Ależ tam się pali…
Dziś około 2.00 w nocy Ukraińcy zaatakowali port wojenny w Sewastopolu na okupowanym Krymie. Ze szczątkowych informacji wynika, iż atak miał charakter kombinowany – uderzenia dokonano z powietrza i z morza. Sami rosjanie mówią o 10 pociskach manewrujących oraz trzech morskich dronach kamikadze. Jak przekonują, wszystkie kutry zostały zatopione, zestrzelono również siedem rakiet. Kłamią-nie kłamią, faktem jest, iż w porcie doszło do co najmniej dziesięciu potężnych eksplozji (niektóre rzeczywiście mogły mieć charakter wtórny) i ogromnego pożaru. Globalny system nadzoru FIRMS – w czasie rzeczywistym rejestrujący ogniska pożarów na Ziemi dzięki satelitów – precyzyjnie określa skalę dramatu. Nad ranem ściana ognia miała około kilometra szerokości, głębokość pożarowiska dochodziła do 300 metrów. Docierające z Krymu zdjęcia i filmiki przedstawiają iście apokaliptyczny widok, choć dla porządku warto odnotować, iż są pośród (pro)rosyjskich aktywistów medialnych i tacy, którzy przekonają, iż „niebo nad Sewastopolem pozostaje błękitne”. I wrzucają sielankowe obrazki nadmorskiego poranka. Cóż…
Co istotne, w ataku – najprawdopodobniej na skutek bezpośrednich trafień – ucierpiały dwa okręty wojenne floty czarnomorskiej. Jeden desantowiec typu Ropucha (zbudowany niegdyś w PRL) oraz – co jest dla rosjan szczególnie dotkliwą stratą – okręt podwodny typu Kilo. Obie jednostki stały w suchym doku, gdzie przechodziły naprawy. Nie ma jasności, jaki jest zakres poczynionych zniszczeń – rosjanie oficjalnie przyznają, iż okręty zostały „uszkodzone”. Mówią też o dwóch zabitych i 26 rannych – wszyscy mają być pracownikami stoczni remontowej Sewmorzawod im. Sergo Ordżonikidze. Strat wśród personelu wojskowego rzekomo nie odnotowano.
Nie wiadomo, jakiego rodzaju rakiet użyli Ukraińcy. Możliwości jest kilka: mogły to być wystrzelone z samolotów brytyjskie storm shadowy, odpalone z wyrzutni naziemnych amerykańskie harpoony lub zmodyfikowane (o wydłużonym zasięgu) ukraińskie neptuny. Możliwy rzecz jasna jest scenariusz ataku mieszanego, nie sposób wykluczyć, iż Ukraińcy pozyskali (bądź sami opracowali i wdrożyli) jeszcze inny system uzbrojenia.
Nocne uderzenie to ciąg dalszy wcześniejszych akcji, ich swoiste zwieńczenie. Przypomnijmy, pod koniec sierpnia Ukraińcy zdemolowali rosyjską obronę przeciwlotniczą w zachodniej części półwyspu. W ataku rakietowym, po którym nastąpił rajd komandosów, zniszczono kilka wyrzutni S-400 oraz współpracujący z nimi radar (w Ołeniwce). Potem (a może równolegle; tu nie ma jasności, w każdym razie informacje na ten temat ujawniono przedwczoraj), ukraińscy specjalsi przejęli platformy wiertnicze u wybrzeży Krymu, gdzie rosjanie rozlokowali dodatkowe urządzenia obserwacyjne. Tak oślepiono okupantów.
Jaki jest cel tego typu operacji? Ukraińcom chodzi o wygonienie rosyjskiej floty z okupowanego półwyspu. W pewnej mierze już dawno się to udało – duża część czarnomorskiego zgrupowania przeniesiona została do portu w Noworosyjsku (w kraju krasnodarskim), jednak rozbudowane zaplecze techniczne i remontowe wciąż trzyma moskali w Sewastopolu. Na zdjęciach satelitarnych sprzed kilku dni widać co najmniej 10 dużych jednostek morskich cumujących w sewastopolskim porcie. Trwanie tam to rzecz jasna również kwestia propagandowa – rosjanie nie mogą tak po prostu zwiać, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę fiksacje władimira putina. Sewastopol to perła w koronie jego imperialnych zdobyczy, co skądinąd musi oznaczać, iż dzisiejszy atak to wyjątkowo siarczysty policzek wymierzony carowi. Tym boleśniejszy, iż przytrafia się akurat w momencie, kiedy kremlowski satrapa pręży muskuły przed innym pariasem światowej polityki – Kim Dzong Unem. Przekonuje go, iż choć rosja potrzebuje koreańskiej pomocy, to i tak pozostaje silnym graczem, z którym nie warto zadzierać. Paradoksalnie, Ukraińcy mogli dziś dodać Kimowi większej pewności siebie w jego zabiegach o „właściwe” odwdzięczenie się Moskwy za dostawy koreańskiej amunicji.
Ale wróćmy na Krym. Już słychać dezawuujące opinie, rozsiewane przez (pro)rosyjskich aktywistów medialnych. Że „Mińsk” (tak nazywa się trafiona ropucha), to stara łajba; a więc żadna poważna strata. No nie. Problemy logistyczne rosjan na południu Ukrainy zmuszają ich do szukania wyjść awaryjnych. Jednym z nich jest wykorzystanie portów w Przymorsku, Berdiańsku i Mariupolu jako hubów transportowych. „Poszaleć” przy tej okazji nie bardzo mogą, bo Morze Azowskie to płycizna i do wymienionych portów nie wejdą zbyt duże jednostki. Ale dostosowane do operowania na płytkich akwenach okręty desantowe już tak. Oczywiście, użyte do transportu zaopatrzenia choćby wszystkie desantowce nie zniwelują problemów logistyki – są za małe i jest ich za mało. Niemniej funkcje awaryjne realizują całkiem sprawnie. Więc ich topienie nie jest żadnym „zabiegiem propagandowym”. Podobnie jak uderzenia rakietowe na instalacje portowe w Mariupolu czy Berdiańsku służy dalszej izolacji pola walki.
Co zaś się tyczy okrętu podwodnego (ma nim być jednostka o nazwie „Rostów nad Donem”) – nie bez powodu pisałem wyżej o „bolesnej stracie”. Okręty podwodne są przez rosjan wykorzystywane do ostrzeliwania ukraińskich miast. To głównie one miotają pociskami Kalibr. Od lutego 2022 roku na Morzu Czarnym operuje sześć tego rodzaju jednostek. Ich mobilność i skrytość działania sprawia, iż w morzu pozostają nieuchwytne dla Ukraińców; dopaść można je jedynie w miejscach bazowania. Co też dziś nad ranem uczyniono. Rosyjska marynarka wojenna ma więcej jednostek typu Kilo, w innych flotach, ale teraz nie przedostaną się one na Morze Czarne – bosforskie wrota pozostają dla nich zamknięte. W kontekście zbliżającej się jesienno-zimowej kampanii rakietowej – w trakcie której rosjanie znów podejmą próbę zniszczenia ukraińskiej energetyki – mamy zatem do czynienia z poważnym osłabieniem potencjału uderzeniowego floty czarnomorskiej.
A Ukraińcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa…
Ps. A propos słów. Pamiętacie zeszłoroczne groźby putina, iż jakikolwiek atak na Krym spowoduje „odwetowe uderzenie bronią masowego rażenia”? To się chłop nagadał…
—–
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Nz. Screen z zapisem porannej sytuacji pożarowej w Sewastopolu.