Lenino – symbol przyszłego zwycięstwa

tygodnikprzeglad.pl 1 rok temu

Bez kościuszkowców Stalin wojnę by wygrał, za to Polska wcale nie musiała się odrodzić jako samodzielne państwo

Są w historii bitwy, które zmieniają losy poszczególnych krajów, kontynentów, a choćby całego świata. O nich się pamięta, uczy w szkołach, pisze książki, kręci filmy itd. Polacy takich bitew w swoich dziejach nie stoczyli. Naszą przeszłość kształtowali raczej inni, więksi i silniejsi od nas – czasem przy udziale naszych przodków, czasem poza nimi lub wbrew nim. A jednak polska historia obfituje w nazwy miejsc zroszonych krwią naszych żołnierzy, nieraz choćby bardzo obficie. Tyle iż większość owych bitew nie wpłynęła na losy Polski. Są to bitwy symbole, pięknie opisywane przez historyków i literatów, ale niemające większego znaczenia politycznego.

Z pewnością można to powiedzieć o niemal całym czynie zbrojnym Polaków z I i II wojny światowej. Niemal – bo jednak opór Polski wobec niemieckiej agresji we wrześniu 1939 r. miał najważniejsze znaczenie dla dalszego biegu wypadków w skali europejskiej i światowej. Trudno się nie zgodzić z opinią historyków Czesława Brzozy i Andrzeja Leona Sowy, iż „swoją samotną walką Polska opóźniła niemieckie uderzenie na Francję i Wielką Brytanię, przez co dała im czas na rozbudowę potencjału militarnego i zwiększyła szanse sprzymierzonych w ostatecznej konfrontacji zbrojnej z Niemcami. Klęska Polski nie może zmienić faktu, iż kampania 1939 r. była najpoważniejszym militarnym wkładem Polski w przebieg II wojny światowej i jednym z największych wysiłków organizacyjnych i wojskowych państwa polskiego w całych jego dziejach”.

Faktyczna likwidacja państwa polskiego jesienią 1939 r. uniemożliwiła Polakom znaczący udział w zmaganiach wojennych aliantów. Udział ten z konieczności był symboliczny, co nie znaczy, iż mały – po prostu nie miał znaczenia rozstrzygającego na którymkolwiek z frontów wojny. Trzeba sobie powiedzieć wprost: zasadniczego wkładu w pokonanie III Rzeszy nie wnieśli ani polscy lotnicy, ani polscy marynarze, ani jakakolwiek polska jednostka wojsk lądowych. To samo dotyczy polskiego podziemia, łącznie z jego największą bitwą – powstaniem warszawskim. Ta oczywistość uchodzi za herezję w dzisiejszej Polsce, gdzie umacnia się przekonanie o tym, iż byliśmy „czwartą co do wielkości armią koalicji antyhitlerowskiej”. Narodowa megalomania nie powinna jednak zastępować chłodnej, rzetelnej analizy procesów historycznych, których kluczowymi aktorami wszak nie byliśmy.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 42/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fot. NAC

Idź do oryginalnego materiału