Miedwiediew: Dlaczego boję się rosyjskich świąt państwowych?

krytykapolityczna.pl 6 miesięcy temu

**
W czwartek 16 maja w Społecznej Instytucji Kultury Jasna 10 obędzie się premiera książki Siergieja Miedwiediewa Wojna „made in Russia”, która ukaże się 15 maja w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Zapraszamy do wzięcia udziału w spotkaniu z autorem, z którym porozmawiają Kaja Puto i Paulina Siegień. Wstęp na wydarzenie jest bezpłatny. Poniżej prezentujemy fragment książki.

Zauważyłem u siebie coś dziwnego. Od dziesięciu lat boję się świąt państwowych i oficjalnych dat, bo wiem, iż władza szykuje na tę okazję jakieś wyjątkowe świństwo.

Największy strach odczuwam przed wyborami i referendami. Już trzeci cykl wyborczy z rzędu przed każdym głosowaniem powszechnym nasilają się nagonki na media, niezależnych obserwatorów, kandydatów opozycji i aktywistów – wszystko po to, by fałszerstwa podeprzeć represjami i przeprowadzić wybory w atmosferze totalnej kontroli. Nowy Rok też jest obarczony ryzykiem – w przedświątecznym rozgardiaszu Duma Państwowa, zanim ktokolwiek się zorientuje, przyjmuje całymi pakietami najobrzydliwsze ustawy, jak choćby uchwalone 28 grudnia 2012 roku „prawo Dimy Jakowlewa”, zakazujące adopcji rosyjskich sierot przez cudzoziemców.

Szczególnie złowieszczą postać przyjmują święta w epoce wojny. W 2022 roku z lękiem czekałem na 23 lutego; obawiałem się, iż tego dnia Rosja zaatakuje Ukrainę i Dzień Obrońcy Ojczyzny zmieni się w Dzień Najeźdźcy na Ukrainę. Pomyliłem się zaledwie o dobę, wojna wybuchła 24 lutego rano. 12 kwietnia się bałem, iż Rosja uczci Dzień Kosmonautyki masowym ostrzałem ukraińskich miast, użyje rakiet taktycznych Grad, Toczka i Iskander.

Później ze strachem oczekiwałem 9 maja – a nuż Putin urządzi Defiladę Zwycięstwa nad wyimaginowanym nazizmem, może choćby przegoni przez plac Czerwony ukraińskich żołnierzy wziętych do niewoli. Już raz tak było, w Doniecku w sierpniu 2014 roku. Wtedy za jeńcami jechała polewaczka i zmywała z asfaltu ślady ich stóp, tak samo jak w czasie marszu niemieckich jeńców w lipcu 1944 roku.

Dzień Zwycięstwa przeszedł w putinowskiej Rosji błyskawiczną ewolucję. Ze święta „ze łzami w oczach”, celebrowanego jeszcze na przełomie wieków, w zawrotnym tempie przeobraził się w wojskowo-patriotyczny show. Wstążka Świętego Jerzego, obecna w przestrzeni publicznej od początku stulecia, w ciągu niespełna dekady zmieniła się w potężną machinę symboliczną.

Państwo Putina uczyniło 9 maja punktem odniesienia, mitem założycielskim: narodziło się nie w 1917, roku rewolucji październikowej, i nie w 1999, roku dojścia do władzy Władimira. Władimirowicza, ale w 1945, w momencie szczytowej potęgi stalinowskiego ZSRR, kiedy piętnastomilionowa Armia Czerwona stacjonowała w centrum Europy, a Stalin, w gronie przywódców pozostałych zwycięskich mocarstw, dzielił świat na strefy wpływów. Putin najpewniej uważa się za Generalissimusa, z płótna swojego nadwornego malarza Fiodora Reszetnikowa, ale w rzeczywistości bardziej przypomina dyktatora z filmu Charliego Chaplina: rozmarzony wódz zdejmuje z podstawki globus i kręci nim na czubku palca.

Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

9 maja wypełniło sobą cały czas historyczny, jest równocześnie kultem pamięci i zbiorem wytycznych do działania: nieprzypadkowo właśnie wtedy, w połowie pierwszej dekady XXI wieku, na samochodach pojawiły się chełpliwe naklejki „Możemy powtórzyć”, ozdobione obrazkiem sierpa i młota gwałcących swastykę. (Czy muszę wyjaśniać, w co kult gwałtu obrócił się w Buczy i Irpieniu?) Dzień Zwycięstwa działa jak pryzmat, przez niego Rosja patrzy na świat, okazując mu swoje urazy, kompleksy, agresję, resentyment. Święto zmieniło się w niekończącą się liturgię. Ekstatyczne przeżywanie przeszłości zastąpiło ludziom nieudaną teraźniejszość.

