Ostatnia szarża polskich kawalerzystów. „Las zionął ogniem”

news.5v.pl 4 godzin temu
  • Bitwa o Borujsko (wówczas niemieckie Schönfeld) była jednym z epizodów walk o Pomorze Zachodnie w czasie II wojny światowej. Podlegające Sowietom polskie jednostki próbowały zdobyć wieś przez kilka tygodni
  • Decydujące starcie nadeszło 1 marca 1945 r. Oddziały piechoty i wojsk pancernych nie były w stanie przebić się przez umocnione pozycje Niemców. Wszystko zmieniło się, gdy na pole bitwy wjechała 1. Samodzielna Brygada Kawalerii
  • Manewr zastosowany przez dowódców był zaskakujący i już w tych czasach niespotykany, ale ryzyko się opłaciło. Krwawa bitwa, obfitująca we wstrząsające zdarzenia, została wygrana
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Pierwsze tygodnie 1945 r. stanowiły zarazem ostatnie chwile niemieckiej okupacji Polski. Armia Czerwona zajmowała kolejne tereny, a walki przenosiły się już na ziemie należące do III Rzeszy, m.in. na Pomorze Zachodnie. Tam u boku Sowietów walczyły podlegające im jednostki złożone z polskich żołnierzy. W pewnym momencie przed Polakami postawione zostało zadanie przebicia się przez umocnienia we wsi Borujsko (wówczas jeszcze niemieckie Schönfeld).

Onet

Pierwsze starcia w okolicach Borujska zaczęły się 11 lutego 1945, kiedy zajęta została stacja kolejowa i polowe lotnisko. Sama wieś pozostała jednak niezdobyta, mimo powtarzających się prób szturmu i walk trwających do 15 lutego. Do kolejnego ataku doszło cztery dni później, ale i on nie przyniósł spodziewanych efektów. Zapisał się za to w historii jako czarny poniedziałek. Krwawe walki obfitowały w wiele ofiar.

Kacper Śledziński w książce „Tankiści. Prawdziwa Historia Czterech Pancernych” pisał: „Płomienie pojawiały się i po jednej, i po drugiej stronie. Polacy tracili działa pancerne i czołgi, wokół czarnych trupów wozów biegały postacie czołgistów z pióropuszami ognia na kombinezonach. Swąd stali, ciał i gumy zawisł nad pobojowiskiem”.

1. Samodzielna Brygada Kawalerii, marzec 1945 r.Domena publiczna

„Pokażemy, orły, jak się bić”

Polacy nie zrezygnowali jednak ze zdobycia miejscowości. Decydujący atak nadszedł 1 marca. Do boju wysłane zostały m.in. dwa pułki piechoty oraz batalion czołgów, ale — jak się później okazało — kluczową rolę dla rozstrzygnięcia bitwy odegrała 1. Samodzielna Brygada Kawalerii. Był to oddział sformowany rok wcześniej przez Sowietów w Trościańcu na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i włączony do kontrolowanej przez ZSRR 1. Armii Wojska Polskiego.

W jego skład wchodziło jednak wielu doświadczonych kawalerzystów z przedwojennej polskiej armii. Byli to ludzie, którzy od 1939 r. przebywali w sowieckiej niewoli i którzy — jak to często bywało — „nie zdążyli do Andersa”. W związku z tym do kraju musieli wracać w szeregach armii podporządkowanej Stalinowi. Z czasem w brygadzie znaleźli się też poborowi z Wołynia i Podola, oraz grupa partyzantów ze słynnej 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, rozbitej wcześniej przez Armię Czerwoną.

1. brygada kawalerii przeszła długą drogę. Z ZSRR została przerzucona w okolice Kiwerc, a następnie do Chełma i Lublina. We wrześniu 1944 r. wkroczyła na warszawską Pragę, a na początku 1945 r. wzięła udział w walkach na Pomorzu. To właśnie wtedy kawalerzyści zostali rzuceni pod Borujsko.

Kawaleria ludowego Wojska Polskiego po II wojnie światowej.Narodowe Archiwum Cyfrowe

1 marca 1945 r. do boju, tak jak w poprzednich tygodniach, miały ruszyć piechota i czołgi. Konne oddziały czekały w odwodzie.

Bądźcie gotowi na godzinę piątą jutro. Pokażemy, orły, jak polska kawaleria potrafi bić i łamać pozycje wroga!

— zagrzewał wieczorem do boju major Walerian Bogdanowicz. To on był dowódcą grupy, a bezpośrednio podlegali mu stojący na czele szwadronów podporucznicy: Zbigniew Starak i Mieczysław Spisacki.

„Przed namiotem sztabu major Arkuszewski, zastępca dowódcy brygady do spraw polityczno-wychowawczych, stary działacz rewolucyjny. Przemawia do wyciągniętych linii ułańskich, mówi o wadze zadania, o czekającej ich walce. Nacierać będą wraz z czołgami i piechotą, wyraża przekonanie, iż ani dowództwo, ani kraj na ułanach się nie zawiodą. Wznosi okrzyk i orkiestra kawaleryjska, dosiadająca — jak to w tradycji bywało — siwych koni, gra Jeszcze Polska nie zginęła…” — pisał Zbigniew Flisowski w książce „Pomorze. Reportaż z pola walki”.

