Listy do redakcji Angory (02.06.2024)

angora24.pl 5 miesięcy temu

Renta wdowia. Sprawiedliwości stanie się zadość?

Rząd chce poprawić sytuację seniorów samotnych po śmierci małżonków. Górnolotnym celem projektu jest „zapobieżenie ekonomicznej degradacji gospodarstw domowych emerytów i rencistów wskutek śmierci małżonka”. Autor petycji napisał: „Osoby po śmierci współmałżonka muszą w znacznie większym stopniu borykać się z trudnościami finansowymi, gdyż utrzymują się już tylko z jednej emerytury (zakup leków, rehabilitacja i inne)”.

Czym się różni sytuacja bytowa emeryta, który po śmierci współmałżonka musi prowadzić jednoosobowe gospodarstwo, od tego rozwiedzionego, często samotnie wychowującego dzieci, samotnego od zawsze singla czy osamotnionego po zmarłym partnerze? W praktyce oznacza to, iż ci pozostali, odkładając przez całe życie składkę rentową, sfinansują świadczenia tym, którzy zyskują na tym, iż związali się węzłem ślubnym! jeżeli przepisy te wejdą w życie, to ewidentnie skorzystają na nich tylko małżeństwa. W małżeństwie dwie osoby pracowały na dorobek życiowy, mniejszą część pochłaniały koszty stałe, bo rozkładały się na dwie osoby. Dzięki temu były w stanie zgromadzić większy majątek na starość.

Osoby „bezżenne” zmuszone były do płacenia comiesięcznej składki rentowej w takim samym procencie. Natomiast ich pozostałe środki zostaną przekazane na polepszenie stopy życia osób owdowiałych, będących często w lepszej sytuacji od nich. Jedyną wypłatą, na jaką mogą liczyć z kwoty wpłaconych składek bezżenni, będzie zasiłek pogrzebowy… Funkcjonujący system ubezpieczeń społecznych ściśle uzależnia wysokość rent i emerytur od podstawy wymiaru składek i długości stażu pracy osoby ubezpieczonej. Ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych przewiduje wymóg równego traktowania wszystkich ubezpieczonych bez względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, stan cywilny oraz stan rodzinny. Przyjęcie rozwiązań zawartych w projekcie godzi w zasady równego traktowania wszystkich ubezpieczonych. Propozycji dla „bezżennych” wyautowanych z tego systemu nie ma (…)! Projektodawcy przewidują, iż skutki ustawy zamkną się w kwocie 13 – 15 mld zł rocznie. Skąd będą pochodziły na to środki? Obłoży się dodatkową daniną coraz mniejszą liczbę pracujących? Najlepiej tych bardzo przedsiębiorczych, bo i tak dużo mają, a przecież obowiązuje solidaryzm społeczny (…).

A co z przepadkiem składek zgromadzonych przez osobę, która zmarła przed osiągnięciem wieku odpowiadającego średniemu dalszemu trwaniu życia, ogłaszanemu corocznie przez Prezesa ZUS na podstawie art. 26 ust. 4 ustawy emerytalno-rentowej? o ile już chcemy mówić o sprawiedliwości społecznej, to należałoby uznać, iż do czasu upływu pełnego okresu przewidywanego w tablicy pozostałe środki po zmarłych nieuświęconych węzłem małżeńskim powinni „odziedziczyć”, przynajmniej w części, spadkobiercy. Wnioskodawcy nie przewidują w swoim projekcie żadnych propozycji dla seniorów wegetujących poza małżeństwem. Może by tak chociaż utworzyć portal, finansowany oczywiście z budżetu państwa, np. „Wesoła/Wesoły wdówka/wdowiec”, gdzie ci osamotnieni znaleźliby kogoś do współfinansowania zakupu leków czy rehabilitacji oraz ciągle rosnących kosztów utrzymania? Dodatkowo takim nowym związkom powinien przysługiwać pakiet na dobry start, oczywiście z budżetu państwa. A wtedy światowe media napiszą: „W Polsce 90 proc. związków, to małżeństwa!”. Skoro, jak sugeruje projekt wniosku, prawdziwy, pełnoprawny emeryt to ten związany węzłem małżeńskim, to dzieci narodzone w konkubinacie czy wychowywane po rozwodzie przez jednego z rodziców, samotnie wychowywane przez singla, do tej układanki nie pasują. Nie ma węzła, nie ma rodziny? Najlepiej na tym wyjdą popularnie zwane nowsze modele.

