Nad Ukrainą robi się gęsto od rosyjskich Szahedów. Mielibyśmy problem, gdyby to na nas padło

wiadomosci.gazeta.pl 1 miesiąc temu
Rosjanie gwałtownie zwiększają skalę ataków na Ukrainę prostymi dronami, których produkcji nauczyli się od Iranu. Rozwinęli ją u siebie do tego stopnia, iż co miesiąc wysyłają ich już tysiące. Praktycznie nie ma już nocy, aby w coś nie trafiły.
Jeszcze rok temu Rosjanie wypuszczali ich nad Ukrainę 250-500 w ciągu miesiąca. Wiele nocy bywało zupełnie bez ataków, aż uzbierano odpowiednio dużą partię i puszczano kilkadziesiąt naraz. Teraz jest diametralnie odmiennie. Praktycznie każda noc to kilkadziesiąt "Szahedów" wlatujących nad Ukrainę i kolejne kilkadziesiąt towarzyszących im wabików. W marcu ilość użytych dronów przebiła poziom 4 tysięcy, po kilku miesiącach drastycznych wzrostów.


REKLAMA


Ukraińcy noc w noc twierdzą, iż zdecydowaną większość intruzów zestrzeliwują, wytrącają z kursu systemami walki elektronicznej lub te same gubią trasę. Mimo to niewielka część dociera do domniemanych celów. Kiedyś może kilka na noc, teraz choćby kilkanaście i więcej. Choćby z 22 na 23 kwietnia kilka dronów spadło na Odessę, wywołując znaczące pożary w kilku punktach miasta. Tej samej nocy również po kilka Szahedów spadło na Połtawę i Charków, też wywołując eksplozje i pożary, oraz odcinając czasowo prąd w części tego pierwszego miasta. Ogólnie według oficjalnych danych ukraińskich, Rosjanie tej nocy wystrzelili 134 drony, z czego 67 miało zostać zestrzelonych, a 47 "dronów-imitatorów" rozbić się bez szkód (więcej o nich później). Czyli 20 Szahedów doleciało do celu, lub ich okolicę.
Wyraźnie widać wzrost skali ataków i tego, jakie wyzwanie prezentują dla Ukrainy. Gdyby doszło do naszego konfliktu z Rosją, też mielibyśmy takie, bo Rosjanie ewidentnie postawili na względnie proste i tanie drony dalekiego zasięgu.


Zobacz wideo


Rosjanie dużo inwestują w swoje "motorynki"
Oczywiście głównym czynnikiem umożliwiającym Rosjanom coraz cięższe ataki, jest znaczące zwiększenie skali produkcji Szahedów. Drony te zostały stworzone w Iranie, jako tani i prosty system uderzeniowy dalekiego zasięgu, czyli rzędu do 2 tysięcy kilometrów. Nazwano je Szahed-136. Długie na 3,5 metra, szerokie na 2,5 metra, ważące około 200 kilogramów, z czego głowica oryginalnie ważyła około 40 kilogramów. Kadłub z kompozytów, prosta elektronika na cywilnych komponentach (głównie zachodnich) i bezlicencyjna kopia małego niemieckiego silnika dwusuwowego dla motolotni czy temu podobnych niewielkich pojazdów latających. Lecące nisko, na wysokości kilkuset metrów z niewielką prędkością rzędu 150 kilometrów. Do tego niemiłosiernie hałasujące, bo tłumiki to zbędna masa. W Ukrainie dorobiły się nazwy "moped", bo z daleka brzmią jak stary motorower czy motorynka z urwanym tłumikiem. Taka broń była jedną z pierwszych, które Rosjanie zakupili w Iranie jeszcze w 2022 roku, kiedy stało się ewidentne, iż nie będzie to żadna prosta trzydniowa operacja specjalna.
Początkowo drony były dostarczane z Iranu, ale gwałtownie zaczęto też organizować produkcję w Rosji. Pierwsze produkowane przez Rosjan Szahedy spadły na Ukrainę latem 2023 roku. Poddano je serii modyfikacji i zrusycyzowana wersja zyskała oddzielną nazwę Gieran-2. Przez cały następny rok produkcja i dostawy z Iranu musiały pozostawać na względnie niskim poziomie, pozwalającym na wspomniane kilkaset ataków miesięcznie. Dopiero latem 2024 roku stało się coś, co umożliwiło gwałtowny wzrost ich intensywności, który trwa do dzisiaj. Można się domyślać, iż był to efekt ostatecznego stworzenia całego łańcucha poddostawców zdolnych na dużą skalę i za akceptowalne pieniądze dostarczać komponenty do produkcji. W najnowszych wariantach dronów między innymi odkryto silniki produkowane już w Chinach, a praktycznie cała elektronika ma być rosyjska lub na chińskich podzespołach. Dodatkowo nastąpiła znacząca rozbudowa zakładów produkcji Gieranów w Jełabudze, które umieszczono na terenie cywilnej specjalnej strefy ekonomicznej. Powierzchnia budynków najprawdopodobniej zaadoptowanych na potrzeby produkcji dronów podwoiła się od 2023 roku, do około 160 tysięcy metrów kwadratowych. Dodatkowo według agencji Reutera w 2024 roku ustanowiono nową linię produkcyjną w Iżewsku, na terenie zakładów Kupol, wchodzących w skład koncernu Ałmaz-Antej specjalizującego się w broni przeciwlotniczej. Fabryka w Iżwesku zajmowała się głównie latającymi celami do testów tejże. Teraz ma na dużą skalę produkować Gieran-2.


