Nagle wszyscy są przeciwnikami nielegalnych wojen. A sami im kibicowali przez dziesięciolecia
Prof. Samuel Moyn – profesor Uniwersytetu Yale
Słuchałem debaty, podczas której przekonywał pan, iż działanie Ameryki po 1989 r. nie przysłużyło się dobru ludzkości i obronie uniwersalnych wartości, a polityka zagraniczna Waszyngtonu była wręcz szkodliwa. Pomyślałem sobie: „Ten facet ma szczęście, iż nie wygłasza podobnych opinii w Polsce, bo rozszarpaliby go na strzępy”.
– Jasne, rozumiem, iż mówię rzeczy kontrowersyjne. I jeżeli rozmawiamy o obronie wartości liberalnych, to rzeczywiście w Europie Wschodniej Ameryka poradziła sobie z tym zadaniem lepiej niż w innych miejscach świata. Ale musimy spojrzeć na ten bilans globalnie, zamiast wybierać sobie wyłącznie to, co dobre, kompletnie ignorując drugą stronę tego rachunku.
I gdyby chciał pan do tego przekonać słuchaczy w naszej części Europy, to co by pan im powiedział?
– Państwa potrzebują bronić się przed zagrożeniami i nie jest dla nikogo zaskoczeniem, iż państwa w Europie Wschodniej chcą obrony przede wszystkim przed Rosją. Zobaczyliśmy już na własne oczy, iż Ukraina będąca poza NATO miała się czego obawiać. Ale pozostałe kraje waszego regionu w NATO już są, Rosji zaś nie starczyło sił i zdolności, by pokonać choćby jednego ze swoich sąsiadów – wasze obawy są więc przesadzone. Co musiałoby się stać, żeby Rosja weszła do Polski? Musiałaby najpierw rozjechać przynajmniej Ukrainę, a na to jeszcze się nie zanosi.
Skoro zobaczyliśmy, jak wygląda niepohamowana potęga jednego z mocarstw, przyjrzyjmy się tej drugiej stronie.
USA?
– Tak. I nie chodzi mi tylko o to, iż po 1989 r. było o wiele więcej okazji, wojen i nielegalnych interwencji, gdy sięgaliśmy po broń. Śmiertelne żniwo działań USA zostawia działania Rosji w Ukrainie o wiele długości w tyle. Mówimy o dziesięciokrotnie większej – co najmniej – liczbie ofiar. jeżeli ktoś chce postawić sprawę uczciwie, powinien powiedzieć, iż musimy powstrzymać wszystkie mocarstwa od interwencji zbrojnych. Inaczej wciąż będziemy skazani na selektywne, wybrakowane postrzeganie świata. Rozumiem, można być samolubnym, można własne zmartwienia stawiać ponad cudze, to wszystko normalne i ludzkie. Ale jeżeli chcemy podejść do problemu wojen i interwencji zbrojnych uczciwie, to nie możemy celowo wymazywać cudzych cierpień i bagatelizować naszego w nich udziału.
Ludzie odpowiedzą panu, iż zbrodnie z przeszłości nie uzasadniają zbrodni dzisiejszych.
– Jedno zło nie unieważnia drugiego. Potępiam nielegalną wojnę Putina i sądzę, iż Zachód powinien coś w tej sprawie zrobić. Jednocześnie jestem przeciwko hipokryzji, która każe zwracać uwagę na agresję i wojny, wyłącznie gdy to nam zagrażają. Nie daję się nabrać na mówienie, iż tylko Putin łamie zasady i nigdy wcześniej nic podobnego nie miało miejsca. Gdy więc mówimy, iż zło z przeszłości nie uzasadnia nowego, to ja się zgadzam. I pytam: a co zrobiliśmy, żeby skonfrontować się z tym pierwszym, i co zrobiliśmy, żeby się nie powtórzyło?
Od kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, jestem tak samo rozgoryczony i wściekły na mord i cierpienia, jakie ze sobą przyniosła. Ale nie mogę zignorować olbrzymiej fali hipokryzji zarówno po waszej – Polaków czy Europejczyków ze wschodu kontynentu – jak i po naszej stronie. Nagle wszyscy są przeciwnikami nielegalnych wojen. A sami im kibicowali przez dziesięciolecia.
