Ogniem i dynamitem

polska-zbrojna.pl 1 miesiąc temu

„Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów” – brzmiał rozkaz Heinricha Himmlera z 9 października 1944 roku. Ten plan nie miał żadnego militarnego uzasadnienia. Został podyktowany wyłącznie ideologią i pragnieniem zemsty. Po klęsce powstania Niemcy zaangażowali ogromne siły w wyburzanie lewobrzeżnych dzielnic Warszawy. Efekt? W gruzach legło 84% budynków.

Kolumna Zygmunta obalona pociskiem niemieckiego czołgu w nocy z 1 na 2 września 1944 r.

Niemiecki stosunek do Warszawy był przedziwną mieszaniną nienawiści i strachu. Hans Frank, który z nadania Hitlera stanął na czele Generalnego Gubernatorstwa, marionetkowego parapaństwa utworzonego z części ziem polskich, w swoich dziennikach określił to miasto mianem ogniska zamętu i źródła wszelkiego zła. „Gdybyśmy nie mieli Warszawy, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć” – pisał. Dlatego właśnie jeszcze w początkach okupacji Niemcy ogłosili projekt, który miał przetrącić metropolii kręgosłup. Tak zwany Plan Pabsta z lutego 1940 roku zakładał, iż Warszawa zostanie okrojona do rozmiarów 130-tysięcznego miasteczka, zamieszkiwanego przez niemiecką elitę i niewielką liczbę polskich niewolników. Zanim jednak projekt nabrał kształtów, Pabsta dosięgły kule konspiratorów z Armii Krajowej. Warszawa, choć poraniona podczas wojny obronnej 1939 roku, a potem powstania w żydowskim getcie, trwała. Ponowną szansę na jej unicestwienie Niemcy dostrzegli dopiero w powstaniu warszawskim.

REKLAMA

Komu smoking, komu suknię

„Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historii, jest jednak błogosławieństwem. W pięć–sześć tygodni pokonamy Polaków, a wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu, zostanie starta w pył” – perorował Heinrich Himmler w pierwszych godzinach po wybuchu walk. Hitler słuchał go uważnie i kiwał głową. niedługo z berlińskiej Kancelarii Rzeszy popłynął rozkaz: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma zostać zrównana z ziemią i w ten sposób stać się zastraszającym przykładem dla całej Europy”.

Powstanie trwało dwa miesiące. Niemcy wykazali się podczas niego rzadko spotykanym barbarzyństwem. Co prawda po odniesionym zwycięstwie zgodzili się uznać żołnierzy Armii Krajowej za jeńców wojennych i odstąpić od represjonowania mieszkańców, ale jak się niedługo okazało do ustaleń tych podchodzili bardzo swobodnie. Nie zamierzali też rezygnować z planów zniszczenia miasta. 9 października 1944 roku Himmler wydał stosowne zarządzenie: „Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pozostawić jedynie urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznych”.

Niemieckie Brandkommando podpalające warszawską kamienicę.

Plan niszczenia Warszawy został podzielony na kilka etapów. Zyskał choćby swój akronim – ARLZ, który pochodził od niemieckich słów Auflockerung, Räumung, Ladung, Zerstörung. W tłumaczeniu na polski oznaczają one rozproszenie, oczyszczenie, załadowanie i zniszczenie. Samą operację nadzorował Paul Otto Geibel, dowódca SS i Policji na dystrykt warszawski. Pierwszym jej akordem stała się masowa grabież. Muzea, fabryki, składy żywności czy prywatne mieszkania były systematycznie ograbiane ze wszystkiego, co mogło stanowić jakąkolwiek wartość. Pierwszym beneficjentem kradzionych dóbr miał zostać Wehrmacht. Wszelkie przydatne dla armii łupy należało odsyłać do departamentu zaopatrzenia 9 Armii. Reszta powinna była przypaść innym instytucjom Rzeszy – zarówno tym cywilnym, jak i policyjnym. „Listy określające, kto ma prawo do jakich łupów, były niezwykle drobiazgowe – zauważa Alexandra Richie, brytyjska historyk, autorka książki na temat powstania. – Wszystkie wyroby skórzane miał przejąć Greiser [gauleiter Kraju Warty – przyp. red.]. Guma miała trafić do fabryki w Poznaniu. Mydło należało wysłać do niemieckich robotników budowlanych, niewielką część można było przeznaczyć „na podarek gwiazdkowy dla niemieckich kobiet, których małżonkowie są na froncie”. Parafina i świece miały zostać wysłane dla budujących barykady, żelazo i niektóre maszyny miało przejąć Ministerstwo Rolnictwa. O losie reszty miał zdecydować Himmler, tak samo jak o metalach kolorowych, drutach, kablach, sprzęcie elektrycznym, piecach, tkaninach, sznurach, papierze...” – wylicza historyk.

