Z europejskiego strażnika granic Frontex może stać się częścią systemu obrony powietrznej Unii. Bruksela rozważa przyznanie mu nowych kompetencji – tym razem w zakresie ochrony przed dronami i infrastruktury krytycznej.
Wydarzenia w Monachium stały się impulsem do nowej dyskusji o bezpieczeństwie. Gdy w połowie września ministrowie spraw wewnętrznych państw UE spotkali się w stolicy Bawarii na tzw. „twardym szczycie migracyjnym”, nikt nie spodziewał się, iż głównym tematem rozmów okaże się… obrona powietrzna.
W przestrzeni publicznej pojawiają się głosy, iż w ciągu zaledwie doby dwa incydenty z udziałem dronów sparaliżowały ruch lotniczy w Monachium, dotykając ponad 6,5 tys. pasażerów. Zdarzenia te unaoczniły skalę nowego zagrożenia – nielegalnych lotów bezzałogowych, które mogą nie tylko zakłócić transport, ale i zagrozić bezpieczeństwu infrastruktury krytycznej.
To właśnie w tym kontekście unijny komisarz ds. migracji Magnus Brunner zasugerował możliwość rozszerzenia mandatu Fronteksu o zadania związane z obroną przed dronami. Jego słowa, wypowiedziane u boku niemieckiego ministra spraw wewnętrznych Alexandra Dobrindta, odbiły się szerokim echem wśród europejskich decydentów.
Od ochrony granic do bezpieczeństwa powietrznego
Brunner przyznał, iż temat dronów pojawił się w unijnej strategii bezpieczeństwa wewnętrznego już rok temu, ale dopiero ostatnie wydarzenia zmieniły dynamikę rozmów. Komisja Europejska zapowiedziała bowiem przekierowanie części środków z programów granicznych na technologie nadzoru i zwalczania dronów.
W praktyce mogłoby to oznaczać, iż Frontex – dotąd skoncentrowany na ochronie granic zewnętrznych i operacjach migracyjnych – uzyska nowe, defensywne kompetencje. Brunner ujawnił, iż 150 mln euro zostało już przeznaczone na inwestycje w technologię dronów, a kolejne 250 mln euro z Funduszu Zarządzania Granicami ma trafić „konkretnie na systemy wykrywania, neutralizacji i koordynacji transgranicznej”.
Deklaracja ta wpisuje się w szerszy trend europejskiej militaryzacji infrastruktury cywilnej, w której granica między ochroną a obroną staje się coraz bardziej płynna. jeżeli lotniska czy porty mają być uznane za obiekty strategiczne, logiczne wydaje się włączenie Fronteksu w system ich ochrony. Pytanie jednak, czy taka zmiana nie doprowadzi do zatarcia różnicy między agencją cywilną a militarną.
Frontex jako nowy filar bezpieczeństwa UE
Brunner zasugerował, iż ochrona lotnisk powinna stać się „częścią przyszłych zadań Fronteksu”. W jego ocenie infrastruktura krytyczna, obejmująca także systemy transportowe i energetyczne, wymaga zintegrowanego podejścia. „Środki te mogą być również szerzej wykorzystywane” – podkreślił.
Taka wizja Fronteksu oznaczałaby zasadnicze przekształcenie jego roli. Dotąd agencja była kojarzona z zarządzaniem granicami i wspieraniem operacji związanych z migracją. Teraz może stać się narzędziem unijnej strategii obronnej – czymś na kształt „cywilno-wojskowego strażnika granic i nieba”.
Z politycznego punktu widzenia, wpisuje się to w deklaracje przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która już wcześniej zapowiedziała reformę Fronteksu i „wzmocnienie jego roli w zarządzaniu powrotami”. Choć jej zapowiedź dotyczyła głównie migracji, nowa interpretacja mandatu sugeruje o wiele szersze ambicje – w tym potencjalne włączenie agencji w architekturę europejskiej obrony powietrznej.
Ryzyko rozmycia mandatu i prawne ograniczenia
Pomysł rozszerzenia kompetencji Fronteksu spotyka się jednak z rosnącą ostrożnością części państw członkowskich. Według notatki Rady UE dyskusje nad przyszłością agencji są już zaawansowane. Niektóre stolice rozważają przyznanie Fronteksowi uprawnień do organizowania transferów migrantów między krajami spoza UE, co w tej chwili nie jest dopuszczalne.
Te pomysły rodzą jednak pytania o zgodność z obowiązującymi aktami unijnymi i zasadą proporcjonalności. Czy agencja, której pierwotnym celem było wsparcie kontroli granic, może jednocześnie realizować zadania z zakresu obrony powietrznej? Jakie będą mechanizmy nadzoru demokratycznego nad jej nowymi kompetencjami?
Rozszerzenie mandatu Fronteksu może wymagać zmiany jego aktu założycielskiego i przyjęcia nowych przepisów dotyczących współpracy między cywilnymi a wojskowymi strukturami bezpieczeństwa. Bruksela musi więc odpowiedzieć nie tylko na pytanie, czy takie rozszerzenie jest potrzebne, ale także jak zagwarantować, by nie naruszało ono ram prawnych Unii.
Obrona granic czy kontrola obywateli?
Włączenie Fronteksu w system obrony przed dronami ma potencjał wzmocnienia bezpieczeństwa, ale też rodzi obawy dotyczące ochrony praw podstawowych. Technologie wykrywania i neutralizacji bezzałogowców często wymagają monitorowania sygnałów radiowych, obrazu czy danych lokalizacyjnych, co może prowadzić do nadmiernej inwigilacji.
Z perspektywy Karty praw podstawowych UE najważniejsze będzie zapewnienie, iż środki wykorzystywane przez Frontex będą proporcjonalne do zagrożenia i nie będą nadużywane w sposób naruszający prywatność obywateli. Dron może być narzędziem bezpieczeństwa – ale i symbolem nadzoru.
Przeciwnicy rozszerzenia mandatu ostrzegają przed efektem domina: jeżeli Frontex otrzyma uprawnienia w zakresie obrony powietrznej, kolejnym krokiem może być jego udział w operacjach wewnętrznych, co byłoby sprzeczne z cywilnym charakterem agencji.
Strategiczny moment dla Unii
Rada ds. Wewnętrznych ma powrócić do kwestii mandatu Fronteksu 14 października, podczas debaty poświęconej bezpieczeństwu granic i ochronie infrastruktury. Będzie to najważniejsze posiedzenie przed planowanym na przyszły rok przeglądem mandatu agencji.
Nowa rola Fronteksu – jeżeli zostanie przyjęta – mogłaby uczynić z niego instrument europejskiej odporności na zagrożenia hybrydowe, ale także przekształcić w strukturę o znacznie większym wpływie na politykę bezpieczeństwa wewnętrznego. W tym sensie decyzja o jego przyszłości stanie się testem nie tylko dla Brukseli, ale dla całej Unii – na ile jest gotowa pogodzić bezpieczeństwo z wolnością.