Kawaleria LWP po II wojnie światowej, Kraków.Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ogniste ciosy

Poranek 1 marca był szary i mglisty. Wszystko jednak zmieniło się o godz. 6.30, gdy „horyzont zapalił się setką ogni i zahuczał setką artyleryjskich wystrzałów”, jak wspominał Flisowski. Polscy żołnierze ruszyli do walki przez pola otaczające wioskę.

Dalej czytamy: „Znajdowaliśmy się w objęciach półkolistej gorejącej linii. Las pluł, zionął ogniem. Ogniste półkole biegło ku północy, skręcając jakby w stronę linii niemieckich. Setki, tysiące pocisków przecinało powietrze, szło ponad nami, tworząc struny piekielnego instrumentu wojny. Były jakby gwiżdżącymi południkami półkuli sklepienia — która szara, bezimienna, przygnębiająca nakrywała walczących. A ziemia? Chwilami zdawało się, iż chce pożreć niebo lub iż zadaje mu ogniste ciosy, pragnąć jego upadku…”.

Dalsza część tekstu znajduje się pod wideo.


Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Najpierw uruchomiona została artyleria. Działa i moździerze zasypywały pozycje Niemców, potem doszedł też ostrzał z samolotów. Wreszcie do natarcia ruszyła piechota przy wsparciu oddziału pancernego. 5. pułk uderzył na Borujsko, 6. w tym czasie atakował położony obok Żabin. Niemcy jednak się nie poddali i odpowiedzieli Polakom ogniem.

Wehrmacht utrzymał pozycje, stosując w boju panzerfausty, moździerze i cekaemy. Polacy powoli, mozolnie zbliżali się do niemieckich pozycji, ale ogniowa zapora okazała się nie do przejścia. W tym czasie kawalerzyści czekali w pobliskim lesie na swoją kolej. Widzieli, jak z pola bitwy zwożono rannych i zabitych. Borujsko było „chronione jarami i odgrodzone od nacierających gładkim polem, przestrzeliwanym na wszystkie strony”.

Stacjonujący w prowizorycznym schronie sztab obradował w napiętej atmosferze. Pierwsze godziny walki przyniosły duże straty, ale nie dały większego rezultatu. Polacy zdobyli zaledwie około 200 metrów terenu.

Kolumna kawalerii LWP po II wojnie światowej.Narodowe Archiwum Cyfrowe

Krew spływała po stalowych płytach

Po ożywionych naradach rozpoczęło się kolejne natarcie. Do boju ruszył kolejny batalion czołgów. „Szli w stronę dużego samotnego drzewa, widocznego na polu w stronę Borujska. Przez uchylony luk wskazywał im cele niewysoki blondynek, kapralik z piechoty. Dowódca czołgu raz po raz rozmawiał z kapralem. Gdy wychylił się ponownie, blondynek opadł na transmisję, jego krew spływała po stalowych płytach i żaluzjach do skrzyni biegów. — Ot, sukinsyny, ubili naszego gieroja…!” — opisywał te wydarzenia Flisowski.

Kolejne fragmenty reportażu z walk na Pomorzu ukazują nam dramatyczny i przejmujący obraz bitwy z Niemcami. Czytamy: „Pawelczyk ze swego dolnego karabinu maszynowego, wmontowanego obok miejsca radiotelegrafisty, wbił w nich całą długą serię. Zbliżali się do nich z całą szybkością, jaką mogli wycisnąć w tym terenie z T-34. Rossowiecki bez litości przejechał po ich stanowiskach gąsienicami”.

Wielu Polaków padało ściętych seriami z karabinów. choćby jeżeli przeżyli trafienie, leżeli ranni na środku bitewnego pola, na które wjeżdżały kolejne czołgi: „Gdy Dziemiach wychyla się na chwilę z luku, żeby lepiej zorientować się w układzie terenu, słyszy wołanie rannych. Część zabitych żyje! Nadchodzą straszne chwile. Trzeba manewrować, zmieniać pozycję, strzelać, czasami cofać się o kilkanaście metrów. Czołg nie może stać w miejscu, nie może wystawić się, nieruchomy, na sztych przeciwnika!”. Wielu pancernych także nie uniknęło śmierci. Czołgi stawały w ogniu, trafiane panzerfaustami przez czających się w okopach Niemców.

Kawaleria LWP po II wojnie światowej.Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dorwać się do wroga!

Walka była zażarta, ale główny punkt niemieckiego oporu biegnący przez samo Borujsko pozostawał nietknięty. Po kilku godzinach nadszedł wreszcie czas kawalerzystów. Dowództwo zdecydowało się na ryzykowny, niezwykły już w tych czasach manwer i postawiło na frontalny atak konnej formacji.

