Kiedy słuchałem go po raz ostatni, podczas obchodów 80. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz, podziw ustępował goryczy. Bo, mimo, iż przed koronowanymi głowami, przywódcami świata, na oczach miliardów pewnie ludzi, i mimo, iż jak zwykle w fantastycznej intelektualnej formie, czuło się, iż Marian Turski gaśnie. Takie miałem wrażenie. I piszę to z wyjątkowym żalem, bo był jednym z niewielu Polaków, którzy byli ze swoim świadectwem ważni dla świata.