Kult siły, przemoc, uległość. Zatruta rosyjska dusza nie pozwala się zbuntować

opolska360.pl 3 godzin temu

Dr hab. Jędrzej Morawiecki – rozmowa

Jolanta Jasińska-Mrukot: – Kiedy pan pojechał pierwszy raz do Rosji?

Dr hab. Jędrzej Morawiecki: – To był rok 1993. Byłem wówczas licealistą, miałem szesnaście lat. W tamtym czasie wiele osób wybierało się na Wschód, który jawił się jako przestrzeń inicjacji w dorosłość i poszukiwania spełnienia. Może także duchowości, choć nigdy nie lubiłem określenia „rosyjska dusza”. Z jednej strony Rosja przyciągała, z drugiej odpychała. Jednocześnie była niebezpieczna, a zarazem miała w sobie coś z baśniowej krainy, czasem złej baśni. To była fascynacja Wschodem. Trzeba pamiętać, iż to kraj kolonizujący, a więc kultura bogata, wchłaniająca inne, podbite tradycje. Wówczas wrzucaliśmy do jednego worka Rosję, Białoruś i Ukrainę – o wszystkich mówiło się po prostu „Ruscy”.

– Przez wiele lat słyszeliśmy głównie o tym, iż to kraj Puszkina, wspaniałych powieści m.in. Lwa Tołstoja, Michaiła Szołochowa, poetki Anny Achmatowej i śpiewającego poety Bułata Okudżawy.

– Kiedy pojechałem pierwszy raz, zobaczyłem, iż to wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałem. Jechałem autostopem z polskimi tirowcami, porządnymi ludźmi, ale oni opowiadali o kraju, którego adekwatnie nie znali. Przeładunek robili pod Moskwą i wracali. A opowiadali straszne historie zasłyszane od kogoś, część była prawdą, a część to legendy.

– Wysiadł pan w Moskwie?

– Kierowca pokazał mi w oddali bloki i powiedział, iż mam iść przez pola, a tam będzie już Moskwa. Po drodze mijałem stary posterunek drogówki, pytałem, gdzie metro i jak się kupuje bilet. Zapytali: „A co, w Polsce nie macie metra?” Powiedziałem, iż mamy jedną linię i to ich bardzo rozbawiło. W Moskwie zobaczyłem naprawdę liche lata 90. Jednocześnie wyczuwało się wielką nadzieję na przyszłość. Pojawiło się wiele grup kontrkulturowych, m.in. religijnych.

– Wtedy usłyszał pan o Jezusie Chrystusie, czyli policjancie z drogówki, który zszedł na Ziemię właśnie w Rosji?

– Nie, jeszcze o tym nie usłyszałem. Ale wtedy pojawiło się wiele grup ezoterycznych. I wreszcie pojawiły się książki z literaturą klasyczną, którą znaliśmy w Polsce, a do której obywatele Związku Radzieckiego nie mieli dostępu. A to dlatego, bo tam było wiele elementów religijnych. A w takich miastach, jak na przykład Krasnojarsk, który miał być przykładem ateizmu, nie było mowy o religii.

Prof. Jędrzej Morawiecki jest autorem książki „Szykuj sanie latem” o przemianach w Rosji po upadku ZSRR i nieudanych próbach poszukiwania przez Rosjan lepszego świata, czego przykładem jest sekta Wissariona.

– Ten wspomniany „Ruski” utracił tożsamość? Już nie było ZSRR, jednocześnie nie było przed nimi nic nowego. Stracili grunt pod nogami?

– Aleksandr Wierchowskij w pewnym momencie mówił: „Uwierzyliśmy, iż jesteśmy w próżni”. Jak wiadomo, życie nie znosi próżni, więc to co, ją powoli wypełniało, to Rosja Putina.

– Wtedy pan dotarł do Wissariona, człowieka, który ogłosił się Jezusem i stworzył kilkutysięczną sektę na Syberii?

