Nepalskie wojsko przywróciło spokój, gdy demonstranci żądają, aby była sędzia Sądu Najwyższego objęła tymczasowe przywództwo

tygodnikprogram.com 3 godzin temu

Żołnierze w stolicy Nepalu nakazali w środę mieszkańcom pozostanie w domach po tym, jak armia wyszła nocą na ulice, by powstrzymać trwające od dwóch dni krwawe zamieszki. Starcia doprowadziły do upadku rządu, gdy demonstranci podpalali gmachy publiczne.

Przywódcy protestów spotkali się z dowództwem wojskowym w katmanduńskiej kwaterze głównej armii, aby omówić wybór tymczasowego lidera. Część uczestników rozmów poparła kandydaturę Sushili Karki, cenionej byłej prezes Sądu Najwyższego.

Fala manifestacji rozpoczęła się w poniedziałek po krótkotrwałym rządowym zakazie korzystania z platform społecznościowych. Interwencja policji zakończyła się otwarciem ognia. Następnego dnia demonstracje przybrały na sile, a tłumy szturmowały budynki administracyjne. Ministerstwo Zdrowia podało w środę, iż liczba ofiar śmiertelnych zamieszek wzrosła do 25, a rannych zostało 633 ludzi.

Wydarzenia te zmusiły premiera Khadgę Prasada Oliego do ustąpienia we wtorek. Prezydent Ram Chandra Poudel, pełniący głównie funkcję ceremonialną, zwrócił się do niego o kierowanie rządem przejściowym do czasu powołania nowego gabinetu. Oli jednak opuścił swoją oficjalną rezydencję i nie wiadomo, gdzie w tej chwili przebywa.

Rehan Raj Dangal, jeden z liderów demonstrantów, ogłosił, iż jego grupa zaproponowała wojsku powierzenie sterów państwa Karki. Była ona pierwszą i jedyną kobietą w historii Nepalu na stanowisku prezesa Sądu Najwyższego, które sprawowała w latach 2016–2017, ciesząc się dużą popularnością.

Uzbrojone oddziały obsadziły najważniejsze punkty Katmandu, przywracając porządek po dniach przemocy. Żołnierze kontrolowali ludzi i pojazdy, nakazując mieszkańcom pozostać w domach.

Armia w Nepalu rzadko bywa mobilizowana – początkowo żołnierze pozostali w koszarach, a policja nie zdołała opanować sytuacji. Dopiero we wtorkowy wieczór ogłoszono pełną mobilizację i zapowiedziano zdecydowane działania na rzecz bezpieczeństwa publicznego.

W środę wojsku udało się także powstrzymać masową ucieczkę z głównego więzienia Katmandu. Osadzeni obezwładnili strażników, podpalili budynki i próbowali zbiec. Żołnierze oddali strzały ostrzegawcze, schwytali więźniów i przewieźli ich do innych zakładów karnych. Nikomu nic się nie stało.

Demonstracje, które nazwano buntem Pokolenia Z, rozpoczęły się po blokadzie Facebooka, X i YouTube, którą rząd uzasadnił brakiem rejestracji i nadzoru nad tymi firmami.

Choć zakaz zniesiono we wtorek, protesty trwały, podsycane gniewem po śmierci 19 osób, za którą obwiniano policję mimo obietnic śledztwa.

Ruch nabrał rozmachu, odzwierciedlając ogólne frustracje społeczne. Wielu młodych Nepalczyków wyrażało oburzenie, iż tzw. „dzieci nepo”, potomkowie polityków, cieszą się przywilejami i luksusem, podczas gdy reszta młodych ludzi ma ogromne trudności ze znalezieniem zatrudnienia.

Według Banku Światowego stopa bezrobocia wśród młodzieży w ubiegłym roku wyniosła 20%. Rząd szacuje, iż każdego dnia ponad 2000 młodych obywateli wyjeżdża do pracy w krajach Bliskiego Wschodu i Azji Południowo-Wschodniej.

Wideo publikowane w sieci pokazywało, jak demonstranci pobili lidera Nepalskiej Partii Kongresowej Shera Bahadura Deubę i jego żonę Arzu Ranę Deubę, pełniącą funkcję minister spraw zagranicznych. Na nagraniach widać, jak oboje krwawią, a liderowi partii pomagano w ucieczce. Partia ta jest największym ugrupowaniem w kraju i częścią rządzącej koalicji.

Podpalono także budynek parlamentu, pałac prezydencki, centralny sekretariat z biurem premiera i kluczowych ministerstw oraz oficjalną rezydencję szefa rządu.

Jeszcze w środę unosił się dym z wielu gmachów.

Spalono również siedzibę wydawnictwa Kantipur, największej organizacji medialnej w Nepalu. Zniszczone zostały także salony samochodowe, a ulice wypełniły wraki aut.

Wydarzenia rozegrały się w chwili, gdy rząd Nepalu forsuje ustawę mającą regulować działalność platform społecznościowych, nakazując im „właściwe zarządzanie, odpowiedzialność i rozliczalność”.

Projekt prawa spotkał się z powszechną krytyką jako próba wprowadzenia cenzury i karania opozycji korzystającej z Internetu.

Przepisy zobowiązywałyby firmy do posiadania w Nepalu biura łącznikowego. Organizacje obrony praw człowieka uznały to za ograniczanie wolności słowa i praw obywatelskich.

Obowiązek rejestracji obejmował około 20 najpopularniejszych platform. Te, które nie dostosowały się do wymagań, zablokowano w ubiegłym tygodniu, podczas gdy TikTok, Viber i trzy inne serwisy, które dokonały rejestracji, działały bez przeszkód.

Idź do oryginalnego materiału