Ukraina, obwód sumski, luty 2025
Kawiarnia, w której siedzimy, jest jedną z trzech wciąż działających w miasteczku. Od linii frontu dzieli nas mniej niż moje warszawskie mieszkanie od centrum stolicy.
G. pokazuje zdjęcie na ekranie telefonu. Przedstawia ludzką stopę – a raczej jej resztki. W śródstopiu i stępie ziejąca dziura, pięta nietknięta, palce też, choć wyglądają na dziwnie przesunięte. W tle widać G. w fartuchu i masce. Jest wojskowym anestezjologiem z ogromnym doświadczeniem zdobywanym w ponurych warunkach.
– To był „listek”. Nie dało się uratować stopy – mówi, odnosząc się do miny kasetowej PFM-1 lub podobnego modelu. Są małe (kilka na kilkanaście centymetrów), plastikowe, o nieregularnym kształcie przypominającym dwa liście lub skrzydła motyla (stąd druga potoczna nazwa – motylek). Kolory – zielony, brązowy, szary – sprawiają, iż doskonale wtapiają się w runo leśne, pola uprawne czy ruiny.

– Ładunek jest zbyt mały, by zabić, ale wystarczający, by spowodować obrażenia kończyn, po których konieczne są amputacje – wyjaśnia G. 37 gramów płynnego materiału wybuchowego, mniej, niż waży baton Mars, eksploduje choćby pod niewielkim naciskiem. Najczęściej skutkuje to rozległym urazem stopy lub goleni. Ranny żołnierz, poza rzadkimi przypadkami, zostaje trwale wyłączony z walki.
W przeciwieństwie do większości min PFM-1 nie muszą być rozmieszczane manualnie ani przy pomocy specjalnych, minujących robotów. Można je wystrzelić przy użyciu wyrzutni, artylerii lub zrzucić z samolotu czy dronu. Miny kasetowe są przechowywane w specjalnych pojemnikach, które po otwarciu w powietrzu rozrzucają je po rozległym terenie. Przypadkowe rozmieszczenie znacznie utrudnia wykrycie i rozminowanie. Czasami trafiają na obszary cywilne, pola uprawne, drogi. Nierzadko przyciągają uwagę dzieci.
Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:
Ukraina jest w tej chwili najbardziej zaminowanym państwem na świecie. W ciągu ostatnich trzech lat na 40 proc. terytorium rozlokowano ponad dwa miliony min lądowych. Monitorujący zagrożenie projekt Mine Action Review sklasyfikował Ukrainę jako kraj „masowo skażony” minami przeciwpiechotnymi. Szczególnie dotknięte są obwody charkowski, doniecki, ługański oraz chersoński. W wielu miejscach, jak okolice Iziumu czy Bachmutu, miny skutecznie uniemożliwiają powrót mieszkańców do swoich domów, paraliżując życie lokalnych społeczności.
Po rozmieszczeniu nie można ich zneutralizować bez szeroko zakrojonych działań rozminowujących. Stanowią więc nie tylko broń taktyczną, ale także długoterminowe zagrożenie dla bezpieczeństwa ludności cywilnej, odbudowy rolnictwa i rekonstrukcji kraju. Zatruwają ziemię, rujnują środowisko, okaleczają ludzi choćby dekady po zakończeniu wojny. Wystarczy spojrzeć na doświadczenia państw takich jak Afganistan czy Kambodża, gdzie pozostałości po minach z wcześniejszych konfliktów wciąż zbierają śmiertelne żniwo.
Okrutna broń słabszego
Z zasady miny są bronią defensywną. Brzmi jak oksymoron? Być może, ale warto zastanowić się nad ich głównym zastosowaniem – zarówno w przypadku min przeciwpiechotnych, jak i przeciwpancernych, podstawowym celem jest spowolnienie wroga, uniemożliwienie mu wkroczenia na określone tereny lub skierowanie go do wyznaczonych „stref zabijania”. Dzięki nim przeciwnik nie może swobodnie nacierać na całej długości frontu czy granicy – zamiast tego zostaje zmuszony do ataku w wybranych, umocnionych punktach. Miny są więc przede wszystkim narzędziem strony broniącej się przed natarciem.
Często stanowią broń słabszych przeciwko silniejszym. Są stosowane zarówno przez regularne armie, jak i grupy partyzanckie, ponieważ pozwalają niewielkim siłom skutecznie ograniczać ruchy przeciwnika i zadawać straty, nie angażując przy tym dużych zasobów ludzkich. Dlatego były i przez cały czas są istotnym elementem konfliktów asymetrycznych, gdzie jedna ze stron ma znaczną przewagę technologiczną i liczebną.
Idea tanich (kilka złotych za sztukę) plastikowych min, które okaleczają ludzi – realnych, z rodzinami i własnymi historiami – może i powinna nas przerażać. Jednak w sytuacji, w której mierzymy się z przeciwnikiem o przytłaczającej przewadze militarnej, jak na przykład Rosja, zastosowanie min może okazać się koniecznością. W starciu z silniejszym skuteczna strategia obronna wymaga wykorzystania wszystkich dostępnych środków.