Prawda, ale polskie elity nie kibicowałyby inwazji na Irak tak gorliwie, gdyby ktoś ich nie przekonał, iż idą wyzwalać ludzi od potwornego tyrana i szerzyć demokrację. Mimo wszystko trudno byłoby obronić tezę, iż Zełenski to Saddam, a Ukraina zagraża swoim sąsiadom jak niegdyś Irak.
– Jako prawnik zajmujący się prawem międzynarodowym mogę panu powiedzieć, iż nie ma żadnej różnicy między nielegalnymi wojnami. Nie mamy prawa wybierać sobie, które nielegalne inwazje są bardziej nielegalne od innych. jeżeli zgadzamy się w Kodeksie karnym, iż morderstwo to morderstwo, upieranie się, iż nasze morderstwo jest mniej zabójcze niż cudze, jest poglądem absurdalnym z punktu widzenia prawa i bezwartościowym z punktu widzenia etyki. Zgadzam się za to z panem w czym innym.
W czym?
– Europa Wschodnia została postawiona w trudnej sytuacji po 1989 r. Wyglądało na to, iż świat jest jednobiegunowy, a wam zaoferowano rolę wasali USA. I liderzy Europy Wschodniej na to się zgodzili. jeżeli zatem mówi pan, iż przyłączenie się do amerykańskiej globalnej wojny z terroryzmem nie było do końca wolnym wyborem – to się zgadzam. Gdy teraz patrzymy w przeszłość, możemy wyłącznie spekulować, czy taka Polska i inne kraje mogły tworzyć po 1989 r. koalicję na rzecz pokoju na świecie. Wiemy zaś, iż gdy była okazja zajęcia w tej sprawie mocnego stanowiska, wypowiedzenia się przeciwko przemocy, wybraliście inaczej.
Powiedział pan, iż wojna w Ukrainie tworzy dylemat i Ameryka – choćby amerykańscy realiści – zgadza się, iż coś trzeba zrobić. Chciałbym poprosić o konkret. Czym miałoby być to coś?
– Od początku mniej więcej było wiadomo, co się stanie. Gdzie będzie przebiegać linia kontaktu, jakie nieprzekraczalne warunki wyznaczą sobie strony i gdzie się okopią, jak będzie prowadzona ta wojna – to wszystko stało się jasne bardzo szybko. gwałtownie też rozwiały się złudzenia, iż wojnę uda się rozstrzygnąć w krótkim czasie i zdecydowanie. Nic na to dziś nie wskazuje.
Mnie jako realiście najkorzystniejsze wydaje się więc przekazanie wschodniej Ukrainy pod kontrolę międzynarodową w celu zorganizowania jakiegoś referendum na temat demokratycznej i suwerennej przyszłości tych terenów. Razem z tym powinny iść gwarancje bezpieczeństwa dla Putina, które nie powielą błędów, jakie sprowokowały go do agresji w przeszłości. Zamiast bezmyślnie dozbrajać Ukrainę i przedłużać wojnę, powinniśmy rozpocząć proces pokojowy.
Chce pan powiedzieć, iż za agresją Rosji także stoi amerykańska polityka zagraniczna?
– Trudno byłoby dowieść, iż za nią odpowiada. Ale bezsprzecznie dostarczyła Władimirowi Putinowi uzasadnienia dla jego działań. W swoim obłąkanym monologu poprzedzającym inwazję na Ukrainę wymienił po kolei wszystkie nielegalne akty Zachodu i przedstawił się jako wręcz obrońca prawa międzynarodowego. I cóż mogę powiedzieć? Nie przypominam sobie, żeby wcześniej Polakom przeszkadzały inne nielegalne wojny – nie protestowali, gdy robiły to Stany Zjednoczone. Tak to więc się kończy – gdy tworzymy precedens, pozwalamy sobie na coś, inni mogą chcieć zrobić to samo. I to również nasza wina. Putin doskonale odnalazł się w świecie, gdzie tak łatwo o wojnę, ale nie on ten świat wymyślił.
W pańskiej wizji to nie Zełenski czy rząd Ukrainy negocjuje pokój, tylko jakaś szersza koalicja międzynarodowa?