W dużym uproszczeniu: 60-latka, wychodząc za mąż za sporo starszego rozwodnika, już po roku (według założeń projektu) nabędzie prawa do renty wdowiej (…). Aby sprawiedliwości stało się zadość, państwo powinno stosować dodatek do każdego świadczenia dla samotnego seniora, uzależniony od stażu pracy, wieku i wysokości posiadanej już emerytury. Zamiast bonów, trzynastek, czternastek i innych specprezentów rząd powinien zwolnić emerytów z podatku od emerytur i od pisowskiej „składki zdrowotnej” w wys. 9 proc. To nie wymaga żadnych skomplikowanych regulacji prawnych ani organizacyjnych, tylko prostej decyzji. „Bezżenni” emeryci już swoje podatki i dodatki przez lata pracy zapłacili.

Z powodu chorób, braku sił i środków nie zablokują autostrad, nie przywiozą g…a pod dom tego czy innego polityka i nie będą pod Sejmem palić opon (…). jeżeli rząd mówi, iż komuś coś da, to znaczy, iż tobie zabierze, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy – mawiała Margaret Thatcher. Tylko kto ma to wszystko finansować? Jak długo pracujący podatnik to rozdawnictwo wytrzyma? BOŻENA

Na Białoruś!

W polityce tyle się ostatnio dzieje! Jedni uciekają do Brukseli, inni na Wschód. Na bardzo bliski nam (odległością, a odległy ideowo) Wschód. choćby szpieg się pojawił! To jednak chyba było tylko międzylądowanie w drodze do Moskwy. Sposobów na unikanie odpowiedzialności jest wiele. Można się (niby?) spopielić w Albanii, można uciec poza ekstradycję (ponoć najtaniej do Turcji). Ale żeby zostać białoruskim szpiegiem?! Żenada, na którą stać tylko najbardziej prymitywne osobniki. I ugrupowanie, które takie typy wypromowało. Dlatego podpowiedziałam inne rozwiązania, by pozostali zwiewający się nie kompromitowali, jak ten sędzia, nikomu z nich teraz nieznany.

Dobrze, iż jest mur na białoruskiej granicy. Jak rozumiem, ta budowla nie pozwala na sforsowanie bariery również w drugą stronę. W przeciwnym razie kolejka chętnych byłaby spora. Zawsze to taniej. Proponuję pisowcom swoistą bezkarność: jeżeli ktoś poleci do Mińska Łukaszenki z Baranowa albo pojedzie tam elektryczną izerą, jest czysty.

Niestety, polskim promem popłynąć się nie da. I jeszcze propozycja na zostanie bohaterem narodowym Polaków, a może choćby bohaterem dwóch narodów: kto zabierze ze sobą Kaczyńskiego (sam przecież nie pojedzie, bo niby jak), będzie miał pomnik na placu Piłsudskiego w Warszawie. Na pomnik obiecuję zrobić zrzutkę! Przyznacie, iż układ jest uczciwy. Mogę wskazać także kilku potencjalnych towarzyszy podróży mieszkańca Żoliborza, poza ochroniarzami, ma się rozumieć, bo tam będą zbyteczni. Ot, chociażby niejaki pan Karczewski, który z Łukaszenką ma dobre, ciepłe relacje, więc choćby w kolejce ze swoim podopiecznym stać by nie musiał.

Mogą być też koledzy ze słynnych wypraw górskich i kajakowych prezesa. Jeden tylko warunek: niech wcześniej zdejmą te peleryny przeciwdeszczowe w narodowych barwach. Dobrze byłoby też przed wyjazdem ubrać wodza w porządny garnitur, otrzepać mu łupież z karku, wpuścić koszulę w spodnie, zapiąć rozporek i włożyć buty do pary. Żeby nam wstydu przynajmniej za granicą nie przynosił, bo w kraju zdążyliśmy już przywyknąć. ELA

Jeden sędzia to… pikuś

Mało kto dzisiaj pamięta, jak często porównywano ubiegłoroczne październikowe wybory do tych z czerwca 1989 r., i co to oznacza dla naszej przyszłości. Wówczas myślano, iż komunistyczne złogi, zwłaszcza w służbach specjalnych, da się na tyle zneutralizować, iż nie będą donosić do Moskwy. Minęło ponad 30 lat, a zakamuflowane i uśpione w PiS „czekistowskie jaczejki” mają się świetnie, a choćby lepiej, niż kiedy zaczynali pod wodzą Jarosława K. i Antoniego M. – wykonawcy jego politycznej woli. Mam nadzieję, iż ministrowie D. Tuska obejmujący stanowiska w zastanej strukturze, z istniejącymi w resortach kadrami niższego szczebla, wiedzieli, iż mogą oni (one) albo starać się wykazać kompetencjami, albo – mając w tym braki – nadawać na byłych szefów. Czy potrafili „odsiać plewy”? Nie wiem.

