Murem za mundurem? Nie tak zostałem wychowany

krytykapolityczna.pl 5 miesięcy temu

Różne miałem okresy w życiu, jeżeli chodzi o stosunek do policji czy innych służb mundurowych, ale nigdy taki, żebym ich musiał lubić. Kiedyś myślałem, iż „nam dokuczają”; iż „ten kto z nimi trzyma, na zawsze jest przegrany”; iż to zdrajcy klasy robotniczej wysługujący się klasie panującej, a „kto nie skacze, ten z policji” – słowem, pełny przekrój emocji, poza sympatią.

Szkoła różnych stopni zaawansowania nie nauczyła mnie żadnych krzepiących historii o szczególnych zasługach tej formacji dla świata, rodzice – załatwiania najmniejszego problemu z wykorzystaniem zbrojnego ramienia przemocowego monopolisty, czyli popularnego dzwonienia na pały, a osiedle – pokornego kłaniania się każdej władzy.

Oczywiście, wojsko to trochę co innego – tu „pozytywnych” historii jest w bród. Jak mówi Elżbieta Janicka, rzewne opowieści takie jak Kamienie na szaniec utrzymują rangę formacyjną w polskiej kulturze już od momentu powstania w czasie wojny.

Gdy „Gazeta Wyborcza” donosi o tym, iż za 21-letnim żołnierzem zabitym przy zasłanianiu własną piersią żałosnego pisowskiego płotu za dwa miliardy (do których Tusk dorzuci teraz jeszcze dziesięć) „oglądały się dziewczyny, ale jego pasją było wojsko”, to dobrze znamy tę militarną kliszę – kobiety są wszak „niezbędnym atrybutem heteroseksualnej męskości, podporządkowanej modelowi wojownika”.

Tym bardziej należy szanować tych, którzy opierają się wieloletniemu formatowaniu mózgów do miłości do żołnierzyków. Sam nie dam się przekonać, iż istnieje obowiązek, żeby jakieś mundury szczególnie cenić, dopóki sobie na to czymś nie zapracują. Tymczasem co najmniej od pandemii obserwuję z nasiloną częstotliwością odgłosy zachwytu nad spuszczanym tu i tam policyjnym łomotem. Polacy klaszczą piętami, gdy tłucze się kobiety domagające się prawa do aborcji, kobiety próbujące wykonać aborcję (albo i nie), rolników, kibiców, antyszczepionkowców, a ostatnio aktywistów klimatycznych.

Najbardziej jednak frajerska natura tchórzliwego i oszołomionego propagandą dla dzieci Polaka objawia się przy okazji sytuacji na granicy i działań obecnych tam mundurowych.

Pały dildo

Płomienne uczucia obywateli, skądinąd nieskłonnych do szczególnego cenienia pozostałych instytucji państwa, z których wiele – jak sprawiedliwe, progresywne podatki – zasługuje na takowe niepomiernie bardziej do policji, żandarmerii wojskowej czy armii, wynikają być może z przekonania, iż dla sukcesu policyjnej czy żołnierskiej drużyny, choćby w czasie pokoju, podobnie jak w przypadku futbolu niezbędny jest doping i ciepłe myśli każdego Polaka. Że bez łez Krzysztofa Stanowskiego, ciągnącego za sobą w histeryczno-cynicznym zwidzie rozemocjonowane hordy widzów i uruchamiającego specjalnego emaila, na który zawodowi żołnierze polskiej armii mogą się wypucować z tego, co robią na granicy trud polskiego żołnierza nie może się powieść.

No dobrze, kibicujcie, każdy ma prawdopodobnie jakieś osobiste powody nabożnego stosunku dla policyjnej pałki czy epoletów, ale osobiście proponowałbym unikanie tego obrzydliwego i podszytego rasizmem poczucia, iż „gromienie ciapatych” to wasza „wojna”, a do migrantów trzeba strzelać – co według sondaży popiera 86 proc. polskich twardzieli.

Postulaty „gromienia ciapatego” na „pałach dildo”, z którymi paradują godni naszych najcieplejszych uczuć żandarmi i żołnierze, można zobaczyć na zdjęciach Mikołaja Kiembłowskiego. A przecież tradycję walecznych Polaków gromiących różnych Innych na terenach przy granicy z Białorusią trudno uznać za szczególnie nową – o czystce etnicznej wobec ludności białoruskiej w obrębie rogala otaczającego Białystok tuż po wojnie pisał dla nas Tomasz Żukowski w tekście o książce Kamienie musiały polecieć Anety Prymaki-Oniszk. W moim mundurosceptycyzmie żołnierze wyklęci również odegrali istotną rolę – ale jestem przecież w mniejszości prawdopodobnie jeszcze skromniejszej niż ta, która nie popiera strzelania, do kogo popadnie.

