Nowe etykiety na miodzie od 2026 roku. Zapłacimy więcej

dailyblitz.de 3 godzin temu

Od czerwca 2026 roku wszystkie słoiki miodu na unijnym rynku – także w Polsce – będą musiały posiadać nowy, bardziej szczegółowy system etykietowania, wynikający z przyjętej dyrektywy UE. Na etykietach pojawią się dokładne informacje o krajach pochodzenia miodu, przedstawione w kolejności malejącej udziału wagowego, wraz z procentowym wskazaniem każdego składnika. Celem tej zmiany jest zwiększenie transparentności handlu miodem oraz lepsza ochrona konsumentów przed fałszywymi lub ogólnikowymi oznaczeniami typu „mieszanka miodów z UE i spoza UE”.

Chociaż Polska Izba Miodu (PIM) przyznaje, iż kierunek zmian jest słuszny, to jednocześnie ostrzega przed chaosem informacyjnym i wzrostem kosztów dla legalnie działających producentów. Nowe przepisy mogą zdezorientować konsumentów i dodatkowo utrudnić walkę z nielegalnym handlem miodem, który już dziś funkcjonuje niemal bez nadzoru.

Mieszanki, które wprowadzą zamieszanie

W okresie przejściowym – od dzisiaj aż do czerwca 2026 roku – na rynku będą funkcjonowały aż cztery różne rodzaje oznaczeń miodu, co może utrudnić klientom ocenę jakości produktu. Obecna sytuacja wygląda następująco:

  • Miody importowane przez cały czas mogą być oznaczane jako „mieszanka miodów z UE i spoza UE” – bardzo ogólnie.
  • Polscy producenci, od 18 kwietnia 2024 r., mają obowiązek wskazywać konkretne kraje pochodzenia, np. „miód z Polski”, „mieszanka miodów z Polski i Węgier”.
  • Produkty wprowadzone do obrotu przed 18 kwietnia 2024 r. mogą być sprzedawane aż do 18 kwietnia 2026 r. choćby z poprzednimi etykietami.
  • Od czerwca 2026 r. każda etykieta będzie musiała zawierać również dokładne dane procentowe dotyczące państw pochodzenia składników.

Oznacza to, iż jeszcze przez blisko rok konsument będzie miał do czynienia z różnymi modelami etykiet, co – jak przyznaje sam PIM – może utrudnić świadome wybory zakupowe, zamiast je ułatwić.

Procenty, które trudno zweryfikować

Choć nowe regulacje mają służyć uczciwości i walce z fałszerstwami, eksperci pytają: jak sprawdzić prawdziwość informacji zawartych na etykiecie? W praktyce podanie, iż w słoiku znajduje się np. 42% miodu z Ukrainy, 36% z Węgier i 22% z Polski, będzie niemal niemożliwe do jednoznacznego zweryfikowania przy pomocy w tej chwili dostępnych metod laboratoryjnych.

Dyrektywa unijna przewiduje co prawda rozwój nowoczesnych technologii kontroli, takich jak:

  • spektroskopia,
  • analiza izotopowa stabilnych pierwiastków,
  • chemometria,
  • analiza pyłkowa.

Jednak, jak podkreśla dr hab. inż. Joanna Katarzyna Banach, prof. UWM w Olsztynie, analiza DNA, która bywa skuteczna w przypadku innych produktów żywnościowych, nie nadaje się do badania miodu. – Metody molekularne są zbyt wrażliwe na czynniki takie jak obecność pyłku, sposób przetwarzania miodu czy wybór techniki ekstrakcji DNA – wyjaśnia ekspertka. – W obecnym stanie wiedzy nie spełniają wymagań urzędowej kontroli jakości, co czyni je nieprzydatnymi w praktyce laboratoryjnej.

Koszty, które uderzą w producentów

Wdrożenie nowych wymagań oznacza poważne inwestycje dla firm konfekcjonujących miód. Według szacunków Polskiej Izby Miodu, zmiana oznaczeń będzie kosztowna, ponieważ obejmie m.in.:

  • zakup nowych drukarek przemysłowych,
  • modernizację linii produkcyjnych,
  • przeprojektowanie grafiki etykiet,
  • aktualizację oprogramowania i systemów informatycznych.

Dla większych producentów to wydatek liczony w setkach tysięcy złotych. Dla mniejszych – może to oznaczać konieczność ograniczenia działalności lub rezygnację z produkcji. Tymczasem – jak zauważa Przemysław Rujna z PIM – na rynku działa równolegle szara strefa, która nie ponosi takich kosztów.

Problem nielegalnego handlu miodem

W ocenie Polskiej Izby Miodu, jednym z największych zagrożeń dla uczciwych producentów jest rozwój nielegalnego handlu miodem, szczególnie:

  • na bazarach,
  • przy drogach krajowych,
  • w sprzedaży internetowej bez rejestracji działalności.

W takich przypadkach często brak jest jakiejkolwiek etykiety, daty przydatności, czy choćby podstawowej informacji o pochodzeniu. – Legalni producenci są pod ciągłą kontrolą i inwestują w spełnianie wymogów, podczas gdy czarny rynek rozwija się niemal bezkarnie – podkreśla Przemysław Rujna. To nie tylko problem gospodarczy, ale również zagrożenie dla bezpieczeństwa konsumentów, którzy mogą być nieświadomi, co naprawdę kupują.

Perspektywa: nadzieja czy obawa?

Choć unijna reforma etykietowania miodu zakłada wzrost przejrzystości i walkę z nieuczciwymi praktykami, w praktyce może okazać się regulacją kosztowną, trudną w egzekwowaniu i nie zawsze czytelną dla przeciętnego konsumenta. Eksperci podkreślają, iż bez skutecznej kontroli i ograniczenia szarej strefy, nowe przepisy mogą stać się jedynie ciężarem dla legalnych producentów, a nie realnym narzędziem ochrony rynku.

Przemysław Rujna zwraca uwagę, iż środowisko pszczelarskie oczekuje od rządu rozsądnego projektu krajowej ustawy, która będzie uwzględniać możliwości organizacyjne branży. Na razie jednak, mimo upływu czasu, ustawa implementująca unijną dyrektywę nie została jeszcze opublikowana, a producenci nie wiedzą, jak przygotować się na nadchodzące zmiany.

W obliczu rosnących kosztów produkcji, trudno uniknąć pytania: czy za przejrzystość na etykiecie nie zapłacimy po prostu wyższą ceną za słoik miodu?

Continued here:
Nowe etykiety na miodzie od 2026 roku. Zapłacimy więcej

Idź do oryginalnego materiału