Ale wiem, iż były sędzia Tomasz Szmydt to żaden tam istotny szpieg. Prawdziwy szpieg nie pcha się przed kamery. To pospolita i zwykła miernota intelektualna wyłowiona z grona studentów, prawdopodobnie lubiąca blichtr i hazard i prowadzona bez trudu przez średnio uzdolnionego KGB-istę z Rosji. Stało się tak, ponieważ nie robi się u nas weryfikacji i sprawdzania przez służby kandydatów na sędziów, skoro władza sądownicza ma być odrębną od pozostałych, jak określa Konstytucja. W Mińsku Szmydta „przeżują i wyplują jak gumę do żucia” – powiedział Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce. Będzie miał szczęście, jak przeżyje. Ale sprawa tego człowieka zaniepokoiła mnie, byłego żołnierza, z innego powodu.

Rosja właśnie zakończyła próby z nową (starą) bronią, będącą swego rodzaju „zamiennikiem taktycznej broni jądrowej” – jak określili to Brytyjczycy. Minister ON Rosji Szojgu powiedział: „Kto nie zginie w eksplozji, tego rozerwie podciśnienie i spali ogień”. Stara – bo pierwszy raz Rosja użyła jej w Afganistanie. Pamiętam oburzenie władz USA w tamtym czasie. To pociski, bomby i rakiety wystrzeliwane z 24 prowadnicowych rur, mające głowice termobaryczne. w tej chwili na froncie są TOS-1 i TOS-2, na podwoziu T-72. TOS – tiażołyj ogniemiot samachodnyj (ciężki samobieżny miotacz ognia), nazywany u nas krócej ciężkim miotaczem ognia. Posuwa się za czołgami, ma zasięg 10 km, ale jest wykrywany przez drony FPV Ukrainy. Te nowe TOS-3 „Dragon” po próbach poligonowych już jadą na front i są poza zasięgiem dronów FPV. Strzelają salwami – co sekundę jeden pocisk z odległości 15 km.

W ogóle produkcja TOS-ów wzrosła w Rosji od stycznia o 250 procent. Warto jednak wiedzieć, jak głowica termobaryczna działa z jednego powodu. jeżeli Rosja zbliży się do naszej granicy z Ukrainą, stawiając teraz na TOS-3, bo jest łatwiejszy w produkcji niż samobieżne haubice, to niewykluczone, iż może ich użyć na nasze obiekty, niekoniecznie wojskowe. Zatem – kolejne sekundowe eksplo zje wywołują gwałtowne zmiany ciśnienia. Najpierw, jak przy klasycznym wybuchu, tworzą nadciśnienie. Ale w tym samym czasie wysoce łatwo palna mieszanina jest rozpraszana nad obiektem i zapalana. Wtedy morze płomieni zasysa tlen, tworząc podciśnienie po pierwszej fali wybuchu. Kto przeżył falę nadciśnienia, to późniejszy radykalny spadek ciśnienia powoduje rozerwanie narządów wewnętrznych człowieka i potworne oparzenia z powodu wdychania płonącej mieszaniny.

Płonąca chmura przenika do budynków i pojazdów, które przecież nie są całkowicie hermetyczne. U nas taką „wysoce łatwopalną mieszaniną” jest PiS z Konfederacją wraz z ich wyborcami. To wraz z ukrytymi zwolennikami blisko 10 mln ludzi. Taki jeden celebrycki były już sędzia to pikuś. Oby nie zidiocieli do tego stopnia, by mu stawiać pomniki, gdy ślad po nim zaginie i gdyby, nie daj Boże, doszli kiedyś ponownie do władzy. TERMINATOR

Dziś nie wypada być patriotą…

Patriota ukochał ojczyznę i wszystko, co się z nią wiąże. On kocha sercem, potrafi oddać duszę za ojczyznę, za swój kraj. Tak pięknie pisali, myśleli wielcy epoki romantyzmu, potem pokolenie wojenne epoki Hitlera czy Stalina. Jednak to było dawno. Dziś jest dziś. Mało który młody myśli o ojczyźnie jako stworzeniu wręcz boskim. Mało który młody uwielbia ją. Choć nie przeczę, są takie jednostki, które jeszcze wiele by oddały za tę ojczyznę. Młodzi już nie są ostoją patriotyzmu w oryginalnym tego słowa znaczeniu. Młodzi pragną rozwoju osobistego, niezależnie gdzie on się odbędzie. Świat stoi otworem.