Jednak mimo precyzyjnych dyrektyw, pomiędzy instytucjami dochodziło do nieustannych tarć. Do oczu skakali też sobie nazistowcy dygnitarze, którzy przy okazji wielkiego rabunku mniej lub bardziej otwarcie napychali także własne kieszenie. Alexandra Richie: „Reinefartha zbesztano, kiedy jego jednostki ukradły 225 fragmentów tkaniny, pięć metrów zamszu, kołdry, ręczniki, 50 sukni balowych, 102 smokingi i 60 dywanów. […] Albert Speer napisał do Hitlera, prosząc o pomoc w odzyskaniu jego własności”. Ten sam Reinefarth, być może chcąc załagodzić sytuację, postanowił podarować Himmlerowi dwa worki jakościowej chińskiej herbaty. Ale to drobiazg w porównaniu z masowymi kradzieżami dzieł sztuki...

W ciągu niespełna tygodnia od rozkazu Himmlera, Niemcy wypełnili wszelkimi dobrami blisko 25 tys. kolejowych wagonów. Rabunek miał jeszcze trwać przez kilka tygodni, tymczasem po ulicach opustoszałego miasta krążyły już Technische Nothilfe (NT) – oddziały saperskie policji, które miały się zająć systematycznym wyburzaniem zabudowy.

Rynek Starego Miasta w płomieniach powstańczych walk, sierpień 1944.

Jak ratowano „Krzyżaków”

Siłami NT dowodził Willy Schmelcher. Pod jego komendę oddane zostały trzy zgrupowania, które działały przede wszystkim w Śródmieściu, na Woli oraz Żoliborzu. Niszczenie kolejnych kwartałów odbywało się według ściśle określonego scenariusza. Najpierw do akcji wkraczało Brandkommando. Składało się z saperów wyposażonych w miotacze ognia. Wypalali oni wnętrza budynków, które następnie były wysadzane w powietrze przez członków Sprengkommando. Jednocześnie po ulicach miasta przetaczały się czołgi, celowo niszcząc tory tramwajowe i kolejowe, przewracając słupy trakcyjne, rozrywając linie energetyczne, ale nie tylko. Jeden z pojazdów na przykład przejechał po tablicy na Grobie Nieznanego Żołnierza. Niemcy szczególnie dużą wagę przykładali do obracania w perzynę obiektów użyteczności publicznej i zabytków – zwłaszcza budowli o dużym znaczeniu symbolicznym. W czasie akcji ARLZ zniszczone zostały: Pałac Saski i Pałac Brühla, Dworzec Główny i Stacja Filtrów, pomnik księcia Józefa Poniatowskiego i Kolumna Zygmunta, warszawska katedra i szereg śródmiejskich kościołów. Wraz z siedzibą Biblioteki Ordynacji Krasińskich przy Okólniku ogień strawił m.in. 100 tys. starodruków i 50 tys. rękopisów, z dymem poszły niemal cały zasób Archiwum Akt Nowych i wszystkie dokumenty przechowywane w Archiwum Miejskim. Policyjne kommanda w swojej gorliwości od czasu do czasu działały nawet... wbrew interesom Wehrmachtu. Przy okazji wyburzania kolejnych budynków, mimowolnie odsłaniały pozycje pododdziałów, które sposobiły się do walki ze stojącymi za Wisłą Sowietami. Jak zauważa historyk Marek Getter, przybliżona suma gruzów narosłych wskutek walk, ale przede wszystkim późniejszej pracy zespołów niszczycielskich, oszacowana została na 20 mln m3.