Wypowiedzenie traktatu ottawskiego to nie rezygnacja z kontroli
Traktat ottawski, przyjęty w 1997 roku dzięki wysiłkom Międzynarodowej Kampanii na rzecz Zakazu Min Przeciwpiechotnych (ICBL), wprowadza całkowity zakaz używania, prac rozwojowych, produkcji, składowania i przekazywania min przeciwpiechotnych w celu innym niż ich zniszczenie.
Zakazuje również wspierania, zachęcania i nakłaniania innych państw do takiej działalności. Dokument został ratyfikowany przez 164 państwa, w tym Polskę oraz sąsiadującą z NATO Białoruś, która zobowiązała się do zniszczenia swoich zasobów. Traktatu nie podpisały największe mocarstwa – Rosja i USA.
W 2024 roku PiS i Konfederacja podjęły kwestię konieczności wypowiedzenia traktatu ottawskiego. Konfederacja złożyła choćby odpowiedni projekt ustawy. Donald Tusk w 2024 obwieścił, iż nie zamierza tego robić, w pewnym sensie wyrażając stanowisko Platformy Obywatelskiej. Na lewicy opinie na ten temat są różne i rzadko wypowiadane publicznie.
Od wybuchu pełnoskalowej wojny Rosji z Ukrainą Finlandia, Estonia i Litwa sygnalizują możliwość wycofania się z traktatu ze względów bezpieczeństwa. Dzisiaj, 6 marca, Litwa występuje z traktatu o broni kasetowej, bliźniaczego wobec ottawskiego.
Ukraina, pomimo bycia jego stroną, stosuje miny przeciwpiechotne. W grudniu 2024 roku, w jednej z ostatnich transz pomocy wojskowej za prezydentury Joe Bidena, Stany Zjednoczone, odpowiadając na wielokrotne prośby Kijowa, przekazały trzy systemy minowania oraz miny przeciwpiechotne.
Ukraina, która w ramach wypełnienia zobowiązań musiała zniszczyć trzy miliony min, dziś może tłumaczyć, iż przestrzeganie umów międzynarodowych, których nie respektuje agresor, stanowi wyższą konieczność. Wypowiedzenie traktatu, zgodnie z jego zapisami, jest niemożliwe w trakcie trwania działań wojennych.
Jednak taka postawa, choć zrozumiała, podważa wiarygodność Ukrainy i całego systemu prawa międzynarodowego. W przypadku Polski i rządu Donalda Tuska może dojść do podobnej sytuacji – oficjalnie nie wypowiemy traktatu, aby zachować status „państwa cywilizowanego”, a w razie potrzeby po prostu będziemy go łamać. Nasz rząd ma już historię takich działań. W ostatnich miesiącach zadeklarował, iż nie będzie się stosował do wynikającego ze statutu rzymskiego obowiązku realizacji nakazów aresztowania izraelskiego premiera i byłego ministra obrony narodowej, wystawionych przez Międzynarodowy Trybunał Karny.
Może to się wydawać „zwykłą polityką”, „sprytem” albo „polityką realną” (jak lubi pisać część komentatorów), ale jest po prostu nieprzestrzeganiem zobowiązań. Bardziej uczciwym – i pragmatycznym – rozwiązaniem byłoby odstąpienie od umowy, której nie zamierzamy przestrzegać. Ponadto trwanie przy traktacie nie pozwala na szkolenie personelu czy zakup niezbędnego sprzętu, by przygotować się do ewentualnej wojny. Międzynarodowy rynek zbrojeniowy nie działa jak supermarket – procedury przetargowe i oczekiwanie na realizację zamówień mogą trwać latami.
Odrzucenie traktatu nie oznaczałoby całkowitej rezygnacji z kontroli użycia min. Możemy kierować się innymi aktami prawa międzynarodowego, takimi jak Protokół o zakazach lub ograniczeniach użycia min, pułapek i innych urządzeń (część Protokołu II do Konwencji o zakazie lub ograniczeniu użycia pewnych broni konwencjonalnych). Dokument ten, ratyfikowany przez 107 państw, w tym Rosję i Ukrainę, dopuszcza stosowanie min przeciwpiechotnych w określonych sytuacjach.
Każdy przypadek użycia min powinien być oceniany w świetle zasady proporcjonalności. Atak skutkujący stratami wśród ludności cywilnej zostanie uznany za zbrodniczy tylko wtedy, gdy szkody wyrządzone cywilom będą wyraźnie nieproporcjonalne do konkretnej i bezpośredniej korzyści wojskowej osiągniętej przez stronę konfliktu. Istnieją różne mechanizmy prawne umożliwiające pociągnięcie sprawców do odpowiedzialności za niedające się usprawiedliwić użycie min. Przykładem jest postępowanie przeciwko Izraelowi przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym – zarzut nieproporcjonalnego użycia siły nie jest jedynie pustym terminem w prawie międzynarodowym.