– To był mój kolejny wyjazd w 1998 roku, pojechałem na Syberię z fotografem Filipem Łepkowiczem. I to był taki awanturniczy wyjazd. Wtedy dla obcokrajowców były podwójne taryfy, właśnie wtedy poznałem takie wyrażenie, jak „po blatu”, czyli „jakoś się dogadamy”. Więc dogadaliśmy się, iż jedziemy za taką samą sumę, jak dla Rosjan. Ale… musieliśmy udawać Rosjan. I to było karkołomne, bardzo uważałem na każde akcentowanie słowa. Tak jechaliśmy w wagonie bagażowym, potem restauracyjnym i typowo kolejowym. Dotarliśmy do autonomicznej republiki Chakasji (w środkowej Syberii – red.), tam po raz pierwszy usłyszeliśmy o byłym milicjancie z drogówki Wissarionie.

– Czy dla tych ludzi Wissarion, ten rosyjski Jezus był wiarygodny?

– W Rosji nie mówi się „toksyczny”, a ”totalitarny”. Tak o Wissarionie i jego wyznawcach mówiło się, iż niebezpieczni i „totalitarni”. Tam najbardziej Cerkiew była zainteresowana, żeby zmniejszać wpływy wissarionowców. Wielu dziennikarzy rosyjskich opowiadało o tej sekcie, jako o czymś bardzo mrocznym. Bo jedziesz gdzieś w tajgę i pojawia się jakiś Jezus. Tak, jak mówiłem na początku, pojechałem zmierzyć się z Rosją, z własnymi strachami. A w tajdze powstawało coś nowego i próbowałem zrozumieć tych ludzi. Wtedy Rosjanie chcieli rozmawiać, bo byli bardzo ciekawi przybyszów z zewnątrz. Wówczas też zdarzały się antyzachodnie narracje, ale były rzadkie.

– Jak było u Wissarionowców?

– Wissarionowcy uwierzyli, iż w tym chaosie w Rosji, przy ich rozczarowaniu twardą transformacją i naprawdę krwawym kapitalizmem, oni stworzą lepszy świat. Próbowałem zrozumieć tych ludzi, bo zostawiali za sobą kariery, majątki i wyruszali w Tajgę. Nierzadko byli w szczytowym momencie swoich karier, cieszyli się wysokim statusem społecznym, a mimo to uwierzyli w Jezusa Wissariona. Wśród nich Nikołaj Polikarpowicz, związany wcześniej ze służbami specjalnymi. Opowiadał o przesłuchaniach, które prowadził, i o mrocznej stronie swojej pracy. W pewnym momencie usłyszał o Wissarionie i to odmieniło jego życie.

To niezwykle zastanawiająca historia: Polikarpowicz człowiek z ministerstwa spraw wewnętrznych woził Wissariona służbowym samochodem, a w swoim służbowym mieszkaniu udostępniał mu przestrzeń do spotkań z ludźmi. Takie fakty rodzą wiele pytań. Powstają też teorie, iż sekta mogła mieć powiązania ze służbami.

Wissarion, były policjant z drogówki, doznał objawienia w trolejbusie. I tak stał się rosyjskim Jezusem. Chciał wyzwolić Rosję od gwałtu i śmierci. To nie mogło się podobać Putinowi. / Fot. Fot. Maciej Skawiński

– Czy to osoby, których kariery związane były ze starym systemem, w czasach ZSRR?

– Wielu z nich także w tej nowej Rosji miało wysokie stanowiska. A Nikołaj Polikarpowicz naprawdę uwierzył w Wissariona. Chociaż po kilku latach wrócił z sekty do poprzedniej pracy. W pewnym okresie był jedną z istotnych osób współtworzących grupę wissarionowców.

Następną osobą był Tola Pszenaj, były minister kolei białoruskich, osoba rozpoznawalna. Kiedy pierwszy raz wracałem od wissarionowców i na granicy dowiedzieli się skąd jadę, to zbiegli się kolejarze i celnicy. Byli zainteresowani tym, jak ich Tola teraz żyje, czyli doskonale go kojarzyli. Następna to Swieta Władimirska, gwiazda rosyjskiej estrady. Był też Wadim Riedkin, członek boys bandu rosyjskiego, który został apostołem Wissariona. I napisał jego ostatni testament.

– I pan się znalazł na stronach tego „testamentu”.

– Tak, w jednym z tomów, jestem tam Jędrzejem z ojczyzny Jana Pawła II. Jest mowa o tym, iż z nauczycielem rozmawiałem długo i serdecznie.