– Tak sądzę. Oczywiście należy przekonać Ukrainę, aby zaakceptowała takie ustalenia. Bo na razie Ukraina jest sama pogrążona w swojej „wiecznej wojnie”. Zełenski, a jeżeli nie on, to jego następca, będzie musiał kiedyś zaakceptować pokój z Rosją, który wynegocjuje Zachód. choćby jeżeli nie zaakceptuje go w świetle prawa, i tak w świetle faktów będzie musiał przyjąć go do wiadomości. Dlaczego więc nie przyśpieszyć tego procesu, popchnąć Zełenskiego, oszczędzić czas i ludzkie życie? Na początku inwazji inni przywódcy światowi, liderzy Izraela czy Turcji, oferowali pomoc w rozmowach pokojowych.
Dobrze, ale w takim razie chcę pana zapytać jako prawnika, czy nie proponuje pan w tym momencie precedensu, który legalizuje aneksję jako taką. Po tym jak jakiś kraj zajął teren drugiego, stwierdzamy, iż sytuacja jest patowa i społeczność międzynarodowa ma po prostu przyjąć każdy wynik referendum na temat cudzych granic?
– Prawda jest taka, iż wszystkie granice na świecie są rezultatem nielegalnych aneksji. Tak wyglądał proces tworzenia się państw – i Ameryka jest tego przykładem jako kraj, który poszerzał swoje granice przemocą i oszustwem. Może więc trochę się pośpieszyliśmy z mówieniem, iż nigdy i nigdzie nie może być mowy o zmianach granic?
Przykro mi to mówić, ale jeżeli uważamy, iż wszystkie aneksje są nielegalne, to już się spóźniliśmy. Po pierwsze, aneksja terytorium Ukrainy już się dokonała w 2014 r. i adekwatnie świat się z tym pogodził w przypadku Krymu. Po drugie, nie twierdzę, iż zgoda na rosyjską aneksję to jedyne, co możemy zrobić. Mówię, iż potrzebujemy międzynarodowej kontroli administracyjnej wschodniej Ukrainy, za czym pójdą decyzje o samostanowieniu tych regionów. Coś na kształt Kosowa – gdzie zmieniliśmy granice. Wiem, iż to przerażająca wizja: musimy złamać reguły, by umożliwić pokój. Ale czasami tylko taki wybór jest adekwatny, wobec potwornej alternatywy, jaką byłaby wieczna wojna. To, co dzieje się dziś w Ukrainie, już jest globalną wojną przez pośredników – proxy war – a jeżeli włączą się Chiny i zaczną dozbrajać Rosję, będzie gorzej.
Uważa pan, iż zmuszenie czy nakłonienie Zełenskiego do przyjęcia pokoju jest lepszym rozwiązaniem niż dozbrajanie Ukrainy i nakładanie sankcji, by wpędzać Rosję w koszty i utrudniać jej prowadzenie wojny?
– Nie jest wcale wykluczone, iż podobne rozmowy cały czas potajemnie trwają, tylko nie mówi się o nich publicznie. Gdyby zaś sankcje działały, to już za pierwszym razem, gdy nakładaliśmy je na Rosję, powinny ją zniechęcić do agresji – a nic podobnego się nie stało. A kiedy mówi pan o militarnym zwiększaniu kosztów, to ryzykujemy nie tylko eskalację jądrową – którą wciąż uważam za dość hipotetyczną – ale i wciągnięcie Chin w wojnę, co wydaje się już mniej teoretyczne. Nie sądzę zatem, iż eskalacja może zadziałać i przynieść korzystne rozwiązanie. Jedynym moralnym wyjściem, najmniej brudnym ze wszystkich, są w tej sytuacji negocjacje.
Na ile możliwe jest w ogóle wstrzymanie amerykańskiej pomocy militarnej dla Ukrainy i parcie do negocjacji, skoro od administracji Bidena słyszymy, iż w tej chwili nie jest to preferowany scenariusz, w dodatku wiemy, iż chodzi o odstraszanie Chin w kontekście Tajwanu?
– Przede wszystkim stwierdzenie, iż Ukraińcy są zakładnikami rywalizacji chińsko-amerykańskiej, jest samo w sobie oburzające.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 11/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Prof. Samuel Moyn wykłada prawo i historię na Uniwersytecie Yale. Zajmuje się m.in. prawem międzynarodowym i prawami człowieka oraz historią idei i konfliktów zbrojnych. Jego ostatnia książka to „Humane: How the United States Abandoned Peace and Reinvented War” (Humanitarnie. Jak Stany Zjednoczone porzuciły pokój i wymyśliły wojnę na nowo).
Fot. Moyn Yale University