzymałem odpowiedź, iż generał zasadniczo akceptuje mój wniosek. Wcześniej chce jednak stwierdzić, co od naczelnego wodza przywiózł kurier, o którego lądowaniu zameldowano generałowi w czasie naszej rozmowy” – wspominał po wojnie gen. Tokarzewski-Karaszewicz.

Owym kurierem był mjr Edmund Galinat, który na pokładzie samolotu bombowo-rozpoznawczego Sum przyleciał prosto z Rumunii. Podróż miał wyjątkowo trudną. Spędził ją w ciasnym luku bombowym, w dodatku nad Warszawą jego maszyna dostała się pod niemiecki ostrzał, z którego cudem wyszła cało. Ciąg dalszy perypetii nastąpił już po wylądowaniu. Tak opowiadał o tym płk Tadeusz Tomaszewski, szef sztabu Dowództwa Obrony Warszawy: „Czekamy z niecierpliwością na posła dobrych czy też złych wieści, ale nie przybywa. Telefonuję raz, drugi, trzeci: coś mi tam tłumaczą, wyraźnie kręcą. Trwa to ze trzy godziny, wreszcie przybywa dobrze jeszcze niewytrzeźwiony poseł […]. Wściekłość mnie ogarnęła na ten widok, ale potem wyjaśniło się wszystko, a »zawianie« mjr. Galinata zostało usprawiedliwione”. Kurier przypłacił lot ciężką niedyspozycją, dowódca kompanii oczekującej go na lotnisku zaś, widząc kiepski stan Galinata, począł leczyć go kolejnymi kieliszkami wódki.

Ostatecznie jednak posłaniec stanął na nogi i spotkał się z gen. Rómmlem. Przekazał mu rozkaz Naczelnego Wodza, spisany na cienkim pasku jedwabiu. Internowany w Rumunii marsz. Edward Rydz-Śmigły polecił, by dowódca Armii „Warszawa” zorganizował konspiracyjną organizację do walki z Niemcami. Miał przy tym sugerować, iż to właśnie Galinat powinien stanąć na jej czele. Jednak Rómmel podjął inną decyzję. Korzystając z przekazanych mu pełnomocnictw, misję budowy zbrojnego podziemia powierzył Tokarzewskiemu-Karaszewiczowi. Galinat miał zostać jego zastępcą. Był 27 września 1939 roku. Tego właśnie dnia narodziła się Służba Zwycięstwu Polski.

Nie ten adres

Na początek dowódca SZP otrzymał… milion złotych na działalność. Pieniądze pochodziły z kasy armii i cywilnych zasobów stolicy. Znacznie większym problemem okazali się ludzie. Większość wysokich rangą oficerów, którzy bronili stolicy, nie bardzo chciała angażować się w konspirację. Tłumaczyli się skrajnym wyczerpaniem psychicznym i fizycznym, utrzymywali, iż honor nakazuje im pójść do niewoli razem ze swoimi żołnierzami. Pierwszego dnia Tokarzewski-Karaszewicz do służby w podziemiu namówił ledwie siedmiu z nich. Organizację zasiliło też kilka kobiet.

Po początkowych zawirowaniach Służba Zwycięstwu Polski zaczęła jednak rosnąć. Do organizacji wstępowali kolejni żołnierze, w tym późniejsi dowódcy AK, płk Stefan Rowecki i płk Leopold Okulicki. Tokarzewski-Karaszewicz zyskiwał też coraz szersze poparcie środowisk politycznych. Obok Dowództwa Głównego i Głównej Rady Politycznej powstały dowództwa wojewódzkie – w Krakowie, Łodzi, Lublinie… Konspiratorzy zakładali, iż wiosną 1940 roku dojdzie do walk na froncie zachodnim. A kiedy Francja i Wielka Brytania wreszcie ruszą do ataku, oni uderzą od wschodu. Jednocześnie na wyzwolonych terenach będą ustanawiać kolejne ośrodki tymczasowej władzy. Na ten moment nie zamierzali wszakże czekać z założonymi rękami.

Jeszcze we wrześniu 1939 roku dowództwo SZP zaakceptowało brawurowy plan zamachu na Hitlera. Projekt zrodził się w głowie mjr. Franciszka Niepokólczyckiego. Podczas oczyszczania miasta z ruin jego saperzy założyli ładunki wybuchowe na skrzyżowaniu Nowego Światu i Alej Jerozolimskich. Miały zostać odpalone 5 października, podczas niemieckiej defilady zwycięstwa. Ale misterny plan spalił na panewce. Tuż przed przejazdem Hitlera Niemcy wymietli z ulicy wszystkich przechodniów, a wraz z nimi obserwatorów, którzy powinni byli dać sygnał przyczajonemu w sąsiednich ruinach saperowi. Ten nie był w stanie samodzielnie zidentyfikować samochodu Führera i ostatecznie zrezygnował z detonacji.