– Czyli rozmawiał pan z Wisarrionem, do którego dostęp był bardzo ograniczony?

– Z czasem dostęp stawał się coraz bardziej ograniczany, bo stawali się coraz bardziej pragmatyczni i po kilku latach choćby zaczęli sprzedawać akredytacje dziennikarzom. Sam Wissarion, nie powiem, żeby mnie jakoś ujął swoją charyzmą. Ani podczas pierwszego zbiorowego spotkania, ani potem, kiedy rozmawiałem, z nim indywidualnie.

Coś opowiadał o kosmosie, o wszechświecie… Po czym pytał, co tam w Polsce. Mówił, iż fajnie byłoby pojechać do Polski na jakieś tournee. Pozwiedzać polskie muzea, zobaczyć obraz Matejki. Miałem wrażenie, iż Wissarion odgrywa rolę, choć oczywiście w swoją rolę można uwierzyć. Dla ludzi był charyzmatyczny, bo tego potrzebowali. A wyglądał jak Chrystus z obrazka, trochę taki „Flower Power” (symbol ruchu pacyfistycznego „siła kwiatów” z lat 60. i 70. ubiegłego wieku – red.).

– Czyli dostrzega pan w tym ruchu coś kontrkulturowego w wersji ZSRR?

– Potem, kiedy rozmawiałem z naukowcami z Rosyjskiej Akademii Nauk, oni raczej widzieli w tym coś bardzo radzieckiego. Z jednej strony można było zobaczyć „Flower Power”, ale sposób w jaki mówił i to, co mówił, mocno przypominało narrację radziecką. Pojawiały się momenty żywcem kopiowane z poprzedniego systemu, jak autospowiedzi w ramach kolektywu wioskowego, takich moralno-etycznych zebrań. Składano samokrytykę. To już było w kołchozach, oni niczego nowego nie stworzyli.

– prawdopodobnie niełatwo wychodzi się z totalitarnego systemu?

– To nie jest takie proste. Pojawił się u nich Jezus Chrystus, policjant z drogówki, nie tylko dlatego, iż oni mieli ZSRR. Ludzie mają potrzebę wiary. Jedni, w imię bezpieczeństwa, oddają swoją wolność, by poczuć, iż ktoś ich prowadzi. Inni z kolei otrzymują wizję lepszego świata. Ten lepszy świat, ta utopia, miał się urzeczywistnić za ich życia, a nie w odległej przyszłości… Miał wydarzyć się tu i teraz, stanowić propozycję nie tylko dla ich „strefy”, ale całego świata. Oni naprawdę w to wierzyli.

– Czyli taki element internacjonalistyczny albo imperialny. Takie zapędy mają „we krwi”. One były u carów, potem Stalina, a teraz Putina.

– Tak. Kiedy nie mogłem wjechać już do Rosji, dotarłem do wisarrionowców po latach, m.in. w Rydze, stolicy Łotwy. Mówią, iż z Putinem będą wyzwalać świat. Twierdzą, iż Putin wyzwoli Wissariona, co jest swoistym paradoksem, bo to jego służby go zamknęły.

– On rzeczywiście jest w więzieniu? To nie jest jakaś mistyfikacja państwa putinowskiego?

– Wissarion został skazany na 12 lat obozu pracy. Przed jego aresztowaniem Wadim Riedkin otwartym tekstem mówił w telewizji, iż mieli doskonałe kontakty z Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB) i Federalną Służbą Ochrony (FSO). Ale czasy bardzo się zmieniły i poszła teraz wielka miotła czystek.

– Wszyscy mieli nadzieję, szczególnie w okresie pieriestrojki, iż Rosja przechodzi przemianę. A ona w ogóle się nie zmienia. Elity rosyjskie wielkość państwa przez cały czas widzą w przestrzeni.

– Oczywiście, to jest myślenie anachroniczne, ale jak widać, przez cały czas działa. Rosja, którą widziałem w 1993 roku, to była odwilż, takie małe „okno” pogodowe, które za chwilę się zmieniło. To tak, jak w przeszłości, pomiędzy 1905 a 1917 rokiem. Teraz już nie zobaczymy tego, co było po 1991 roku. I nie wiadomo, co będzie dalej.

