Najłatwiej jest wybrać ciszę

jewish.pl 1 dzień temu

Polscy naukowcy i niektóre instytucje odpowiedzialne za żydowską pamięć wolą nie zabierać głosu, gdy władza manipuluje historią. Nie sprzeciwiają się przemocowym działaniom przedstawicieli władzy – z oportunizmu, wygody, chęci otrzymania kolejnego zaproszenia do udziału w takim czy innym komitecie. A przecież ludzie lubią zasiadać w komitetach.

W listopadzie 2021 Instytut Pileckiego odsłonił w Treblince pomnik upamiętniający Jana Maletkę. Jako pierwsza zwróciłam uwagę na kontrowersje związane z tym wydarzeniem. Nie było, i do tej pory się nie pojawiły, żadnych wiarygodnych danych, iż działalność Maletki wyglądała tak, jak przedstawił ją Instytut. Na sprawę zwrócił następnie uwagę prof. Jan Grabowski oraz prof. Adam Leszczyński, który opisywał ją w OKO Press.

I to wszystko. Osoby, które publicznie skrytykowały Instytut Pileckiego można policzyć na palcach jednej ręki. I wciąż zostanie miejsce. Nikt więcej, żaden liczący się instytut naukowy, żadna instytucja zajmująca się żydowską historią nie zajęły w tej sprawie głosu. Przeszukałam dziś strony Muzeum Polin, ŻIH, Stowarzyszenia ŻIH oraz Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN, wpisując tam hasło “Maletka” odmieniane przez przypadki. Za każdym razem otrzymywałam komunikat o braku pasujących wyników.

Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku na terenie dawnego obozu zagłady w Treblince umieszczono kamienie z napisami “Jedwabne” i “Radziłów”, co miało sugerować, iż Żydzi z tych miejscowości zostali zamordowani w Treblince. Tymczasem historia tych społeczności żydowskich skończyła się brutalnymi mordami w ich własnych miejscowościach dokonanymi przez polskich sąsiadów. Kamienie te to jeden z najbardziej jaskrawych przejawów zniekształcania żydowskiej historii w Muzeum Treblinka. IPN zapytany o tę sprawę twierdzi: „Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, iż do obozu zagłady w Treblince deportowano znaczną grupę Żydów z Jedwabnego, a być może również kilka osób z Radziłowa. Należy także uwzględnić, iż pojedynczy uciekinierzy z tych miejscowości, którzy szukali schronienia w Białymstoku, mogli również znaleźć się w transportach do Treblinki”.

“Należy przyjąć”, “być może”, “mogli znaleźć się” – jak w przypadku Maletki, znów brak wystarczających dowodów.

Po ponad dwudziestu latach istnienia tych napisów można spodziewać się, iż któraś z organizacji zajmujących się żydowską historią publicznie upomni się o ich usunięcie. Na stronach Muzeum Polin, ŻIH, Centrum Badań nad Zagładą Żydów i w mediach społecznościowych Stowarzyszenia ŻIH pod hasłem “Radziłów” albo nie ma wyników wyszukiwania, albo znajdują się artykuły dotyczące historii, nie podnoszące kwestii fałszowania historii w Treblince.

Publicznie usunięcia napisów “Jedwabne” i “Radziłów” z terenu dawnego obozu zagłady domagała się prof. Elżbieta Janicka, a następnie prof. Jan Grabowski. Na początku września wysłaliśmy do MKiDN list, domagając się podjęcia kroków w tej sprawie. Dzięki temu fałszującymi historię napisami zajęła się Międzynarodowa Rada Treblinki, a MKiDN wystąpiło do Wojewody Mazowieckiego jako zwierzchnika Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, o opinię w tej sprawie. Wojewoda wydał zgodę na usunięcie napisów, a realizację tego działania powierzył samemu Muzeum w Treblince.

Jednak polskie środowisko naukowe przez te wszystkie długie lata milczało w tej sprawie. Poszukiwania haseł “Maletka” i “Radziłów” prowadziłam też na stronach wydziałów historii największych polskich uniwersytetów – UW i UJ. Bez rezultatu.

W ubiegłym roku polsko-niemiecki historyk Grzegorz Rossoliński-Liebe opublikował w formie książki swoją pracę habilitacyjną “Polnische Bürgermeister und der Holocaust”. Opisuje ona działania wybranych polskich burmistrzów w czasie II wojny światowej. Jedni pomagali Żydom, inni wręcz przeciwnie. W listopadzie miała się odbyć prezentacja książki w Muzeum Topografia Terroru w Berlinie. Jak potwierdziło muzeum – wydarzenie odwołano po telefonicznej interwencji polskiego ambasadora.