Przez ostatnie dziewięć lat 9 maja obrósł cechami kultu religijnego. Centralnym punktem tego symbolicznego kosmosu jest monstrualna Świątynia Zwycięstwa w parku Patriota pod Moskwą. Wygląda jak przeniesiona z planu Gwiezdnych wojen albo z gotyckich komiksów: mroczna, groźna, ustawiona w szczerym polu, otoczona złowieszczo symetrycznymi trawnikami. Katedra militaryzmu, zmaterializowana idea wiecznej wojny, popada w patos, komizm i kicz.

Jednym z obrzędów kultu Zwycięstwa są marsze „Nieśmiertelnego Pułku”, procesje z portretami bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej niesionymi niczym ikony. Rytuał ten zrodził się jako obywatelska inicjatywa TV2, stacji telewizyjnej z syberyjskiego Tomska, a państwo gwałtownie go zawłaszczyło i zbiurokratyzowało. Dziś w odgórnie organizowanych akcjach spędzeni pracownicy budżetówki niosą portrety nieznanych im bohaterów wojennych z centralnego rozdzielnika. Zresztą nie tylko wojennych: staliniści dźwigają oblicza swojego wąsatego idola, a na jednym z ostatnich pochodów Natalia Pokłonskaja, prokurator anektowanego przez Rosję Krymu, szła z ikoną cara Mikołaja II.

Portrety bohaterów wojennych nabierają cech ikony. W internecie krąży animowany filmik propagandowy ruchu „obrońców życia”: dziewczyna przez telefon mówi chłopakowi, iż jest w ciąży, a on namawia ją na aborcję. Dziewczyna się zamyśla; w tym momencie, zgodnie z regułami hagiograficznego gatunku „ikony, która przemówiła”, odzywa się wojskowa sanitariuszka z obrazu Nieśmiertelny Pułk wiszącego na ścianie: „Nie rób aborcji, urodzisz syna, żołnierza!”. Ojciec w filmie już się nie pojawia, dziewczyna rodzi, jest samotną matką i kilka lat później idzie z synem na paradę Zwycięstwa.

Ofiara na 9 maja niekiedy mija się z rzeczywistością, operuje w kategoriach ślepej wiary. Doskonale ilustruje to przypadek panfiłowców, dwudziestu ośmiu żołnierzy dywizji strzeleckiej Iwana Panfiłowa, znanych z tego, iż rzekomo zatrzymali niemiecką dywizję pancerną przy mijance Dubosiekowo w czasie walk pod Moskwą w grudniu 1941 roku. Za ten czyn zostali wyniesieni do rangi niemal najważniejszych męczenników radzieckiej religii wojennej. W listopadzie 1947 roku, po śledztwie, prokuratura wojskowa ustaliła, iż jeden z „poległych bohaterów” wiosną 1942 roku poddał się Niemcom i następnie walczył w ich szeregach, a historię o bohaterach wyssał z palca korespondent gazety Armii Czerwonej „Krasnaja zwiezda”. Ubarwił ładną legendą rzeczywiste walki, które toczyły się w tamtym rejonie. Mimo to mit, rządząc się własną logiką, wszedł do radzieckiego kanonu patriotycznego. Panfiłowcom wznoszono pomniki, ich imieniem nazywano ulice i szkoły. Gdy po latach mistyfikację ujawnił Siergiej Mironienko, dyrektor Archiwum Państwowego Federacji Rosyjskiej, został natychmiast oskarżony o obrazę pamięci bohaterów. Ówczesny minister kultury Władimir Miedinski odpowiedział, iż legenda, która inspirowała pokolenia ludzi radzieckich, jest ważniejsza niż fakty historyczne. niedługo Siergiej Mironienko stracił stanowisko.

Siergiej Szojgu i Władimir Putin podczas Parady Zwycięstwa w Moskwie. Fot. kremlin.ru

Kult trafia pod strzechy, obrasta rytuałami, które złośliwi nazywają bachanaliami zwycięstwa. Wstążkami Świętego Jerzego, symbolem Zwycięstwa, dekoruje się wszystko, co popadnie, od butelek wódki na świątecznym stole po psie obroże. Ludzie wplatają je we włosy i zawiązują zamiast krawata, ozdabiają samochody wojennymi hasłami „Na Berlin!”, „Za Ojczyznę, za Stalina!” i symbolami zdobytych niemieckich czołgów.