Flisowski pisał: „Rusza grupa konna, 180 szabel, cekaemy, a za nimi działa i pod niebem stalowym, obłokami przykrytym, obydwa szwadrony wyjeżdżają z lasu — początkowo w szyku zwartym. (…) Przed nimi długie szerokie pole z miniaturowymi figurkami ludzkimi i pudełkami ciemnych na tle plam śniegu czołgów, błyskających ogniem raz po raz. Na polu co chwila wylatują słupy ziemi i dymu — Niemcy biją z dział i moździerzy. Na lewym skrzydle, na lotnisku, leżą popalone niemieckie samoloty”.

Kawaleria ruszyła przed siebie, w stronę niemieckiej obrony, przyspieszyła i rozciągnęła się wzdłuż całej linii walk. „I dzieje się jeden z niesłychanych cudów tej wojny: ta piechota, zahartowana ponad wszystko (…) umiejąca walczyć przeciw piechocie, artylerii i czołgom, wyposażona w to wszystko, co przemysł niemiecki mógł dać swemu żołnierzowi, widzi naprzeciw siebie siłę niepojętą, której obecności na nowoczesnym polu bitwy nie można wytłumaczyć: KAWALERIĘ”.

Jednostka kawalerii LWP, 1946-1947.Narodowe Archiwum Cyfrowe

Pędząca w stronę okopów formacja, wśród ognia i słupów dymu, zupełnie zdezorientowała Niemców. Ppor. Zbigniew Starak wspominał: „Minęliśmy piechotę, minęliśmy czołgi. O czym się myśli w takiej chwili? Tylko o jednym: dorwać się do wroga! Przeskoczyliśmy przez wnęki panzerfaustników, konie brały rowy, kto się wychylił lub uciekał, dostawał szablą!”.

Akcja kawalerii połączona z natarciem czołgów i piechoty załamały niemiecką obronę na polu. Polacy niszczyli kolejne punkty ogniowe, wrogowie ginęli od wystrzałów z luf karabinów i czołgów, oraz od wspominanych już szabel. Niemcy próbowali salwować się ucieczką, ale za swoimi plecami napotykali już flankujących ich kawalerzystów. To był moment przełomowy. Polacy docierali już do wsi, żołnierze mogli zsiąść z koni i przystąpić do walki pieszej. Niemcy ostrzeliwali się, wokół huczały moździerze, co rusz spadały pociski.

Kawaleria LWP po II wojnie światowej.Narodowe Archiwum Cyfrowe

Krzyż za Wrzesień

Zaczęły się starcia o poszczególne budynki i uliczki. Wybuchały granaty, rozlegały się strzały z broni maszynowej. Jeden z polskich żołnierzy wspominał wzięcie wroga do niewoli. „W dymie ukazuje się siwawy Niemiec, mocno poraniony, z zakrwawioną całą lewą stroną ciała. (…) Trzymając w ręku pistolet, zerwałem mu odznaczenie — Krzyż Żelazny z 1939 roku, wianuszki srebrny i złoty, i odznaki piechoty: dwa karabiny na krzyż na wstążeczce. Dlaczego to zrobiłem? Rozwścieczyło mnie, iż miał krzyż za Wrzesień”.

Nieopodal znajdował się inny żołnierz Wehrmachtu. „Ten drugi leżał, był ciężko ranny, mówił po polsku — iż jest z Sosnowca, prosił o papierosa. Kończył się. — Dlaczego walczyłeś? Nie mógł już odpowiedzieć…” — opisywał Zbigniew Flisowski.

To były już ostatnie godziny bitwy. Polacy wypierali Niemców z kolejnych budynków i schronów. Część armii wroga zginęła, część została wzięta do niewoli. Jeszcze inni porzucili karabiny i uciekli przez pola, byle dalej od nacierających Polaków. Do wsi wlała się fala polskich czołgów. Ostatnie niemieckie pozycje udało się zajść ze skrzydła batalionom piechoty. O godz. 17 Schönfeld/Borujsko zostało zdobyte.

Żołnierze kawalerii LWP, 1945-1947.Narodowe Archiwum Cyfrowe

Tego dnia Niemcy stracili ponad 500 zabitych i 50 rannych. Po stronie polskiej zginęło blisko 150 żołnierzy, a 350 odniosło rany. Wśród samych kawalerzystów strat było jednak niewiele. Poległo siedmiu ułanów, kilkunastu zostało rannych.

W kolejnych tygodniach 1. Samodzielna Brygada Kawalerii przez cały czas walczyła z Niemcami na Pomorzu Zachodnim, a pod koniec wojny operowała na przedmieściach Berlina. Po wojnie funkcjonowała jako dywizja, a w 1947 r. — tak jak wszystkie inne oddziały kawaleryjskie w ludowym Wojsku Polskim — została rozwiązana. Szarża pod Borujskiem jest uznawana za ostatnią szarżę polskich kawalerzystów w historii.

***

Materiał powstał dzięki współpracy Onetu z partnerem — Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl.

Idź do oryginalnego materiału