Latające Fortece nad Warszawą

bialyorzel24.com 3 godzin temu

18 września 1944 roku niebo nad Warszawą ogarniętą powstaniem wypełnił ryk silników 107 amerykańskich bombowców B-17, znanych jako „Latające Fortece”, eskortowanych przez 73 myśliwce P-51 Mustang. Był to spektakularny, jedyny w historii powstania, dzienny zrzut zaopatrzenia dokonany przez aliantów nad walczącą stolicą Polski. Operacja „Frantic 7” w założeniu miała być wyrazem solidarności i pomocy, ale na przeszkodzie stanęła polityka i bezlitosna arytmetyka wojny.

Bombowiec B-17 produkcji Boeinga miał długość ponad 22 metrów i rozpiętość skrzydeł przekraczającą 21 metrów – nie bez przyczyny nazywany był „Latającą Fortecą”. Fot. domena publiczna

Nadzieja z zachodu

Zrzuty zaopatrzenia od aliantów zachodnich – przede wszystkim Brytyjczyków i Amerykanów – były jednym z najbardziej wyczekiwanych przez walczących warszawiaków gestów wsparcia. Gdy 1 sierpnia 1944 roku wybuchło Powstanie Warszawskie, Zachód był zaskoczony skalą walk i determinacją Armii Krajowej. Lotnictwo alianckie nie było przygotowane na regularne dostawy zaopatrzenia dla powstańców. Teoretycznie pomóc mogła seria operacji wahadłowych pod kryptonimem „Frantic”, podczas których bombowce alianckie lądowały w radzieckich bazach po zbombardowaniu celów w Europie. Teoretycznie – bo praktyka brutalnie zweryfikowała dobre chęci aliantów.

Zachodni sojusznicy, mimo długotrwałych starań, nie otrzymali zgody Moskwy na wykorzystanie lotnisk w ZSRR do wsparcia powstania. Wbrew apelom Stanisława Mikołajczyka, premiera rządu RP na uchodźstwie, oraz prośbom aliantów, Józef Stalin wydał zakaz korzystania z radzieckich baz lotniczych. Oficjalnie jako powód odmowy podawano „koniec sezonu lotniczego”, który przypadał na ostatnie dni lata, a nieoficjalnie – o politykę. Dla stalinowskiej Rosji samodzielna akcja zbrojna Polaków była niepożądanym aktem niezależności i dążenia do niepodległości. W interesie Sowietów leżało osłabienie zarówno nazistowskich Niemiec, jak i sił niepodległościowych w okupowanej Polsce.

Dla cierpiących na brak uzbrojenia powstańców każdy zrzut był wzmocnieniem ich zasobów i dawał nadzieję na dalszą walkę. Fot. MPW

Spóźniona pomoc

Dopiero 10 września, ponad miesiąc od wybuchu powstania i pod presją wojsk sojuszniczych, Stalin udzielił zgody na jednorazowy lot aliancki z międzylądowaniem w ZSRR. Tak doszło do operacji „Frantic 7”. 18 września z brytyjskich lotnisk wystartowało o świcie 107 bombowców z 8. Armii Powietrznej USA, załadowanych amunicją, bronią, lekami i żywnością. W sumie nad walczącą Warszawę zrzucono około 1,250 zasobników z podstawowym zaopatrzeniem.

Źródła historyczne podają, iż z wojskowego punktu widzenia operacja nie przyniosła większych rezultatów. Na niewielkich rozmiarów teren kontrolowany przez powstańców trafiło zaledwie 228 zasobników, a 32 przejęto po walce. Reszta zaopatrzenia wylądowała na pozycjach niemieckich lub w okolicach frontów walk. Część spadochronów niosących zasobniki została zniszczona przez niemieckie pociski zapalające. Co gorsza, wyprawa nie obyła się bez strat – w okolicy Dziekanowa Leśnego, nad Puszczą Kampinoską, zestrzelono amerykański bombowiec „I’ll be seeing you”. W katastrofie zginęło ośmiu członków załogi samolotu, a dwóch – Marcus Shook i James Christy – trafiło do niemieckiej niewoli. Śmierć ponieśli także dwaj piloci myśliwców eskortujących – porucznicy Joseph Vigna i Robert Peters, zestrzeleni koło Nasielska i Wrony.

Po zakończeniu misji amerykańskie samoloty wylądowały w radzieckich bazach na terenie kontrolowanym przez ZSRR (współczesna Ukraina), ale już następnego dnia Stalin cofnął zgodę na kolejne alianckie loty nad Warszawą.

Powstańcy warszawscy przyjęli operację „Frantic 7” z dużym entuzjazmem i nadzieją, ale niestety nie mogła ona już odwrócić losów trwającego od blisko dwóch miesięcy zrywu. Mimo to „Latające Fortece” sterowane przez Amerykanów stały się symbolem wsparcia powstania, choć dramatycznego, samotnego i spóźnionego.

AD

Idź do oryginalnego materiału