Szczególną popularność zyskało przebieranie dzieci, choćby rocznych bąbelków, w żołnierskie bluzy, furażerki i buty; rodzice wkładają maluchom w rączki modele karabinów maszynowych, przemalowują łóżeczka w barwy czołgów i pojazdów pancernych. Dzieci najwyraźniej są tu szczególnie ważne, nadają ofiarom i heroizmowi wyższą sankcję moralną.

Kult Zwycięstwa wpisuje się również w wiosenny cykl obrzędowy, obok pojawienia się świeżej trawy na martwej, nagiej ziemi. Nieprzypadkowo we wspomnianej kreskówce „obrońców życia” dziecko uratowane przed aborcją idzie z mamą na paradę Zwycięstwa. Podobną wymowę ma istotny billboard proliferów, podzielony na dwie części: na jednej płód wieszczy z brzucha matki: „Obroń mnie dziś, a ja obronię cię jutro”; na drugiej zdążył wyrosnąć na chłopaka w żołnierskim hełmie i z automatem.

Z obiektu zbiorowej pamięci (nie tylko państwowej, również rodzinnej, lokalnej, prywatnej), z żywej historii narodu, Zwycięstwo przekształciło się w niepodważalny absolut moralny, który wyklucza krytykę Związku Radzieckiego, „zwycięskiego narodu”, i Stalina; uświęca prawo siły i formuje izolacjonistyczną świadomość: „my przeciwko całemu światu”. Kult Zwycięstwa stał się państwową ideologią, teoretycznie zakazaną przez artykuł 13 Konstytucji FR – ale kto dziś w Rosji przejmuje się własną konstytucją? Etyka przechodzi w zapisy prawa, w imieniu Zwycięstwa tworzone są nowe normy: cała seria zapisów prawnych reglamentujących pamięć historyczną, ustawowe zakazy „porównywania Związku Radzieckiego do hitlerowskich Niemiec”, „zaprzeczania decydującej roli ZSRR w pokonaniu Niemiec” i „kwestionowania skutków II wojny światowej”; za ich złamanie grozi w tej chwili wyrok więzienia.

W obronie Zwycięstwa działają również represje: w 2021 roku Aleksiej Nawalny stanął przed sądem za „zniesławienie weterana wojennego”; w obronie Zwycięstwa wystosowywane są démarches do obcych rządów. Rosja toczyła dyplomatyczne wojny z Polską i Czechami, w obszernych artykułach historycznych Putin atakował państwa Europy Wschodniej, rzucał też inwektywy pod adresem polskich polityków. Teraz zaś w obronie Zwycięstwa Rosja rozpoczęła agresywną wojnę zaborczą. To najważniejszy, potworny skutek religii 9 maja: zamiast czcić Zwycięstwo jako koniec wojny (w duchu rzeźby Jewgienija Wuczeticza Przekujmy miecze na lemiesze przed budynkiem głównej siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku), zamiast celebrować pokój, Rosja sławi wojnę.

Zaklęcie „byle tylko nie było wojny”, powtarzane przez wszystkie radzieckie pokolenia powojenne, zastąpił faszystowski slogan „możemy powtórzyć” i żądny krwi kult wojny, domagający się ofiar z ludzi. To właśnie wydarzyło się 24 lutego 2022 roku: pod fałszywym pretekstem „denazyfikacji Ukrainy”, ściągniętym z podręczników historii i klisz propagandy, Rosja wywoła największą wojnę w Europie od czasów II wojny światowej. Postanowiwszy powtórzyć rok 1945, obrała w tej krwawej historycznej rekonstrukcji nie tę rolę, co chciała – jak na ironię odgrywa nie radzieckich wyzwolicieli, ale niemieckich agresorów. Historia zatoczyła pełen krąg i się domknęła, zwycięzcy nad nazistami przeobrazili się w ich żałosną imitację. Prawdziwymi spadkobiercami Zwycięstwa są dzisiaj nie rosyjscy okupanci, którzy wdarli się na cudzą ziemię, ale Ukraińcy, odważnie broniący ojczyzny.

**
Siergiej Miedwiediew – pracownik Kolegium Studiów Zaawansowanych na Uniwersytecie w Helsinkach i profesor Uniwersytetu Karola w Pradze. Autor głośnej książki Powrót rosyjskiego Lewiatana.

Idź do oryginalnego materiału