Bohaterowie zapijają się na śmierć

Gdy patrzyłem na zdjęcia Kiembłowskiego, przypomniały mi się a to Droga Cormaca McCarthego, a to Civil War Alexa Garlanda, a to Last of Us Mazina i Druckmanna, a nade wszystko – fragment tekstu Andrzeja W. Nowaka, w którym profesor komentował jeden z hucznych Marszy Niepodległości:

„Nasi pryszczaci »bullyboys« marzą o tym, iż będą Panami w tym nowym ładzie. Wtedy będą mogli odegrać się, zrewanżować. Dość upokorzeń, lęków, bezrobocia. Będą buciorem deptać robactwo”.

Upokorzeni niewydolnym państwem dwudziestolatkowie szukają swojej drogi w wojsku, bo wydaje im się, iż będą mogli oddać swoje niezbyt wysoko cenione przez władze państwowe i wolny rynek życie na rzecz sprawy. Bo widzą bohaterstwo żołnierzy ukraińskich, bo myślą iż oto zaczęła się postapokaliptyczna gierka, z której powinni wyjść żywo z patriotyczno-ksenofobiczną pieśnią na ustach. Cytując dalej Nowaka, „mam nadzieję, iż tak dziś powszechnie kultywowana bohaterszczyzna przetrwa, gdy zmierzy się ze smrodem dotkniętej gangreną kończyny”. Choć szczerze wątpię.

Dlatego też trudno mi mówić o szczególnej dla sympatii dla strzelającego na oślep przez granicę wojska, gdy widzę na zdjęciach jak na dłoni, iż te wasze mundury to żadni bohaterowie, tylko najczęściej nafaszerowani ksenofobicznym opium ludu dresiarze albo nieznający życia dwudziestolatkowie na dopalaczach z polityki historycznej, którzy znaleźli się na granicy, składając hołd setkom lat pełnego sukcesów, bohaterskiego, polskiego czynu zbrojnego.

Albo gdy czytam u Kamila Syllera o intrygujących perypetiach „polskiego munduru” na granicy: „poligonowe wyścigi Rosomakami po łąkach, rajdy przez wioski z prędkością grubo przekraczającą dopuszczalną, zabijanie samochodami żubrów, jazda z zasłoniętymi tablicami rejestracyjnymi, uporczywe nękanie mieszkańców i turystów wydawaniem głupich poleceń ingerujących w wolności obywatelskie, bezinteresowna przemoc wobec aktywistów (ze słynną kradzieżą defibrylatora włącznie), wyrąb drzew na opał w rezerwatach, wywoływanie pożarów w lasach przy granicy, przybijanie do żywych drzew tablic z rasistowskimi lub wulgarnymi tekstami, bezlitosne bicie złapanych cudzoziemców itd. Dzięki mediom wiemy też o zapiciu się przez żołnierza na śmierć w 2021 roku. Zwiększony obrót alkoholami w lokalnych sklepach to tajemnica poliszynela”.

Relacje i posty Syllera są świetną odtrutką na narodowe zaczadzenie i postępującą militaryzację wyobraźni, która zresztą nie zaczęła się wraz z kryzysem na granicy. Dziennikarze i dziennikarki latami faszerowali nas rozmowami z żołnierzami GROM-u, policjantami śledczymi, pozbawioną niuansu paniką przed islamskim terroryzmem, kiczowatą manichejską bajeczką o walce dobra ze złem, w której nieskalani, nieuwikłani w politykę mundurowi bronią nas przed napierającymi siłami ciemności – niezależnie od tego, czy chodzi o zorganizowane grupy przestępcze, migrantów lepszego i gorszego sortu czy uczestniczki Czarnego Protestu. A przecież, jak wiemy choćby z Kulisów PiS Kamila Dziubki, kilka brakowało, żeby do walki z kobietami domagającymi się prawa do aborcji na sygnał Kaczyńskiego wojsko poszło ramię w ramię z policją.

Patrząc na kondycję polskiego munduru, przezierającą tu i ówdzie zza jednogłośnych zachwytów komentariatu i polityków – za tego rodzaju egzaltację jednak podziękuję.

Idź do oryginalnego materiału