I jakże trafne jest tu stwierdzenie: tam dom mój, gdzie serce moje – tam kraj mój, gdzie życie moje. Każdy ma dziś możliwość wyboru. Mamy XXI wiek, epokę względnego spokoju światowego (z pewnymi wyjątkami), epokę globalnego jednoczenia się państw – wyrzekania się części swojej niezależności dla dobra społeczeństwa. Przykładem jest Europa pod flagą Unii Europejskiej, a także Stany Zjednoczone, czyli wiele stanów pod jedną nadrzędną władzą, która szanuje prawa stanów poszczególnych. Państwa wkraczają na wyższy poziom „energii”. Łączą się dla dobra ludzkości. Tak powstają unie, stowarzyszenia, pakty. Jedność dla dobra społeczeństwa. Uważam, iż jest to nowy, wyższy poziom patriotyzmu społecznego, który ukochał nie kraj, ale ludzkość. Bo nie ma nic ważniejszego niż życie i dobro człowieka.

Tak na wzór Boży – wszyscy ludzie są równi. W tym całym galimatiasie kosmopolitycznym znajdują się jednak jednostkowe państwa, których społeczeństwa są głęboko zakorzenione w klasycznym patriotyzmie. Uważam, iż są to jednak ustroje o poglądzie destrukcyjnym wobec własnego ludu. Ten głęboko zakorzeniony pogląd kiedyś i tak zostanie wyparty przez wpływy nowoczesnego patriotyzmu społecznego. W końcu ten lud, to społeczeństwo państwa jednostkowego, żyje w świecie, który go rzeczywiście tworzy. Jest to takie podstawowe, realne oddziaływanie jednostki na jednostkę. Trzeba być dobrej myśli – z czasem wszystko się ułoży i wszyscy będziemy, na wzór Boży, równi wobec siebie. Czyli iż nowoczesny patriotyzm staje się kosmopolityzmem. JOANNA z Oławy

Literatura militarystyczna czy znieczulica?

A w Ukrainie wojna trwa w najlepsze… Można powiedzieć, iż już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Sytuacja patowa i końca nie widać. Uodporniliśmy się, ogarnęła nas znieczulica wojenna. Przerażające jest to, jak młode pokolenie wyraża się o ewentualnej wojnie – z pełną swobodą, bez mała z nonszalancją. Młodzi myślą, iż przez cały czas będą oglądać ją tylko w telewizji. Naiwnością nie odbiegają od nich politycy, w tym sam minister obrony narodowej, chwaląc się, iż latarkę, scyzoryk itp. w plecaku ma już przygotowane. Jak mu złoży wizytę rakieta termojądrowa z Królewca, to te swoje przybory może sobie wsadzić w… Propozycje rozwiązania tego problemu przez różnych mądrali na świecie są przeważnie życzeniowe, naiwne i nierealne. A wojna tak spowszedniała, iż obrosła swego rodzaju literaturą.

Ukazują się opisy niemal literackie – jak to, iż „ukraińskie czołgi z ciekawą amunicją”, iż „…zamienia się je w gigantyczne strzelby”. Czy autor tego stwierdzenia miał na myśli, iż amunicja jest ciekawa, bo zagląda do ludzkich wnętrzności? W relacjach wzajemnego mordowania się weszliśmy na wyższy poziom kultury. Niedługo będziemy czytać relacje: „Interesująca była bitwa pod Awijewką. Nie tylko, iż zastosowano tam interesującą amunicję, ale mogliśmy zobaczyć nowe bronie, które powodują, iż żywe organizmy po prostu odparowują”. To już nie tylko proza, ale wręcz poezja! Literatura militarystyczna. Jest to bardzo interesujące, o ile się jest widzem. Kłopoty się zaczynają, a adekwatnie błyskawicznie kończą, kiedy jest się aktorem. Ciągłe paplanie o wojnie jest infantylne, powoduje tylko wzrost napięcia i wrogości (zbroić się powinno w tajemnicy – straszenie tym potencjalnego wroga to jest mit). Z dużym zainteresowaniem czytam w „Angorze” fachowe i rzetelne opisy wojny w Ukrainie Michała Fiszera. Pozostałe relacje są emocjonalnie zabarwiane, a to oznacza większą poczytność. Z pozycji przeciętnego czytelnika bez obaw mogę używać stwierdzeń chociaż częściowo odzwierciedlających stan faktyczny. KAZIMIERZ z Olsztyna