Nocny nalot rosyjskich dronów na Odessę. Wyraźnie słychać ich charakterystyczny dźwięk


Poza zwiększoną produkcją Rosjanie ciągle ulepszają drony i taktykę ich użycia. Ukraińcy często donoszą o znalezionych we wrakach nowych rozwiązaniach. Celem ulepszenia celności, część dronów ma zamontowane dodatkowe anteny i telefony komórkowe logujące się do ukraińskiej sieci podczas lotu, albo zdarzają się choćby anteny amerykańskiej cywilnej nawigacji satelitarnej Starlink. Niektóre Gierany mają mieć zamontowane kamery. Inne mają proste urządzenia do prowadzenia walki elektronicznej czy zwiadu elektronicznego (np. wykrywania ukraińskich radarów). Pojawiła się też wersja z dwukrotnie cięższą głowicą, ważącą 90 kilogramów. Jej dodatkowa masa miała ograniczyć zasięg drona o połowę, do poniżej tysiąca kilometrów, ale to wystarczające do sięgnięcia większości Ukrainy, a w zamian tak zmodyfikowany Gieran jest zdolny wyrządzić znacznie większe szkody. Rosjanie chwalą się też pracami nad odrzutową wersją tychże dronów. Ze znacznie silniejszym napędem sprowadzanym z Chin mają osiągać około 600 km/h przy zasięgu rzędu 2 tysięcy kilometrów. Taka wersja na pewno będzie znacznie droższa, ale też znacznie trudniejsza do zestrzelenia. Wstępnie jest określana jako Gieran-3.
Rzadkie nagranie z kamery pokładowej drona Gieran, wlatującego w ukraińską stację kolejową


Dodatkowo Rosjanie stworzyli wspomniane drony towarzyszące dla "mopedów". Jeszcze prostsze i jeszcze tańsze, pozbawione głowic bojowych. Ich celem jest dodatkowo zapełnić ukraińską przestrzeń powietrzną i zwiększyć obciążenie systemu wykrywania oraz zwalczania bezzałogowców. Dwa podstawowe typy to Gerber i Parodia. Ukraińcy nie precyzują w swoich komunikatach, ile z wystrzelonych przez Rosjan dronów to owe wabiki. Biorąc jednak za przykład dane ze wspomnianej nocy z 22 na 23 kwietnia, ze 134 maszyn wlatujących nad Ukrainę, 47 określono jako "symulatory dronów wroga", które zniknęły z radarów i rozbiły się bez szkód. Czyli co trzecia użyta maszyna miałaby być wabikiem. Podawanie przez Ukraińców takich danych sugeruje, iż dość dobrze udaje im się rozróżniać, co jest prawdziwym zagrożeniem, a co nie. Jednak sam ten proces angażuje ich środki i obciąża cały system kontroli obrony powietrznej, być może ułatwiając części Gieranów dotarcie do celu.


