Z łodzi płynącej po Nerze dobiega śpiew. Słyszymy Szymona Srebrnika, żydowskiego ocaleńca, w przedwojennym nostalgicznym szlagierze Mały biały domek, którym umilał służbę strażnikom z obozu śmierci Kulmhof. Do powrotu we wrześniu 1978 roku namówił go Claude Lanzmann, reżyser monumentalnego, dziewięcioipółgodzinnego filmu Shoah (1985) o Zagładzie europejskich Żydów.

Ta pierwsza scena filmu otwiera niezabliźnioną ranę. Shoah wielokrotnie powraca do miejsc zbrodni – Lanzmann odnalazł je w obecnych granicach Polski lub tam, gdzie zastał świadków. Abrahama Bombę, fryzjera z obozu zagłady w Treblince, sfilmowano na przedmieściach Tel Awiwu. Akademiccy komentatorzy oglądali film przez pryzmat psychoanalizy – w jej świetle powtórzenia i powroty zanurzały świadków w historycznej traumie, objawiając zarazem widzom potworność Zagłady.
Czy 40 lat po premierze można spojrzeć na Shoah inaczej? Przyjrzymy się plenerom nieupamiętnionym instytucjonalnie oraz zaskakującej internetowej popularności materiałów niewykorzystanych przy montażu.
Powidoki Shoah
Wobec powojennego zacierania śladów Zagłady Lanzmann nazywa sfilmowane lokacje nie-miejscami pamięci, przestrzeniami, w których żywioł życia zatarł pamięć o masowej śmierci. W 2023 roku odwiedziłem wszystkie polskie plenery, przygotowując cykl zdjęć Refotografowanie Shoah Claude’a Lanzmanna. Uprzednio wielokrotnie oglądałem fragmenty filmu oraz materiały niewykorzystane (dwieście dwadzieścia godzin zdigitalizowanych nagrań udostępnia Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie). Następnie szukałem powidoków Shoah oraz tworzyłem wizualne notatki do potencjalnego obrazu o jego produkcji.
W Polsce ekipa realizowała zdjęcia w latach 1978 i 1979, odwiedzając przestrzenie upamiętnienia (np. były obóz Auschwitz-Birkenau, pomnik na miejscu komór gazowych w Treblince), otoczenie infrastruktury śmierci (podwórza we wsi Treblinka, Poniatowo i Wólka Okrąglik) oraz rejestrując malownicze krajobrazy na ostatniej drodze ofiar (rozebrany w 2008 roku most drogowo-kolejowy nad Bugiem w Małkini).
Dokumentalistyczne kadry z Warszawy posłużyły jako przebitki wywiadu z Franzem Grasslerem, asystentem Hansa Auerswalda, zarządcy dzielnicy żydowskiej, o filozofii stworzenia warszawskiego getta oraz jako ilustracja wspomnień żydowskich powstańców Simchy Rotema i Antka Cukiermana o ucieczce poza mur w 1943 roku. Po śmierci operatora Jimmy’ego Glasberga w styczniu 2023 roku do artykułu wspomnieniowego dołączono kilka fotografii ekipy z podróży po Polsce. Na jednej z nich Glasberg stoi za kamerą Eclair 16mm, na tle równo ułożonej sterty drewna. Rozpoznałem tu rampę kolejową w Sobiborze, przed obiektywem Lanzmann i tłumaczka Barbara Janicka rozmawiali z kolejarzem Janem Piwońskim, świadkiem budowy obozu. Te odnalezione zdjęcia pokazują też codzienność pracy filmowców.
Podążając śladami ekipy przekonałem się, iż wiele nieupamiętnionych w latach 70. XX wieku miejsc zagłady przekształcono w pomniki i/lub instytucje pamięci. Zamiast tartaków pojawiły się imponujące, modernistyczne upamiętnienia (Bełżec i Sobibór), zaś teren gminnej spółdzielni w Chełmnie przejęło muzeum. We wsi Treblinka rozebraną bocznicę kolejową, poczekalnię przed obozem śmierci, zaznaczono symbolicznym nasypem. Paradoksalnie gdy rozebrano tam linię kolejową nr 34 (z Małkini do Sokołowa Podlaskiego), sprzed budynku stacji zniknął niewyszukany, metalowy pomnik „Nigdy więcej Treblinki”.
We Włodawie nieopodal Sobiboru postacie wycięte z zardzewiałej blachy przypominają o ostatnim marszu włodawskich Żydów. Sam film również odcisnął się w pamięci mieszkańców. Nie udało mi się co prawda spotkać dorosłych rozmówców Lanzmanna, ale mieszkanka Treblinki w średnim wieku wyjaśniła mi, kogo sfilmowano na jej podwórku. Rozpłakała się na widok stopklatki na ekranie laptopa. Domyśliłem się, iż rozpoznała swoich nieżyjących już krewnych.