Pociąg do pieniędzy

Prawdopodobnie każdy z nas miał taką sytuację, iż stał przed przejazdem kolejowym, a po torach jechał pociąg towarowy. Czas się wtedy bardzo dłuży – nie można jechać dalej, a pociąg wydaje się mieć niekończącą się liczbę wagonów. To proszę sobie teraz wyobrazić, iż pociąg składający się z kilkudziesięciu wagonów wypełniony jest banknotami o nominale 100 zł każdy. Ekscytujące, prawda? Zwłaszcza po tym, jak oglądaliśmy filmy o napadach na pociągi, gdzie łupem złodziei padało zaledwie kilka worków z pieniędzmi.

Obchodzimy, można choćby powiedzieć, iż świętujemy, dwudziestolecie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Kwota, jaką Polska otrzymała z Unii od 1 maja 2004 r. do końca grudnia 2023 r., to 245,5 mld euro. Jedna trzecia tej kwoty, czyli dokładnie 78 mld euro, napłynęła w ramach Wspólnej Polityki Rolnej i zasiliła kieszenie polskich rolników. Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wypłaciła rolnikom, łącznie ze środków unijnych i budżetowych, 471 mld zł. jeżeli przyjąć, iż milion złotych w banknotach stuzłotowych waży ok. 9,3 kg, to miliard będzie ważył 9,3 tony. W takim razie 470 miliardów to ciężar, w tym wypadku dobrodziejstwo, o wadze 4380 ton. Jeszcze bardziej obrazowo: to 270 przyczep o ładowności 16 ton każda.

Ktoś powie: ale dlaczego w setkach, przecież można to wziąć w banknotach pięćsetzłotowych? Święta racja. Wtedy potrzeba będzie „tylko” trochę ponad 50 16-tonowych przyczep, czyli mniej więcej tyle, ile można spotkać na poważnej blokadzie organizowanej przez rolników. Dlaczego o tym piszę? Nie po to, by wypominać rolnikom zainkasowanie takiej kwoty i to, iż to właśnie rolnicy – choć kiedyś byli grupą najbardziej sceptycznie nastawioną do naszej akcesji – stali się największymi beneficjentami przynależności do UE. Chcę przy tej okazji przypomnieć i uświadomić wszystkim, nie tylko rolnikom, kto stoi za tymi dokonaniami, bowiem przy okazji obchodów 20-lecia członkostwa różni ludzie nadstawiają pierś do orderów. Także ci, którzy w Unii widzieli wyimaginowaną wspólnotę.

Wniosek o rozpoczęcie rozmów akcesyjnych, wyrażający jednocześnie gotowość przystąpienia do Unii Europejskiej, złożył w imieniu polskiego rządu premier Waldemar Pawlak 5 kwietnia 1994 roku, a więc niemal dokładnie trzydzieści lat temu. W tym też roku, nieco wcześniej, powstała Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która potem, po skomplikowanej i wnikliwej procedurze, uzyskała certyfikat unijnej agencji płatniczej. Negocjacje w sprawie przystąpienia do Unii trwały dziesięć lat. Jednym z najtrudniejszych problemów były sprawy związane z polskim rolnictwem i gospodarką żywnościową. Szczególnie mleczarstwo, a konkretnie osławione kwoty mleczne, były obszarem, gdzie „bój” był najbardziej zaciekły.

Piszę o boju, bo jeżeli przeczyta się wspomnienia Jarosława Kalinowskiego, ówczesnego wicepremiera i głównego obrońcy polskich interesów w sferze rolnictwa, określenie to wydaje się w pełni uzasadnione. Relację Kalinowskiego z niemalże ostatnich godzin negocjacji trwających w Kopenhadze (grudzień 2002) czyta się jak thriller. Potwierdza ją zresztą ówczesny premier Leszek Miller, przewodniczący polskiej delegacji. Gdyby więc nie wysiłek sprzed lat polskich negocjatorów, nie byłoby pieniędzy, którymi można by wypełnić pociąg lub kilkadziesiąt przyczep. Tych przyczep też zresztą pewnie by nie było. Może warto o tym pamiętać, zanim wyruszy się na blokadę? ANDRZEJ ZAWADZKI

Idź do oryginalnego materiału