– Czy Federacja Rosyjska jest przez cały czas kolonialnym krajem, o tej samej mentalności, jak za caratu?

– Rosjanie alergicznie wypierają opowieści o kolonializmie i postkolonializmie. Tam jest taka opowieść, iż myśmy nigdy nie kolonizowali. To w USA wybijano Indian, a myśmy tylko „oswaiwali”.

– „Oswaiwali”, czyli wchodzili w podbijaną kulturę wschodu?

– Ta bajka rosyjska, iż oni nie kolonizowali, jest skuteczna też dla samych Rosjan. To trochę się wiąże z tym, co pani powiedziała wcześniej, iż oni byli odcięci od przeszłości. jeżeli się traumy nie rozgrzebie, tak psychoterapeutycznie, to nie dotrze się do przeszłości. W Tomsku spotkałem Denisa Karagodina, człowieka, o którym było głośno choćby w mediach międzynarodowych, bo postanowił odkryć, co działo się z jego dziadkiem w czasach stalinowskich, od chwili aresztowania do chwili, kiedy zginął. Prześledził całą drogę, m.in. gdzie go przewieziono, kto go przesłuchiwał. To był 2016 rok, kiedy o tym opowiadał. Był pierwszy, bo ludzie nie znali przeszłości swoich rodzin. Rosjanie uważają, iż nie ma potrzeby ruszania takich spraw. Choć jednocześnie byli ofiarami, to o tym nie mówili.

W Krasnojarsku spotkałem szefową tamtejszej Polonii, która opowiadała straszną historię swojego ojca w łagrze. choćby stworzyła mu muzeum, gdzie zobaczyć można było kufajkę, walonki, takie jak te, które miał uwięziony tata. A na ostatniej ścianie wisiała mapa z zaznaczonymi ruchami samolotów. Moja rozmówczyni powiedziała, iż ZSRR wyzwolił Europę, a Stany Zjednoczone na tym tylko zarabiały. Z jednej strony opowiada o tym opresyjnym systemie i złamanych losach jej rodziny przez łagry, a potem mówi, iż myśmy wyzwalali. Jakby tych walonek i kufajki z łagrów nie było.

– Czy właśnie to jest ta mroczna rosyjska dusza?

– Na pewno jest to jej duża część. Ale czy nazwiemy to duszą, czy mentalnością, chodzi o stan nieświadomości. Takiej bajki, kiedy człowiek odcina się i nie chce dogrzebywać się przeszłości. To jest tak, jak w ukraińskim filmie „Szczęście ty moje”, kiedy główny bohater powtarza „Nie wychylaj się”. Właśnie to jest takie nie wychylaj się, nie drąż, bo do czego to potrzebne. Takie przekonanie, iż nic dobrego z tego nie wyniknie i nie mają na nic wpływu.

– Ale nie zbudujesz przyszłości, jak nie wiesz, na jakim gruncie budujesz.

– Było to „okienko” pogodowe i były narracje inne. Wtedy nie mówiło się już „wojna ojczyźniana”, to ten mit, iż oni byli wyzwolicielami, ale już normalnie – druga wojna światowa. Powrócono jednak do „wojny ojczyźnianej” i tego, iż jednostka jest zerem bez znaczenia. Pojawiła się narracja, iż pomagali światu, a świat jest taki niewdzięczny. Ta rzekoma niewdzięczność utrzymuje się w Litwie, Łotwie, Estonii, a także w Polsce. Redaktorka naczelna Sowietskaja Chakasija powiedziała mi, iż tyle złego zrobiliśmy wchodząc do NATO. Mówiła, iż ich wojska Polsce pomagały, a chodziło o te stacjonujące u nas wojska radzieckie, których Polacy mieli dość.

– Co się jeszcze zmieniło po „odwilży”?

– W Rosji putinowskiej zaczęto mówić o pachanacie, czyli o więziennym prawie pięści. Więc Rosja nie musi mieć licznych dywizji, ale musi mieć siłę. Przemoc, siła – to się liczy. Taka jest Rosja, a cała reszta to gadulstwo intelektualistów. Inakomysliaszczije, czyli inaczej myślący, to jest najbardziej naganne w Rosji. Inaczej myślący to w Rosji wyrzutek.