Tymczasem emigracyjne władze do dowódcy SZP podchodziły z nieufnością. W Tokarzewskim-Karaszewiczu widziały człowieka bliskiego sanacji, a ta przecież była oskarżana o wrześniową klęskę. niedługo zresztą doszło do nieporozumienia, które jeszcze pogłębiło ową niechęć. W połowie października generał sporządził meldunek na temat tworzonej przez siebie organizacji. Adresatem uczynił Naczelnego Wodza, którego jednak nie wymienił z nazwiska. Dokument miał doręczyć węgierski attaché wojskowy. I rzeczywiście doręczył, tyle że… internowanemu w Rumunii marsz. Rydzowi-Śmigłemu. Ten formalnie pełnił jeszcze wspomnianą funkcję, ale na dniach miał się jej zrzec. Jego sukcesor (a zarazem premier), czyli rezydujący we francuskim Angers gen. Władysław Sikorski, meldunek z kraju otrzymał dopiero 6 stycznia 1940 roku. „Fakt [ten] miał fatalnie zaważyć na dalszych losach Tokarzewskiego. Następne trzy jego meldunki […] zostały wysłane na adekwatny adres, ale nie zdołały poprawić sytuacji” – tłumaczył Stefan Korboński, działacz polskiego podziemia.

Sikorski wskazuje na Lwów

Gen. Sikorski już wcześniej nosił się z zamiarem zlikwidowania Służby Zwycięstwu Polski. W jej miejsce zamierzał powołać nową organizację, ściślej kontrolowaną przez władze na emigracji. W listopadzie 1939 roku we Francji podpisał dokument o utworzeniu Związku Walki Zbrojnej. Na jego czele stanął gen. Kazimierz Sosnkowski. Podziemiem zamierzał kierować bezpośrednio z Angers. niedługo do kraju został wysłany kurier, który miał przekazać decyzję władz. Tyle iż nie Karaszewiczowi-Tokarzewskiemu, lecz… płk. Roweckiemu. W styczniu 1940 roku kurier z Francji pojawił się w okupowanej Polsce raz jeszcze. Tym razem przywiózł dowódcy SZP rozkaz natychmiastowego udania się do Lwowa. Tam czekało na niego stanowisko komendanta obszaru 3 ZWZ. „Było to równoznaczne z wyrokiem skazującym na śmierć lub więzienie, gdyż Tokarzewskiego we Lwowie, gdzie był przez dłuższy czas dowódcą Okręgu Korpusu VI, znali wszyscy, i fakt ten z punktu widzenia konspiracji stanowił najgorszą rekomendację” – przekonywał Korboński. Przeciwko odsunięciu Tokarzewskiego-Karaszewicza, jak dodaje, mieli zaprotestować jego podwładni. Ostatecznie został on komendantem ZWZ-etu na całą okupację sowiecką, podczas gdy Rowecki piastował analogiczne stanowisko na terenach okupowanych przez Niemców.

Konspiracyjna służba byłego już dowódcy SZP istotnie nie trwała długo. W marcu 1940 roku został on aresztowany przez Sowietów, którzy jednak początkowo nie wiedzieli, z kim mają do czynienia. Generał trafił najpierw do łagru, a kiedy śledczy w końcu odkryli jego prawdziwą tożsamość – do więzienia NKWD na Łubiance. Wolność odzyskał po napaści Niemiec na ZSRS i parafowaniu układu Sikorski-Majski. Prosto z celi trafił do armii Andersa, z którą następnie wymaszerował na Bliski Wschód.

Tymczasem ZWZ przejął struktury SZP, by w lutym 1942 roku przekształcić się w Armię Krajową. Polskie podziemie rosło w siłę. niedługo stało się największą tego typu organizacją w okupowanej Europie.



Podczas pisania korzystałem z: Władysław Bartoszewski, „1859 dni Warszawy”, Kraków 2008; Stefan Korboński, „Polskie Państwo Podziemne. Przewodnik po podziemiu z lat 1939–1945”, Warszawa 2008; „Obrona Warszawy 1939 we wspomnieniach”, Warszawa 1984; „Armia Krajowa w dokumentach”, t. 1, Wrocław 1990.

Łukasz Zalesiński
Idź do oryginalnego materiału