Co dokładnie nie spodobało się przedstawicielowi polskich władz? Tego nie wiemy. Wątpliwym jest, by książkę czytał w całości, zwłaszcza, iż liczy ona tysiąc stron. Radosław Sikorski swego podwładnego nie skrytykował publicznie, jest zatem jasne, iż tego typu wymuszoną politycznie cenzurę akceptuje. Akceptują ją też najwyraźniej sami historycy, bo nie występują w obronie nie tyle Rossolińskiego-Liebe, co standardów etycznych.

Jeden z naukowców, poproszony o zabranie publicznie głosu w tej sprawie, odmówił, tłumacząc, iż najpierw musiałby dogłębnie zbadać całą twórczość naukową Rossolińskiego-Liebe. Czy bez tego nie wie, iż zapędy cenzorskie polskiego ambasadora są czynem nagannym? choćby gdyby książka polsko-niemieckiego historyka była nienajlepszej jakości, urzędnik państwowy nie ma prawa zmuszać organizatorów spotkań autorskich do ich odwoływania. Wspomniany naukowiec wolał jednak głosu nie zabierać.

W październiku 2025 w krakowskiej Critotece miało odbyć się spotkanie z noblistką Hertą Müller. Pisarka kilkukrotnie wypowiadała się krytycznie o rosnącej fali antysemityzmu, potępiała atak terrorystyczny Hamasu na Izrael z 7 października 2023 i broniła prawa państwa żydowskiego do istnienia. Pod presją organizacji propalestyńskich, Critoteca odwołała spotkanie z noblistką.

W listopadzie 2025 wydawnictwo Dwie Siostry opublikowało oświadczenie o zerwaniu współpracy z Tiną Oziewicz, popularną autorką książek dla dzieci, ponieważ nie zgadza się z jej wypowiedziami “dotyczącymi Izraela i Strefy Gazy”. Pisarka w mediach społecznościowych dzieli się przemyśleniami na temat konfliktu na Bliskim Wschodzie. Potępiła atak terrorystyczny Hamasu, nie zgadzała się na używanie terminu “ludobójstwo” wobec tego, co działo się w Strefie Gazy, a przede wszystkim zwracała ogromną uwagę na zbrodnie, do jakich dochodzi w innych krajach. “Więcej ludzi zostało zabitych w ciągu jednego tygodnia w Sudanie (150 tys.) niż przez dwa lata wojny w Gazie. Czy ktokolwiek z propalestyńskich aktywistów i influencerów, którzy pisali “All Eyes on Rafah” kiedykolwiek wspomniał ludobójstwo w Darfurze?” – pisała. “53% Palestyńczyków sądzi, iż masakra z 7 października była ‘właściwa’” – alarmowała na początku listopada. Podkreślała też, iż “ani jedno dziecko nie zginęłoby w Gazie, gdyby Gaza nie zaczęła wojny”.

Na stronach Muzeum Polin, ŻIH, czy w mediach społecznościowych Stowarzyszenia ŻIH próżno szukać wpisów dotyczących Müller czy Oziewicz.

Tak zwane środowisko w ostatnich latach publicznie wykazało się opozycją wobec władzy stając w obronie prof. Dariusza Stoli (któremu ówczesny minister Piotr Gliński odmówił nominacji na kolejną kadencję na stanowisku dyrektora Muzeum Polin) oraz prof. Barbary Engelking (atakowanej za popełnienie pomyłki w napisanym przez nią rozdziale książki “Dalej jest noc” a potem za wypowiedź medialną). Była to jednak obrona nie wartości czy prawdy historycznej, ale znajomych i przyjaciół w ramach wzajemnych relacji towarzyskich.

Gdyby chodziło o wartości, Muzeum Polin, ŻIH, czy Wydział Historii UW broniłyby dziś Rossolińskiego-Liebe, Müller i Oziewicz. Broniłyby też Treblinki przed manipulowaniem historią tego miejsca.

Okazuje się jednak, iż gdy sprawa nie dotyczy prywatnych znajomych, najłatwiej jest wybrać ciszę.

Katarzyna Grabowska

Idź do oryginalnego materiału