Napotykani ludzie znali Shoah i pomagali w realizacji zdjęć, udzielając cennych wskazówek. Inni zasłaniali się niepamięcią, twierdząc, iż nurt czasu zatarł tożsamość sfilmowanych. Gdy zadzwoniłem do syna świadka, aby potwierdzić zgodę na fotografowanie w opuszczonym obejściu, udzieloną mi zaocznie przez sąsiada, mój rozmówca zarzucił reżyserowi wykorzystanie ojca. Z tej przyczyny nie upubliczniam wykonanych wtedy zdjęć.
Na plakacie promocyjnym Shoah Henryk Gawkowski spogląda w przestrzeń, w tle widnieje tablica peronowa Treblinka. Emerytowany maszynista wychyla się z wynajętej do filmu wojennej lokomotywy Ty2. Takim parowozem przetaczał pociągi między stacjami w Małkini i w Treblince, skąd mniejsza jednostka wpychała wagony aż na rampę w oddalonym o kilka kilometrów obozie Treblinka II. Gawkowski to świadek przytłoczony przez przeszłość, szuka zapomnienia w alkoholu, ale z oddaniem wypełnia obietnicę daną reżyserowi.
Glasberg filmował tę scenę o krok od kolejarza, ponownie przeżywającego horror pomocnictwa w zbrodni. Zrozumiałem trud operatora, stojąc w kabinie Ty42 podczas manewrów w Jeleśni (śląskie): ograniczona przestrzeń, kołysanie się lokomotywy na nierównych torach oraz gorąco buchające z paleniska przy dorzucaniu węgla. Co ciekawe, parowozów nie wycofano jeszcze całkowicie ze służby, ale choćby na torach z Małkini regularny ruch obsługiwały również lokomotywy spalinowe, co widać w materiałach niewykorzystanych.

Unieważniony zarzut
Przed digitalizacją odrzutów z filmu filmoznawcy i historycy zapoznawali się z nimi w czytelni Muzeum Holokaustu. Teraz bezpłatnie możemy je pobrać i umieścić na stronie, w YouTube lub wykorzystać we własnym dziele filmowym.
Z dowolnością użycia przyszła swoboda interpretacji. Oderwane od filmu archiwalia służą internautom jako punkt wyjścia do dyskusji o rzeczywistości przedkamerowej. Miłośnicy kolei udostępniają sfilmowane manewry na stacji w Małkini, pasjonaci komunikacji miejskiej dyskutują o historii eksploatacji autobusów w Warszawie, a varsavianiści wspominają rozebrane budynki. Wyimki z trzydziestu godzin przebitek z krajobrazami i ruchem ulicznym powiązano z historią Zagłady dopiero podczas montażu.
Oprócz traumatycznych inscenizacji w Chełmnie czy we wnętrzu lokomotywy operatorzy nagrali wielogodzinny reportaż o Polsce pod koniec dekady Gierka, w tym z trudno dostępnych miejsc (dachów Hotelu Forum i biurowca Intraco, a także z tendra Ty2 na linii nr 34). Dzięki materiałom niewykorzystanym filmoznawcy zrekonstruowali powstawanie ikonicznych scen i porządku filmowania. Mimo iż monumentalna forma Shoah wydaje się archaiczna w dobie coraz krótszych okresów natężonej uwagi, wybór materiałów archiwalnych znalazł nową widownię na platformach cyfrowych.
Po ponad czterech dekadach z prowincji zniknęły wypasane krowy, konie i drób, linie kolejowe straciły na znaczeniu, rozebrano je lub poddano elektryfikacji. Tętniące niegdyś życiem miejsca w pobliżu nieupamiętnionych (chociaż lokalnie zapamiętanych) krajobrazów zbrodni wpisano w narracje upamiętnienia. Mieszkańcy Bełżca nie przechodzą tłumnie przez torowisko przy stacji, zorganizowane grupy pojawiają się raczej na parkingu muzeum. W polu kultury unieważniliśmy zarzut reżysera o niedostatecznej reprezentacji Zagłady w jej centrach.
Jednak oprócz obozów sfilmowano krajobrazy historycznie związane z Holokaustem, niemieszczące się w logice upamiętnienia: drogę z Chełmna do Lasu Rzuchowskiego (trasę przejazdu ciężarówek – komór gazowych), most na Bugu w Małkini lub lasy otaczające Sobibór. Nie przestały być nie-miejscami pamięci.

Film rozpoczyna się i kończy nad rzekami, odpowiednio nad Nerem i Bugiem. W pierwszej scenie naszym przewodnikiem jest ocaleniec, zaś tuż przed napisami końcowymi pociąg nadjeżdża w stronę widzów, co zapowiada erę bez ludzkich świadków. w tej chwili odczytujemy przeszłość z materialnych i kulturowych śladów, w tym z filmowego zapisu polskich krajobrazów.
**
Tomasz Łysak – kulturoznawca na Uniwersytecie Warszawskim, badacz reprezentacji Zagłady, kultury popularnej i mediów oraz fotograf.