Kogo stać na neutralność?
Gdy mówię G., iż w polskiej przestrzeni publicznej raczkuje dyskusja na temat wypowiedzenia traktatu ottawskiego, stwierdza, iż osoby sprzeciwiające się stosowaniu min podczas wojny są, delikatnie mówiąc, nierozsądne.
G. sam służył jako ochotnik w piechocie – formacji będącej głównym celem min. Następnie, jako lekarz, przez ponad dwa lata zajmował się ciałami tych, którzy na nie nastąpili. Rozważania międzynarodowych gremiów na temat tego, czy etyczniej jest okaleczyć kogoś dronem FPV, granatem odłamkowym czy miną lądową, wydają mu się jałowe i oderwane od wojennych realiów. Choć sam przyznaje, iż miny wzbudzają w nim lęk – ostrożnie stawia kroki, przez tygodnie naszej pracy w punkcie stabilizacyjnym odradzał wszystkim spacery poza wyznaczonymi ścieżkami – podkreśla, iż jest to broń konieczna do obrony przed Rosją.
To samo mówi mi Gera, ukraiński żołnierz i członek lewicowej organizacji Ekoplatforma. Anarchista, weganin, zwolennik ruchu squatterskiego. Kiedy rozmawiamy o zachodnich środowiskach lewicowych i liberalnych, które sprzeciwiają się używaniu min, mówi, iż gdyby sytuacja przestała być hipotetyczna, zrewidowaliby swoje poglądy. Inaczej musieliby sprzeciwiać się udziałowi w wojnie jako takiemu, zachowując „neutralność” i stając na stanowiskach pacyfistycznych. Ale ta „neutralność” legitymizuje agresję, stawiając ofiarę i agresora na tym samym poziomie. jeżeli zostajesz zaatakowany przez silniejszego wroga, który dysponuje ogromnymi zasobami, i decydujesz się walczyć, by bronić ludności cywilnej, musisz wykorzystać wszelkie dostępne środki, by go powstrzymać. W tym miny lądowe.
Gera ma 23 lata, ochotnikiem jest od 2022 roku. Walczył na najtrudniejszych frontach tej wojny – od Chersonia po Donbas.
– Rosjanie nigdy nie będą kierować się humanizmem. Są skrajnie utylitarni i zrobią wszystko, by osiągnąć swoje cele. A w warunkach wojny na dużą skalę rezygnacja z min przeciwpiechotnych to dla nich prezent – kontynuuje.
Rosja i tak będzie minować
Miny mogą zabezpieczać przed kontratakiem, stabilizować świeżo zdobyte pozycje i uniemożliwiać przeciwnikowi ich odzyskanie. W niektórych przypadkach stosuje się je również ofensywnie, na przykład poprzez rozrzucanie min kasetowych nad broniącym się miastem, co skutkuje stratami zarówno wśród żołnierzy, jak i ludności cywilnej. W czasie wojen czeczeńskich Rosja masowo wykorzystywała miny do pacyfikowania oporu w miastach i odcinania tras zaopatrzeniowych bojowników. Podobnie w wojnie w Wietnamie siły amerykańskie stosowały minowanie ścieżek w dżungli, by uniemożliwić przemieszczanie się Vietcongu i utrudnić dostawy przez słynny szlak Ho Chi Minha.
W kontekście potencjalnej agresji rosyjskiej należy zauważyć, iż przeciwnik, który nie jest stroną konwencji ottawskiej, użyje min niezależnie od tego, czy my się ich wyrzekniemy. Rosja już teraz stosuje je na szeroką skalę w Ukrainie, zarówno na froncie, jak i na terenach okupowanych, gdzie minowanie infrastruktury cywilnej ma na celu sparaliżowanie odbudowy i utrudnienie powrotu do normalności.
Jeśli Polska znajdzie się w sytuacji wojny obronnej, to właśnie my będziemy stroną słabszą. W takiej sytuacji broń minowa może stać się kluczowym elementem strategii opóźniania ruchów przeciwnika i zwiększania jego strat. Pamiętajmy, iż skuteczne zastosowanie min pozwala na kontrolowanie terenu, zmuszanie wroga do obierania alternatywnych tras i zwiększanie jego podatności na ataki.
W związku z tym polscy politycy – niezależnie od opcji ideologicznej – powinni aktywnie włączyć się w debatę na temat przyszłości min w strategii obronnej kraju. Pomimo kontrowersji związanych z ich użyciem całkowite wyrzeczenie się tego rodzaju broni może okazać się nie tylko błędem strategicznym, ale wręcz aktem nielojalności wobec własnych obywateli i żołnierzy, którzy w razie konfliktu będą zmuszeni stawić czoła przeważającym siłom przeciwnika bez jednego z najskuteczniejszych środków defensywnych.