Rosjanie eksperymentują też ze zmienianiem wspomnianej taktyki. Ostatnie tygodnie mają upływać pod znakiem znacznie bardziej skoncentrowanych uderzeń. Tak jak wcześniej "mopedy" zwykle kierowano na bardzo rozproszone cele, aby stworzyć stan zagrożenia dla jak największego obszaru Ukrainy, tak teraz mają przeprowadzać skoncentrowane ataki. Czyli po kilkanaście-kilkadziesiąt na jedno miasto, nadlatując z wielu kierunków. Podnosi to szanse na przebicie się do celu i jego trafienie. Zmienił się cel użycia Gieranów przez Rosjan. Z ogólnie terrorystycznego, obliczonego na obciążanie Ukraińców i wyczerpywanie ich obrony przeciwlotniczej, na uderzenia obliczone na wywołanie jakichś poważniejszych szkód w wybranych miejscach.


Trudno bronić się z ekonomicznym sensem
Ukraińcy radzą sobie z tym zagrożeniem na mnóstwo sposobów. Ponieważ wykrywanie tak małych celów lecących na małej wysokości jest problematyczne dla klasycznych systemów obrony przeciwlotniczej (radary), tak samo jak późniejsze ich śledzenie w powolnym locie nad centralnymi obszarami Ukrainy (bo drony nie lecą prostą trasą do celu, ale kluczą, wykonując wcześniej zaprogramowane zwroty, aby utrudnić stwierdzenie, dokąd naprawdę zmierzają), to stworzono alternatywne systemy wykrywania. Największym ma być ten o nazwie "Powietrzna Forteca", składający się z kilkunastu tysięcy mikrofonów zamontowanych na słupach. Wykrywają one głośne "mopedy" i w ten sposób umożliwiają śledzenie trasy ich lotu. Aktualnie do służby ma wchodzić też latający szwedzki radar Erieye, zamontowany na samolocie Saab 340. Szwedzi podarowali go Ukraińcom w 2024 roku, aktualnie prawdopodobnie odbywa już loty nad zachodnią Ukrainą, wydatnie wspomagając wykrywanie Gieranów nad centrum kraju.
Na przechwycenie wykrytych intruzów Ukraińcy wysyłają wszystko, co mogą. Na ziemi oznacza to pełnoprawne systemy obrony przeciwlotniczej bardzo krótkiego zasięgu jak ex-niemieckie Gepardy czy ex-amerykańskie Avengery. Do tego lotne zespoły przeciwlotnicze na samochodach z reflektorami, karabinami/działkami i lekkimi ręcznymi wyrzutniami rakiet. W powietrzu na Gierany polują myśliwce i śmigłowce. W ostateczności do akcji mogą wkroczyć najdroższe rakietowe systemy obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu jak zachodnie NASAMS i IRIS, czy różne poradzieckie, ale tutaj relacja koszt/efekt robi się już bardzo niekorzystna. To podstawowy problem zwalczania Gieranów. Pojedyncza sztuka w podstawowym wariancie prawdopodobnie kosztuje Rosjan równowartość 30-50 tysięcy dolarów. Zachodnie rakiety przeciwlotnicze są choćby kilkanaście razy droższe, a większość tych poradzieckich jest bezcennych, bo nie ma ich skąd brać. Czasem nie ma jednak wyboru, bo rosyjski dron zmierza w kierunku czegoś, co pozostało cenniejsze i trzeba tego bronić. Ogólnie obrona przed Gieranami pochłania więc najpewniej większe środki, niż Rosjanie wydają na ich produkcję oraz wystrzeliwanie. To ich podstawowa zaleta. Obciążają i wyczerpują ukraińską obronę przeciwlotniczą. Dodatkowo ostatnio też coraz częściej w coś trafiają, wywołując szkody na ziemi.
Z rosyjskiej perspektywy tanie drony uderzeniowe ewidentnie się opłacają. Gdyby więc kiedyś doszło do konfliktu z NATO, to na pewno też zostałyby one użyte i to najpewniej w jeszcze większej skali, bo produkcja dronów ciągle rośnie. Byłoby to duże wyzwanie dla na przykład polskiej obrony przeciwlotniczej. Nasze wojsko szykuje się na bardziej tradycyjne zagrożenia w postaci samolotów i rakiet. Masowe zagrożenie w postaci takich dronów jak Gieran, jeszcze kilka lat temu w ogóle nie istniało. Aktualnie nie mamy w planach masowych umiejętności taniej i mobilnej obrony przeciwlotniczej bardzo krótkiego zasięgu, poza to, co już zamówiono do bezpośredniej obrony oddziałów wojska przy pomocy systemów Pilica i Poprad. Jest to więc istotne wyzwanie i problem.
Idź do oryginalnego materiału