Straty były niebotyczne. Tymczasem ich lista mogła okazać się jeszcze dłuższa. Niemcy na przykład przygotowali do wysadzenia pałacu w Łazienkach i Belwederu, szczęśliwie jednak nie zdążyli wywołać detonacji. Zabrakło im czasu, bo musieli ewakuować się przed nadciągającą Armią Czerwoną. Sporo bezcennych dóbr kultury udało się również uratować dzięki szaleńczej determinacji dr. Stanisława Lorentza, dyrektora Muzeum Narodowego i grupki jego współpracowników. W listopadzie 1944 roku dzięki podstępowi i sowitym łapówkom udało im się uzyskać od Niemców zgodę na wjazd do demolowanego miasta. Przez dwa tygodnie bibliotekarze, archiwiści i muzealnicy zabezpieczali, ukrywali i wywozili z lewobrzeżnej Warszawy artefakty, które zdołały uniknąć hekatomby. „Działo się to w niesamowitej scenerii ruin, często pod ostrzałem artylerii, w cichym, ale stałym wyścigu z postępującym z dnia na dzień zniszczeniem” – pisał Władysław Bartoszewski, autor wojennej i okupacyjnej kroniki Warszawy. W ten sposób ocalone zostały chociażby „Kronika” Galla Anonima z odręcznymi notatkami Jana Długosza, czy rękopis „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza.

Płonące domy przy ul. Marszałkowskiej.

Akcja ARLZ trwała do początków stycznia 1945 roku. Zakończyła się dopiero wraz z sowiecka ofensywą. W ciągu trzech miesięcy Niemcy zniszczyli 30% zabudowy w lewobrzeżnej części miasta. A jeżeli dodać do tego straty powstałe podczas obydwu powstań – warszawskiego i zrywu w getcie oraz wojny obronnej 1939 roku, wskaźnik ten wzrasta do 84%. Żadne inne miasto na świecie nie doznało podczas II wojny tak kolosalnych strat. W raporcie stworzonym w czasach, kiedy miastem zarządzał Lech Kaczyński, ich wartość została oszacowana na 45,3 mld dolarów.

W totalnie zdemolowanych dzielnicach pozostało ledwie około tysiąca mieszkańców. Koczowali wśród ruin, usiłując przetrwać ciężką zimę. Brytyjski historyk Norman Davies przywołuje świadectwo młodej kobiety, agentki Armii Krajowej w szeregach NKWD, która w styczniu 1945 roku, wraz z sowieckimi oddziałami wkroczyła do miasta: „[W powietrzu] Unosił się zapach gruzu i dymu połączonego z trupią wonią. Ja już nigdy nie spotkałam takiego zapachu choćby w gruzach. I bardzo mało ludzi, ale wychodzili z zakamarków ci, co zostali. Jacyś straszni, takie cienie. Ja nie podchodziłam, nie rozmawiałam z nimi. Szłam jak automat […] wszędzie były ruiny i trudno się było orientować”.

Warszawa w styczniu 1945. Widok na Kanonię i Rynek na Starym Mieście.

To, co widziała, było pokłosiem czystego szaleństwa. Alexandra Richie podkreśla, iż za wyburzeniem Warszawy nie przemawiał żaden argument natury militarnej. W realizację projektu Niemcy musieli zaangażować rzesze ludzi i sprzęt, które każdy rozsądnie myślący człowiek skierowałby gdzie indziej. Przecież na dniach czekała ich kolejna odsłona morderczej batalii z Sowietami. A jednak kolejny już raz ważniejsza okazała się podyktowana ideologią wola Hitlera. Tyle iż plan się nie powiódł. Warszawa, choć straszliwie okaleczona, mozolnie wracała do życia.


Podczas pisania korzystałem z: Norman Davies, Powstanie '44, Kraków 2008; Marek Getter, Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim, „Biuletyn IPN” 8-9 (43-44), sierpień-wrzesień 2004; Straty wojenne Warszawy 1939-1945. Raport opracowany przez Zespół Doradców Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy, 2004; Alexandra Richie, Warszawa 1944. Tragiczne powstanie, Warszawa 2013; Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, Kraków 2008.

Łukasz Zalesiński
Idź do oryginalnego materiału