– Podczas ich inwazji na Ukrainę zginęło prawdopodobnie ponad milion Rosjan. Wielu zostało okaleczonych, a matki poległych żołnierzy w nagrodę dostają maszynki do mielenia mięsa… I pod Kremlem nie ma protestów. Co za naród, który się z tym godzi?

– Ludzie, którzy starali się być przyzwoici, są odcięci i osamotnieni. Albo część z nich z Rosji wyjechała. A dlaczego ludzie z czymś takim się godzą? o ile nie zbuntują się dostatecznie szybko, to w pewnym momencie jest już to niemożliwe. Bo są już rozbici. Tak, jak osoba nazwana Nadieżdą Achmatową w mojej książce. Ta osoba jest zupełnie samotna, ona choćby nie wie, ile jest osób myślących podobnie jak ona.

Ona w pewnym momencie choćby boi się pójść do szpitala, bo kiedy choć trochę ujawni swoje poglądy, to zostanie zaaresztowana. Jej znajomy, inaczej myślący i osadzony w obozie, który wyjdzie z więzienia, będzie przez osiem lat objęty ciągłą kontrolą. Wtedy człowiek wobec całego systemu jest bezradnym dzieckiem. W Rosji była taka próba, w 2012 roku. Na moskiewski plac Bołotny wyszło 100 tysięcy ludzi. I to były największe protesty, potem zaczęła się fala represji. I Rosjanie zajęli Krym. A wcześniej była Czeczenia i Gruzja. Wtedy było wiadomo, iż już nic się nie da zrobić.

– Oni wierzyli, iż podbiją Ukrainę w ciągu czterech dni, tak jak w przeszłości car w ciągu 10 dni chciał podbić Chiny.

– Mówi się, iż oni są ślepi. Kiedy mówimy o tej duszy, czy mentalności, na pewno to, co jest dominujące w Rosji, to taki „Dom zły”. choćby patrząc na całą literaturę, to cenzorem Aleksandra Puszkina był car. Puszkin został ukarany za to, iż tekst pochwalny na cześć cara przeczytał znajomym, zanim przeczytał go car. I to się nazywa podwalinami kultury rosyjskiej. To cały czas opowieść o przemocy i opresji. To jest ciągle reprodukowane. To jest kultura zniewolona, mimo, iż stała się międzynarodową.

– Czy kiedykolwiek Rosja się zmieni, iż będzie można Kremlowi wierzyć?

– Za naszego życia tego sobie nie wyobrażam. Cała ich ideologia skoncentrowana jest na utrzymaniu władzy. Putin wie, iż nie może utracić władzy, bo widział upadki dyktatorów i on się tego boi. I to jest historyczna opowieść o zajmowaniu kolejnych terenów, z ewentualnymi pauzami. Choć mam poglądy pacyfistyczne, to uważam, iż teraz trzeba mieć silną pozycję militarną. Bo na obalenie władzy na Kremlu na razie się nie zapowiada.

Dmitrij Bykow, pisarz, którego próbowano otruć nowiczokiem, uważa, iż użycie w pewnej chwili broni atomowej jest możliwe. I to będzie oznaczało też zagładę Rosji. Choć ja nie jestem takim fatalistą. Ale pomoc dla opozycji rosyjskiej, czy niezależnych mediów została przez Donalda Trumpa drastycznie ograniczona, więc nie wiadomo, czy przetrwają.

A szansą na lepszy świat jest wspieranie takich osób, które w różny sposób walczą o wartości demokratyczne i pluralistyczne. Takie osoby w Rosji straciły kariery, majątki. Mam nadzieję, iż ten powiew wolności, który pojawił się tam w latach 90., jeszcze wróci. Rosja ma straszną historię i historię krzywdzenia innych, ale to nie jest tak, iż nie trzeba z nimi rozmawiać. Najgorsza byłaby niechęć patrzenia na to, co się tam dzieje, co wyrasta. Ci, których uważa się za zdrajców Rosji, którzy są niszczeni, bo oni dla Putina są realnym zagrożeniem, są dla nas nadzieją na lepszy świat.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału