Mają czołgi, bojowe wozy piechoty, moździerze i jedno główne zadanie – uprzykrzyć życie pododdziałom, które ćwiczą na poligonie w Drawsku. Od prawie roku żołnierze 1 Batalionu Zmechanizowanego z 2 Brygady w Złocieńcu pełnią funkcję stałych sił OPFOR w największym polskim ośrodku szkoleniowym. Do tej pory wcielili się w rolę przeciwnika podczas 11 różnych ćwiczeń.
Zadanie było trudne, żeby nie powiedzieć bardzo trudne. Czerwoni mieli zająć wzgórze opanowane przez przeciwnika. Niebiescy okopali się na szczycie i zboczu. Na pozycjach rozmieścili piechotę, ale też Rosomaki. – Krążyłem wśród chłopaków i widziałem, iż są trochę podenerwowani i jednocześnie mocno nakręceni, bo sytuacja przypominała trochę tę z piłkarskiego boiska. Tak jak polska reprezentacja może przegrać z każdym, byle nie z Rosją i Niemcami, tak nam nie wypadało polec w boju z siostrzaną 12 Brygadą – opowiada ppłk Sylwester Kołsutowicz, dowódca 1 Batalionu Zmechanizowanego 2 Brygady Zmechanizowanej ze Złocieńca. Po chwili rozległ się sygnał do ataku. Czerwoni ruszyli, w powietrzu skrzyżowały się wiązki laserów. Walka była zacięta. – Sam wówczas dałem się trochę ponieść emocjom. Przez chwilę mój BWP znalazł się na pierwszej linii. Ostatecznie obronę przeciwnika udało się przełamać – wspomina oficer. Żołnierze 1 Batalionu mogli poczuć satysfakcję, choć jak zaraz zastrzega ich dowódca, w tym starciu ostatecznie nie chodziło o to, kto wygra. – Naszym celem w takich przypadkach nie jest pobicie przeciwnika, ale unaocznienie pewnych niedociągnięć, które należy skorygować. W końcu to tylko ćwiczenia – podkreśla ppłk Kołsutowicz. Choć trzeba dodać, ćwiczenia prowadzone na zupełnie innych zasadach niż jeszcze dwa, trzy lata temu.
Gamer prawdę powie
Huk, dym, ślepa amunicja. Przeciwnik uderza w ściśle określonym miejscu i czasie, po czym – zgodnie ze scenariuszem – się cofa. To rozwój zdarzeń dobrze znany niemal każdemu żołnierzowi. Do niedawna rola tak zwanego OPFOR (z ang. opposing forces) sprowadzała się do asystowania ćwiczącym na poligonie. Przeciwnik pojawiał się, ale specjalnie zaszkodzić im nie mógł. Bo i w jaki sposób? Sytuacja zmieniła się w 2023 roku, kiedy to Wojsko Polskie zaczęło korzystać z systemu Gamer. To wyprodukowany przez szwedzkiego Saaba symulator pola walki. W dużym uproszczeniu składa się z nakładek na broń oraz czujników instalowanych na kamizelkach żołnierzy i pojazdach. Po naciśnięciu spustu karabin czy moździerz emitują laserową wiązkę, a jeżeli ta dosięgnie celu, czujnik sygnalizuje trafienie. – W Drawsku Pomorskim mamy kompleksowy system symulacji pola walki, który umożliwia szkolenie żołnierzy do szczebla batalionu – tłumaczy ppłk Maciej Szpak z Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko. Innymi słowy, z symulatora może jednocześnie korzystać ponad tysiąc żołnierzy. Do tego dochodzi przeszło sto pojazdów, w tym kołowe transportery opancerzone, bojowe wozy piechoty i czołgi. Podobne systemy, tyle iż mniej rozbudowane, są w ośrodkach szkoleniowych w Nowej Dębie, Żaganiu, Orzyszu i Wędrzynie. Tam z kolei z użyciem symulatorów może szkolić się kompania.
Ale to zaledwie pierwszy z elementów układanki. Skoro żołnierze dostali do dyspozycji nowoczesny system, trzeba im było zorganizować również godnego przeciwnika. Takiego, który walczy na serio: potrafi uderzyć znienacka, modyfikować taktykę i… zadawać straty. Przecież wraz z Gamerem minął czas strzelania wyłącznie ślepą amunicją. Teraz „rannych” i „zabitych” można policzyć, ruchy wojsk dokładnie przeanalizować. Słowem, można stworzyć na poligonie namiastkę realnego pola bitwy. Wtedy też narodził się pomysł wyznaczenia jednostki, która rolę OPFOR będzie odgrywała na stałe. Przynajmniej na największym polskim poligonie – w Drawsku Pomorskim. Wybór padł właśnie na 1 Batalion Zmechanizowany 2 Brygady ze Złocieńca.
Umowa o dzieło
Batalion nie wszedł co prawda w struktury Centrum Szkolenia Bojowego, ale pozostaje do jego dyspozycji. – Podczas planowania każdego ćwiczenia zbieramy dane od jednostki, która je zleca. Konstruujemy scenariusz i w razie potrzeby występujemy do dowódcy 2 Brygady Zmechanizowanej o wydzielenie odpowiednich sił – tłumaczy ppłk Szpak. Odbywa się to często. – Nasz batalion przez cały czas pozostaje w cyklu szkoleniowym. Przygotowując się do poszczególnych zadań, sięgamy po różnego typu autorskie rozwiązania. Musimy przecież działać tak, by w miarę możliwości zaskoczyć przeciwnika – podkreśla ppłk Kołsutowicz.
Ważne są również wnioski płynące z wojny w Ukrainie. – Staramy się na przykład stosunkowo wcześnie wyprowadzać żołnierzy z wozów bojowych. Piechota idzie przodem, BWP-y posuwają się za nią – tłumaczy por. Adam Figaszewski, dowódca jednej z kompanii 1 BZ. – Przy obecnym nasyceniu pola walki bronią przeciwpancerną zbyt długie pozostawanie desantu w pojeździe jest mocno ryzykowne. Jeden celny strzał mógłby pozbawić pluton jednej czwartej żołnierzy – dodaje. Oczywiście to zaledwie pierwszy z brzegu przykład. – Generalnie od swoich podwładnych oczekuję elastyczności. Stawiając zadanie, w pewnym sensie podpisuję z nimi umowę o dzieło. Czekam na efekt. Z reguły nie ingeruję w dobór środków, którymi zamierzają go osiągnąć – zaznacza ppłk Kołsutowicz. Podobna zasada obowiązuje na niższych szczeblach, choćby w relacjach między dowódcami kompanii i plutonów.
W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy żołnierze batalionu ze Złocieńca wcielali się w rolę OPFOR podczas jedenastu różnych ćwiczeń. Na poligon zwykle wyruszali w sile wzmocnionej kompanii, która składała się z różnego typu plutonów. Do dyspozycji mieli bojowe wozy piechoty, opancerzone pojazdy rozpoznawcze BRDM, 120-milimetrowe holowane moździerze, a choćby czołgi T-72. – Oczywiście można sobie wyobrazić nowocześniejszy sprzęt, ale nie to jest najważniejsze – przekonuje ppłk Kołsutowicz. – Moi żołnierze zdążyli poznać poligon niemal od podszewki. Wiedzą, jak się po nim poruszać, jak podejść przeciwnika, potrafią kreatywnie myśleć, znajdować optymalne w danej sytuacji rozwiązania. Są naprawdę trudnym przeciwnikiem, bez względu na to, kto staje naprzeciw nich – dodaje oficer. A dotychczas wojskowi ze Złocieńca mierzyli się różnymi zadaniami. – Stanowiliśmy OPFOR dla pododdziałów zmechanizowanych, pancernych, ale też 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, kiedy to musieliśmy zająć wskazany rejon i odeprzeć desant śmigłowcowy – wspomina ppłk Kołsutowicz. Na tym jednak nie koniec. – W czerwcu podczas ćwiczeń „Wilk ’24” wcieliliśmy się dla odmiany w rolę Blue Force, czyli Niebieskich. Na poligonie w Drawsku przeprawialiśmy się przez zbiornik Zły Łęg, kierowaliśmy też ogniem. Z jednej strony była to dla nas certyfikacja, która miała potwierdzić gotowość do dalszych działań, z drugiej zaś kolejna okazja do gromadzenia doświadczeń – zaznacza dowódca batalionu.
I jak przyznają żołnierze, czasem po prostu warto stanąć po drugiej stronie. Wejść w buty potencjalnego przeciwnika, spojrzeć na pole walki jego oczami...
Wojna w ramach
Wiadomo już, iż laserowe symulatory pozwoliły w istotnym stopniu przeobrazić poligon w pole bitwy. Nie jest jednak tak, iż ćwiczenia stały się niekontrolowanym starciem dwóch przeciwników, którzy na równych zasadach biją się o zwycięstwo. – Czerwoni przez cały czas operują, w pewnych ramach, określonych scenariuszem. Ich działania są podporządkowane celom szkoleniowym. Mają oni jednak większą swobodę niż kiedykolwiek wcześniej – mówi ppłk Szpak. Jak to wygląda w praktyce? – Ćwiczenia zostają podzielone na kilka etapów. Dowództwo OPFOR jest poinformowane o tym, co będą robili Niebiescy i dostaje konkretne zadania, np. opanować w określonym czasie wskazaną rubież czy obszar. Ale sposób, w jaki Czerwoni to zrobią, pozostaje w ich gestii – wyjaśnia ppłk Szpak. Mówiąc obrazowo, szturm może się rozpocząć za godzinę, ale może też za dwie. Siły OPFOR same wybiorą także sposób, w jaki przeprowadzą atak. Zdecydują, jakich środków użyć i czy lepiej szturmować frontalnie, czy może małymi grupkami przenikać przez linie Niebieskich i krok po kroku niszczyć ich pojazdy. Grunt to zmieścić się w czasie wyznaczonym przez kierownictwo ćwiczeń i operować na wskazanym przez nie obszarze. A co jeszcze ważniejsze – napsuć jak najwięcej krwi Niebieskim. Efekty będą widoczne gołym okiem. Gamer czarno na białym wykaże, ilu żołnierzy po obydwu stronach „zginie”, ilu zostanie „rannych”, jak wiele pojazdów zostanie wyeliminowanych z rozgrywki. – Zawsze staramy się zadać przeciwnikowi jak najcięższe straty i jednocześnie ograniczyć własne – podkreśla ppłk Kołsutowicz.
Sytuację przez cały czas monitorują przedstawiciele kierownictwa ćwiczeń i działający w ich imieniu rozjemcy. Po zamknięciu jednego z etapów strony przechodzą do kolejnego. I tak, jeżeli na przykład w pierwszej fazie Czerwoni atakowali, to teraz mogą się bronić. Chodzi o to, by ćwiczący przeszli przez wszystkie zaplanowane wcześniej epizody, a potem szczegółowo przeanalizowali, co się powiodło, co zaś wymaga korekty. – Jako autorzy scenariusza śledzimy całą rozgrywkę na bieżąco. Obserwujemy ruchy wojsk i sposób realizacji poszczególnych zadań. Dzięki systemowi możemy całe ćwiczenia rozbić niemal na atomy. Prześledzić nie tylko działania kompanii, ale choćby pojedynczego żołnierza – wyjaśnia ppłk Szpak. Potem nagrania zostają udostępnione dowódcom różnych szczebli, którzy działali po każdej ze stron. – To fantastyczny materiał do analizy. System potrafi wychwycić choćby najdrobniejszy błąd – przyznaje por. Figaszewski.
W podobnym tonie wypowiada się mjr Tomasz Drążkiewicz, zastępca dowódcy jednego z batalionów 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. W listopadzie jego podwładni mieli okazję zmierzyć się z pododdziałami 2 Batalionu Zmechanizowanego przy okazji ćwiczeń „Jaguar ’24”. – Świetna sprawa – komentuje krótko. – Nie walczymy z powietrzem, ale z realnym przeciwnikiem, który w dodatku znakomicie zna teren. Aby zniwelować tę przewagę, musieliśmy odpowiednio wcześnie zacząć przygotowania do walki. Z wyprzedzeniem przeprowadzić rekonesans, zlustrować wszystkie drogi, ścieżki, pagórki. Pierwsze starcie było przede wszystkim testem naszych pododdziałów rozpoznawczych. A potem mieliśmy już namiastkę prawdziwej wojny. Takiego sprawdzianu nie sposób przecenić – podsumowuje oficer.
O korzyściach mówi też ppłk Kołsutowicz. – Na poligon jeździmy adekwatnie na okrągło. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to nieskromnie, ale dzięki temu mam zaszczyt dowodzić najlepiej wyszkolonym batalionem w wojskach lądowych! – podsumowuje.