Pozyskiwanie danego systemu uzbrojenia w ratach, czyli najpierw jego efektorów – np. dział, wyrzutni lub czołgów, a dopiero po jakimś czasie niezbędnego dla nich sprzętu towarzyszącego, tj. wozów dowodzenia, amunicyjnych i wsparcia technicznego – nie jest korzystne dla wojska. Po pierwsze oznacza, iż żołnierze, zamiast mieć w linii kompleksowy system walki, muszą w zakresie logistyki, dowodzenia i rozpoznania, czasem przez bardzo długi czas, wspierać się rozwiązaniami pośrednimi. Po drugie jest to dużo droższe niż kupienie od razu całościowego pakietu, gdy można wynegocjować znacznie lepsze warunki finansowe i przemysłowe, niż przy kilku albo choćby kilkunastu mniejszych kontraktach.
Na początku listopada Agencja Uzbrojenia podpisała z konsorcjum dwóch firm – Polskiej Grupy Zbrojeniowej SA i Huty Stalowa Wola SA – wartą ponad 1,3 mld zł umowę na dostawę w latach 2027–2028 kilkudziesięciu pojazdów wsparcia – tj. wozów dowódczo-sztabowych, wozów dowodzenia, wozów amunicyjnych oraz warsztatów remontu uzbrojenia – przeznaczonych dla trzech dywizjonowych modułów wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych WR-40 Langusta.
Nie będę ukrywał, iż ten kontrakt wzbudza moje mocno ambiwalentne uczucia – z jednej strony radość, a z drugiej strony smutek, niepokój i niezadowolenie. Już spieszę z wyjaśnieniami. Zacznę od pozytywów. Prawie każda umowa na nowy sprzęt i uzbrojenie dla Wojska Polskiego to dobra wiadomość. Potrzeby modernizacyjne naszej armii są ogromne i każda, choćby z pozoru niewielka umowa oznacza, iż dokładamy cegiełkę do jej unowocześniania, czyli wzmacniania naszego bezpieczeństwa. Choć powtarzam to dosyć często, to nie zaszkodzi po raz kolejny. To, iż na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku kompleksowo wymienialiśmy sprzęt wojskowy, oznacza, iż cztery–pięć dekad później jesteśmy „na musiku” i znów musimy to robić na podobną skalę, gdyż inaczej zostaniemy w linii niekiedy z okazami „muzealnymi”.
Zakup wozów wsparcia dla pododdziałów Langust to więc niewątpliwie bardzo dobra informacja nie tylko dla artylerzystów, do których one trafią, ale dla całego Wojska Polskiego. Dzięki tym pojazdom bowiem pododdziały Langust będą w stanie w pełni wykorzystywać swój potencjał bojowy. I tutaj dotykamy ciemnej strony kontraktu oraz przyczyn mojego „smutku” – czy może raczej „rozczarowania” z powodu podpisania tej umowy. Co bowiem oznacza ten kontrakt w rzeczywistości? To pewnego rodzaju przyznanie się do tego, iż przez prawie dwadzieścia lat używania przez naszą armię tych systemów rakietowych (pierwsze Langusty trafiły do testów na przełomie 2005 i 2006 roku; pamiętam doskonale ich próby na poligonach w Drawsku i Ustce) nie mieliśmy do nich niezbędnych wozów wsparcia. Owszem, pododdziały wyposażone w WR-40 były w stanie realizować zadania bojowe, ale opierając się na półśrodkach, przestarzałych rozwiązaniach, które pozwalały wykorzystywać możliwości wyrzutni tylko w ograniczonym zakresie.